- 1 Zapomniany minister i jego gdyńska historia (22 opinie)
- 2 Jeden z pierwszych w Polsce "bliźniaków" (51 opinii)
- 3 Z dworca na Jasień 80 zł (505 opinii)
- 4 Chcemy żyć w miastach 15-minutowych? (515 opinii)
- 5 Upiorne syreny i największe pożary w Sopocie (19 opinii)
- 6 Auto wjechało w pieszych i w budynek (294 opinie)
Utajniono rozprawę w sprawie korsarza
W czwartek odbyła się kolejna rozprawa w sprawie Czerwonego Korsarza, który jest oskarżony o naruszenie nietykalności cielesnej turystki i kierowanie wobec niej gróźb karalnych. Tym razem sąd na świadków powołał biegłych psychiatrów. - Jestem człowiekiem chorym, ale nie niebezpiecznym dla otoczenia - przyznał Sławomir Ziembiński, czyli Czerwony Korsarz. Wyrok ma zapaść w sierpniu.
W czwartek odbyła się kolejna już rozprawa przeciwko Sławomirowi Ziembińskiemu (zgodził się na publikację swoich danych oraz wizerunku), który w sierpniu zeszłego roku bez zgody kobiety przybił jej na ramieniu pieczątkę, a następnie znieważył ją oraz mężczyznę, który jej towarzyszył.
Podczas czerwcowej rozprawy zeznawali świadkowie, m.in. poszkodowana turystka. Po tym jak kobieta rozpłakała się, sąd nakazał korsarzowi opuszczenie sali.
W czwartek Czerwony Korsarz przyszedł do sądu w towarzystwie swojej - jak ją określił - adiutantki Marianny (pseudonim Marihuana), która w stroju kaperskim miała go wspierać.
Tego dnia zeznawali biegli psychiatrzy, dlatego na wniosek oskarżonego sąd zadecydował o wyłączeniu jawności rozprawy.
- Biegli powiedzieli, że jestem człowiekiem chorym, ale nie niebezpiecznym dla otoczenia. Biorę lekarstwa, chodzę do lekarza i nie widzę podstaw do tego, żebym nie miał prawa żyć jak chory człowiek w społeczeństwie. Mam się zamknąć w czterech ścianach i oglądać telewizor? Ja chcę coś robić. O samej chorobie nie będę mówić, stąd to wyłączenie jawności - tłumaczył po rozprawie Sławomir Ziębiński. - Pani prokurator chce mnie skazać na prace społeczne. Ale przecież ja już pracuję społecznie i mam być za to ukarany? Nie rozumiem tego.
Samą sprawę z turystką komentuje krótko. - Ja nie szaleję z pieczątkami, dzieci po nie w kolejce stoją. Kobiety też dostają pieczątki, cieszą się i jeszcze czasem buzi za to dostanę - dodaje korsarz. - Pieczątki stawiam od czterech lat i dotąd nikomu to nie przeszkadzało. Pirat na Długiej też daje pieczątki, ale on stoi w miejscu, a ja robię interaktywny teatr uliczny.
Jak sam przyznaje proces i zamieszanie wokół jego osoby przysparzają mu coraz więcej kłopotów.
- Ja przez tą sprawę mam same problemy. Miesiąc temu jakiś mężczyzna wyzywał mnie od "piratów" z balkonu, a ja nie jestem piratem tylko korsarzem, a to zasadnicza różnica. Do tego zostałem pobity: dostałem pięścią w twarz, byłem na obdukcji - dodaje Czerwony Korsarz. - W Krynicy Morskiej jakiś facet przebił mi opony i powiedział, że mnie z Gdańska wyrzucili, a on mnie nie chce w Krynicy. Do tego cierpi projekt mojej fundacji [Sławpol- przyp. red], którym jest budowa statku o długości 45 m. Kadłub już mamy, list intencyjny ze stocznią, w której stoi na Górkach Zachodnich też. Musimy zebrać 30 mln zł. Na tym statku ma działać korsarska szkoła pod żaglami.
Wyrok w sprawie Sławomira Ziębińskiego zapaść ma w pierwszej połowie sierpnia.
Zdenerwowani przechodnie sami próbowali wymierzyć sprawiedliwość Czerwonemu Korsarzowi.
Miejsca
Opinie (100) 5 zablokowanych
-
2016-11-22 12:53
Zakompleksiona Polska
Zgadzam się, człowiek który nie został jeszcze skazany jest niewinny. Naszym urzędnikom i " życzliwemu "społeczeństwu przydało by się więcej luzu. Na świecie często turyści proszą o fotki policjantów i nic w tym złego. Chciał bym by naszym stróżom prawa też to nie przeszkadzało - więcej otwartości drodzy obywatele - a nie od razu na szafot.
- 2 0
-
2022-03-02 06:59
Pirat
Przecież on nawet średniej szkoły nie skończył
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.