• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Kiedyś kradli auta, teraz kradną mieszkania. Za plecami właścicieli

Michał Sielski
12 maja 2014 (artykuł sprzed 10 lat) 
Ul. Asnyka to spokojna część Starej Oliwy. Ceny nieruchomości są tu wysokie. Ul. Asnyka to spokojna część Starej Oliwy. Ceny nieruchomości są tu wysokie.

Wyszukują mieszkania, których właściciele są za granicą, podrabiają dokumenty, oszukują notariusza i dokonują szybkich transakcji kupna i sprzedaży. Warte miliony złotych nieruchomości są nie do odzyskania. O pół własnego domu w Oliwie wartego 1,1 mln zł walczy właśnie małżeństwo z USA. - Takie oszustwa są obecnie nagminne - mówi mecenas Bolesław Senyszyn, prowadzący tę sprawę.



Zdarza ci się korzystać z okazyjnych zakupów od nieznajomych?

Elżbieta i Jan Mureccy od 16 lat mieszkają w USA. W Oliwie, przy ul. Asnyka zobacz na mapie Gdańska mają jednak dwa mieszkania. Każde po 121 m kw., w sumie warte są ok. 1,1 mln zł. Przez lata część nieruchomości wynajmowali niewielkiej firmie reklamowej, pozostała była zamieszkiwana okazjonalnie. Nieruchomości nie chcieli jednak nigdy sprzedać, nie tylko dlatego, że generowały dochód. Miały też wartość sentymentalną, a właściciele chcieli kiedyś do nich wrócić.

Kradzione samochody to już nie tak dobry interes

Mało jednak brakowało, by nie mieli do czego wracać, bo wszystko wskazuje na to, że padli ofiarą szajki oszustów, którzy znaleźli sposób na szybkie zarabianie dużych pieniędzy.

- To głównie niedobitki po gangach samochodowych, które prężnie działały w Trójmieście w latach 90. Wielu złodziei samochodów siedzi w więzieniach, inni wyemigrowali, a pozostali wiedzą, że teraz nie jest już tak łatwo kraść samochody i przede wszystkim je legalizować. Dlatego znaleźli nowe "źródełko" - mówi nam jeden z policjantów operacyjnych z Gdańska.

Na czym polega ten proceder? Przestępcy wyszukują mieszkania, w których nikt nie mieszka. Nie potrzebują do tego żadnej tajnej wiedzy, po prostu dokładnie czytają ogłoszenia zamieszczane przez biura nieruchomości. Podczas oglądania mieszkań dopytują o właścicieli - to nic dziwnego, w takich sytuacjach kupujących zawsze interesuje powód sprzedaży. Gdy okazuje się, że właściciele są za granicą, oszuści przystępują do akcji.

Słup za słupem, a na końcu okazyjna cena

Najpierw zdobywają dane właścicieli, co nie jest trudne i nadal legalne. W sądzie każdy może sprawdzić w wydziale ksiąg wieczystych kto jest właścicielem dowolnej nieruchomości. Potem podrabiają dokumenty właścicieli - co wymaga już specyficznych znajomości. Z takimi dokumentami udają się do notariusza, gdzie sporządzają umowę kupna-sprzedaży. Sprzedawcą jest fikcyjny właściciel operujący podrobionymi dokumentami prawowitego właściciela. Kupującym - także podstawiona osoba.

- Kwota transakcji nie budzi wątpliwości, a notariusz nie ma prawnych możliwości sprawdzenia dowodu osobistego np. w policyjnych bazach. Parafuje więc umowę w dobrej wierze - mówi Bolesław Senyszyn, który prowadzi sprawę państwa Mureckich.

Po podpisaniu umowy oszuści dokonują szybkiej sprzedaży, a najlepiej kilku kolejnych. Najważniejsze, żeby na końcu był niczego nie spodziewający się kupiec, nawet jeśli nabędzie mieszkanie "okazyjnie". Pieniądze znikają, pozostaje kłopot, bo wszyscy czują się legalnymi właścicielami.

- Nie ma bowiem jasnego przepisu, który pozwalałby na szybkie i jednoznaczne rozstrzygnięcie takiej sprawy. Bo kogo powinno chronić prawo, skoro de facto wszyscy zostali oszukani? Takie sprawy trwają latami, a podobne przestępstwa stają się nagminne - podkreśla mecenas Senyszyn.

Fałszywa żona ze szpitalnej kawiarni

W przypadku państwa Mureckich oszuści dowiedzieli się o mieszkaniu, bo miało być wynajęte przez biuro nieruchomości. Spotkali się z agentem, obejrzeli kilka innych lokali i zrezygnowali. Przynajmniej oficjalnie.

Później okazało się, że pojawili się u notariusza, któremu przedstawili podrobiony dowód z numerem, który jeszcze w systemie nie istnieje. Nieprawidłowy był również numer PESEL rzekomego właściciela. Ale notariusz nie miał możliwości, by to sprawdzić - dokumenty nie budziły wątpliwości. Pojechał nawet do szpitala, gdzie miała przebywać małżonka właściciela, by uzyskać jej pełnomocnictwo. Kobieta z obandażowaną ręką złożyła podpis w szpitalnej kawiarni.

Czy była to żona właściciela? W toku śledztwa ustalono, że nikt o takim nazwisku w szpitalu na Zaspie wtedy nie przebywał. Co więcej - właściciele mieszkania mają dowody, że byli wtedy w Nowym Jorku - wydruki z kart kredytowych, bilingi telefoniczne, paszporty etc. W Polsce byli ostatnio trzy lata temu.

Mimo tego przez kilka ostatnich miesięcy trwały próby przejęcia ich mieszkań. Pod dom podjeżdżały grupy osiłków, którzy wymieniali zamki. W jednym z biur nieruchomości pojawiło się ogłoszenie o sprzedaży mieszkania za 800 tys. zł.

Na szczęście prawowitym właścicielom udało się umieścić w księdze wieczystej mieszkania ostrzeżenie o sporze. Teraz pozostaje im czekać na wynik postępowania, które prowadzi prokuratura.

Niewiele pamiętam, ale tego pana na pewno

Sprawa jest trudna, bo rzekomy nowy nabywca mieszkania to najprawdopodobniej zwykły "słup". 25-letni Michał P. ma kłopoty z pamięcią i był leczony wcześniej psychiatrycznie na Srebrzysku.

Podczas śledztwa nie potrafił powiedzieć skąd miał pieniądze na zakup nieruchomości. Zeznawał m.in. że 1,1 mln zł pożyczył od znajomego, który przyniósł mu gotówkę w walizce. Innym razem twierdził, że był to przelew.

Jedyne czego jest niezbicie pewien, to fakt, że mieszkanie kupił od Jana Mureckiego. Podczas konfrontacji stwierdził, że go poznał. Pozwolił sobie nawet na stwierdzenie, że jego kontrahent od tego czasu nieco przytył.

Prawdziwego Jana Mureckiego nie widział za to nigdy notariusz, który sporządzał umowę sprzedaży mieszkania.

- Michał P. przekonywał m.in. że poprzedni właściciel mieszkania jest jego krewnym, co nie okazało się prawdą. Nie wiadomo też skąd wziął pieniądze na zakup. Czekamy teraz na zwolnienie notariusza z obowiązku zachowania tajemnicy i grafolodzy będą mogli porównać podpisy. To wiele wyjaśni - mówi prokurator Emilia Kępińska z Prokuratury Gdańsk - Wrzeszcz.

Opinie (402) ponad 10 zablokowanych

  • Bo przepisy w Polsce skonstruowane są tak, żeby człowieka można był jak najłatwiej oszukać. (1)

    Wystarczy, żeby o każdej transakcji właściciele byli informowani z urzędu. A doręczenie powinno być DORĘCZENIEM, a nie awizem leżącym trzy tygodnie w skrzynce (po 7 dniach jest awizo powtórne, teoretycznie z 2 tygodniowym terminem - praktycznie, co mnie spotkało, 11 dniowym). Takie prawo jest prawem ZBÓJECKIM, identycznie na takiej samej zasadzie jak ustawy norymberskie w III Rzeszy.

    • 8 0

    • Tego awiza może nawet nie być

      listonosze też są tak samo solidni, nawet nie noszą listów, tylko awiza, są instruktowani, aby tylko nosić prawniką, notariuszą i to w pierwszej kolejności, reszta się nie liczy, bo torba za ciężka, a czasem nawet awiza nie chce im się wypisać

      • 0 0

  • Jacy jesteśmy ? (2)

    I ta "solidność" notariusza !!!!!!
    Ten nieistniejący PESEL i Bar w szpitalu jako miejsce pracy notariusza.
    To chyba przez uwolnienie zawodów prawniczych !!!!!!!

    • 2 3

    • widać że nie wiesz nic o pracy notariusza (1)

      W szczególnych przypadkach jeździ do klientów. Do szpitala, do domu, kiedy ludzie nie mogą się ruszyć. Jak inaczej mogliby np. sporządzić testament umierającego człowieka? Pesel mega wpadka, no ale generalnie opiera się na dokumencie, nie ma obowiązku sprawdzać tak samo (jeśli nie ma wątpliwości) czy ulica w takim a takim mieście zamieszkania na dowodzie istnieje... Inna rzecz, że w przypadku transakcji na taki hajs powinien sprawdzić PONAD WSZELKĄ WĄTPLIWOŚĆ. Albo bardzo głupi, albo bardzo cwany... Nazwisko by sporo rozjaśniło. A uwolnienie faktycznie nie pomogło bo sprawilo ze wsyzscy są lekko zdesperowani, słyszałam że nie żadają wszystkich dokumentów żeby klienta "nie zniechęcić"... No cóż, to można podziękować m.in. Ziobrze

      • 1 2

      • Co innego pacjent na sali szpitalnej,zarejestrowany ,na łóżku ,na oddziale a co
        innego pani z obandażowaną ręką w barze szpitalnym.Trochę wiem ale ten przypadek to jedna wielka GRANDA.

        • 0 2

  • poszkodowany

    pozwy zbiorowe przeciw RP i nadzorze władz nad notariuszami do strasburga.,

    • 9 0

  • A notariusz? (1)

    Za co właściwie notariusz bierze zapłatę, jaka jest jego odpowiedzialność za rzetelne i zgodne z prawem (czyli także przeprowadzone przez uprawomocnionych kontrahentów i bez wady prawnej) przeprowadzenie transakcji.Czy notariusz nie jest przypadkiem świętą krową?

    • 6 2

    • Notariusz daje takie samo

      bezpieczeństwo swoimi usługami jak kasjerka w sklepie monopolowym i taka sama odpowiedzialność, tylko znacznie drożej

      • 2 2

  • Jest

    a to dlatego, że nawet nie wykonując zapisów ustaw nie ponosi żadnych konsekwencji choćby dyscyplinarnych

    • 3 0

  • Czytam trzy razy i nie rozumiem (1)

    może to tani scenariusz do filmu klasy D

    • 2 2

    • a co tu rozumieć - samo życie

      • 2 1

  • nie wiem,nie znam się,nie orientujem się,zarobiony jestem...

    • 4 0

  • to legalne

    zastanów się człowiecze kto i dla kogo tworzy takie prawo , a wszystko zrozumiesz POprawmy prawo ale bez POtencjalnych nabywców

    • 4 0

  • No to po co w ogóle notariusze ? (1)

    Notariusz bierze kupę kasy a za nic tak naprawdę nie odpowiada. Takie transakcje równie dobrze mogły by sądy obsługiwać. Było by taniej i pewniej.

    • 10 2

    • I 100 razy dłużej...

      • 1 1

  • notariusz (1)

    Może powinno się nagrywać spotkania u notariusza.

    • 9 3

    • Za

      Jako notariusz jestem za!!!

      • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane