• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Jak "Rekin" messerschmitta z jeziora wyciągał

Marzena Klimowicz-Sikorska
26 sierpnia 2012 (artykuł sprzed 11 lat) 

Posłuchaj opowieści Rekina o jego znaleziskach.



Ponad 70 lat od wybuchu II wojny światowej pasjonaci militariów wciąż przeczesują tereny, na których rozgrywały się walki. Wydobywając na światło dzienne coraz to nowe przedmioty odkrywają mało znane losy ludzi, którzy tworzyli naszą historię. Jednym z trójmiejskich badaczy takiej historii jest Jerzy Janczukowicz, płetwonurek, który od 50 lat wydziera z dna Bałtyku i pomorskich jezior przedmioty z okresu II wojny światowej, w tym zachowane w całości wraki m.in. messerschmitta czy amerykańskiego bombowca B-17.



Czy interesujesz się historią II wojny światowej?

"Willa Rekin", w której mieszka Jerzy Janczukowicz, znajduje się przy ul. Hołdu Pruskiego w Oliwie. Adresu znać nie trzeba zobacz na mapie Gdańska, wystarczy hasło: "czołg T-34", a wiadomo, już o jaki dom chodzi. To właśnie on od półwiecza łączy pasję zbierania pamiątek z czasów II wojny światowej z pasją nurkowania. Jego pamiątki mogłyby zapełnić zbiory niejednego muzeum, choć muzea najczęściej odmawiają ich przyjęcia, więc upycha je u sobie. W gąszczu drobiazgów można wyłuskać wiele ciekawych "skarbów". Jednak najciekawsze są historie, do których gospodarz lubi wracać.

A ma o czym opowiadać, bo przez kilkadziesiąt lat brał udział w niezliczonych akacjach penetrowania wraków na Bałtyku czy wydobywania z dna pomorskich jezior samolotów i pojazdów z czasów wojny. Jedną z najsłynniejszych akcji, w której brał udział, była penetracja wraku Wilhelma Gustloffa z lat 60. Przed II wojną światową statek pełnił rolę wycieczkowca organizacji nazistowskiej "Kraft durch Freude". Po jej wybuchu włączono go w skład Kriegsmarine i przekształcono w okręt szpitalny, a następnie w bazę okrętów podwodnych. W 1945r. został storpedowany i zatonął z, według różnych źródeł, od 6 do blisko 9 tys. pasażerów na pokładzie.

Królestwo "Rekina" zdobi stolik, który na Gustloffie pełnił funkcję żyrandola. I choć wszystko, co nurkowie wydobywają należy do Skarbu Państwa, czasem dostaje pozwolenie na zabranie czegoś do swoich zbiorów. Tak było właśnie z żyrandolem.

- Akcja na wraku Gustloffa była jedną z największych polskich akcji wydobywczych na Bałtyku. Uczestniczył w niej m.in. Urząd Morski, dzięki czemu znalazły się środki na trzy jednostki i kilkudziesięciu nurków. Choć przed nami byli tam radzieccy nurkowie, nie wszystko udało im się splądrować, bo pracę utrudniały im niewygodne, przestarzałe kombinezony - mówi Jerzy Janczukowicz. - My, wyposażeni w lepszy sprzęt mogliśmy wielokrotnie schodzić do wraku. I choć bursztynowej komnaty nie znaleźliśmy - Gustloff był ponoć wyładowany dziełami sztuki i rozmaitymi bogactwami - wyłowiliśmy ciekawe rzeczy jak np. żyrandol, który dostałem potem od urzędu w prezencie.

Poza statkami, Janczukowicz zasłynął m.in. z wydobywania wojennych samolotów... w całości. - Od lat zbieram doniesienia na temat pozostałości po II wojnie światowej. Wszystko zapisuję w księdze i sprawdzam wraz przyjaciółmi. Jeśli na 100 takich wiadomości jedna, dwie okażą się prawdziwe, to już jest sukces - mówi płetwonurek. - I tak udało nam się trafić na wiele samolotów jak niemieckie messerschmitty, radzieckie petlakowy czy amerykańskie bombowce B-17. Naszym rodzynkiem wśród samolotów jest, znaleziony w całości, Messerschmitt 109, który w 1997 r. wydobyliśmy z jednego z jezior na poligonie wojskowym w Drawsku Pomorskim.

Samolot został przekazany fundacji lotniczej Polskie Orły, która go odrestaurowała, doprowadziła do stanu lotnego (choć nie ma odpowiednich zezwoleń by nim latać). Dziś to jest jedyny na świecie oryginalny Messerschmitt 109 w tak dobrym stanie. Samolot można oglądać w Muzeum Lotnictwa Polskiego w Krakowie.

Jednak za swoje największe osiągnięcie Janczukowicz uważa znalezienie i wydobycie w całości ogromnego niemieckiego samolotu wywiadowczego dalekiego zasięgu - Junkers Ju 188 D2.

- Najprawdopodobniej przyleciał z Norwegii, z bazy Kirkenes, gdzie takie jednostki śledziły konwoje alianckie, które wiozły broń, amunicję i zaopatrzenie do Archangielska wspomagając Armię Czerwoną - snuje opowieść. - W wyniku awarii silnika musiał lądować na zamarzniętym jeziorze Mamry. Znaleźliśmy go w jednym kawałku. Cały samolot wydobyliśmy i przyholowaliśmy do brzegu. Niestety, za wcześnie było na takie odkrycie. Były to lata 60., a wtedy wszystko co niemieckie było traktowane wrogo, więc trafił do huty aluminium w Skawinie pod Krakowem, gdzie przetopiono go na 13 246 łyżek i łyżeczek do barów mlecznych.

Badając historię wyławianych przez siebie przedmiotów z II wojny światowej Janczukowicz niejednokrotnie ocierał się o życiorysy tych, którzy ówczesną historię tworzyli.

- Każda wydobyta przez nas rzecz jest kanwą do szukania historii o niej i o ludziach z nią związanych. Jedna z nich dotyczy 11 - osobowej załogi amerykańskiego bombowca B-17, który w maju 1944 r. po bombardowaniu Berlina leciał w kierunku Wielkiej Brytanii i został zestrzelony przez niemiecki samolot Messerschmitt 410 - mówi. -Niemcy otworzyli ogień także do żołnierzy, którzy ratując się wyskoczyli z samolotu. Pech chciał, że kule trafiły w strzelca ogonowego o imieniu Estrada, który jako jedyny z załogi był żonaty i miał dzieci. Reszta to kawalerowie, którzy się uratowali się i pewnie wojnę przeżyli - opowiada Janczukowicz.

Inną historia dotyczyła zatonięcia pasażerskiego promu "Estonia" w 1994 r., który w chwili katastrofy miał na pokładzie blisko 1 tys. osób, w tym żonę jednego Polaka.

- Po tej tragedii zgłosił się do mnie Polak mieszkający w Szwecji. Okazało się, że jest mężem jednej z pasażerek, która płynęła tą jednostką. Poprosił mnie, żebym odnalazł jej ciało. Powiedział mi jak wyglądała i że była ubrana w czerwoną kurtkę - dodaje. - Podczas oględzin wraku automatyczna kamera natrafiła na jej zwłoki. Wyglądała tak, jak ją opisał, była ubrana w tę kurtkę, o której mówił. Miałem zejść do wraku i wydobyć jej ciało. Niestety władze nie godziły się na to, doszłoby do precedensu, bo wówczas rodziny pozostałych ofiar domagały by się tego samego. Wówczas było to niemożliwe.

Więcej opowieści o wydobytych wrakach i ich historii zobaczysz w materiale wideo.

Miejsca

Opinie (125) 5 zablokowanych

  • Muzeum II Wojny Światowej

    ..właśnie powstaje i przyjmie od Pana te wszystkie skarby :)
    Pozdrawiam.

    • 2 5

  • Szacunek dla pasjonata

    Znam działalnośc Klubu Rekin i jestem pełen uznania dla tak długoletniej pasji Jurka Janczukowicza.Kiedyś jezdziłem na nurkowania z bratem żółtymi Jeepami z rekinem na klapie.Super sprawa

    • 10 3

  • (1)

    Jestem bardziej za wsadzaniem, niz za szukaniem skarbow!

    • 1 3

    • Jak to rozumieć?

      Czy ma to podtekst erotyczny czy polityczny?

      • 0 0

  • troche wiecej szacunku

    na końcu materiału:
    zbiory Jerzego Janczukiewicza.... JANCZUKOWICZA.

    Masakra

    • 4 0

  • szkoda samolotu...

    mi szkoda samolotu, który został przez pana koparkowego i jego koleszków wywieziony po cichaczu na złomowisko. A było to 5 lat temu, na zakończenie budowy wspaniałego apartamentowca, gdy wykańczali wjazd do garażu na Zaspie przy Hynka, na miejscu meblowego pod pod samą linią wysokiego napięcia, przy samym skrzyżowaniu na przeciwko drobiarza...

    • 6 0

  • no p. Jerzy ! , z tą "Estonią" tożeś pan troche przesadził ... (3)

    o ile ja dobrze pamiętam to Estonia spoczywa na 900m.głębokości , jeżeli nie to proszę skorygować i podać właściwą .

    • 3 6

    • Wrak Estonia

      leży na głębokości pomiędzy 74 a 85 metrów, a nie na 900 metrach...Czyli jest dostępny dla nurka technicznego.
      Bałtyk ma z tego co ja pamiętam max 460m głębiny...także to pan, panie "mar" żeś przesadził...

      • 8 0

    • mar

      a gdzie na Bałtyku masz 900m ????????
      Dla informacji: max głębokość na tzw. głębi gottlandzkiej 400m. w pozostałych miejscach rzadko przekracza 150m .

      • 2 0

    • 900 metrów na Bałtyku?

      Trochę kolega przesadził. Katastrofa miała miejsce na Bałtyku którego maksymalna głębokość to ok. 450 metrów, średnia zaś ok. 50 metrów. Prom Estonia zatonął na głębokości ok. 80 metrów t.j. bez problemu osiąganych przez płetwonurków (oczywiście na mieszankach oddechowych a nie powietrzu)

      • 2 0

  • takiego pasjonata na dyrektora

    muzeum II wojny światowej na wałowej a nie jakiegoś palanta z nadania politycznego czy po znajomości jak w ecs-sie

    • 11 2

  • Ja bym miał małe pytanie czemu taki kótki reportaż myśle, że conajmniej godzinke by Pan Jerzy nam poopowiadał.

    • 4 1

  • ach ta Pani Marzenka :)

    • 4 3

  • Najwiecej i najlepiej

    Na terenach byłego ZSRR gdzie przechodził front wschodni,popatrzcie soobie na youtube jakie "perełki" ruski znajduja.Niestety watpie zeby pozwolono tam grzebac w ziemi Polakom.

    • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane