• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Rzucić karierę i uczyć własne dzieci, czyli szkoła i dom w jednym

Marzena Klimowicz
16 maja 2009 (artykuł sprzed 15 lat) 
Szkoła to nie tylko egzaminy i stres, ale także zabawa i nawiązywanie przyjaźni. Szkoła to nie tylko egzaminy i stres, ale także zabawa i nawiązywanie przyjaźni.

Zrezygnować z pracy i zostać w domu, by uczyć swoje dzieci? Dla wielu to nie do pojęcia. Jednak w Polsce rośnie liczba tych, którzy decydują się na edukację domową swoich dzieci. Psycholodzy ostrzegają - dzieci uczone w domu przez rodziców mogą wyrosnąć na aspołecznych samolubów.



Tak rodzina Piotrowskich z Gdyni uczy się w domu.

- Chciałam im pokazać świat, więc uczę swoje dzieci sama w domu. W szkole by tego nie miały - mówi Marzena Reszka, z wykształcenia fizyk, mama dwóch chłopców w wieku 10, 11 lat i kilkuletniej dziewczynki, która zabrała dzieci ze szkoły i sama uczy je w domu. - Odwiedziły już tyle ciekawych miejsc, wiele widziały. Najpierw zdecydowałem, że będę je uczyła w klasach 1-3. Wtedy nie trzeba jeszcze w książkach siedzieć, więc pokażę im wszystko na żywo. Teraz są w 4 i 5 klasie, a edukacja domowa dalej się sprawdza - dodaje.

Dla pani Marzeny zwykła szkoła to nie tylko lekcje, ale także miejsce, w którym dziecko często po raz pierwszy spotyka się z przemocą, ma kontakt z alkoholem czy narkotykami. Dlatego żeby ustrzec dzieci przed niebezpieczeństwami, jakie czyhają na nie w szkole, niektórzy rodzice porzucają pracę i przekształcają się w pełnoetatowego nauczyciela

Edukacja domowa...

- To mit, że dziecko w szkole się uspołecznia. Siedzi się w klasie mając przed sobą plecy kolegi. A po bokach siedzą inne osoby, z którymi nie wolno rozmawiać. Przerwa trwa krótko i podczas niej głównie zaspokaja się potrzeby fizjologiczne i rozładowuje trochę energię. I to wszystko - przekonuje pedagog, dr Marek Budajczak, wykładowca Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu i zarazem jeden z pionierów edukacji domowej w Polsce. Z żoną wspólnie edukował w domu swoje dzieci. - Myślę, że edukacja domowa to pełnoprawna alternatywa dla kształcenia szkolnego. Jeśli rodzic ma ochotę poświęcić swój czas i być do dziecka przywiązanym przez kilka lat niemal na okrągło, to czemu nie - dodaje.

Psycholog dzieci i młodzieży Anna Jankowska w ogóle nie zgadza się z tą opinią. - To szkoła jest miejscem, w którym dziecko uczy się współdziałania w grupie społecznej, przestrzegania reguł oraz zachowania zgodnie z przyjętymi normami. Ponadto w szkole dziecko ma szansę samodzielnie nawiązywać i podtrzymywać pozytywne kontakty z wybranymi rówieśnikami - często nawiązują się pierwsze trwałe przyjaźnie - przekonuje.

Część psychologów argumentuje jednak, że w wieku 6-7 lat dziecko ma większe potrzeby społeczne, niż tylko kontakt z rodzicami.

W Polsce jest raptem ok. 40 dzieci i młodzieży kształconych przez rodziców od "zerówki" do matury. W Wielkiej Brytanii liczba ta dawno przekroczyła sto tysięcy. W Stanach Zjednoczonych jest ich ok. już 2-3 mln.

Naukowcy, którzy opowiadają się za edukacją domową podkreślają, że najważniejszą zaletą tej formy kształcenia jest zindywidualizowane podejście do dziecka, co według nich nie jest możliwe w powszechnej oświacie. - W domu można tak przykroić działania edukacyjne by z jednej strony stymulować na to, czym dziecko dysponuje, a z drugiej by pokonywać ograniczenia i blokady. Do tego niektórzy rodzice cenią sobie konsekwencję wychowawczą, spójny system wartości, który mogą swoim dzieciom przekazać. Podczas gdy w szkole jest on rozchwiany - wylicza Marek Budajczak.

Czy jednak dziecko, które przez całe życie jest uczone w domu przez rodziców, nie potknie się na pierwszej przeszkodzie, jaką życie przyniesie? - Owszem, można powiedzieć, że jest to rodzaj cieplarnianego wychowu. Jednak nie to jest celem tej metody. Te dzieci też biegają po podwórku z rówieśnikami. Też przynoszą do domu sińce - zapewnia naukowiec.

Sceptyków niepokoi kwestia przygotowania merytorycznego: w jaki sposób rodzic przekaże wiedzę z wielu przedmiotów na różnych poziomach? - Badania naukowe w USA, gdzie edukacja domowa nie jest fenomenem, wykazały, że nie ma znaczenia, czy rodzic ma uprawnienia pedagogiczno - nauczycielskie, czy nie. Co więcej, nie ma też żadnego znaczenia czy ma on wykształcenie podstawowe czy doktorat - przekonuje Marek Budajczak.

Te argumenty nie przekonują psychologów. - Domowi edukatorzy zwykle nie mają wiedzy, ani praktyki związanej z pracą z dzieckiem ze specyficznymi trudnościami np. w uczeniu się. Kiedy takie dziecko dorośnie może mieć pretensje do rodzica, że w porę nie rozpoznało trudności i nad nimi nie pracowało - ostrzega Anna Jankowska.

Co o domowej edukacji sądzą sami zainteresowani: czyli dzieci i młodzież? - Pytałem dzieci, które odbyły edukację domową i nigdy nie spotkałem się z odpowiedzią że im się nie podobało. Ich życie nie różniło się od życia dziecka szkolnego. Te dzieci nie twierdziły, że przez edukację domową coś straciły - mówi Marek Budajczak.

Z kolei Anna Jankowska ma inne doświadczenia. - Znam czwórkę rodzeństwa, których mama uczyła w domu do pełnoletniości. Są wykształconymi ludźmi, ale jak sami podkreślają, teraz jako osoby dorosłe, są świadomi tego, że w dzieciństwie pozbawieni zostali czegoś bardzo ważnego. Do dziś mają duże trudności w poznawaniu nowych osób i nawiązywaniu przyjaźni. W zasadzie przyjaźnią się tylko ze sobą i innymi członkami ich rodziny - ostrzega psycholożka.

Marzena Reszka, edukator domowy trójki dzieci.

- Ile czasu zajmuje pani uczenie dzieci?

- Czasu nie dzielę na pracę i dom, bo w domu jestem przez cały czas. Typowo podręcznikowej pracy jest dziennie od 3 do 4 godzin. Potem zaczyna się ciekawa praca z dziećmi - gdzieś z nimi jedziemy - niedługo na Wyżynę Krakowsko - Częstochowską. Tam przerobimy kawał wiedzy z historii, geografii i geologii. Sama nie wiem co jeszcze wyjdzie.

- Spoczywa na pani ogromny ciężar przekazania odpowiedniej wiedzy.

- Na razie daję sobie radę z nauczaniem. Jestem z wykształcenia fizykiem, więc ze ścisłymi przedmiotami nie mam problemów. Nadrabiam natomiast przedmioty humanistyczne. Jeśli ktoś nie czuje tego i wie,że nie podoła, to odradzam, bo to ciężka praca.

- A co z uspołecznieniem? Dzieci nie mają problemów w kontaktach z rówieśnikami?

- Chłopców zapisałam do ZHR-u i tam mają przyjaciół. Poza tym dzieciaki z podwórka u nas często odrabiają lekcje. To nie jest łatwe, ale widać wyniki. Dzieciak są bardziej przygotowane do życia, bo w domu na wszystko jest czas, na naukę gotowania, sprzątania, poza oczywiście lekcjami.

- Zamierza pani kontynuować edukację domową swoich dzieci?

- Jeszcze nie wiem.

Opinie (181) 3 zablokowane

  • Moje gratulacje! (2)

    Dzieci uczone w domu - JESZCZE lepszy materiał na idiotów bez kontaktu z rzeczywistością zaludniających potem wydziały psychologii i "zarządzania".

    Z drugiej strony, róbcie tak dalej - nieprzystosowane wyrzutki z domowych inkubatorów oznaczają lepsze perspektywy dla tych, którzy od najmłodszych lat musieli w "normalnych" szkołach zębami i łokciami torować sobie drogę przez tabuny agresywnej patologii, krzywdzących sądów "większości", niesprawiedliwych przepisów i niekompetentnych nauczycieli.

    LIFE'S A BITCH - AND SHE'S BACK IN HEAT!

    • 0 3

    • ale jesteś gorzki...

      Rektorze, co lub kto Cię krzywdzi, że jesteś aż taki zjadliwy i zgorzkniały, uśmiechnij się czasem

      • 0 0

    • moze tak, moze nie...

      ale z twojego postu mozna wywnioskowac, ze nie wspominasz szkoly dobrze.

      Czyzby zawisc, ze inni beda mieli lepiej?

      • 0 0

  • potem wyrasną takie matołki jak ten pajac (2)

    Ja należę do elity
    Przychodzenie tu jest jakimś tam elementem przynależności do elity. Zdaję sobie sprawę, że wszystko to lans, że to snobistyczne. Ale stać mnie na Starbucksa, ubieram się w ciuchy Lacoste, Vuitton, ostatnio wydałem na fryzjera 465 zł - mówi 15-letni Maciek.
    Dlaczego przyszedłeś akurat do Starbucks, a nie do pobliskiego Coffee Heaven?

    MACIEK*: Bo nie każdy może przyjść do Starbucks.

    Co to znaczy?

    Nie każdego na to stać. Na przykład Coffee Heaven jest tańsze.

    Czy chodząc z kubkiem Starbucks jesteś postrzegany jako ktoś lepszy, członek elity?

    Ja jestem elitą. I przychodzenie tu jest jakimś tam elementem przynależności do elity. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wszystko to lans, że to snobistyczne. Ale stać mnie na Starbucks, ubieram się w ciuchy Lacoste, Hiffligera, Vuitton, ostatnio wydałem na fryzjera 465 zł. I to ze zniżką (śmiech)! Różnice w zamożności widać, gdy jedziemy np. na szkolną wycieczkę. Ci, którzy piją kawę z Coffee Heaven, płacą za wycieczkę na raty, ja zawsze całą sumę od razu.

    Chodzisz na lekcje z kubkiem Starbucksa?

    Oczywiście. Ale nauczyciele już przywykli, że uczniowie przychodzą na lekcje z kawą.

    Czy zwracają uwagę na logo?

    Nauczyciele? Nie, oni się na tym nie znają.

    Czyli to tylko lansowanie się przed kolegami?

    Dokładnie. To po prostu prestiż.

    Skąd znasz sieć Starbucks?

    Mój tata pracował w Stanach, więc często tam bywałem. Tylko że tam te kawiarnie są wszędzie. Tu musiałem jechać aż z Ochoty.

    Często tu bywasz?
    W tym tygodniu już trzeci raz.

    • 5 8

    • Dajcie linka,skad to.

      • 0 0

    • Dałeś się nabrać na artykuł sponsorowany (przez konkurencję) :P

      • 1 1

  • To nie ma sensu ... (1)

    Gdzie mi się dzieciaki zapiszą w Naszej Klasie ???

    • 0 2

    • eee tam

      Nasza Klasa jest do d... jedyne co można robić to oglądać fotki typu "A to moja super rodzinka" , "Mój nowy samochód", "Moja córcia pięknie zjada zupkę", "Moje super wesele na 200 gości" , "Mój nowy mąż", "Ja i Ferrari, które stało w Londynie".

      Poróbcie lepiej konta na Myspace

      • 2 0

  • A z czego żyją te rodziny? (4)

    Zastanawia mnie fakt, skąd biorą pieniądze na życie takie rodziny jak państwo Piotrowscy z filmiku, skoro oboje siedzą w domu i uczą dzieci... :/

    • 5 6

    • (3)

      to źle że zastanawia, zajmij się swoimi sprawami. ; )

      • 3 2

      • (2)

        Zastanawia, bo też bym tak chciała - siedzieć w domu cały dzień z rodziną i nie musieć się martwić o pieniądze.

        • 0 0

        • To wymysl, jak to zrobic.

          Mieszkasz w wolnym kraju, wolno ci.

          • 0 0

        • ojciec jest marynarzem, w domu jest misiace w domu a reszte czasu na morzu - nadal zazdrościsz?

          • 0 0

  • (1)

    psycholog, który mówi że dziecko będzie samolubem zapewne nim jest. niech niektórzy psycholodzy pomyślą nawet i 30 razy zanim coś napiszą czy powiedzą o drugiej osobie. połowa z was nie powinna się wypowiadać na różne tematy. czasami macie zbyt wybujałą wyobraźnie, pewnie brak doświadczeń i brak rodziny...

    • 5 0

    • Moze zazdrosci innym dobrego zdania o sobie?

      "Samolub" to ktos, kto siebie akceptuje. Na psychologii jest wielu takich, ktorym do tego daleko. ;)

      • 0 0

  • Socjalizujmy dzieci... (7)

    żebyśmy nie musieli resocjalizować dorosłych. Dorastanie bez rówieśników to straszna krzywda jaką rodzice wyrządzają dla dobra swoich dzieci.

    • 60 27

    • Mity socjalizacji (4)

      Kto powiedział, że dzieci w domu wychowują się bez rówieśników? Nie mówimy o areszcie domowym.
      Socjalizacja w pojęciu dzisiejszych "mędrców" to zganianie na siłę wielkich grup w jednym przedziale wiekowym do jednego miejsca. Zacznijcie myśleć, półpsycholodzy, półpedagodzy i inni pół mędrcy. A nade wszystko zacznijcie wypowiedx od zdefiniowania tego, co tak zaciekle bronicie.

      • 9 3

      • Dzieci maja o wiele słabszy kontakt (3)

        z innymi dziećmi kiedy nie chodzą do szkoły. Socjalizacja to kształtowanie się osobowości przez wpływ środowiska na jednostkę. Jak więc możemy stwierdzić że 5 osób pokaże młodemu człowiekowi tyle samo co 50 osób?

        • 2 3

        • (1)

          A te 50 osób będzie miało co dziecku przekazać? Np. w szkole na Dolnym Mieście?

          • 1 1

          • Socjalizacja zachodzi i w grupie pierwotnej (rodzina), ale rodzina nie zapewni socjalizacji wtórnej, którą z pewnością zapewnia szkoła - nawet na Dolnym Mieście.

            • 2 0

        • Po co mu na codzień te 50 osób?

          Zastanowiłeś się? Czy ty też musisz być każdego dnia w tłumie, hałasie, żeby poczuć się istotą zsocjalizowaną?
          Ja tam wolę pracę w spokoju, w pomieszczeniu, w którym jest kilka (a nie 30-kilka) osób. W krajach, w których oświata jest na wyższym niż u nas poziomie, właśnie dąży się do zminimalizowania liczby uczniów w klasie. I pamietaj, że jeden mistrz przekaże uczniom więcej niż stado przeciętniaków.

          • 5 2

    • Kto tu mowi o socjalizacji?

      Mowimy o nauce. Przekazywaniu wiedzy i umiejetnosci.

      Pedagog jest specjalista od przekazywania tresci, a nie od zawartosci.

      Szkola jest dobra, zeby dziecko zobaczylo, jak wygladaja inni ludzie.

      • 0 3

    • miałabym za złe...

      Zgadzam się! Ja zwyczjanie miałabym za złe...gdyby Rodzice odebrali mi te cudowne lata beztroski, przepychanek na przerwach, wymieniania się różnymi zbieranymi gadżetami, poznawania świata, uczenia się innych ludzi...

      Nie zrobiłabym tego mojemu dziecku. Jeśli mądrze się je pokieruje to da sobie radę i z agresją, narkotykami, papierosami i alkoholem. Zamknięcie pod kloszem, w złotej klatce wcale przed tym nie uchroni. Bo potem wygłodniałe wrażeń dziecko rzuci się jak na zakazany owoc.

      Mnie wychowano ograniczając pewne rzeczy, ale przede wszystkim z nastawieniem na dialog, na kompromisy i prawdomówność. Dziś mogę za to serdecznie Rodzicom podziękować.

      • 16 6

  • (7)

    W dzisiejszych czasach szkoła w ogóle nie spełnia swojej edukacyjnej funkcji... działa raczej jako przedsionek do wielu niepożądanych zachowań... pół biedy jeśli dzieciak trafia do szkoły, gdzie nauczyciele współpracują z rodzicami i sprawują faktyczną pieczę nad swoimi podopiecznymi... w innym przypadku szkoły (szczególnie gimnazja) można uznać za wylęgarnię młodocianej patologii (bez względu na status materialny czy społeczny rodziców). W szkołach więcej jest walki na linii nauczyciel - uczeń niż faktycznego procesu dydaktycznego.

    Programy nauczania przeładowane są z jednej strony zbędną teorią z drugiej natomiast co i rusz uszczupla się zajęcia angażujące praktycznie (na chemii czy fizyce coraz rzadziej uświadczyć można jakiekolwiek doświadczenie, a szkoda bo to niezwykle rozwijające przedmioty).

    Dlatego dobrym sposobem jest edukacja w domu (jeśli ma się ku temu podstawy pedagogiczne, odpowiednią wiedzę a przede wszystkim czas). A żeby dziecko nie zostało wyobcowane i pozbawione kontaktu z rówieśnikami świetnym sposobem jest zapisanie go na zajęcia sportowe, harcerstwo czy inną formę aktywności "pozanaukowej" ;), które często wiążą się z wyjazdami kilka razy w roku itd dzięki czemu dziecko na pewno nie będzie miało problemów w przyszłym życiu w społeczeństwie.

    • 52 16

    • A co odpowiesz dziecku kiedy spyta... (5)

      Tato dlaczego ja nie chodzę do szkoły jak inne dzieci? Dlaczego jestem inny?

      • 2 8

      • Pedagog - dobrze wiedziec, jakie reprezentujesz podejscie.

        Najwazniejsze dla dziecka to zeby wiedzialo, ze jest takie same jak reszta. Nie daj Boze, jak poczuje sie inne, albo bedzie inne.

        Jesli jestes tym, za kogo sie podajesz, wlasnie potwierdziles juz dawno wystawione swiadectwo polskiej edukacji powszechnej.

        • 1 0

      • Kochane dziecko, każdy z nas jest inny... (3)

        ...różnimy się wyglądem, koloem skóry, orientacją seksualną, płcią i zainteresowaniami. Dzięki tej swoistej różnorodności świat jest piękny :-)

        • 8 3

        • "orientacją seksualną" (2)

          Wychowujemy homoseksualistę? ;)

          • 2 12

          • (1)

            nic takiego nie wynika z tamtej wypowiedzi.

            • 5 1

            • dom

              Dziecko większość zachowań i tak przejmuje od rodziców. Szkoła nie jest od wychowywania, tylko od uczenia. Jak się komuś zachciało mieć dzieciaka, to niech weźmie za niego odpowiedzialność.

              • 3 0

    • popieram

      Moje dziecko chodzi do I klasy szkoły podstawowej na gdańskim Chełmie i muszę powiedzieć że w szkole NIKT się dziećmi nie przejmuje, a już na pewno nie ma indywidualnego podejścia do dziecka. Nie ma nawet przepływu informacji od strony nauczyciela do rodzica. Zresztą poziom, jaki reprezentuje sobą nauczyciel jest żenujący. Co do programu nauczania, to książki preferowane w "mojej" szkole są realizowanie w 25 - 30%. Reszta jest realizowana przez rodziców. W praktyce - dziecko wraca do domu i siedzi do wieczora (lub do nocy) przerabiając materiał którego nie chciało się przerobić nauczycielowi. Kuriozum jest też sytuacja robienia wolnego dnia od nauki z byle powodu - nie licząc ferii w bieżącym roku szkolnym takich dni było już ponad 20!!! I ciekawe co rodzić pracujący ma zrobić w takie dni (chciałbym zobaczyć pracodawcę umożliwiającego wzięcie 4 miesięcy urlopu na opiekę nad dzieckiem - tyle wynoszą wolne dni w szkole wliczając w to wakacje i ferie). Nie sądzę, aby indywidualne nauczanie w domu było rozwiązaniem idealnym, ale sądzę że jest nieporównywalnie lepsze przechowalnia zwana szkołą.

      • 4 0

  • powszechne szkolnictwo to wynalazek XIX? wieku

    Dlatego przez tysiąclecia dziejów ludzkosci każda jednostka była aspołeczna.

    • 2 0

  • Wszystko ma swoje plusy i minusy (4)

    co znaczy psycholodzy ostrzegaja???,osobiscie jestem doktoratem psychologii rozwojowej i do dzisiaj nie zauwazyłem by istniała chodz jedna kwestia w ktorej zgadzaja sie wszysctkie nurty wspolczesnej nauki o zachowaniu.Te uogolnienienie ma nic wspolnego z rzeczywistoscia.Nie istnieje jednolity głos wszystkich psychologow ,do dzis nie powstala synteza laczaca w sobie dokonania psychologii klinicznej,porownawczej,spolecznej itp.Po drugie psychologia wbrew temu co niektorzy psycho-szarlatanii(szczegolnie duzo ich jest w mediach)staraja sie wmowic nie jest nauka dajaca ostateczne przeiwdywania ,nie tworzy dogmatycznych praw i reguł ,efekt kocowy tzn.opisywalne zachowania i roznice indywidualne sa wypadkowa tak wielu niemierzalnych zmiennych ze smiesznym w moich oczach jest strasze ze dziec i moga wyrosna na kogos tam dziki czemus tam.Spojrzcie na generacje ludzi miedzy 20 a 50 rokiem zycia -mało kto chodził z nich do kosciola a chyba nikt nie twierdzi ze wszyscy oni charakteryzuja sie egoizmem.Wspolczesny trend pchania dzieci do przedszkola ma bardziej podłoze ekonomiczno-polityczne niz racjonalno-pragmatyczne.jezeli wyslemy rodzicow do roboty ,zwiekszymy PKB ,zas biedne dzieci poddaje sie w tym czasie indoktrynacji przekonanian -tworzac kapitalistyczne roboty,od malego zadaje sie pytania o przyszle plany ,uczy sie konsumpcjonizmu w kazdym zakresie-zamiast wyciagac ogolne wnioski z nauki slkłania sie je do rywalizacji o stopnie i kto wiecej punktow mial na koniec gimnazjum.ja z zona sami wychowujemy nasza corke i prawda jest taka ze wiecej zyska nie bedac od najmłodszych lat wciskana w automatyzm zycia od 8 do 16 ktory jest tylko naszym tworem ,gdy worobi sie w dziecku ped do indywidualizmu a nie uniformizacji.W ten sposob wychowamy jedynie Pozory człowieka -oddamy najwieksza wartosc jaka jest człowiek sam w sobie w zamian za pranie mozgu ,WIEC ja jako psycholog mowie -dziecko oddane pod opieke przedszkolanek traci swoja wyjatkowowsc ,kieruje sie pozniej konformizmem i wszczepionymi pogladami stajac sie nieczułym na inne przekonania gdy panstwowe wychowanie ma charakter ujednolicony i ostateczny --zupełnie odwrotnie do tego jak zycie wyglada naprawde.WYchowuja ludzi zdatnych tylko do pracy w biurze z" jedyna prawidlowa"moralnosci i swiatopogladem " dobre dla tych ktorych ambicje nie siegaja dalej niz zjednoczyc sie z plebsem i ustawic wlasna reaktywnosc na poziomie dostosowanym do innych ,trac po drodze wlasna osobowowsc

    • 10 5

    • Jesli twoj doktorat tez nie bedzie zawieral akapitow,

      to poleci nawet w tym kraju.

      • 0 0

    • a potem dziecko też sam zatrudnisz u siebie w firmie?? znajdziesz mu żonę i przyjaciół. Ja byłem uczony w zwyczajnej państwowej szkole, potem skończyłem zwyczajne dzienne studia na państwowej politechnice, najważniejsze czego się tam nauczyłem to jak walczyć o swoje i że życie to nie bajka i nie głaszcze nas po jajkach... Nauczyłem się jak radzić sobie w życiu... a te dzieciaki uczone w domu to będą zwykłe nieprzystosowane ciapaki... które zamiast w wieku 10 lat to w dorosłym zyciu dostaną porządną szkołę życia- a wtedy może być już za późno.

      • 0 3

    • hm...

      Panie doktorat z psychologii-przeczytaj sobie raz jeszcze swój wywód, cięzko wyłapać tu sens i logiczny porządek... A te wszystkie literówki to może dysleksja rozwojowa czy może niedouczenie...

      • 2 2

    • ciekawa opinia -jestem za a nawet przeciw

      • 0 0

  • szkoła (2)

    To nie jest tylko czysta nauka matematyki/fizyki/chemii/polskiego/etc.
    To jest także swego rodzaju nauka życia.
    Dzieci/młodzież doznają pierwszych sukcesów i porażek. Nawiązują pierwsze przyjaźnie w ogólniaku to i pierwsze miłości.
    Uczą się jak przetrwać jak żyć poznają ciekawych ludzi kształtują swój światopogląd.
    Natomiast w podstawówce dziecko "uczy się uczyć". Jak takie dziecko pójdzie do gim. to wskoczy na głębsza wode i nie poradzi sobie. W domu mama nie wymaga tego tego tamtego a tutaj nie ma zmiłuj.
    Pomysł nauczania w domu jest niewypałem. Oczywiście wyjątkiem jest np. jak dziewczyna w wieku 18 lat zajdzie w ciąże i urodzi przed maturą to nauczenie w domu wskazane.

    • 3 6

    • Czemu jak dziewczyna zajdzie w ciaze i urodzi przed matura, to nauczanie w domu jest OK?

      Reszta niewinnych pacholat powinna byc chroniona przed wiedza na temat istnienia Grzechu?

      • 0 0

    • To jest także swego rodzaju nauka życia

      Polska szkoła???

      Olbrzymie marnotrawstwo czasu, talentów i wartości.
      Nie widzę w niej żadnych pozytywów.
      I na pewno nie przygotowuje ani do życia społecznego (patrz: przyszła frekwencja w eurowyborach i znajomość podstaw ustroju RP u maturzystów), ani życia zawodowego.

      Polska szkoła to sztuka do sztuki, przechowalnia sfrustrowanych "pedagogów", potrafiących przekazywać "jedynie słuszne" treści.
      Polska szkoła to nauka dwulicowości, to szkoła nie potrafiąca nauczyć ani dialogu, ani zespołowego rozwiązywania problemów, ani odpowiedzialności, ani samodyscypliny, ani - rzecz najważniejsza: ODPOWIEDZIALNOŚCI.

      Naprawdę nie uważam, aby ktokolwiek potrafił wychować moje dziś półroczne dziecko lepiej, niż ja i moja żona.
      A myśl o tym, że (może) moje dziecko przestąpi próg polskiej szkoły, powoduje u mnie wyłącznie powstanie jednej myśli: "oby mi nikt dziecka nie zmarnował".

      • 2 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane