• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Irlandzcy kibice przyjechali do Gdańska

Jakub Gilewicz
12 czerwca 2012 (artykuł sprzed 11 lat) 

Zobacz przyśpiewki irlandzkich kibiców tuż po wyjściu z pociągu.



Ponad tysiąc irlandzkich kibiców przyjechało do Gdańska specjalnym pociągiem z Poznania. W drodze jest jeszcze siedem składów z fanami reprezentacji Irlandii. Piłkarze z Zielonej Wyspy zmierzą się w czwartek z Hiszpanią na murawie Areny Gdańsk.



Ilu irlandzkich kibiców może pojawić się w Trójmieście?

- Najpierw coś zjemy i wypijemy piwo, a później kluby ze striptizem - opowiadało o swoich planach dwóch irlandzkich kibiców, którzy wysiedli z pociągu na stacji Gdańsk Główny.

Pierwszym składem z Poznania przyjechało do Trójmiasta ok. 1,2 tys. kibiców. Gdańszczan powitali swoimi przyśpiewkami i znanym "Polska, biało-czerwoni". Kolejne składy (łącznie ma być ich osiem) są już w drodze z Wielkopolski do Trójmiasta.

- To fantastyczni kibice, ale cieszę się, że już wyjeżdżają z Poznania. Jeżeli przegrają mecz z Hiszpanią u was, to prawdopodobnie już do nas nie wrócą na mecz z Włochami. Lubią się bawić, ale nie lubią po sobie sprzątać. A ponieważ piją mnóstwo piwa, to mamy z tym poważny problem - ocenił jeden z poznańskich dziennikarzy.

Wieczorem fani reprezentacji Irlandii rozegrają w Gdyni towarzyski mecz rugby i piłki nożnej z polskimi kibicami.

Wydarzenia

Euro 2012: Hiszpania - Irlandia

mecz

Opinie (205) ponad 10 zablokowanych

  • (3)

    Co za mózg wymyśla ankiety?

    • 94 2

    • a bezmózg
      b ćwierćmózg
      c półmózg
      d ptasi mózg

      • 5 0

    • Zaznaczyłem "więcej niż 100tyś."

      dla beki

      • 5 0

    • bezmózg

      • 5 0

  • No to mamy jakby dwie zielone wyspy :) (3)

    Witamy w Gdańsku!!!

    • 222 6

    • (2)

      Większość bezmyślnie powtarza, a nikt nie wie, skąd wzięło się określenie "zielona wyspa". Tu nie chodzi wcale o drugą Irlandię. Po porstu na tle innych państw w dobie kryzysu, Polska jako jedyny kraj była oznaczona na zielono. Wpiszcie sobie w googl grafika - zielona wyspa i zobaczcie o co chodzi, zamiat powtarzać bzdury o drugiej Irlandii.

      • 6 7

      • No to akurat nie do mnie kolego gdyż ja o tym doskonale wiem dlatego też połączyłem te dwa terminy frywolnie pozostawiając uśmieszek kończący temat. Się tak nie uruchamiaj bo Ci ciśnienie skoczy (bez obrazy oczywiście) Pozdrawiam

        • 3 3

      • http://www.google.pl

        • 3 1

  • Prowadzę sklep z alkoholem

    w Gdańsku.. Dobrze, że zamówiłem zapas już na dłuuuugo przed Euro.. W magazyniesklepowym się nie mieściło i trzymałem zapasy nawet u siebie w domu. Opłacało się bo piwo idzie lepiej niż "ciepłe bułeczki". Zarobię tyle, co normalnie w ciągu pół roku :-)
    Koko, koko Euro spoko !!!

    • 25 2

  • Irlandzki zespół to piłkarze tylko irlandzcy - tak powinno być, bez kupawania i rozgrywek pieniężnych (2)

    kto ma więcej kasy to zawodników kupuje.
    Przyjmijmy ich sympatycznie, są spoko !

    • 30 1

    • (1)

      Mylisz sie bo kilku szkotow by sie znalazlo w histori ich kadry.

      • 0 0

      • to i tak wzór

        • 3 0

  • (2)

    wierze, ze Gdansk nie przywita zielonych jak Wawa Ruskich

    • 6 9

    • Polska to i tak nic nie znaczący punkt na mapie, więc jej powitanie bądź nie nikogo nie zainteresuje. (1)

      • 4 2

      • Głupi jesteś

        aż żal.

        • 2 4

  • " A ponieważ piją mnóstwo piwa, to mamy z tym poważny problem - ocenił jeden z poznańskich dziennikarzy."

    Za to nie mają "z tym" poważnego problemu hieny-właściciele gdańskich knajpek. Hiszpanów łoili po 10 Euro za kufelek, a tych skroją po 15 ! Natomiast już po Euro, pokrzyczą redaktorkom "ta impreza przyniosła nam same straty". Oni są podobni do taksówkarzy, polityków, klechów i kobiet. Ile byś im nie dał, to i tak zawsze żle i za mało!

    • 13 1

  • Kabaret Evan pęknie w szwach...

    I nie tylko on...

    • 2 0

  • Monia czeka

    i bedzie tulic

    • 3 4

  • Irlandczycy. Co za naród

    - Dziemkuje! to słowo mówione przez obcokrajowca zawsze wywołuje uśmiech, bezwarunkowy, mimowolny. Tak samo było w przedziale pociągu z Łodzi do Warszawy, którym jechałem, by zobaczyć na żywo, jak wygląda warszawska strefa kibica. Ze mną siedziało dwóch obcokrajowców, jeden w koszulce Celticu Glasgow, drugi w T-shircie reprezentacji Smudy. Wymiana zdań, paru nazwisk (Zaluskaj, our second goalie), poglądów. Nie przypuszczałem, że kilkadziesiąt godzin później usiądę z nimi na trybunach stadionu poznańskiego Lecha, wbrew swojemu stosunkowi do całej imprezy o nazwie Euro 2012. Choć może wcale nie do końca wbrew?

    Steve to Anglik, niedługo będzie obchodził 40-te urodziny, Mick, nieco młodszy, pochodzi z Irlandii, co słychać w jego głosie. Choć dogryzają sobie ze względu na narodowość, łączy ich wielka przyjaźń. Obaj sporo przeżyli podczas wspólnych misji w Afganistanie i Iraku. Na mistrzostwa Europy przyjechali zaledwie dwa miesiące po powrocie ze służby. Związek Micka zawisł na włosku, Steve również miał pewne problemy, ale postanowili za wszelką cenę obejrzeć najważniejsze mecze Euro.

    - Najważniejsze?
    - Tak, najważniejsze dla mnie czyli Polska Grecja oraz Polska Rosja, oraz dla Micka czyli Irlandia Chorwacja i Irlandia Włochy. Potem może jeszcze coś na Ukrainie - odpowiedział mi Steve, dla którego Polska okazała się być drugą ojczyzną. Naprawdę kocham wasz kraj ehe, zripostowałem w myślach. Co drugi sprzedawca hot-dogów tak mówi, a tureccy handlarze kebabem poznali zwrot kocham wasz kraj jeszcze przed innym, bardzo znanym zwrotem, również zaczynającym się na k. Postanowiłem go nieco sprawdzić i odpytać, czy podziwia coś oprócz naszych kobiet, bo to wydało mi się oczywiste. Efekt? Półgodzinna tyrada o szarży Polaków na Monte Cassino, wyrazy podziwu dla Dywizjonu 303, informacje o armii Andersa, szczegóły z naszej historii łącznie z geopolityczną analizą tragicznego położenia pomiędzy dwoma mocarstwami. Mick zdawał się przysypiać, ale Steve był w swoim żywiole. Zanim wymienił mi wszystkie nasze zalety, zdążyliśmy przejechać połowę drogi. A odwoływał się nie tylko do historii, ale także do teraźniejszości.

    - Nie macie czegoś takiego jak polityczna poprawność. U nas, kiedy jesteś heteroseksualnym, białym mężczyzną i w dodatku wierzysz w Boga youre fucked up - przekonywał. Mick zresztą także wtrącał swoje zdanie, choć trzeba uczciwie przyznać irlandzki akcent nie jest w połowie tak łatwy do zrozumienia, jak angielski. Stilopola! krzyknął Mick, co dopiero po chwili rozszyfrowałem jako Steve loves Poland. Podobnie było zresztą z niemal każdym jego zdaniem. W takiej, dość specyficznej, jak na rozmowę trzech fanów piłki nożnej w drodze na mecz, atmosferze minęła cała droga. Umówiliśmy się na niedzielę, by razem ruszyć do Poznania na spotkanie Irlandii.

    Miasto doznań okazało się zaskakiwać od momentu przekroczenia jego granic, aż po ostatnie minuty pobytu. Spytacie co znajduje się na powyższej fotce? Hotel Wyspiarzy. Co prawda w Internecie zabukowali zupełnie inny, wypasiony, trzygwiazdkowy pokój, ale przecież jest Euro. Na miejscu okazało się, że nie ma już dla nich miejsc w budynku hotelowym, więc właściciel wynajął dla nich lokum w tajemniczym domku pod Poznaniem, 3 kilometry od pierwotnego miejsca pobytu. Oczywiście obsługa very haj level inglisz, więc na chwilę stałem się oficjalnym akredytowanym tłumaczem i stewardem Euro 2012. Właściciel pocieszył nas podrzucimy was do centrum. Za 40 złotych.

    Ta lekka organizacyjna wpadka była jednak złym początkiem naprawdę miłego dnia. Tak jak atmosfera w warszawskiej strefie kibica mnie przytłaczała, wkurzała i momentami była nie do zniesienia (trąbki!), tak Poznań przywitał mnie typowo piłkarskim klimatem. Jasne, roiło się od wymyślnych strojów, wymalowanych od stóp do głów szaleńców z gigantycznymi dmuchanymi gadżetami w barwach reprezentacji, śladowe były jednak ilości trąbek, kołatek i innych podobnych urządzeń, a hałas na rynku tworzyły przede wszystkim chóralne śpiewy. Irlandczycy w jednym z barów darli się come on you boys in green, by po chwili zostać przekrzyczanym przez skandujących Hrvatska podróżników z Chorwacji. Sami kibice także różnili się od tych wspierających reprezentację Smudy w Warszawie każdy z nich śpiewał równo i melodycznie, a dobrze brzmiały nawet pieśni intonowane przez kompletnie zalanych Irlandczyków w kostiumach zielonego spider-mana.

    Okazało się, że to dopiero początek serii szokujących wydarzeń. Pierwszy szok oprawa, na samym środku poznańskiego rynku, przeprowadzana przez ludzi, którzy w niczym nie różnili się od tych roześmianych Andrzejów ze stołecznej strefy kibica. Gigantyczna flaga Chorwacji, pod którą momentalnie rozpoczęły się śpiewy na moment uciszające wszystkich Irlandczyków, z podziwem patrzących na prezentację.

    Z drugiej strony Irlandia nie miała się czego wstydzić. Wyspiarze postawili na humor na flagach i koszulkach częsty motyw to In Trap we trust oraz twarzy Giovaniego i Robbiego Keanea we wszystkich możliwych konfiguracjach. Z kolei flagi jedna z polskim napisem jeśli szukasz męża, pogadaj z nami, inna z napisem Angela Merkel think were in job wyszydzająca aktualną sytuację polityczną i finansową w całej Europie. Do tego te śpiewy, czy przed, czy po meczu come on you boys in green, potem stand up for boys in green, by wreszcie shoes up for boys in green z użyciem latających wysoko w górze butów Niby pikniki, niby piłkarskie święto, ale właśnie. Słowo klucz to PIŁKARSKIE.

    ***

    Tyle na temat rynku, gdzie dodatkowym smaczkiem i urokiem było zachowanie policji. W przeciwieństwie do rozgrywek ligowych, policja pozwalała niemal na wszystko. Picie piwa z puszek (nawet niepoprawnego, konkurencyjnego do official sponsor), kompletne lekceważenie przepisów ruchu drogowego, szereg innych drobnych występków, które w normalnych warunkach skutkowałyby zakazem stadionowym i grzywną, tutaj uchodziły na sucho. Do tego stopnia, że kibice Chorwacji nie mieli żadnego problemu z odbiciem swojego kolegi z rąk policji.

    woją drogą choć awantury nie było mi dane zobaczyć (byliśmy już w drodze na stadion), większość z dymiących już od wczesnego popołudnia szukała na rynku zwarcia. Potem mijaliśmy się z nimi również po meczu, gdy zdawali się na kogoś czekać

    ***

    Co zaś drogi na stadion ta okazała się być prawdziwą mordęgą. Z rynku na Bułgarską teoretycznie mogliśmy dostać się tramwajem, po długiej pieszej wędrówce, lub autobusem. Tramwaje miały problemy z przejazdem, autobusów nie stwierdzono, a nogi moich towarzyszy, których z każdą chwilą było więcej (look Jim, its Diego, irish supporter from Argentina, Jim, look, thats John, irish, but now lives in Australia) odmawiały posłuszeństwa. Zdecydowaliśmy się na taksówki zdążyłem się przyzwyczaić, że kierowcy znają tyle języków co Grzegorz Lato. Najpierw dowiozłem Irlandczyków pod stadion, potem jeszcze wysłałem Hiszpanów do pubu, ponieważ telebimy na Bułgarskiej nie spełniały ich oczekiwań. Swoją drogą spróbujcie kiedyś tłumaczyć cokolwiek w atmosferze przedmeczowej. Poplątanie języków gwarantowane, szczególnie, gdy nie mówicie płynnie. Przez chwilę wyglądało to mniej więcej tak:

    Taksówkarz - Powiedz im pan, czy wolą w pubie pod dachem, czy pod gołym niebem.
    Ja (do Hiszpanów) You prefer watching match in pub, czy pod gołym niebem.
    Hiszpanie (zdezorientowani) Pub, pub, its raining here!
    Ja (do taksówkarza) They said, they would rather go to kurka! Chcą do pubu, bo pada.

    ***

    Sam stadion okazały, szczególnie, gdy pod nim kłębią się całe tabuny biało-czerwonej kraty i zielono-białych pasów. Atmosfera? Dokładnie taka jak w strefie kibica, czy na rynku. I just can get enough z jednej strony i Hrvatska z drugiej, melodyjne śpiewki Irlandczyków kontra ryczący Chorwaci, na każdym kroku podkreślający swoim zachowaniem swój bałkański temperament.

    Generalnie jednak pod stadion przybyłem z zamiarem rozmowy z konikami, którzy już od samego rynku atakowali z silnym brytyjskim akcentem tickets, I have tickets.

    • 24 2

  • RESTAURATORZY!!!

    Pamietajcie o mleku do herbaty dla Irlandczykow :)

    • 9 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane