• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Zadbają o dusze kibiców na Euro 2012

Katarzyna Moritz
16 kwietnia 2012 (artykuł sprzed 12 lat) 
Pod znakiem mistrzostw przebiegać będzie też tegoroczna edycja akcji "Katolicy na Ulicy". Pod znakiem mistrzostw przebiegać będzie też tegoroczna edycja akcji "Katolicy na Ulicy".

Podobno prawdziwi kibice zrobią wszystko, by ich drużyna wygrała. Podczas mistrzostw Euro 2012 będą mogli prosić o pomoc niebiosa. W 10 trójmiejskich kościołach będą się mogli wyspowiadać i uczestniczyć w mszach św. odprawianych w ich językach. Ewangelizacja odbywać będzie się też na ulicach Gdańska.



Na PGE Arenie 22 marca została poświęcona kaplica św. Pawła Apostoła, z której - podczas turnieju - będą korzystać głównie piłkarze i sędziowie. Na PGE Arenie 22 marca została poświęcona kaplica św. Pawła Apostoła, z której - podczas turnieju - będą korzystać głównie piłkarze i sędziowie.
Archidiecezja Gdańska już od dłuższego czasu przygotowuje się do zbliżających się mistrzostw Europy. Na PGE Arenie 22 marca została poświęcona kaplica św. Pawła Apostoła, powstał modlitewnik dla sportowców, odbywają się tam też specjalne katechezy dla uczniów (związane z Euro). Czy kibice, którzy przyjeżdżają na tego typu wydarzenia, myślą o duszy?

- Zdecydowanie myślą. Doświadczenia pokazują, że na wszystkich dużych imprezach sportowych, olimpiadach czy mistrzostwach pojawiają się kaplice, miejsca zadumy. Oczywiście zdajemy sobie sprawę, że ci ludzie przyjeżdżają na konkretne wydarzenie sportowe, a nie na rekolekcje. Jednak mecze rozgrywane są też w niedzielę lub w okolicy tego dnia i wierzący mają także potrzebę praktykowania. Nawet jeżeli skorzysta z tego 100 osób, to zależy nam, by miały one taką możliwość, żeby nie musiały się zastanawiać, gdzie szukać posługi duchowej - podkreśla ks. Grzegorz Stolczyk, koordynator ds. Euro, wyznaczony przez gdańskiego arcybiskupa.

Czy dbanie o duchowość kibiców ma sens?

Po losowaniu grup okazało się, że w Gdańsku możemy się spodziewać kibiców z kręgu kultury chrześcijańskiej, czyli Hiszpanów, Irlandczyków, Chorwatów i Włochów. Przygotowano więc konkretną ofertę.

Wyznaczono 10 kościołów w Trójmieście, w których będą się odbywały msze św. w poszczególnych językach. Wierni z zagranicy będą się tam też mogli wyspowiadać. Co ciekawe, w Warszawie i Krakowie wyznaczono mniej kościołów niż u nas, a w Poznaniu tylko trzy.

W Gdańsku, w Letnicy, w kościele św. Anny i Joachima przy stadionie oraz w Bazylice Mariackiej posługa odbędzie się w języku angielskim, w Katedrze Oliwskiej i Kaplicy Królewskiej - w niemieckim, a w św. Brygidzie - hiszpańskim. W św. Katarzynie msze odprawiane będą po włosku, a w św. Jakubie - po chorwacku.

Ustalono dokładny harmonogram, gdzie, kiedy i o której godzinie można się pomodlić, a znajdzie się on w informatorach przygotowywanych przez miasto, które trafią do rąk przyjezdnych kibiców. Ponadto informacje te są już dostępne w parafiach i na ich stronach internetowych. Jednak to nie jedyne działania, które będą podejmowane z myślą o wierzących kibicach.

- Mistrzostwa rozpoczną się tuż po święcie Bożego Ciała, dlatego też cykliczne wydarzenie "Katolicy na Ulicy" na Długim Targu 7 czerwca odbędzie się również z myślą o ewangelizacji. Ponadto, w porozumieniu z miastem, będziemy prowadzić akcje ewangelizacyjne w 30 tzw. wyspach kultury. W poszczególne wieczory będą występy ze śpiewem czy tańcem w różnych częściach miasta - zapowiada ks. Grzegorz Stolczyk.

Na stronie internetowej Archidiecezji utworzono też specjalną zakładkę, gdzie na bieżąco można śledzić wszystkie aktualności związane z duchowym przygotowaniem do mistrzostw.

Opinie (194) ponad 20 zablokowanych

  • KATOLE

    Ci to wszędzie gdzie kasa tam się wpier.......ją !!!!!

    • 4 4

  • Katolicy na ulicy?To już nie maja gdzie mieszkać i modlić się?!

    • 1 2

  • oj w piekle się cieszą

    kryzys energetyczny ich nigdy nie dosięgnie..... wieczna dostawa kleszej podpałki pod kotły zapewniona ..

    • 0 1

  • Doradcza na czas Euro2012 (2)

    Welcome to gdansk...to w zasadzie jedyne (poza biletem powrotnym) co pozytywnego mogą zobaczyć turyści po przybyciu do gdańka. Samolot najpewniej będzie spóźniony z powodu ciągłej mgły nad lotniskiem więc wcześniej zaplanowane zwiedzanie miasta można sobie odpuścić. Zresztą o jedzeniu na mieście też możesz zapomnieć, bo albo okradną Cię na lotnisku, albo taksówkarska mafia powiezie Cię najkrótszą drogą do centrum ...przez Puck. Załóżmy jednak że jesteś największym farciarzem roku i nie dałeś się okraść, a złotówy Cię nie zauważyły i szczęśliwie dopadasz do przystanku autobusu miejskiego. Po odczekaniu 2 godzin wreszcie nadjeżdża wymarzony Ikarus. Jest godzina 13 ? ...kierowca ma półgodzinną przerwę więc jeszcze trochę cierpliwości. Uff...wchodzisz do autobusu, a tam Renoma (trójmiejscy gangsterzy zwani kanarami lub odwrotnie). No to mandacik za brak biletu przed wejściem do autobusu. W sumie to tylko 30 euro. więc dla własnego zdrowia lepiej nie dyskutować tylko kulturalnie kupić karnet na 5 przejazdów (innych kierowca nie ma). Tych którzy dyskutowali z Renomą poznasz po fioletowo podkolorowanych oczach i lekko spłaszczonych nosach oraz brakach w uzębieniu. Odłóżmy te nieprzyjemne historie, wszak ruszasz na spotkanie z miastem. Hmmm, przed chwilą miałeś plan zwiedzania, plan miasta...cholera był też portfel i plecak. Czyżby szczęśliwy dzień się zakończył? Spójrzmy jednak z optymizmem, wszak lotnisko jest im. TW Wałęsy więc powałęsać się można autobusem. Szkoda tylko że przejechanie przez 300 m fragment lasu trwa już drugą godzinę. Chociaż korków w mieście nie powinieneś uświadczyć jak zapewnia z plakatu słodka modra prezydenta Budynia...ups Pawła A. Uff...nareszcie docierasz do Wrzeszcza. Zmęczony podróżą siadasz wraz z innymi w poczekalni dworcowej, to że nie ma krzesełek to pewnie taki lokalny folklor. Miejscówka między właścicielem zaprzęgu Huskych a babinką sprzedającą czosnek wcale nie jest taka najgorsza patrząc na rozkładających ( i to dosłownie) się rezydentów poczekalni. Ponieważ jesteś dzieckiem szczęścia widzisz jak grupa w biało zielonych dresach próbuje okraść jakiegoś dobrze wyglądającego starszego jegomościa. Jednak na widok innej grupy w dreach żółto-niebieskich z niezrozumiałych powodów zaczynają uciekać gubiąc zrabowany portfel. W portfelu jakieś 1000 euro plus karty kredytowe i jakaś wermachtowska legitymacja. Oddajesz znalezisko właścicielowi a on hojnie Cię wynagradza...20 pln ląduje w twojej garści. Dobrze że od razu dał w PLN dzięki czemu lokalne kantory nie będą miały z czego Cię okraść. Nie bez powodu jesteś w czepku urodzony. W dniu dzisiejszym organizowana jest akcja "weekend za pół ceny!" - restauratorzy ograbią Cię mniej niż zwykle. Idziesz za swądem spalonego oleju i trafiasz do jakiejś obskurnej nory lokującej swoje podwoje między wszechobecnymi bankami. Całe szczęście już po 18-tej więc większość lokali jest zamknięta. To ratuje twoje życie tym bardziej, że instynktownie kierujesz się za wychudłymi postaciami w przykrótkich kurteczkach i lądujesz w studenckiej mekkce...barze mlecznym (To akurat jeden z nielicznych pozytywów w tym mieście). Bilet powrotnym masz na lot dopiero za dwa dni a tu zbliża się noc. Wychodząc z baru trafiasz na podchmieloną grupkę żaków pobliskiej politechniki, którym dajesz ostatnie 3 pln na browara. Dzięki temu przyjmują Cię jak swojego i idziesz nimi na imprezę po wszystkich klubach studenckich w okolicy i padasz na twarz w okolicach godziny 4 rano. Następnego dnia budzisz się w DS z bólem gardła - wszak Twoje wczorajsze karaoke pozwoliło Ci wygrać karton wódki do którego szybko przyssali się Twoi znajomi i ich znajomi i znajomi znajomych...W ramach przyzwoitości zostawili Ci szklankę która konkretnie podniosła zdolności wokalne - więcej nic nie wygrałeś i fragmentarycznie pamiętasz kopniaka od ochrony. Lodówka pusta więc ruszasz w miasto. W tramwaju spotykasz "znajomych" z Renomy. Czy bilet na autobus w ramach tego samego miasta to też bilet na tramwaj? Pomny fioletowych oczu pasażerów, którzy pytali dopadasz kasownika. Całe szczęście zdążyłeś przed nimi, więc tylko raz w zęby i jesteście kwita. Wizyta na komisariacie w związku z tą napaścią z pewnością nie zrobiłaby na lokalnych zomowcach...upsss - policjantach, najmniejszego wrażenia więc sprawą kradzieży plecaka i dokumentów też nie ma co im głowy zawracać. Przypadek jak tysiące innych. Tramwaj hałaśliwie wlecze się opłotkami...ej to nie opłotki to przecież centrum miasta. Wreszcie wysiadasz szczęśliwy, że kieszonkowy tym razem nie mieli z czego Cię okraść - jednak bycie biednym też ma swoje pozytywy. Zwiedzasz stare miasto, Długi targ. Właściwie to zwiedzasz go już czwartą godzinę i nic tu ciekawego nie widać, nawet Neptuna zabrakło - ktoś ukradł? Nie pół roczna konserwacja. Dobra czas zbierać się na mecz. Jeszcze przed przyjazdem starzy znajomi, którzy byli już w PL poradzili Ci cenne rzeczy schować w skarpetki i niedowierzając w ich absurdalne opowieści schowałeś do budów tylko bilet na mecz i bilet powrotny. Wraz z tłumem podobnych Tobie szczęśliwców kierujesz się pieszo w stronę stadionu. Dlaczego pieszo? Bo o ile poprzedniego dnia autobus można powiedzieć że jechał to w dniu meczu pół miasta jest sparaliżowane i to przy byle meczu ligowym, o euro nie wspominając. Brniesz pośród stojącego morza aut. Właściwie można było próbować podjechać kolejką podmiejską, ale Twoje bilety nie są odpowiednie a poza tym mimo zmarnotrawionych milionów pln nie udało się uruchomić starej linii SKM, która miała wozić kibiców na stadion. Zresztą ten jeden zdezelowany skład to trochę za mało żeby upchnąć w nim 1000 kibiców-kamikadze. Dobrze, że nie jest daleko 7 km pieszo pozwala na zapoznanie się z sąsiadami. Zaczynasz wierzyć że znikające portfele to jakaś lokalna plaga, wg opowiadań znikać potrafią też całe osoby.Ów zdawałoby się osobliwy przypadek ma jeden wspólny mianownik - Tanio wynajmę na czas Euro w Letnicy/Nowym Porcie. Ale porzućmy te mroczne klimaty. Jesteś coraz bliżej stadionu, czujesz przedmeczowe podniecenie, tłum gęstnieje, gęstnieje i gęstnieje. W końcu nie możesz się ruszyć. Pewnie znowu popsuły się czytniki w bramkach wejściowych...ot taka lokalna tradycja. Ludzie zaczynają się buntować. Wszak do meczu jeszcze 2 godziny ale problem bramek nadal nie rozwiązany. Nagle w kierunku tłumu lecą strugi a armatek wodnych i niebiescy zomowcy ruszają szarżą uspokajać niezadowolonych...zadowolonych także lejąc pałami - profilaktycznie. Cóż za szczęście, rykoszet z broni gładkolufowej urywa Ci część ucha, ale po pierwsze primo wciąż masz żyjesz, po drugie primo takiej pamiątki nie ma nikt ze znajomych., a po trzecie primo rozróba gestapowców przybliżyła Cię do bramek wejściowych. Jedna z nich działa - jesteś w środku. Pac pac pac w twarz, potem drobiazgowa kontrola osobista - ot ochrona ze stadionu. Wszak na pierwszy rzut oka widać żeś krewnym Osamy bin Ladena. Rozmowa i tłumaczenia na nic się nie zdały. Lądujesz przed sądem 24-godzinnym. To już nie przelewki. Gorączkowo kombinujesz jak wybrnąć z opresji. Na myśl przychodzi Ci rozlewająca się na plakacie dotyczącym bezpieczeństwa w mieście twarz prezydenta Budynia. Po chwili wahania szepczesz sędziemu na ucho przepis na budyń śmietankowy. Sędzia widząc że jesteś w temacie warunkowo umarza postępowanie, hajlując na koniec Sieg PO. Odruchowo machasz ręką, przepędzając natrętną muchę. Po chwili pojawia się blond młodzieniec w brunatnej bluzie z opaską na ręku i prowadzi Cię do loży honorowej. Oglądasz mecz stojąc pod najdalszą ścianą, bo na pierwszym rzędzie siedzeń swoje cielsko rozlał budyniowy jegomość. Na zewnątrz jest już ciemno. Po meczu korzystasz z wyjścia dla VIPów dzięki czemu unikasz rzezi pod bramkami. Tłum uporczywie nadal próbuje wejść na mecz, nieustraszone niebieskie szwadrony przypuszczają kolejny szturm na bezbronną tłuszczę. Większość nie ma już portfeli, część zaś leży z nienaturalnie powykręcanymi kończynami i przedmiotami błyszczącymi się metalicznym światłem w trzewiach. Pomny nadświetlnej prędkości miejskiego transportu udajesz się do autobusu, kasujesz trzeci bilet i spokojnie zasypiasz. Kierowca nocnego kursu zamyka drzwi i spokojnie zasypia na siedzeniu...pasażera. Chyba po to by nie budzić niepotrzebnych emocji ludzi, którzy nie zdążyli wejść do środka i przez najbliższe 3 godziny będą kręcić się wokół i pilnować by nikt nie ukradł kół w tej zakazanej dzielnicy. Sobie tylko wiadomym sposobem, a może i wyrobionym instynktem, kierowca podświadomie wyczuwa, że większość czuwających na zewnątrz usnęła w wiacie bez ławki i dachu. Po cichu prześlizguje się na fotel Pana i Władcy by błyskawicznie przekręcić kluczyć w "swym" Ikarusie i z gracją pijanego słonia odjechać nie zważając na protesty rozespanych, niedoszłych pasażerów. Szczęście nadal sprzyja, myślisz sobie i w dalszym ciągu toniesz w objęciach Morfeusza. Autobus przetacza się na dystansie 4 przystanków by rozkraczyć się z gracją na głównym skrzyżowaniu. Właśnie zaczyna się poranny, rozespany szczyt komunikacyjny. Z błogiego snu wyrywa Cię rozlegający się nad Twoją głową wrzask kierowcy, z nieznanych bliżej przyczyn płynnie posługującego się skąpą łaciną. W oparach wody kolońskiej sprzed tygodnia przebija się świeża woń cudownego napoju studentów. Szybko pojmujesz, że natychmiastowa ewakuacja z pojazdu jest Twoją ostatnią szansą na przeżycie. Pomny długiej podróży z lotniska decydujesz, że lepiej będzie zawczasu wybrać się w stronę bramy ku normalności. Na taksówkę nie masz co liczyć, kloszardzi w tunelu w centrum miasta obsadzili najlepsze pozycje do żerowania na ludzkiej naiwności. Pozostaje zaryzykować jazdę autobusem. Na przystanku stałe już wyścigi z Renomą do kasownika. Znowu sukces - życie w PL jest trudne, ale jak się pozna reguły to można się przyzwyczaić. Po pół godzinie jazdy z rozrzewnieniem wspominasz odór kierowcy. Bądź co bądź dochodzisz do wniosku że to jednak dżentelmen był. I wody toaletowej używał, i języki zna. Nie to co upakowani jak sardynki w puszce współpasażerowie. Oprócz problemów z zębami, które dawno nie widziały dentysty wiesz że Twój sąsiad jadł poprzedniego dnia grochówkę a rano zdążył wciągnąć jakąś rybkę w zalewie cebulowej. To i tak lepiej niż woń starszej pary, gdzie ona morduje współpasażerów duszącymi perfumami podrzędnej jakości a jej towarzysz roztacza wokół siebie subtelną nutę czosnkową. Kierowca nie daje za wygraną i dusi wszelkie zapachy aromatem papierosa marki Fajrant - Extra Mocne...bez filtra. Po drugiej godzinie jazdy zaczynasz się denerwować że możesz nie zdążyć. Wszak do odlotu została tylko godzina, a gdzie czas na odprawę? Po pół godzinie stania praktycznie w miejscu udajesz atak padaczki dzięki czemu pasażerowie wyrzucają Cię z autobusu. Lekko podwędzony, acz wolny udajesz się pieszo w stronę lotniska. Okazuje się że nie jest ono znowu tak daleko. Spocony jak koń po westernie wpadasz do hali odpraw. Straż graniczna od razu chce Cię zapuszkować za obrazę ich majestatu. Czepiają się że na zdjęciu w bazie danych wyglądasz inaczej - masz dwoje całych uszu. Magiczne słowo Budyń już nie działa...coś mówią o korupcji. Cholera, nawet jakbyś chciał to nie masz to nie masz czego im dać. Ostatecznie nie mogąc się z Tobą dogadać zabierają Ci pamiątkowy bilet z meczu i puszczają wolno. Niestety godzina odlotu już dawno minęła i markotny siedzisz z nosem przyklejonym do szyby. Wtem słyszysz w głośnikach, że właśnie ląduje Twój samolot opóźniony z powodu mgły...błogosławionej mgły. Pędem kierujesz się do bramki wyjściowej. Ostatni raz oglądasz się za siebie. Widzisz Welcome to gdańsk. Teraz będzie Ci się to kojarzyć z najgorszym przekleństwem. Po zajęciu miejsca przeszukujesz kieszenie i znajdujesz go...ostatni bilet z karnetu na ZKM. Już wiesz że tą pamiątkę podarujesz teściowej. Niech jedzie na wakacje....ostatnie.

    PS. wydawało Ci się że po powrocie do domu wszystko wróciło do normy? Po miesiącu przychodzi wezwanie do spłaty kilkudziesięciu kredytów na Twoją kartę, której w Euro-szale zapomniałeś zablokować. Komornik zabiera Ci dom, Żona rozwodzi się z Tobą i przeprowadza się do kochanka. Interpol ściga Cię w ramach oskarżenia o przynależność do zorganizowanej grupy przestępczej ...ktoś posłużył się Twoimi dokumentami. Zastanów się czy chcesz tu przyjechać. Welcome to gdańsk - Nie lubimy obcych

    • 5 0

    • Doczytalem tak do 3/4 (1)

      ale calkiem niezla opowiesc, chociaz tak zle to chyba w tym naszym Gdansku nie jest co?

      • 0 0

      • zawsze możęsz spróbować tu przylecieć jako turysta

        ciekawe jak potoczyłyby się losy gdyby rzeczywiście udać że się nie jest z 3miasta

        • 0 0

  • hmy...

    ...zbierając na tacę na tych mszach zarabiają dzięki EURO a więc muszą mieć zgodę UEFA i się z nimi podzielić...

    • 1 0

  • ciekawe czy będą odprawiane msze w Jidysz... (2)

    ...dla kibiców z Izraela oraz o izraelskich korzeniach.

    • 0 0

    • Jeśli chodzi ci o Żydów, to Żydzi nie mają mszy... (1)

      • 0 0

      • ale są też Żydzi katolicy

        i może oni chcieliby uczestniczyć we mszy świętej odprawianej w ich ojczystym języku...

        • 0 0

  • Oświadczyciel

    Czy na Euro 2012 będzie prawdziwy Hymn Polski czy znowu skiełczenie s****ącego kota.?

    • 2 0

  • NIE

    NIE NIE NIE NIEE NIEEE NIEEEE NIEEEE NIEEEEE NIEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEEE!!!!! Nie narzucam się nikomu z moim anty teizmem, dlaczego ma mi się walić jezusem po oczach, na samą myśl już mnie mdłości biorą.

    • 1 1

  • Lech Walesa Aeroport Gdańsk

    Niejaki ZAG (2012-04-16 22:59) ujął swoje przemyślenia w konwencję zaczerpniętą chyba od Mrożka. Nieźle. Ja tu tylko powtórzę za nim fakt bardzo charakterystczny dla naszego bogojnego narodu. Był sobie Bolek, taki sobie pajacyk, pociągany za tajne sznureczki, który uwierzył sam w siebie. Podobno nawet było ich dwóch, i ten drugi teraz bruździ temu pierwszemu. Prawdziwy Bolek nosił Matkę Boską w klapie marynarki i zachowywał maniery gorliwego katolika. Był przyjacielem papieża. Obalił mur Stoczni Gdańskiej, potem obalił komunizm i nawet Mur Berliński też obalił (przy tym sam fiknął kozła, ale przez głupią babę, która się na niego nachalnie pchała). Potem obraził się - niewiedzieć dlaczego - na przewielebnego ojca Rydzyka. I wciąż musi się bronić przed różnymi kłamstwami, wyssanymi z palca. Pół świata patrzy na niego z podejrzliwością, jak na żywy egzemplarze Nikodema Dyzmy. Niesłusznie! Ale on sam nie przejmuje się tym. Wystarczy popatrzeć na jego spokojną twarz, szczere oczęta rozkosznego prosiaczka, moralne rozumowanie oraz promieniującą z jego osobowości dobroduszność i głęboką mądrość. Mędrzec Europy. A więc chyba dobrze jest, że lotnisko w Gdańsku ma imię... itd.

    • 0 0

  • Zadnej okazji nie przepuszcza

    zeby troche grosza wyciagnac od ludzi.

    • 2 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane