• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Irlandzcy kibice przyjechali do Gdańska

Jakub Gilewicz
12 czerwca 2012 (artykuł sprzed 11 lat) 

Zobacz przyśpiewki irlandzkich kibiców tuż po wyjściu z pociągu.



Ponad tysiąc irlandzkich kibiców przyjechało do Gdańska specjalnym pociągiem z Poznania. W drodze jest jeszcze siedem składów z fanami reprezentacji Irlandii. Piłkarze z Zielonej Wyspy zmierzą się w czwartek z Hiszpanią na murawie Areny Gdańsk.



Ilu irlandzkich kibiców może pojawić się w Trójmieście?

- Najpierw coś zjemy i wypijemy piwo, a później kluby ze striptizem - opowiadało o swoich planach dwóch irlandzkich kibiców, którzy wysiedli z pociągu na stacji Gdańsk Główny.

Pierwszym składem z Poznania przyjechało do Trójmiasta ok. 1,2 tys. kibiców. Gdańszczan powitali swoimi przyśpiewkami i znanym "Polska, biało-czerwoni". Kolejne składy (łącznie ma być ich osiem) są już w drodze z Wielkopolski do Trójmiasta.

- To fantastyczni kibice, ale cieszę się, że już wyjeżdżają z Poznania. Jeżeli przegrają mecz z Hiszpanią u was, to prawdopodobnie już do nas nie wrócą na mecz z Włochami. Lubią się bawić, ale nie lubią po sobie sprzątać. A ponieważ piją mnóstwo piwa, to mamy z tym poważny problem - ocenił jeden z poznańskich dziennikarzy.

Wieczorem fani reprezentacji Irlandii rozegrają w Gdyni towarzyski mecz rugby i piłki nożnej z polskimi kibicami.

Wydarzenia

Euro 2012: Hiszpania - Irlandia

mecz

Opinie (205) ponad 10 zablokowanych

  • RESTAURATORZY!!!

    Pamietajcie o mleku do herbaty dla Irlandczykow :)

    • 9 1

  • Irlandczycy. Co za naród

    - Dziemkuje! to słowo mówione przez obcokrajowca zawsze wywołuje uśmiech, bezwarunkowy, mimowolny. Tak samo było w przedziale pociągu z Łodzi do Warszawy, którym jechałem, by zobaczyć na żywo, jak wygląda warszawska strefa kibica. Ze mną siedziało dwóch obcokrajowców, jeden w koszulce Celticu Glasgow, drugi w T-shircie reprezentacji Smudy. Wymiana zdań, paru nazwisk (Zaluskaj, our second goalie), poglądów. Nie przypuszczałem, że kilkadziesiąt godzin później usiądę z nimi na trybunach stadionu poznańskiego Lecha, wbrew swojemu stosunkowi do całej imprezy o nazwie Euro 2012. Choć może wcale nie do końca wbrew?

    Steve to Anglik, niedługo będzie obchodził 40-te urodziny, Mick, nieco młodszy, pochodzi z Irlandii, co słychać w jego głosie. Choć dogryzają sobie ze względu na narodowość, łączy ich wielka przyjaźń. Obaj sporo przeżyli podczas wspólnych misji w Afganistanie i Iraku. Na mistrzostwa Europy przyjechali zaledwie dwa miesiące po powrocie ze służby. Związek Micka zawisł na włosku, Steve również miał pewne problemy, ale postanowili za wszelką cenę obejrzeć najważniejsze mecze Euro.

    - Najważniejsze?
    - Tak, najważniejsze dla mnie czyli Polska Grecja oraz Polska Rosja, oraz dla Micka czyli Irlandia Chorwacja i Irlandia Włochy. Potem może jeszcze coś na Ukrainie - odpowiedział mi Steve, dla którego Polska okazała się być drugą ojczyzną. Naprawdę kocham wasz kraj ehe, zripostowałem w myślach. Co drugi sprzedawca hot-dogów tak mówi, a tureccy handlarze kebabem poznali zwrot kocham wasz kraj jeszcze przed innym, bardzo znanym zwrotem, również zaczynającym się na k. Postanowiłem go nieco sprawdzić i odpytać, czy podziwia coś oprócz naszych kobiet, bo to wydało mi się oczywiste. Efekt? Półgodzinna tyrada o szarży Polaków na Monte Cassino, wyrazy podziwu dla Dywizjonu 303, informacje o armii Andersa, szczegóły z naszej historii łącznie z geopolityczną analizą tragicznego położenia pomiędzy dwoma mocarstwami. Mick zdawał się przysypiać, ale Steve był w swoim żywiole. Zanim wymienił mi wszystkie nasze zalety, zdążyliśmy przejechać połowę drogi. A odwoływał się nie tylko do historii, ale także do teraźniejszości.

    - Nie macie czegoś takiego jak polityczna poprawność. U nas, kiedy jesteś heteroseksualnym, białym mężczyzną i w dodatku wierzysz w Boga youre fucked up - przekonywał. Mick zresztą także wtrącał swoje zdanie, choć trzeba uczciwie przyznać irlandzki akcent nie jest w połowie tak łatwy do zrozumienia, jak angielski. Stilopola! krzyknął Mick, co dopiero po chwili rozszyfrowałem jako Steve loves Poland. Podobnie było zresztą z niemal każdym jego zdaniem. W takiej, dość specyficznej, jak na rozmowę trzech fanów piłki nożnej w drodze na mecz, atmosferze minęła cała droga. Umówiliśmy się na niedzielę, by razem ruszyć do Poznania na spotkanie Irlandii.

    Miasto doznań okazało się zaskakiwać od momentu przekroczenia jego granic, aż po ostatnie minuty pobytu. Spytacie co znajduje się na powyższej fotce? Hotel Wyspiarzy. Co prawda w Internecie zabukowali zupełnie inny, wypasiony, trzygwiazdkowy pokój, ale przecież jest Euro. Na miejscu okazało się, że nie ma już dla nich miejsc w budynku hotelowym, więc właściciel wynajął dla nich lokum w tajemniczym domku pod Poznaniem, 3 kilometry od pierwotnego miejsca pobytu. Oczywiście obsługa very haj level inglisz, więc na chwilę stałem się oficjalnym akredytowanym tłumaczem i stewardem Euro 2012. Właściciel pocieszył nas podrzucimy was do centrum. Za 40 złotych.

    Ta lekka organizacyjna wpadka była jednak złym początkiem naprawdę miłego dnia. Tak jak atmosfera w warszawskiej strefie kibica mnie przytłaczała, wkurzała i momentami była nie do zniesienia (trąbki!), tak Poznań przywitał mnie typowo piłkarskim klimatem. Jasne, roiło się od wymyślnych strojów, wymalowanych od stóp do głów szaleńców z gigantycznymi dmuchanymi gadżetami w barwach reprezentacji, śladowe były jednak ilości trąbek, kołatek i innych podobnych urządzeń, a hałas na rynku tworzyły przede wszystkim chóralne śpiewy. Irlandczycy w jednym z barów darli się come on you boys in green, by po chwili zostać przekrzyczanym przez skandujących Hrvatska podróżników z Chorwacji. Sami kibice także różnili się od tych wspierających reprezentację Smudy w Warszawie każdy z nich śpiewał równo i melodycznie, a dobrze brzmiały nawet pieśni intonowane przez kompletnie zalanych Irlandczyków w kostiumach zielonego spider-mana.

    Okazało się, że to dopiero początek serii szokujących wydarzeń. Pierwszy szok oprawa, na samym środku poznańskiego rynku, przeprowadzana przez ludzi, którzy w niczym nie różnili się od tych roześmianych Andrzejów ze stołecznej strefy kibica. Gigantyczna flaga Chorwacji, pod którą momentalnie rozpoczęły się śpiewy na moment uciszające wszystkich Irlandczyków, z podziwem patrzących na prezentację.

    Z drugiej strony Irlandia nie miała się czego wstydzić. Wyspiarze postawili na humor na flagach i koszulkach częsty motyw to In Trap we trust oraz twarzy Giovaniego i Robbiego Keanea we wszystkich możliwych konfiguracjach. Z kolei flagi jedna z polskim napisem jeśli szukasz męża, pogadaj z nami, inna z napisem Angela Merkel think were in job wyszydzająca aktualną sytuację polityczną i finansową w całej Europie. Do tego te śpiewy, czy przed, czy po meczu come on you boys in green, potem stand up for boys in green, by wreszcie shoes up for boys in green z użyciem latających wysoko w górze butów Niby pikniki, niby piłkarskie święto, ale właśnie. Słowo klucz to PIŁKARSKIE.

    ***

    Tyle na temat rynku, gdzie dodatkowym smaczkiem i urokiem było zachowanie policji. W przeciwieństwie do rozgrywek ligowych, policja pozwalała niemal na wszystko. Picie piwa z puszek (nawet niepoprawnego, konkurencyjnego do official sponsor), kompletne lekceważenie przepisów ruchu drogowego, szereg innych drobnych występków, które w normalnych warunkach skutkowałyby zakazem stadionowym i grzywną, tutaj uchodziły na sucho. Do tego stopnia, że kibice Chorwacji nie mieli żadnego problemu z odbiciem swojego kolegi z rąk policji.

    woją drogą choć awantury nie było mi dane zobaczyć (byliśmy już w drodze na stadion), większość z dymiących już od wczesnego popołudnia szukała na rynku zwarcia. Potem mijaliśmy się z nimi również po meczu, gdy zdawali się na kogoś czekać

    ***

    Co zaś drogi na stadion ta okazała się być prawdziwą mordęgą. Z rynku na Bułgarską teoretycznie mogliśmy dostać się tramwajem, po długiej pieszej wędrówce, lub autobusem. Tramwaje miały problemy z przejazdem, autobusów nie stwierdzono, a nogi moich towarzyszy, których z każdą chwilą było więcej (look Jim, its Diego, irish supporter from Argentina, Jim, look, thats John, irish, but now lives in Australia) odmawiały posłuszeństwa. Zdecydowaliśmy się na taksówki zdążyłem się przyzwyczaić, że kierowcy znają tyle języków co Grzegorz Lato. Najpierw dowiozłem Irlandczyków pod stadion, potem jeszcze wysłałem Hiszpanów do pubu, ponieważ telebimy na Bułgarskiej nie spełniały ich oczekiwań. Swoją drogą spróbujcie kiedyś tłumaczyć cokolwiek w atmosferze przedmeczowej. Poplątanie języków gwarantowane, szczególnie, gdy nie mówicie płynnie. Przez chwilę wyglądało to mniej więcej tak:

    Taksówkarz - Powiedz im pan, czy wolą w pubie pod dachem, czy pod gołym niebem.
    Ja (do Hiszpanów) You prefer watching match in pub, czy pod gołym niebem.
    Hiszpanie (zdezorientowani) Pub, pub, its raining here!
    Ja (do taksówkarza) They said, they would rather go to kurka! Chcą do pubu, bo pada.

    ***

    Sam stadion okazały, szczególnie, gdy pod nim kłębią się całe tabuny biało-czerwonej kraty i zielono-białych pasów. Atmosfera? Dokładnie taka jak w strefie kibica, czy na rynku. I just can get enough z jednej strony i Hrvatska z drugiej, melodyjne śpiewki Irlandczyków kontra ryczący Chorwaci, na każdym kroku podkreślający swoim zachowaniem swój bałkański temperament.

    Generalnie jednak pod stadion przybyłem z zamiarem rozmowy z konikami, którzy już od samego rynku atakowali z silnym brytyjskim akcentem tickets, I have tickets.

    • 24 2

  • (2)

    LIVE Z NARODOWEGO: trwa odliczanie do meczu

    Są takie dni, kiedy jeden piłkarz jednym strzałem może zapewnić sobie chwałę na całe dekady. Jak Jan Domarski na Wembley. Są takie dni, kiedy bramkarz może zapewnić sobie nieśmiertelność.... więcej
    Marcin Żewłakow: - Wyjdźmy jak na Grecję, grajmy o pełną pulę!

    - Nie idealizujmy Ukraińców. Gdyby w ostatniej minucie Elmander zachował się lepiej, to zamiast wielkiej euforii byłby remis. Ukraina postawiła duży krok, zdobyła trzy punkty, odniosła pierwsze... więcej
    Gdy kolegów rozstrzeliwano, on uciekał ze szkoły. Dziś chce rozgromić Polaków

    Cztery lata oczekiwań, by w końcu wlać nieco więcej nadziei w serca. Dla 140 milionów Rosjan jest skarbem równie cennym, co ropa. W kadrze zadebiutował mając ledwie 18 lat i 116 dni, jednak dług... więcej
    STAN EURO (5). Obsesja doskonałości - Monika Olejnik i Cristiano Ronaldo

    Kiedyś uważałem, że jazda rowerem jest bez sensu jak już jechać to po coś, np. do sklepu, a nie tak po prostu. Rower jako środek lokomocji, ale na pewno nie jako rozrywka. Rok temu zmieniłem... więcej
    Eurogłupawka: Rosja, Rosja, Rosja! Dziś wszyscy tylko o tym...

    Euro okazuje się kopalnią głupot i absurdów. A my głupoty, o ile są faktycznie zabawne i w miarę nieszkodliwe dla zdrowia i umysłu, lubimy i chętnie je publikujemy. Bo głupoty były, są i będą.... więcej
    Prezes greckiej federacji, Sofoklis Pilavios w rozmowie z Weszło: - Sędzia gwizdał dla Polaków!

    Z prezesem greckiej federacji piłkarskiej, Sofoklisem Pilaviosem spotkaliśmy się w warszawskiej restauracji Paros. Przyjęcie na którym pojawiła się cała śmietanka greckiego futbolu zostało... więcej
    Rosyjska ruletka. Smuda ma lufę przy skroni...

    Przed nami najważniejszy mecz dla polskiej piłki w XXI wieku. Teoretycznie gra toczyć będzie się tylko o trzy punkty, ale praktycznie stawka jest o wiele większa. Spotkanie z Rosją urosło do rangi... więcej
    1x2 Weszło! Juskowiak wierzy: Rosja to, mimo wszystko, chimeryczny zespół

    Ciąg dalszy naszych bukmacherskich przymiarek do Euro 2012. Przypominamy, że każdego dnia w osobnym tekście będziemy publikować własne typy, analizy i zapowiedzi obu spotkań turnieju. Spróbujemy... więcej
    Maluczcy na scenie, wielcy na widowni podsumowanie pierwszej kolejki EURO 2012

    Pierwsze koty za płoty. Wszystkie ekipy mają na koncie po jednym rozegranym spotkaniu. Jak na razie faworyci nie pokazują tego, co potrafią. Zachwycają z kolei przeważnie nieobliczalni outsiderzy.... więcej
    Naj, naj, naj... Weszło TV: Wybieramy najładniejszą bramkę pierwszej kolejki

    Dwadzieścia goli padło w ośmiu meczach pierwszej serii gier fazy grupowej Euro. Wybraliśmy połowe z nich, wszystkie te, które uznaliśmy za warte uwagi. Który był najładniejszy? Zdaje się, że... więcej
    Wojciech Kowalczyk: - Z grupy może wyjść jeden gospodarz. Bo ma trenera

    W roli eksperta po meczu Ukrainy ze Szwecją wystąpił nasz bloger, Wojtek Kowalczyk. Nie zabrakło odniesień do reprezentacji PZPN i Franciszka Smudy. ... więcej
    Kozaki i patałachy czwartego dnia turnieju: Szewczenko i dziennikarze The Sun pozamiatali...

    Nie trzeba chyba wiele tłumaczyć. Kto zasłużył na pochwałę, błysnął formą, kto nas pozytywnie zaskoczył, a kto dał d*py po całości Nominacje w dwóch kategoriach, jak w tytule: kozaków... więcej
    Stefan Białas: - Francuzom zabrakło... Benzemy, a Ribery był tajemniczy

    Po opinię na temat meczu Francji z Anglią zadzwoniliśmy do komentatora Canal+ i jednego z największych polskich ekspertów od piłki francuskiej, Stefana Białasa. ... więcej
    Z wizytą u Włochów: Prandelli, Ferrara, Tommasi i Boniek komentują Euro

    Kilkanaście godzin po meczu z Hiszpanią wybraliśmy się do Casa Azzurri, czyli miejsca, w którym na co dzień - aż do zakończenia turnieju - toczy się medialne życie reprezentacji Cesare Prandellego.... więcej
    Saganowski w Legii, Stawowy w Cracovii, a Zahorski w Jadze

    Legia Warszawa najpierw wzmocniła się swoim ex-trenerem, a teraz ex-napastnikiem Markiem Saganowskim. Gdyby jeszcze udało się skusić Aleksandara Vukovicia co chciała zrobić to już wszystkie... więcej

    Z piątego stadionu: Irlandczycy. Co za naród

    12 czerwca 2012 - 01:03

    - Dziemkuje! to słowo mówione przez obcokrajowca zawsze wywołuje uśmiech, bezwarunkowy, mimowolny. Tak samo było w przedziale pociągu z Łodzi do Warszawy, którym jechałem, by zobaczyć na żywo, jak wygląda warszawska strefa kibica. Ze mną siedziało dwóch obcokrajowców, jeden w koszulce Celticu Glasgow, drugi w T-shircie reprezentacji Smudy. Wymiana zdań, paru nazwisk (Zaluskaj, our second goalie), poglądów. Nie przypuszczałem, że kilkadziesiąt godzin później usiądę z nimi na trybunach stadionu poznańskiego Lecha, wbrew swojemu stosunkowi do całej imprezy o nazwie Euro 2012. Choć może wcale nie do końca wbrew?

    Steve to Anglik, niedługo będzie obchodził 40-te urodziny, Mick, nieco młodszy, pochodzi z Irlandii, co słychać w jego głosie. Choć dogryzają sobie ze względu na narodowość, łączy ich wielka przyjaźń. Obaj sporo przeżyli podczas wspólnych misji w Afganistanie i Iraku. Na mistrzostwa Europy przyjechali zaledwie dwa miesiące po powrocie ze służby. Związek Micka zawisł na włosku, Steve również miał pewne problemy, ale postanowili za wszelką cenę obejrzeć najważniejsze mecze Euro.

    - Najważniejsze?
    - Tak, najważniejsze dla mnie czyli Polska Grecja oraz Polska Rosja, oraz dla Micka czyli Irlandia Chorwacja i Irlandia Włochy. Potem może jeszcze coś na Ukrainie - odpowiedział mi Steve, dla którego Polska okazała się być drugą ojczyzną. Naprawdę kocham wasz kraj ehe, zripostowałem w myślach. Co drugi sprzedawca hot-dogów tak mówi, a tureccy handlarze kebabem poznali zwrot kocham wasz kraj jeszcze przed innym, bardzo znanym zwrotem, również zaczynającym się na k. Postanowiłem go nieco sprawdzić i odpytać, czy podziwia coś oprócz naszych kobiet, bo to wydało mi się oczywiste. Efekt? Półgodzinna tyrada o szarży Polaków na Monte Cassino, wyrazy podziwu dla Dywizjonu 303, informacje o armii Andersa, szczegóły z naszej historii łącznie z geopolityczną analizą tragicznego położenia pomiędzy dwoma mocarstwami. Mick zdawał się przysypiać, ale Steve był w swoim żywiole. Zanim wymienił mi wszystkie nasze zalety, zdążyliśmy przejechać połowę drogi. A odwoływał się nie tylko do historii, ale także do teraźniejszości.

    - Nie macie czegoś takiego jak polityczna poprawność. U nas, kiedy jesteś heteroseksualnym, białym mężczyzną i w dodatku wierzysz w Boga youre fucked up - przekonywał. Mick zresztą także wtrącał swoje zdanie, choć trzeba uczciwie przyznać irlandzki akcent nie jest w połowie tak łatwy do zrozumienia, jak angielski. Stilopola! krzyknął Mick, co dopiero po chwili rozszyfrowałem jako Steve loves Poland. Podobnie było zresztą z niemal każdym jego zdaniem. W takiej, dość specyficznej, jak na rozmowę trzech fanów piłki nożnej w drodze na mecz, atmosferze minęła cała droga. Umówiliśmy się na niedzielę, by razem ruszyć do Poznania na spotkanie Irlandii.

    Miasto doznań okazało się zaskakiwać od momentu przekroczenia jego granic, aż po ostatnie minuty pobytu. Spytacie co znajduje się na powyższej fotce? Hotel Wyspiarzy. Co prawda w Internecie zabukowali zupełnie inny, wypasiony, trzygwiazdkowy pokój, ale przecież jest Euro. Na miejscu okazało się, że nie ma już dla nich miejsc w budynku hotelowym, więc właściciel wynajął dla nich lokum w tajemniczym domku pod Poznaniem, 3 kilometry od pierwotnego miejsca pobytu. Oczywiście obsługa very haj level inglisz, więc na chwilę stałem się oficjalnym akredytowanym tłumaczem i stewardem Euro 2012. Właściciel pocieszył nas podrzucimy was do centrum. Za 40 złotych.

    Ta lekka organizacyjna wpadka była jednak złym początkiem naprawdę miłego dnia. Tak jak atmosfera w warszawskiej strefie kibica mnie przytłaczała, wkurzała i momentami była nie do zniesienia (trąbki!), tak Poznań przywitał mnie typowo piłkarskim klimatem. Jasne, roiło się od wymyślnych strojów, wymalowanych od stóp do głów szaleńców z gigantycznymi dmuchanymi gadżetami w barwach reprezentacji, śladowe były jednak ilości trąbek, kołatek i innych podobnych urządzeń, a hałas na rynku tworzyły przede wszystkim chóralne śpiewy. Irlandczycy w jednym z barów darli się come on you boys in green, by po chwili zostać przekrzyczanym przez skandujących Hrvatska podróżników z Chorwacji. Sami kibice także różnili się od tych wspierających reprezentację Smudy w Warszawie każdy z nich śpiewał równo i melodycznie, a dobrze brzmiały nawet pieśni intonowane przez kompletnie zalanych Irlandczyków w kostiumach zielonego spider-mana.

    Okazało się, że to dopiero początek serii szokujących wydarzeń. Pierwszy szok oprawa, na samym środku poznańskiego rynku, przeprowadzana przez ludzi, którzy w niczym nie różnili się od tych roześmianych Andrzejów ze stołecznej strefy kibica. Gigantyczna flaga Chorwacji, pod którą momentalnie rozpoczęły się śpiewy na moment uciszające wszystkich Irlandczyków, z podziwem patrzących na prezentację.

    Z drugiej strony Irlandia nie miała się czego wstydzić. Wyspiarze postawili na humor na flagach i koszulkach częsty motyw to In Trap we trust oraz twarzy Giovaniego i Robbiego Keanea we wszystkich możliwych konfiguracjach. Z kolei flagi jedna z polskim napisem jeśli szukasz męża, pogadaj z nami, inna z napisem Angela Merkel think were in job wyszydzająca aktualną sytuację polityczną i finansową w całej Europie. Do tego te śpiewy, czy przed, czy po meczu come on you boys in green, potem stand up for boys in green, by wreszcie shoes up for boys in green z użyciem latających wysoko w górze butów Niby pikniki, niby piłkarskie święto, ale właśnie. Słowo klucz to PIŁKARSKIE.

    ***

    Tyle na temat rynku, gdzie dodatkowym smaczkiem i urokiem było zachowanie policji. W przeciwieństwie do rozgrywek ligowych, policja pozwalała niemal na wszystko. Picie piwa z puszek (nawet niepoprawnego, konkurencyjnego do official sponsor), kompletne lekceważenie przepisów ruchu drogowego, szereg innych drobnych występków, które w normalnych warunkach skutkowałyby zakazem stadionowym i grzywną, tutaj uchodziły na sucho. Do tego stopnia, że kibice Chorwacji nie mieli żadnego problemu z odbiciem swojego kolegi z rąk policji.

    ***

    Swoją drogą choć awantury nie było mi dane zobaczyć (byliśmy już w drodze na stadion), większość z dymiących już od wczesnego popołudnia szukała na rynku zwarcia. Potem mijaliśmy się z nimi również po meczu, gdy zdawali się na kogoś czekać

    ***

    Co zaś drogi na stadion ta okazała się być prawdziwą mordęgą. Z rynku na Bułgarską teoretycznie mogliśmy dostać się tramwajem, po długiej pieszej wędrówce, lub autobusem. Tramwaje miały problemy z przejazdem, autobusów nie stwierdzono, a nogi moich towarzyszy, których z każdą chwilą było więcej (look Jim, its Diego, irish supporter from Argentina, Jim, look, thats John, irish, but now lives in Australia) odmawiały posłuszeństwa. Zdecydowaliśmy się na taksówki zdążyłem się przyzwyczaić, że kierowcy znają tyle języków co Grzegorz Lato. Najpierw dowiozłem Irlandczyków pod stadion, potem jeszcze wysłałem Hiszpanów do pubu, ponieważ telebimy na Bułgarskiej nie spełniały ich oczekiwań. Swoją drogą spróbujcie kiedyś tłumaczyć cokolwiek w atmosferze przedmeczowej. Poplątanie języków gwarantowane, szczególnie, gdy nie mówicie płynnie. Przez chwilę wyglądało to mniej więcej tak:

    Taksówkarz - Powiedz im pan, czy wolą w pubie pod dachem, czy pod gołym niebem.
    Ja (do Hiszpanów) You prefer watching match in pub, czy pod gołym niebem.
    Hiszpanie (zdezorientowani) Pub, pub, its raining here!
    Ja (do taksówkarza) They said, they would rather go to kurka! Chcą do pubu, bo pada.

    ***

    Sam stadion okazały, szczególnie, gdy pod nim kłębią się całe tabuny biało-czerwonej kraty i zielono-białych pasów. Atmosfera? Dokładnie taka jak w strefie kibica, czy na rynku. I just can get enough z jednej strony i Hrvatska z drugiej, melodyjne śpiewki Irlandczyków kontra ryczący Chorwaci, na każdym kroku podkreślający swoim zachowaniem swój bałkański temperament.

    Generalnie jednak pod stadion przybyłem z zamiarem rozmowy z konikami, którzy już od samego rynku atakowali z silnym brytyjskim akcentem tickets, I have tickets.

    ***

    Wspomniałem o Diego z Argentyny I Johnie z Australii. Okazało się bowiem, że Irlandczycy zjechali się ze wszystkich stron świata. Towarzyszący mi od dwóch dni Mick przyjechał z Niemiec, część naszej ekipy (w sumie na stadion doszliśmy w 10, czy nawet 12 osób, ponoć wszystkie znały się z wcześniejszych wyjazdów) dotarła z Anglii, jeszcze inni z Argentyny, czy Australii właśnie. Z Diego wspólny język znalazł Steve okazało się, że jego wiedza historyczna nie ogranicza się jedynie do osiągnięć polskiej armii, ale również do całej historii Korony Brytyjskiej. Steve i Diego przez bite pół godziny dyskutowali o tym jak bezsensowny w ich mniemaniu jest konflikt ich krajów o Falklandy Wyobrażacie sobie? Przyjeżdża Spartak na Łazienkowską, a jego kibice dyskutują o zaletach i wadach systemu feudalnego na Kresach Wschodnich w XVII wieku. Obłęd, czysty obłęd!

    Diego okazał się zresztą być fanem Boca Juniors. Nie był zadowolony, gdy okazało się, że jedyna argentyńska piosenka jaką znam to sos cagon czyli melodyjka fanów River Plate obrażająca ich lokalnego rywala

    ***

    Rozmawiam z konikami, każdy z nich potrafi jedynie odfuknąć need tickets or no?! Nie chcesz biletów? To spieprzaj, ja teraz jestem w pracy. Powoli żegnałem się z poznanymi Irlandczykami, którzy naprawdę urzekli mnie jako naród kompletnie bezproblemowy, a mimo to bardzo spontaniczny. Bez żadnego problemu śpiewali wszystkie najpopularniejsze melodie stadionowe, nie używając do tego trąbek, czy kołatek, tak że wszystko brzmiało jak doping naszych rodzimych ekip. Kto wie, może nawet lepiej a przede wszystkim równiej.

    Jakież było moje zdziwienie, gdy nagle okazało się, że moi znajomi kupili mi bilet. Przekonywałem ich, że nie chcę, że mam inne zadania do wykonania, że na stadionie będzie już członek naszej redakcji, ja muszę zostać pod obiektem, albo wracać do strefy. Na nic tłumaczenia kupili i koniec. Oddać pieniądze? Nie, wykluczone. Jeśli chcesz, możesz w zamian kupić nam bilety na tak zachwalane przez ciebie mecze ligowe. Ok, więc jestem dwa bilety w plecy w nadchodzącym sezonie. No i wchodzę na mecz Euro, ja, jego przeciwnik, człowiek, który od początku do końca był na nie! Spodziewałem się piknikowej przygody, takiej jak w strefie kibica w Warszawie, bo mimo wszystko to nadal piłka reprezentacyjna. Duże nadzieje pokładałem wprawdzie w bałkańskim temperamencie Chorwatów, Irlandczycy też jak do tej pory dawali sobie z dopingiem świetnie radę, ale przecież to Euro! To nadal ta sama impreza, która jest tak na wskroś januszowa! Postanowiłem nie uprzedzać się na zapas.

    ***

    Hymn w wykonaniu Chorwatów powalił i przypominał znane z polskiej ligi wykonania, jak choćby Sen o Warszawie Żylety. Jasne, mniej decybeli, ale Chorwaci mają coś w swoich wszystkich pieśniach, w swoim akcentowaniu, w głosie to wszystko brzmi naprawdę bojowo. Prawdziwą korbę nakręcili jednak Irlandczycy, którzy swój hymn (zazwyczaj mówią po angielsku, ale z hymnu ani słowa nie zrozumiałem ani ja, ani Steve, rodowity Anglik). Co ciekawe i krzepiące trąbki były może ze trzy i pełniły raczej funkcje naszego bębna wyznaczającego rytm, niż urządzenia mającego wytrącić rywali z równowagi. Było sporo buczenia (na minus), ale przede wszystkim prawdziwy piłkarski doping.

    No i moje ukochane wybryki pirotechniczne. Jakże to tak? Podczas Euro?! Pirotechnika?! Na murawie?!

    Zapytałem w międzyczasie Stevea czemu kupił mi bilet, przecież to kupa kasy, a ja wcale go o to nie prosiłem.

    - Wiesz, kilkanaście dni przed wylotem z Afganistanu miałem wartę na bramie. Podeszli do nas uzbrojeni afgańscy żołnierze, więc wymierzyłem w nich lufę i poprosiłem, by rzucili broń. Udało się. Niestety kilka dni później sytuacja się powtórzyła, a wartownikiem był gość, który miał łóżko tuż obok mojego. Też kazał im rzucić broń, ale oni zamiast tego wystrzelili. Gość zginął. To mogłem być ja, to kwestia kilkudziesięciu godzin, tego że trafiłem w dobry dzień! Zarabiam w wojsku bardzo dużo pieniędzy, nauczyłem się ponadto, że one nie są w ogóle nic warte w obliczu życia. Staram się żyć chwilą. A teraz chwila jest taka, że chciałem, żebyś zobaczył jak wygląda mecz Euro na stadionie.

    W uszach momentalnie rozbrzmiał mi kawałek Dom jednego z moich ulubionych raperów. Jeśli w ogóle się dało nabrałem do Stevea jeszcze więcej szacunku.

    ***

    Wierzcie lub nie, ale policjanci na służbie, w pełnym umundurowaniu, robili sobie fotki na Facebooka. Co więcej, służbową kamerką kręcili swoje wygłupy. Ach, eurogłupawka, teraz wiem co to tak naprawdę znaczy.
    Skoro już stałem się piknikiem na jednej z Euro-Aren, postanowiłem iść za ciosem i w przerwie udać się do cateringu. Wróciłem w 60 minucie bogatszy o całą kopę doświadczeń.

    1) Napis non-alcoholic przy reklamie piwa jest NAPRAWDĘ niewielki.
    2) Irlandczycy jednak go zauważyli
    3) Kobiecina w kasie i jej znajomość trzech języków (autentyk!) proszę, to will be twenty neun zlotys. Niemiecki, angielski, polski. Jakby mecz trwał dłużej, mogłaby próbować mówić też w języku zaprezentowanym w irlandzkim hymnie
    4) Pół litra napoju 10 złotych.

    ***

    Pewnie w tej relacji i tak przeoczyłem milion ważnych spraw, mam nadzieję jednak że główny przekaz jest jasny Irlandczycy to absolutne odkrycie imprezy. A ja jak zwykle okazałem się szczęściarzem. Jeśli istniał jakiś mecz na tym całym Euro, który chciałem poczuć na stadionie, to właśnie któreś ze starć Chorwatów. Wygląda na to, że najbardziej atrakcyjny kibicowsko mecz mistrzostw już za nami. Chyba, że Chorwaci trafią w dalszych fazach Niemców albo Rosjan

    • 9 3

    • Ty

      weż TY książkę napisz, a nie tu klepiesz. I tak nikt nie czyta tych wypocin

      • 2 5

    • JA CZYTAM

      Ja czytam. I tez kocham Irlanczykow (tak sie zlozylo, ze akurat Irlandia, to moja druga ojczyzna). Ale pomysl przeslania Twojego tekstu do redakcji "Trojmiasta" jak najbardziej trafiony. Pomysl nad tym, bo warto. Moze inni, Ci ktorzy do komentow niekoniecznie zagladaja, z checia Cie poczytaja ;)

      • 0 0

  • Jutro Gdańsk będzie tonąć w rzygowinach i urynie...Tiocfaidh ár lá (2)

    • 3 18

    • Halewicz - Póg Mo Thón

      • 1 0

    • Jaki ty jesteś upierdliwiec

      A Ty myślisz że jak Polacy byli w Austrii to szukali toalet? Daj sobie na luz ciesz się że w Polce jest EURO twoje dzieci tego już nie zobaczą mam nadzieję że dobra opinia pójdzie w świat i część z z nich wróci

      • 1 0

  • Monia czeka

    i bedzie tulic

    • 3 4

  • (2)

    wierze, ze Gdansk nie przywita zielonych jak Wawa Ruskich

    • 6 9

    • Polska to i tak nic nie znaczący punkt na mapie, więc jej powitanie bądź nie nikogo nie zainteresuje. (1)

      • 4 2

      • Głupi jesteś

        aż żal.

        • 2 4

  • Kabaret Evan pęknie w szwach...

    I nie tylko on...

    • 2 0

  • Irlandczycy to brzydale i buraki, czyli to samo co Polacy Mogą sobie podać ręce (6)

    Na szczęście są z nami Boscy Hiszpanie! Szkoda, że Polacy nie biorą z nich przykładu :( Hiszpanie to są seksowni, kulturalni potrafią adorować kobiety.

    • 15 15

    • a po bzykaniu (2)

      kopa w d...ę. Taka mniej wiecej kolejnosc

      • 9 8

      • A co, jesteś pedałem, że wiesz jak wygląda seks z Hiszpanem? (1)

        • 9 2

        • tak i wypedałuję cie :))))) rowerze

          • 0 0

    • chyba wyjade do pracy do Hiszpanii (2)

      chyba wyjade do pracy do Hiszpanii-to bede miec na codzien takich facetow obok siebie....

      • 4 0

      • Ania, masz rację, jakbyś szukała towarzyszki podróży to daj znać, mnie tu w Polsce (w Gdańsku) nic nie trzyma! (1)

        • 2 1

        • Jak to nic nie trzyma, a ja ty cholero zakwaszuno pieruńsko do roboty byś się wzięła a nie za chłopami ciągle lotać

          • 1 2

  • " A ponieważ piją mnóstwo piwa, to mamy z tym poważny problem - ocenił jeden z poznańskich dziennikarzy."

    Za to nie mają "z tym" poważnego problemu hieny-właściciele gdańskich knajpek. Hiszpanów łoili po 10 Euro za kufelek, a tych skroją po 15 ! Natomiast już po Euro, pokrzyczą redaktorkom "ta impreza przyniosła nam same straty". Oni są podobni do taksówkarzy, polityków, klechów i kobiet. Ile byś im nie dał, to i tak zawsze żle i za mało!

    • 13 1

  • KOCHAM HISZPANÓW! (5)

    Mogliby już zostać na stałe w Gdańsku, zajęliby miejsce tych knurów - Polaków ;)

    • 30 4

    • masz racje (1)

      masz racje,jacy ci faceci z Polscy smutni i ubieraja sie tak szaro i bez gustu-wszyscy tylko t-shirt,dzinsy i adidaski a co niektorzy spodnie dresowe...

      • 3 1

      • a Ty Alutko...

        gdzie kupujesz odzienie ? w tunelu na dworcu czy na hali...?

        • 2 2

    • Wiesz co, denerwuje mnie to wychwalanie Hiszpanów kosztem Polaków, więc napiszę Wam sposób na...

      Idziecie 2 razy do solerium, kupujecie na ryku koszulkę Hiszpanii. W życiu nie miałem takiego brania. Jestem Hiszpanem, który "trochę mówić Polska". Laski, które nie zwracały na mnie uwagi dziś są oczarowane wspaniałym Hiszpanem. Jadę spowrotem na wieś, ale zamierzam odwiedzać Polskę, bo mam pełno numerów i licze na kolejne munerki. Pa

      • 5 5

    • A sprawdziałaś czy ci Hiszpanie odwzajemniają Twoje uczucie ? (1)

      • 0 4

      • ja sprawdzałam

        tak

        • 2 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane