• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Polski Pocztowiec na wojennej ścieżce

Marek Gotard
11 września 2009 (artykuł sprzed 14 lat) 
Zygmunt Bela w Strefie Historycznej Wolnego Miasta Gdańska przy ul. Piwnej przed zdjęciem swojego ojca i innych obronców Poczty Polskiej w Gdańsku.
Zygmunt Bela w Strefie Historycznej Wolnego Miasta Gdańska przy ul. Piwnej przed zdjęciem swojego ojca i innych obronców Poczty Polskiej w Gdańsku.

Kolejne pokolenia jego rodziny czuły się Kaszubami i gdańszczanami związanymi z Polską. Za to znienawidzili ich Niemcy. Jego ojciec zginął, broniąc Poczty Polskiej w Gdańsku. Po wojnie musieli udowadniać Polakom, że nie są Niemcami. Zygmunt Bela, syn obrońcy Poczty Polskiej, po raz pierwszy opowiedział swoje wspomnienia Czytelnikom portalu Trojmiasto.pl.


Polscy pocztowcy wyprowadzani z urzędu po walkach  1 września 1939 roku. Alojzy Bela idzie w drugim rzędzie, pierwszy z prawej strony. Polscy pocztowcy wyprowadzani z urzędu po walkach  1 września 1939 roku. Alojzy Bela idzie w drugim rzędzie, pierwszy z prawej strony.

Na jednej ze ścian kliniki położniczej przy Schellmühler Weg (dzisiaj ulica Kliniczna), przychodzących na świat gdańszczan witał namalowany na ścianie bocian. 26 kwietnia 1931 roku, o godzinie 14 ten niepisany patron kliniki był świadkiem narodzin Zygmunta Beli, syna Alojzego - pracownika polskiego Urzędu Pocztowo-Telegraficznego Gdańsk 1 przy Heveliusplatz.

W domu najmłodszego członka rodziny powitało starsze rodzeństwo - Elżbieta, Edward i Brunon. W urzędowych dokumentach wpisano imię Günter, jednak w domu nikt nie wołał na niego inaczej niż "Zyga".

W 1935 roku w Warszawie zmarł Józef Piłsudski i było to jedno z pierwszych najbardziej wyraźnych wspomnień młodego Zygmunta. Na stoliku wrzeszczańskiego mieszkania stało radio Telefunken i wszystkie rozgłośnie podawały informacje o śmierci marszałka.

Kolejne wspomnienia Zygmunta to polskie enklawy w Wolnym Mieście Gdańsku - ochronka dla dzieci, prowadzona przez księdza Komorowskiego, pierwsze szkolne lata w polskiej Szkole Senackiej we Wrzeszczu i... nieustanne przeprowadzki z mieszkania do mieszkania.

Rosnący w siłę gdańscy naziści nie mogli przebaczyć ojcu Zygmunta, że ten pochodzący z Gdańska i nie mówiący w ogóle po polsku pocztowiec, deklaruje takie przywiązanie do wrogiego kraju. Alojzy Bela codziennie zakładał mundur polskiego pocztowca i ruszał do urzędu. Nie złamał się, gdy coraz częściej naziści obrzucali kamieniami jego rodzinę. Na 3 maja zawsze wywieszał w oknie polską flagę. W 1939 roku rodzina Belów mieszkała przy ul. Anton-Möller-Weg (obecnie ul. Danusi zobacz na mapie Gdańska). Wcześniej ze względu na szykany, przeprowadzali się już 25 razy. W nocy z 3 na 4 maja, ktoś zadał sobie wiele trudu, wspiął się na pierwsze piętro i pomazał flagę smołą.

Kilka miesięcy później, wieczorem 31 sierpnia 1939 roku, Zygmunt stał z matką w drzwiach mieszkania. Ta błagała ojca, by tego wieczoru nie szedł na pocztę. Powiedziała, że czuje, że już nie wróci do domu. Alojzy Bela odpowiedział krótko, że poczucie obowiązku nie pozwala mu opuścić swojego urzędu i miejsca pracy. O tym, gdzie został pochowany, rodzina dowiedziała się kilkadziesiąt lat później, gdy na gdańskiej Zaspie odkryto grób rozstrzelanych pocztowców.

Gestapo zapukało do ich drzwi 1 września, punktualnie o godz. 12. Dwóch mężczyzn w czarnych skórzanych płaszczach, z rękoma podniesionymi w nazistowskim pozdrowieniu, zakomunikowało im, że mają dwie godziny na opuszczenie mieszkania. Dzięki pomocy wujków, w tym weterana cesarskiej armii z I wojny światowej, rodzina Belów rozdzieliła się. Zygmunt na kilka lat stracił kontakt z rodzeństwem.

Mieszkał u ciotki. Wiedział, że Niemcy pozwolili zostać matce w Gdańsku i ta codziennie o świcie wyrusza do oliwskiej fabryki słodyczy Anglass. Sam przed szkołą codziennie roznosił kolejne wydania "Danziger Neueste Nachrichten". By zdobyć więcej jedzenia chodził pod okna koszar przy ul. Hochstrieß (obecnie ul. Słowackiego) grać na organkach stacjonującym tam żołnierzom Wehrmachtu.

Trafił do niemieckiej szkoły, zdegradowany o dwie klasy. Najbardziej bał się pierwszego dnia. Nauczyciel o nazwisku Müller wywołał go na środek klasy z innym chłopcem. Nie patrząc na Zygmunta zwrócił się do drugiego ucznia. "Twojego ojca zabił na poczcie jego ojciec. Możesz teraz zrobić z nim co chcesz". Tamten chłopiec nigdy jednak nie zdecydował się uderzyć Zygmunta.

Cała rodzina odnalazła się dopiero w marcu 1945 roku. Ukryci w piwnicy jednej z wrzeszczańskich kamienic czekali aż skończą się naloty i walki na ulicach dzielnicy. Potem przyszło wyzwolenie, ale nie takie, jakiego oczekiwali.

Matka i siostra siedziały ukryte w najgłębszych kątach piwnicy. Czternastoletni Zygmunt stał przed wejściem do budynku i patrzył na rosyjskiego żołnierza w oberwanym mundurze, bez czapki, z "pepeszą" przewieszoną przez ramię i huśtającą się na sznurku. Żołnierz nie patrzył na Zygmunta, tylko na trzymaną przez niego latarkę z niebieskim szkiełkiem. Zabrał ją i ruszył za przewalającą się ulicą kolumną wojska. Zygmunt wypatrywał wśród nich polskich żołnierzy...

Nie wiedział o co chodzi, gdy przejeżdżający później do Gdańska Polacy wyzywali ich od Niemców. Zygmunt pytał się, dlaczego? Przecież chciał zabić nauczyciela Müllera, którego przypadkiem spotkał na ul. Sienkiewicza (niegdyś Friedenssteg). Ten przeszedł obok niego, a pięści Zygi zaciskały się w kieszeni.

Matka na przybyszów z głębi Polski mówiła z kolei "bose Antki". Gdy kolejni z nich przyszli, by zmusić rodzinę Belów do darmowej pracy w jednym z domów repatriantów, pani Bela nie wytrzymała. Chwyciła za siekierę i pogoniła intruzów.

Rodzinę Belów spotkał los wygnańców z Gdańska. Gdy matka spoczęła na brętowskim cmentarzu, rozjechali się po świecie. Zygmunt na wiele lat osiadł w Norwegii. Teraz coraz częściej wraca do Gdańska. Podczas jednej z wycieczek po mieście, w Strefie Historycznej Wolnego Miasta Gdańska przy ul. Piwnej, na jednym z archiwalnych zdjęć zobaczył swojego ojca wyprowadzanego z budynku Poczty Polskiej.

Opinie (158) 6 zablokowanych

  • "Rodzinę Belów spotkał los wygnańców z Gdańska... (7)

    Jakich wygnańców ma pan na myśli, panie Gotard ? I o jakim losie pan wspomina? To, co spotkało ojca p. Beli, było udziałem wszystkich Polaków,
    ktorzy przeciwstawili się najpierw Niemcom, a później Rosjanom. Chwała
    tym, którzy bronili Poczty Polskiej, ale takich bohaterów były setki tysięcy, miliony
    i dlatego nie rozumiem, dlaczego nie pisze pan np. o losie wygnańców z polskich
    kresów, a przyłącza się pan do pani Eriki Steinbach w jej wrzasku o krzywdzie
    Niemców, którzy uciekli z Gdańska.

    • 31 50

    • rodzina Belów nie była niemcami,byli polakami

      • 0 0

    • Zaraz po wojnie w Gdańsku powstała Rządowa komisja do weryfikacji polskości mieszkańców WMG,kryteria były tak ostre ,że po jakimś czasie złagodzone te kryteria,Polacy z b. WMG w ich zajętych domach przez " przybyszów" z terenów Polski , mieszkali w jednym pokoju ,a przybysze np. w czterech pokojach.Po takich " doświadczeniach gdzie Pocztowcy i kolejarze , oraz inni przedwojenni Polacy opuszczali Gdańsk , wyjeżdżając do Niemiec i innych krajów np. Szwecji.
      "Bose Antki"lub ci z "Kongresówki" nigdy nie pojmą złożoności problemów występujących w powojennym Gdańsku,czego autor tego wpisy nie jest w stanie zrozumieć .

      • 0 0

    • niedoporozumienie (2)

      nie zauważyłem sugerowanych przez Ciebie akcentów w tekście autora, to jest twoja nadinterpretacja, po za tym "wygnańcy" lub przesiedleńcy jak kto woli byli i są faktem historycznym, dopiero erika dorobiła do nich ideologię, z którą możemy się nie zgadzać całkiem słusznie. I ja się nie zgadzam także.

      • 9 0

      • niedoporozumienie 2 (1)

        Nie zgadzac calkiem slusznie? Mozesz sie nie zgadzac , ale fakt jest faktem ze ci ludzie pozostawili swoje dobytki i to jest fakt z faktami sie nie dyskutuje, przyjmuje sie je do wiadomosci.
        Pozdrawiam

        • 0 0

        • pierwszy i ostatni fakt to rozpętanie wojny światowej w której miliony ludzi życie potraciło, nie tylko dobytki, także użalanie się eriki s. nad niemieckimi dobytkami jest chore.

          • 0 0

    • Rodzinę Belów...

      nikt nie wyganiał, jeżeli "rozjechali się po świcie" to był ich wybór, podyktowany raczej względami ekonomicznymi. Kaszubów wcale nie uważam za Niemców. Co do wysiedleń, to także mam inne zdanie, bo ci, którzy chcieli zostać w Polsce, to zostawali, sam znam wielu takich ludzi, natomiast tych, którzy wyjechali do Niemiec nalezy nazwać repatriantami. W Niemcach zawsze drzemała chęć osiedlania się na naszych, słowiańskich ziemiach i dlatego nie można robić porównania między losem p. Zygmunta Bela, a losami ludzi, którzy po wojnie uciekali z terenów zajmowanych przez wojska polskie i rosyjskie. Oni
      w większości uciekali przed odpowiedzialnością za to, co złego zrobili innym,
      lub - w najlepszym przypadku - przeciwko czemu nie protestowali. To pani
      Erika teraz próbuje "odwrócić kota ogonem", aby przygotować grunt pod
      przyszłe żądania odszkodowawcze. Już kiedyś to zrobiła, ale prezydent
      Kaczyński wystawił jej natychmiast rachunek naszych ogromnych strat w
      Warszawie i sprawa ucichła. Właśnie z tego względu nie można pisać tak, jak
      napisał p. Gortat na portalu Trójmiasto.

      • 3 5

    • przecież on akcentuje swoje wygnanie, a niemcy są podani niejako przy okazji, co ty chcesz udowodnić? że kaszubi to niemcy, że należy ich wygnać, że należy walczyć niemcami? jeśli tak to rozumiem że pragniesz sojuszu z rosją, bo na dwa fronty nikt nie ma szans

      • 4 2

  • i znow nagonka na Niemcow (8)

    90% Niemcow w czasie wojny to byli porzadni ludzie, a wojsko i sluzby policyjne wykonywali tylko rozkazy szalencow

    • 13 93

    • porządni ludzie nie wybierają w wyborach szaleńców

      których rozkazy muszą później wykonywać

      • 0 2

    • "Wojna Niemców"

      Proszę przeczytaj ksiązke "Wojna niemców" autor Stargard i zobaczysz że wszyszcy ci porządni niemcy choc pewnie nie byli nazistami to byli niemnieckimi szowinistami . Dlatego walczyli tak zawzięcie do końca, co najmniej godząc sie na zbrodnie i eksterminacje innych narodów
      Jeszcze nikt w ten sposób nie napisał o ludziach, którzy rozpętali najbrutalniejszą wojnę wszech czasów.
      Druga wojna światowa, jak żadna inna, była wojną Niemców. Trzecia Rzesza rzuciła na szalę wszystkie swoje rezerwy moralne i fizyczne. Siedemdziesiąt lat później choć powstało mnóstwo książek na ten temat nadal nie wiemy, o co walczyli Niemcy i jak znosili wysiłek wojenny aż do gorzkiego dla nich końca.
      Wybuch wojny w 1939 roku naród niemiecki przyjął z głęboką niechęcią, lecz bez jego zaangażowania nie byłoby możliwe jej kontynuowanie przez sześć następnych lat. A zatem jaka była ta wojna dla Niemców? Jak jej zmienne koleje wpływały na zmianę ich opinii i oczekiwań? I kiedy po raz pierwszy Niemcy zdali sobie, że prowadzą wojnę ludobójczą?
      Wojna Niemców to próba wejrzenia w niemieckie doświadczenie drugiej wojny światowej. Ta mistrzowsko napisana historia, przedstawiona z punktu widzenia tych, którzy wtedy żyli żołnierzy, nauczycieli i gospodyń domowych; nazistów, chrześcijan i Żydów ukazuje w nowym, niepokojącym świetle przekonania, nadzieje oraz obawy ludzi, którzy rozpętali i prowadzili tę brutalną wojnę.
      Wspaniała książka. Nicholas Stargardt błyskotliwie wykorzystuje dzienniki, listy i inne wcześniej pomijane źródła, aby zaprezentować bardziej niż kiedykolwiek sugestywny i wszechstronny obraz motywacji zwykłych Niemców do prowadzenia najstraszliwszej wojny wszech czasów. -Ian Kershaw

      • 2 1

    • Człowieku!
      Albo poczytaj trochę albo zamilknij!!

      • 0 0

    • Może i tak, ale pamiętaj że to dzięki ludziom Hitler doszedł tak wysoko do władzy, hitlera nie wybrało 3 osoby.

      • 4 0

    • To BYŁA wojna...

      70 lat temu to była wojna teraz... nikt nam nie wciska języka na siłę, chodzimy na kursy i uczymy się go w szkole (i nikt nie mówi germanizacja). Teraz jeździmy do nich a oni do nas i nikt tego nie nazywa ekspansją wroga na nasze ziemie... a dzisiejsze zakłady pracy (Niemieckie) na terenie Polski to nie są krematoria...

      Kiedy nie będzie tej chorej wrzawy ??

      POLAK = HISTORYK prawda ?

      • 6 7

    • Mylisz się!

      Według moich wiarygodnych danych aż 0,009% Niemców w czasie wojny to byli porządni ludzie!

      • 14 1

    • Przypominam, że Hitler doszedł do władzy w demokratycznych wyborach i potem miał potężne poparcie

      • 15 0

    • Tak jest! I palili, ale się nie zaciągali.

      • 23 0

  • No proszę w Nowegii - to dziadzio może liczy jeszcze na młodą gosposię z Polski, co umili dziadziusiowi jesień życia

    pewnie nie jedna się tutaj znajdzie :)

    • 1 0

  • A mnie nie przeszkadza (11)

    czy ktoś jest Niemcem, Żydem czy Murzynem. Ważne, żeby był porządnym człowiekiem. Wyznanie i przekonania polityczne też nie mają znaczenia. Ważne, żeby był porządnym człowiekiem.

    • 119 15

    • i dobrze - genau

      • 1 0

    • Banał. Ciekawe, na ile go realizujesz.

      • 0 1

    • Zgadzam się Miśku! Wszystkich trzech porządnych Niemców lubimy, reszta do piachu!

      A tak przy okazji, czy to faktycznie opłaca się podlizywanie szefom portalu?

      • 0 1

    • Opinia została zablokowana przez moderatora

    • A mnie nie przeszkadz także, (3)

      pod warunkiem, że -jak każdy gość, ktorego zapraszamy do domu - szanuje
      nasze prawa, zwyczaje i tradycje. Zresztą Polska przez wieki znana była z tolerancji, dlatego inne nacje i wyznawcy innych religii uciekali przed prześladowaniami we własnych krajach i osiedlali się u nas. Bardzo dobrze, bo
      wzbogacało to także Polskę, ale jednocześnie zobowiązuje to przybyszy do
      uszanowania nas i naszych wartości, a nie szarganie ich. Popatrzmy, co się
      teraz dzieje, jak sprzedajne media pomagają, lub same kreują tych, którzy nami
      gardzą. Wystarczy sobie przypomnieć pana Grosa, Jerzego Kosińskiego,
      i wielu, wielu innych, którzy byli popierani przez "polskie" jakoby media.

      • 5 1

      • Panie Ryszardzie (2)

        polska tolerancja religijna to mit z osiemnastego wieku skwapliwie podtrzymywany przez komune !!! Prosze wziąć jakiekolwiek opracowanie historyczne dotyczące czasów przedrozbiorowych i niech to nie będzie szkolny podręcznik do historii.

        Polacy byli, są i będą jak sądze, przywiązanymi do wartości katolickich tradycjonalistami, ale są też pełni różnych fobii i kompleksów, historycznych urazów więc nie mówmy, że jesteśmy otwarci na inne narody, religie itp. bo to nie prawda. I nie będę się starał Panu tego udowadniać!

        • 4 7

        • Do sbg.. (1)

          W odróżnieniu od pana, ja jestem w stanie poprzeć swoje twierdzenie faktami, bo jest nim nawet to, że 75% populacji Zydów na świecie wywodzi się z terenów Polski. Gdyby było im gdziekolwiek indziej lepiej - z pewnością by wyjechali. Tak z resztą była też przyczyna wyjazdu Zydów do Izraela w 1968, liczyli na dobrobyt, ale teraz znowu przesiedlają sie do Polski. Można też wspomnieć o Szkotach, ktorzy uciekali przed prześladowaniami w swoim kraju,
          pamiętajmy także o Ukraińcach, Białorusinach, Litwinach i innych. To nie jest bzdura, to w nas próbuje się wzniecić poczucie winy, za
          czyny niepopełnione, bo wtedy lepiej się takimi ludźmi manipuluje.

          • 5 2

          • sbg to marny rosyjski prowokator!

            • 3 2

    • Co Wy gadacie... Przecierz on jest Polakiem

      Nikt go nie wygnał ze względu że był Niemcem tylko tego Pana boli że Polacy nzywali go Niemcem...

      • 4 0

    • tak tak tylko, że czasem... (1)

      ci porządni spokojni ludzi pukają do Twoich drzwi w nocy i karzą Ci się wynosić...

      Badania psychologiczne udowodniły, że każdy szary, zwykły człowiek jest wstanie pod wpływem jakiegoś autorytetu i lekkiej presji otoczenia zmienić się w dozorcę lub oprawcę. Już tacy jesteśmy, my porządni ludzie.

      • 7 4

      • dobrze powiedziałeś, KAŻDY, niezależnie czy jest Polakiem, Niemcem, Murzynem czy Żydem.....

        • 7 1

  • Polski pocztowiec Alojzy BELA gwoli prawdy

    Lek. med. Zygmunt (Siegmund , Günther ?) BELA, był ortopedą (specj. I stopnia w 1966 r.)
    Ukończył Wydział Lekarski Akademii Medycznej w Szczecinie w roku 1957.
    W latach 1962 - 1968 pracował w Klinice Ortopedycznej Akademii Medycznej w Gdańsku.
    Potem wyjechał NIE do Norwegii, tylko (jako przesiedleniec) do Republiki Federalnej Niemiec,
    gdzie długie lata prowadził prywatną praktykę ortopedyczną (m.in. w Speyer).

    Jego ojciec, Alois Bela, był oczywiście ofiarą faszyzmu godną wielkiego szacunku !

    • 4 0

  • Ojciec Pana Zygmunta żle zrobił-nie da rady przekabacić normalnego Niemca w polaka.Pozdrawiam

    • 0 0

  • Napewno większe prawo do nazywania sie Gdańszczanami maja Kaszubi......... (2)

    .....niz wileńszczaki bo prawda jest taka ,że wraz z repatriantami polakami po wojnie z tamtych i innych regionow przemyciło sie wiele ludzi nie polskiego pochodzenia........... którzy chca miec najwiecej do powiedzeni juz w nastepnych pokoleniach....Możemy to tolerować ale godzić się z tym nie musimy

    • 6 8

    • Brawo za odwagę!

      • 0 0

    • prawo?

      może ustawę prawną, kto ma prawo do nazywania siebie tak czy inaczej?

      • 0 1

  • Ciężki był los gdańszczan (1)

    Dwie rodziny mojej babci ( też gdańszczanki) z Oliwy zostały po wojnie rozdzielone część została w Gdańsku a część wyjechała do Niemiec. Ci co pozostali w Gdansku pogardliwie przez ludność napływową zza Buga nazywani byli szwabami a ci którzy zamieszkali w Niemczech nigdy nie byli niemcami . Były to bardzo bolesne czasy. Dlatego też bolesne dla mnie jest ,że taki gdzies tam za Buga nazywa sie gdańszczaninem i organizuje nam jakieś Kaziuki. My chcemy czcić nasze tradycje i każdy region Polski ma do tego prawo. W Gdansku jest dość miejsca dla wszystkich ale niech GdaŃsk będzie Gdański a nie Wilenski. Pozdrowienia dla pana Zygmunta Beli .
    Popieram Adama - Tak bylo

    • 7 5

    • Mnie też drażni łączenie Gdańska na siłę ze Lwowem i Wilnem. Dobrze jednak, że powoli uczymy się szanować dziedzictwo przedwojennej kultury gdańskiej.

      • 1 0

  • Do autora artykułu. (3)

    Jak wspomniał Pan wcześniej, imię nadane panu "Zygmuntowi" brzmiało Gunter. Nadanie takiego imienia nie było chyba oznaką polskości. Chyba że był to koniunkturalizm ( wymagania chwili ). To w końcu kim był Polakiem, Niemcem czy Kaszubą?

    • 0 8

    • a co powiesz (1)

      o nadaniu imienia dziecku: Żyraf, lub Jarzyna.
      Bo byłu już takie przypadki w Polsce.

      Ale jeżeli ktoś nadaje dziecki imię Nicola, Esmeralda, Steven lub jakoś podobnie to już nie jest Polakiem?

      • 6 0

      • Brawo! Nie dodałeś jeszcze imienia Kevin i Vanessa. Brzmią świetnie zwłaszcza w zestawieniu z nazwiskami takimi jak Dziura czy Kapusta.

        • 1 1

    • Na terenach niemieckich obowiązywało zarządzenie, że nowo narodzone dziecko musiało miec imię uznawane za germańskie. Noworodki polskie przymusowo dostawały w czasie rządów niemieckich dodatkowe imię "ze spisu imion czysto niemieckich". Polacy radzili sobie w ten sposób, ze nadawali dwa albo i trzy imiona, nie zostawiając miejsca w formularzu. Rok 1931 to początek niemieckiej ekspansji w Gdańsku. Największe "dostawy" przesiedlanych Niemców do Gdańska miały miejsce w 1936 roku.

      • 7 0

  • (3)

    Moja ś.p. babcia podczas wojny mieszkała w jednej podkartuskiej wsi. Wies nie była ani duza, ani bogata. Zanim zmarła, opowiadała mi rózne ciekawostki z czasu wojny, była wtedy młoda dziewczyną. Opowiadała o 12-ściorgu starszego rodzeństwa, z którego jedynie kilkogro dożyło końca wojny. Jeden brat zginął podczaas obrony kraju jeszcze we wrześniu. Drugiego siła wcielono do wermahtu, pod groźba wysłania pozostałych do obozu. Zginął rozstrzelany, za próbę ucieczki. Babcię chcieli wysłac do obozu za noszenie kiełbas do lasu, uratował ją, o dziwo, niemiecki oficer. Miała szczęście, gdyż podobno Niemiec miał córeczke w tym samym wieku (12 lat) bardzo podobną do niej.

    A jednak nawet w tych prostych chłopach z pomorza była chęć pomocy drugiemu człowiekowi.
    Największe wrażenie wywarła na mnie opowieśc babci o tym, jak strzelano do niemieckich uciekinierów, którzy ewakuowali się całymi rodzinami w kierunku Niemiec. Często znajdowano zabitych wszystkich dorosłych, a obok nich np. zawiniatko z malutkim dzieckiem, zywym. Albo zaplątywał sie np. kilkuletni chłopiec na ich wieś, głodny i zabiedzony, gdyz rodzina porzuciła go lub zginęła. Ludzie przygarniali te dzieci do siebie i wychowywali razem z własnymi. Nie traktowali ich równiez gorzej od własnych, dla nich dziecko to było dziecko, niewazne czy polskie czy niemieckie. W mojej rodzinie jest kilka takich "znajdek" , gdy dorastali, mówiono im skad się wzięli, często pomagano odszukac jakichs dalszych krewnych. A ci którzy nadal zyja, albo ich dzieci, są traktowani jak równoprawni członkowie rodziny :)

    • 21 0

    • Flop, spisz te wspomnienia i wydaj książkę. Serio mówię, sama bym ją z przyjemnością przeczytała :)

      • 0 0

    • Szacunek dla zrozumienia

      Pierwszy krok do opamiętania się w czasach wojennych lub "wojennopodobnych" to zrozumienie, że ten"wróg" to taki sam człowiek jak ja, też ma swoje problemy, być może wcale nie chce ze mną walczyć. Dzieci-znajdy nie były winne żadnych zbrodni. Mieć możliwość ich ocalenia, ale pozwolić im umrzeć, z zemsty lub obojętności - to wstęp do ludobójstwa. Ocalić ich - to udowodnić, że jest się człowiekiem i szanuje się życie swoje i innych.

      • 2 0

    • Szacunek!

      • 3 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane