• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Trzeba zacząć od rozwodu

Iwona Dereszkiewicz
8 maja 2006 (artykuł sprzed 18 lat) 
O "zaparkowaniu" akcji Stoczni Gdańskiej, wykorzystaniu każdego metra kwadratowego zakładu oraz kwestii pochylni z Romanem Gałęzewskim, przewodniczącym NZSS "Solidarność" Stoczni Gdańskiej, rozmawia Iwona Dereszkiewicz

Co dalej ze Stocznią Gdańską, panie przewodniczący?

Należy przede wszystkim zacząć od rozwodu stoczni. Mówiąc krótko: im szybszy rozwód, tym szybszy rozwój Stoczni Gdańskiej i przemysłu okrętowego. Nasze plany są takie: oderwanie Stoczni Gdańskiej od Stoczni Gdynia i uważna kontrola, by nie doszło do zawierania złych kontraktów wewnątrz zakładu, czyli dbanie o to, aby podpisywane kontrakty były rentowne. Istotna jest także troska o przyjmowanie pracowników niezbędnych do funkcjonowania stoczni, przy gwarancji zatrudnienia na dłużej niż kilkanaście miesięcy. Jeśli przewiduje się, że prace będą trwały krócej, co może się zdarzyć przy określonych typach statków bądź prac, to oczywiście nie ma sensu zatrudniać ludzi na umowę o pracę. Wówczas powinno się wynająć spółkę, która wykona te prace, ewentualnie zatrudnić pracowników na umowę- zlecenie. Należy pilnować, aby nie doszło do przerostu zatrudnienia. Z drugiej strony mamy świadomość, że zbyt mała produkcja na terenie stoczni powoduje zbyt duże koszty stałe, co z kolei stwarza małą rentowność zakładu.

Rentowność stoczni to priorytet jej przetrwania

Tak. Każdy metr kwadratowy terenu stoczni powinien być wykorzystany. Ponieważ inwestycje morskie są bardzo drogie, zwłaszcza te stoczniowe, więc uważamy, że statki powinny być budowane w całości w Stoczni Gdańsk. Wartość dodana będzie wówczas najwyższa. Oczywiście, kiedy trafią się części czy elementy statków, które mogą być zrobione na korzystnych dla stoczni warunkach, to będziemy je wykonywać. Obecnie Stocznia Gdańska opiera się na bardzo deficytowych zawodach. W momencie, kiedy stocznie będą budowały całe statki, nastąpi wykorzystanie zawodów, które są popularne. Rozwój stoczni spowoduje wykorzystanie zasobów ludzkich, to pewne.

Stoczni Gdańskiej zarzuca się brak własnego biura projektowego. Czy planujecie rozbudowę obecnego, czy też będziecie korzystać z firm zewnętrznych, które specjalizują się w projektowaniu statków?
Uważam, że tak naprawdę żadnej stoczni nie stać na duże biuro projektowe. Sprawdzają się jedynie kompaktowe biura projektowe. W zasadzie takie właśnie istnieje w Stoczni Gdańskiej. Błędem byłoby tworzenie rozbudowanego biura projektowego do tworzenia trzech, czterech statków rocznie. Moim zdaniem biuro projektowe Stoczni Gdańskiej powinno być zdolne do zaprojektowania jednego statku rocznie. W innym przypadku należy się posiłkować biurami z zewnątrz.

Czy na podobnej zasadzie może funkcjonować np. dział marketingu?

Tak, dokładnie w ten sposób. Jeśli chodzi o marketing, to powinniśmy częściej korzystać z usług brokerów. Niekiedy broker kosztuje mniej niż posiadanie własnego biura marketingowego. W szczególnych przypadkach, jak na przykład dziś, kiedy ceny statków są dobre, wówczas biuro marketingowe powinno być zdolne do zawierania własnych kontraktów.

Cały czas toczy się sprawa własności pochylni, która jest bardzo istotnym elementem stoczni...

Wydaje mi się, że sprawa pochylni jest już przesądzona. Tak czy inaczej wrócą do stoczni. Wstępnie rozmawialiśmy już z Synergią. Widzimy tutaj pewną otwartość i zaczęto rozmawiać na temat ceny przejęcia. Również dlatego, iż zaczęła być zbliżona do rozsądnej. Także miasto nie wyklucza zaangażowania się w sprawę pochylni. Model, w którym pochylnie są własnością miasta lub samorządu, jest modelem europejskim. W Niemczech, we Francji takie urządzenia jak pochylnie czy doki są własnością miast, co sprawia, iż mogą one stymulować pewne procesy produkcyjne.

Cały czas istnieje kwestia inwestora strategicznego dla Stoczni Gdańskiej. Dużo się ostatnio mówi o Enerdze. Czy w tej chwili coś więcej na ten temat wiadomo?

Konkretnym działaniem jest propozycja pewnego konsorcjum, które przejęłoby Stocznię Gdańską. Nazywamy to zaparkowaniem akcji Stoczni Gdańskiej. Byłoby to porozumienie między Energą a Agencją Rozwoju Przemysłu, na podstawie którego konsorcjum odkupiłoby akcje Stoczni Gdańskiej od Stoczni Gdyńskiej. Brak rozwiązania w przypadku Stoczni Gdańskiej może doprowadzić do bankructwa Stoczni Gdynia. Stocznia Gdynia jest nam winna ponad 40 mln, ale zdajemy sobie sprawę, w jakiej jest obecnie sytuacji. Wbrew temu, co niektórzy mówią, te procesy są powiązane. Stocznia Gdynia bez dekapitalizowania może nie przetrwać tego okresu. Poza tym w dalszym ciągu szukalibyśmy inwestora branżowego lub finansowego, który spowodowałby, że byłyby środki na dokapitalizowanie zakładu i na nowe inwestycje. Wszystkie te procesy powinny zakończyć się najpóźniej do końca maja, tak aby na początku czerwca Stocznia Gdańska mogła powiedzieć, że jest samodzielnym podmiotem.
Biznes TrójmiejskiIwona Dereszkiewicz

Opinie (4) 2 zablokowane

  • bla bla

    Uważam, że tak naprawdę żadnej stoczni nie stać na duże zwiazki zawodowe. Sprawdzają się jedynie kompaktowe zwiazki zawodowe.

    • 0 0

  • Dajcie ją O. Rydzykowi

    Może O. Rydzyk jeszcze raz pomoże?

    • 0 0

  • Dobry wieczór Pani Reno

    Cóż za lapidarny i celny komentarz.
    Zaiste jestem pod wrażeniem.

    • 0 0

  • Jednego statku rocznie ?

    Ludzie, co oni, żartują ?
    W Korei jedna stocznia potrafi zbudować 400 rocznie.

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane