- 1 Andrzej Duda dziękował strażnikom granic (157 opinii)
- 2 Jechaliśmy Obwodnicą Metropolitalną (219 opinii)
- 3 Pełno usterek i pustostanów na dworcu (129 opinii)
- 4 Zarzuty znęcania się nad 66 psami (74 opinie)
- 5 Pajęczyny pełne larw na Zaspie (20 opinii)
- 6 Do czerwca skażona ziemia zniknie z Gdańska (103 opinie)
Kiedyś kradli auta, teraz kradną mieszkania. Za plecami właścicieli
Wyszukują mieszkania, których właściciele są za granicą, podrabiają dokumenty, oszukują notariusza i dokonują szybkich transakcji kupna i sprzedaży. Warte miliony złotych nieruchomości są nie do odzyskania. O pół własnego domu w Oliwie wartego 1,1 mln zł walczy właśnie małżeństwo z USA. - Takie oszustwa są obecnie nagminne - mówi mecenas Bolesław Senyszyn, prowadzący tę sprawę.
Kradzione samochody to już nie tak dobry interes
Mało jednak brakowało, by nie mieli do czego wracać, bo wszystko wskazuje na to, że padli ofiarą szajki oszustów, którzy znaleźli sposób na szybkie zarabianie dużych pieniędzy.
- To głównie niedobitki po gangach samochodowych, które prężnie działały w Trójmieście w latach 90. Wielu złodziei samochodów siedzi w więzieniach, inni wyemigrowali, a pozostali wiedzą, że teraz nie jest już tak łatwo kraść samochody i przede wszystkim je legalizować. Dlatego znaleźli nowe "źródełko" - mówi nam jeden z policjantów operacyjnych z Gdańska.
Na czym polega ten proceder? Przestępcy wyszukują mieszkania, w których nikt nie mieszka. Nie potrzebują do tego żadnej tajnej wiedzy, po prostu dokładnie czytają ogłoszenia zamieszczane przez biura nieruchomości. Podczas oglądania mieszkań dopytują o właścicieli - to nic dziwnego, w takich sytuacjach kupujących zawsze interesuje powód sprzedaży. Gdy okazuje się, że właściciele są za granicą, oszuści przystępują do akcji.
Słup za słupem, a na końcu okazyjna cena
Najpierw zdobywają dane właścicieli, co nie jest trudne i nadal legalne. W sądzie każdy może sprawdzić w wydziale ksiąg wieczystych kto jest właścicielem dowolnej nieruchomości. Potem podrabiają dokumenty właścicieli - co wymaga już specyficznych znajomości. Z takimi dokumentami udają się do notariusza, gdzie sporządzają umowę kupna-sprzedaży. Sprzedawcą jest fikcyjny właściciel operujący podrobionymi dokumentami prawowitego właściciela. Kupującym - także podstawiona osoba.
- Kwota transakcji nie budzi wątpliwości, a notariusz nie ma prawnych możliwości sprawdzenia dowodu osobistego np. w policyjnych bazach. Parafuje więc umowę w dobrej wierze - mówi Bolesław Senyszyn, który prowadzi sprawę państwa Mureckich.
Po podpisaniu umowy oszuści dokonują szybkiej sprzedaży, a najlepiej kilku kolejnych. Najważniejsze, żeby na końcu był niczego nie spodziewający się kupiec, nawet jeśli nabędzie mieszkanie "okazyjnie". Pieniądze znikają, pozostaje kłopot, bo wszyscy czują się legalnymi właścicielami.
- Nie ma bowiem jasnego przepisu, który pozwalałby na szybkie i jednoznaczne rozstrzygnięcie takiej sprawy. Bo kogo powinno chronić prawo, skoro de facto wszyscy zostali oszukani? Takie sprawy trwają latami, a podobne przestępstwa stają się nagminne - podkreśla mecenas Senyszyn.
Fałszywa żona ze szpitalnej kawiarni
W przypadku państwa Mureckich oszuści dowiedzieli się o mieszkaniu, bo miało być wynajęte przez biuro nieruchomości. Spotkali się z agentem, obejrzeli kilka innych lokali i zrezygnowali. Przynajmniej oficjalnie.
Później okazało się, że pojawili się u notariusza, któremu przedstawili podrobiony dowód z numerem, który jeszcze w systemie nie istnieje. Nieprawidłowy był również numer PESEL rzekomego właściciela. Ale notariusz nie miał możliwości, by to sprawdzić - dokumenty nie budziły wątpliwości. Pojechał nawet do szpitala, gdzie miała przebywać małżonka właściciela, by uzyskać jej pełnomocnictwo. Kobieta z obandażowaną ręką złożyła podpis w szpitalnej kawiarni.
Czy była to żona właściciela? W toku śledztwa ustalono, że nikt o takim nazwisku w szpitalu na Zaspie wtedy nie przebywał. Co więcej - właściciele mieszkania mają dowody, że byli wtedy w Nowym Jorku - wydruki z kart kredytowych, bilingi telefoniczne, paszporty etc. W Polsce byli ostatnio trzy lata temu.
Mimo tego przez kilka ostatnich miesięcy trwały próby przejęcia ich mieszkań. Pod dom podjeżdżały grupy osiłków, którzy wymieniali zamki. W jednym z biur nieruchomości pojawiło się ogłoszenie o sprzedaży mieszkania za 800 tys. zł.
Na szczęście prawowitym właścicielom udało się umieścić w księdze wieczystej mieszkania ostrzeżenie o sporze. Teraz pozostaje im czekać na wynik postępowania, które prowadzi prokuratura.
Niewiele pamiętam, ale tego pana na pewno
Sprawa jest trudna, bo rzekomy nowy nabywca mieszkania to najprawdopodobniej zwykły "słup". 25-letni Michał P. ma kłopoty z pamięcią i był leczony wcześniej psychiatrycznie na Srebrzysku.
Podczas śledztwa nie potrafił powiedzieć skąd miał pieniądze na zakup nieruchomości. Zeznawał m.in. że 1,1 mln zł pożyczył od znajomego, który przyniósł mu gotówkę w walizce. Innym razem twierdził, że był to przelew.
Jedyne czego jest niezbicie pewien, to fakt, że mieszkanie kupił od Jana Mureckiego. Podczas konfrontacji stwierdził, że go poznał. Pozwolił sobie nawet na stwierdzenie, że jego kontrahent od tego czasu nieco przytył.
Prawdziwego Jana Mureckiego nie widział za to nigdy notariusz, który sporządzał umowę sprzedaży mieszkania.
- Michał P. przekonywał m.in. że poprzedni właściciel mieszkania jest jego krewnym, co nie okazało się prawdą. Nie wiadomo też skąd wziął pieniądze na zakup. Czekamy teraz na zwolnienie notariusza z obowiązku zachowania tajemnicy i grafolodzy będą mogli porównać podpisy. To wiele wyjaśni - mówi prokurator Emilia Kępińska z Prokuratury Gdańsk - Wrzeszcz.
Opinie (402) ponad 10 zablokowanych
-
2014-05-12 19:01
Dobry ten notariusz jak go kolo ze Srebrzyska wyrolował. (1)
A może srebrzyskowy geniusz miał gest to i notariusz przymknął oko.
- 6 2
-
2014-05-12 20:07
Może razem się leczyli?
- 3 2
-
2014-05-12 19:37
ale kopia
z włodkowskiej z wyborczej haaahhahah tylko tydzien poźniej
- 1 0
-
2014-05-12 19:44
Brawa dla "prawa" i palestry
"Wyszukują mieszkania, których właściciele są za granicą, podrabiają dokumenty, oszukują notariusza i dokonują szybkich transakcji kupna i sprzedaży. Warte miliony złotych nieruchomości są nie do odzyskania."
Złodziej może ukraść i "sprzedać" mieszkanie w glorii chwały. Palant który nie mógł zarobić takiej kwoty - nie płacił podatku, ma być wiarygodny wobec prawa? Kto to wymyślił? Czyżby "sądy" zbiedniały?- 6 0
-
2014-05-12 19:53
(1)
POpiertam takie inicjatywy! Na biednego nie trafiło. Hehe..
Jak kraść to miliony. POlska jest państwem Prawa! Sprawiedliwość jest względna! Notariusz klepnął bo ma do tego prawo. Frajerów trzeba golić!
Amber Gold hehe..- 1 0
-
2014-05-12 20:01
i CO NIE POWIESZ!!!
spójrz w lustro - I co widzisz - No właśnie .... HA HA HA
- 0 0
-
2014-05-12 19:58
sprawy oszustw na nieruchomościach
to specjalność Włodkowskiej - o niejednej pisała już wcześniej
- 0 0
-
2014-05-12 20:12
(1)
w stanach by dostali po 50 lat odsiadki i problem by się rozwiązał.tylko u nas wieczne szopki ale jaki rząd taka Polska
- 4 0
-
2014-05-12 21:11
mmm
PO prostu PO włada
- 2 0
-
2014-05-12 20:13
mgr (1)
notariusz doskonale wie i powinien sprawdzić dokument, w końcy bierze potężną kasę za obsługę transakcji, nic bez jego wiedzy się nie stanie, a zaświadczenia z urzędu skarbowego, a co robi policja i prokuratura? takie transakcje powinny być karane wysiokimi karami a odszkodowania powinien płacić z OC notariusz
- 5 2
-
2014-05-12 21:14
zarząd likwidator
pozwy zbiorowe przeciw RP, bo ma nadzór nad notariuszami i go nie sprawuje
- 2 1
-
2014-05-12 20:20
a co WY na to, ze w naszym pieknym kraju tworzenie dowodów do celów kolekcjonerskich i ich posiadanie w takich celach jest legal
bankier.pl/wiadomosc/W-internecie-kwitnie-handel-falszywymi-dowodami-osobistymi-Sprzedaja-je-jako-kolekcjonerskie-3095067.html
- 4 0
-
2014-05-12 20:36
Paranoja zmieniajmy co sie da nim wylądujemy na bruku Europy!!!
W naszym kraju człowiek nie czuje sie bezpieczny... Może rano sie obudzic w swoim własnościowym mieszkaniu, które sprzedał np. Sąsiad :(
- 1 0
-
2014-05-12 20:40
policja
nasza nieudolna policja i wszystko jasne.
- 2 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.