• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Odwołanie odrzucone, Strabag jednak zbuduje Chwarznieńską

neo
29 marca 2013 (artykuł sprzed 11 lat) 
Pierwszy etap inwestycji już za nami. Kolejny zacznie się lada tydzień, ale to już kilkumiesięczne opóźnienie. Pierwszy etap inwestycji już za nami. Kolejny zacznie się lada tydzień, ale to już kilkumiesięczne opóźnienie.

Na początku kwietnia będzie można podpisać umowę z wykonawcą przebudowy dalszej części ul. Chwarznieńskiej zobacz na mapie Gdyni. Krajowa Izba Odwoławcza odrzuciła wniosek MTM, który też chciał dostać ten kontrakt, ale w przetargu przegrał minimalnie.



Zakres prac na ul. Chwarznieńskiej. Zakres prac na ul. Chwarznieńskiej.
Mimo że oferty na wykonanie dwupasmowej jezdni na leśnym odcinku ul. Chwarznieńskiej poznaliśmy już 13 lutego, urzędnicy wciąż nie podpisywali umowy z wykonawcą. Powód? Odwołanie MTM, który przegrał "o włos".

Strabag za rozbudowę 1,5-kilometrowego odcinka drogi w 79 tygodni zainkasuje 25,9 mln zł. Na swoje prace daje też najdłuższą gwarancję w do tej pory realizowanych na Pomorzu inwestycjach drogowych - aż 55 miesięcy. Tuż za zwycięzcą był jednak MTM, z ceną o ok. 1,5 mln wyższą, ale krótszym aż o 18 tygodni terminem realizacji. Głównym kryterium przetargu była jednak cena (95 proc.), 3 proc. to termin realizacji, a 2 proc. okres gwarancji.

Krajowa Izba Odwoławcza, do której o sprawdzenie przetargu zwrócił się MTM, stwierdziła jednak, że urzędnicy błędu nie popełnili i mogą podpisywać umowę z wykonawcą. Stanie się to na początku kwietnia, a prace zakończyć się mają latem 2014 roku. Nie wiadomo jednak czy ten termin zostanie dotrzymany ze względu na opóźnienia w pracach. Pierwotnie planowano, że ten etap prac rozpocznie się nawet w listopadzie 2012 roku, mamy więc już pół roku zwłoki, którą trudno będzie nadrobić.

Przebudowa ul. Chwarznieńskiej

Ulica Chwarznieńska zostanie rozbudowana na odcinku 1,5 km do dwóch jezdni. Na zmodernizowanym odcinku powstanie wiadukt umożliwiający przejście pod trasą dużym zwierzętom, które będzie służyło także jako przejazd gospodarczy. Powstanie też kładka dla pieszych na wysokości Domu za Falochronem oraz ścieżka rowerowa. Całość będzie oświetlona i ogrodzona specjalną siatką.

Na początku października ubiegłego roku rozpoczęły się przygotowania do inwestycji, w ramach których wycięto drzewa wzdłuż ulicy. Kierowcy odebrali to jako dobry znak, czekając na rozpoczęcie realnych prac.

Jeśli nie będzie opóźnień, dwujezdniową ul. Chwarznieńską przez las pojedziemy podczas wakacji w 2014 r.
neo

Opinie (67) ponad 10 zablokowanych

  • I tak oto MTM padnie na plecy..

    • 4 1

  • Może to i lepiej że Strabag.... (1)

    Patrząc na to jak w Gdańsku MTM wykonał Al. Havla dziwię się że z tą firma ktokowliek jeszcze chce współpracować...

    • 5 5

    • A o co właściwie chodzi? Jakość wykonania jest prawidłowa i bez zastrzeżeń. Wszystkie roboty drogowe sa zakonczone prawidłowo i wg projektu. Tory z tego co wiem, wykonywała inna firma. Jesli cos nie pasuje Tobie w przepustowości to raczej miej uwagi do projektantów. Bo wszystko zostało wykonane bardzo dobrze. Poza tym mieszkam niedaleko i widzialem jak dzien w dzien przebywało tam laboratorium wykonując badania. I zadam pytanie, czy ktokolwiek widział jak inne firmy budowlane badają jakosc wykonania robót? Nie mylcie błedy projektowe z jakoścą wykonania!!!

      • 5 2

  • MTM ?

    A to dziwne , że nie wygrało przetargu MTM !

    • 7 0

  • janek

    to ze mtm nie wygrala to bardzo dobrze .to firma partacka ,mozna sprawdzic po poprzednich pracach drogowych .wszystkie studzienki pozarywane nawiezchnia popekana wszystkie te roboty to lipa

    • 2 1

  • Miasto z morza i marzeń (8)

    Gdynia, tu się naprawdę spełniają marzenia. Tu chce się po prostu żyć :)

    • 62 57

    • Gdynia- miasto wiecznej prosperity ! Kocham Gdynie ! (5)

      Nowe inwestycje, polityka przyjazna mieszkancom, wysokie miejsca w rankingach miast ! Tu sie nie goni europejskich metropolii, tu sie juz dawno je przegonilo. W tym miescie po prostu zyje sie jak w bajce !

      • 17 21

      • (1)

        Kogo obgadywali politycy podczas meczu PolskaUkraina?



        Postanowiliśmy dobrać się władzy do d*py. Ale jak to zrobić, skoro d*pę tę chroni gruba moczochłonna pielucha?

        Otóż, drodzy Państwo, istnieje na świecie wynalazek, za który należy się Nagroda Nobla we wszystkich kategoriach kardioidalny mikrofon kierunkowy Yukon DSAS. Co za cholera siedzi w środku tego 40-centymetrowego urządzenia, diabli raczą wiedzieć, niemniej dzięki działaniu w zakresie częstotliwości 500-10000 Hz, czułości na częstotliwości 1000 Hz wynoszącym 20+5 mV/Pa i wzmocnieniu dźwięku do 66dB da się usłyszeć przez ten mikrofon pierdnięcie myszy z odległości 50 m. Firma Yukon, znana niegdyś z produkowania przyrządów optycznych i nasłuchowych na potrzeby wojska, po upadku Związku Radzieckiego przekształciła się w spółkę międzynarodową i udostępniła swe technologie na rynku cywilnym. Korzystają z niej służby specjalne wielu krajów, muzycy operowi, ornitolodzy chcący odróżnić trele lecącego pochwodzioba żółtodziobego od czarnodziobego I my.



        Historii naszych wycieczek za kulisy władzy nie będziemy opisywać, bo nie starczyłoby miejsca. Z ultraczułym mikrofonem siadaliśmy już i na trybunie sejmowej, i w sejmowych korytarzach, zwiedzaliśmy z nim knajpy i ministerstwa za każdym razem z nagrań wychodziła jednak bezbarwna pulpa, której wielogodzinny odsłuch przynosił mizerne rezultaty. Lepiej było wypatrywać okazji do naprawdę ładnego strzału. Taka nadarzyła się 22 marca podczas niesławnego meczu piłkarskiego PolskaUkraina.



        Od czasów upadku kariery Zbigniewa Chlebowskiego i jego słynnych pokątnych hazardowych rozmów na cmentarzach, trudno być pewnym, komu i gdzie przyjdzie ochota na podsłuchiwanie władzy. Ostatnim miejscem, na którym poważny polityk spodziewałby się chyba obecności wścibskiego mikrofonu jest dokładnie przeczesana przez BOR, odgrodzona od plebsu barierkami i rzędami krzeseł trybuna VIP na liczącym 55 tys. gardeł Stadionie Narodowym.



        Udaliśmy się nań za ciężkie pieniądze kupiony od koników za prawie 600 zł bilet do sektora G37 (tuż nad lożą VIP) przygarnął red. Jaruga, a sektora D20 (340 zł, tuż obok loży VIP) red. Marszał. Z przepustkami dla mediów, które mogliśmy załatwić, nie dostalibyśmy się tak blisko władzy, ale za to nie mielibyśmy problemów z wniesieniem sprzętu. Kontrola licznych ochroniarzy była nieprzyjemna, ale na szczęście niezbyt dokładna na wydarzenia tego typu nie można wnosić urządzeń rejestrujących dźwięk i obraz, ale nam udało się przemycić sprzęt (w tym podręczny wzmacniacz, przedwzmacniacz, dyktafon i reduktor szumów) w butach typu śniegowce, w których red. Marszał wyglądał jak nastolatka, a red. Jaruga jak transseksualista, który rozmyślił się zaraz po operacji zmiany płci.

        Ciekawe urządzenia pospinane kablami wzbudzały szerokie zainteresowanie pijanej publiczności i puszczonych samopas bachorów, ale na szczęście nie stadionowych stewardów i chodzących dwójkami patroli policji.

        Gdy już odegrano Mazurka Dąbrowskiego, gawiedź posadziła d*py, a sędzia zagwizdał i 22 facetów zaczęło się pocić, podzieliliśmy łupy w stadionowej windzie. Pierwszy dostępu do licznie zgromadzonych gwiazd spróbował Jaruga.

        Loża prezydencka, w której zasiadł Bronisław Komorowski z Wiktorem Janukowyczem i nieco na krzywy ryj prezydent Węgier Janos Ader, była niestety poza zasięgiem pracy urządzenia. Mimo najszczerszych chęci nie dało się nagrać ich reakcji na dwie szybko stracone przez Polaków bramki. Było to szczególnie intrygujące, bo gdy cały stadion krzyczał kurka! i ja pitolę!, Komorowski posługiwać się musiał dobrą miną do dramatycznej gry.

        Po lewej stronie od loży prezydenckiej, w sektorze V01 zgromadzili się nie mniej ważni goście: Donald Tusk, Grzegorz Schetyna, Aleksander Kwaśniewski z żoną, Lech Wałęsa, Bogdan Borusewicz, Jerzy Buzek, a także byli piłkarze i obecni działacze PZPN: Zbigniew Boniek, Roman Kosecki (poseł PO) oraz Marek Koźmiński.

        Dostęp do nich od strony Marszała był wręcz wymarzony. Funkcjonariusze BOR tracili czujność, wgapiając się w sytuację na boisku, a jeśli już się rozglądali, to w górę, czy aby nikt nie planuje zrzucić worka kartofli na piękny umysł premiera.

        Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, dobrze wycelowany mikrofon kardioidalny doskonale sprawdził się w warunkach stadionowych. Bez przeszkód docierały do niego dźwięki oddalone o ok. 20 m (trzeba zaznaczyć, że na trybunach VIP-ów jest dużo ciszej niż na pozostałych), a jego immanentną cechą jest niemal całkowite odcinanie nawet najgłośniejszych dźwięków dochodzących pod kątem 90 stopni z boku oraz z tyłu).

        W ciągu 20 minut pierwszej oraz 45 minut drugiej połowy udało nam się zarejestrować następujące dialogi. Ich ocenę pozostawiamy Czytelnikom.



        Po ok. 35 minutach pierwszej połowy LECH WAŁĘSA znika na zapleczu loży. GRZEGORZ SCHETYNA rozmawia z DONALDEM TUSKIEM:

        S: - Ale czapkę przyodział. I wciąż z tym tabletem. W szpitalu nago zdjęcia, klata w Miami, jakieś małpie cyrki

        T: - Technologia nie dla każdego. Jak ta z Poznania od teatru, y no, kija papieża

        S: - No, wrąbała się po uszy. Posuną ją, nie ma siły.

        T: - Tym bardziej, że on nie aż taki kij. Na moje kapował, ale teraz czyszczą.

        S: - Czyszczą. A Lecha z gejami za murem powinni posadzić na trybunie.

        T: - To by przeskoczył (śmiech).

        S: - A potem zakaz stadionowy

        T: - I co on, bidul, będzie robił? Żonkę męczyć, bo już dosyć Ameryki.



        Operator telewizyjny pokazuje DONALDA TUSKA na stadionowym telebimie. Kibice zaczynają gwizdać. Ponownie GRZEGORZ SCHETYNA zwraca się do Tuska.

        S: - Gwizdajcie, debile, gwizdajcie

        T: - Cicho, mogą nas jeszcze pokazywać. Tamto (stadionowy telebim przyp. red.) niekoniecznie gra, co w telewizji

        S: - To po cholerę kamerzysta prowokuje?

        T: - A co, ma mecz pokazywać? (śmiech). A debile swoją drogą (śmiech). Kanclerzem Niemiec bym był. Po nogach by całowali. A i w piłkę lepiej.



        ROMAN KOSECKI (wiceprezes PZPN i poseł PO) do GRZEGORZA SCHETYNY o ZBIGNIEWIE BOŃKU, prezesie PZPN.

        K: - O, rudy idzie kurka, nie dość że rudy, to jeszcze jakiś dzisiaj rozczochrany.

        S: - Ale przy Lato to on jest królowa brytyjska.

        K: - Ja tam Lato lubiłem. W interesach zawsze się wywiązywał.

        S: - Solidny, mówisz?

        K: - Jego robota to Euro. Muchowa tylko do zdjęć, minki robić. Ale on niemedialny był. To go

        S: - Ale co nabrał, to nikt mu nie zabierze. Daj, Boże, każdemu takie. Daj, Boże.



        DONALD TUSK do ROMANA KOSECKIEGO, którego syn Jakub wszedł na boisko w drugiej połowie.

        T: - E, widzę synek po tatusiu odziedziczył. Zapieprza jak chiński skuterek.

        K: - Ja w jego wieku byłem młodszy (śmiech).

        T: - Widział (niewyraźny fragment). Ale się nie podniesiemy. 3:1 i będzie koniec. Albo czwartą wbiją. Zero grania

        (Do Tuska podchodzi asystent, wręcza mu telefon. Tusk znika w kuluarach. Po kilku minutach wraca do Koseckiego).

        T: - Związane ręce mam. Grzesiu będzie startował, obiecuje, pogra, we mnie nie uderzy.

        K: - Się rozumie.

        T: - Bo jak walnie, to i jemu się po łbie dostanie. Nie mogę, wiesz, teatrzyk musi odegrany zostać.

        K: - A ty czemu kwitów nie każesz wyciągnąć?

        T: - Ostatni do tego jestem. Od n*********nia to bokserzy są. Zresztą atmosfery nie ma, nastroju, rozumiesz

        K: - Bo na ciebie nic nie ma. Zresztą spokojny jesteś.

        T: - Nie ma, nie ma Każdy swoje za kołnierzem ma. Ale za długo siedzę, żeby z byle kijkiem wyskakiwać.

        K: - I słusznie. Na spokojnie jedziemy, na spokoju.



        BOGDAN BORUSEWICZ do MARKA KOŹMIŃSKIEGO, wiceprezesa ds. zagranicznych PZPN, chwilę po akcji niewykorzystanej przez Ludovica Obraniaka, spolszczonego Francuza.

        B: - Matko Boska

        K: Pan się cieszy, że w piłkę trafił (śmiech).

        B: A, to ten Francuzik W białym mu dobrze (śmiech).

        K: Ale nie w formie zupełnie.

        B: Dobrze, że żabojad z boiska do okopu nie ucieka (śmiech).



        JOLANTA KWAŚNIEWSKA, mijając się w przejściu z LECHEM WAŁĘSĄ.

        K: A skąd pan takie ciepłe dostał (Wałęsa trzymał w ręku kubek z gorącym napojem przyp. red.)?

        W: A tam dają, za szkłem.

        K: Ziąb okrutny.

        W: - Przynajmniej piciu przynoszą, a tam (w zwykłych sektorach przyp. red.) stój pani w kolejce jak do czyśćca.

        K: (Śmiech) Niech pan koniecznie ucałuje ode mnie małżonkę.

        W: A pani męża. Godzinę już siedzi, rękę podał, ale słowem się nie odezwie.



        ALEKSANDER KWAŚNIEWSKI do DONALDA TUSKA i GRZEGORZA SCHETYNY tuż przed końcowym gwizdkiem.

        K: - Dziękujemy, gra marna, cięgi zbieramy, ale miło było.

        S: Od Ukraińców dostać, straszny wstyd.

        T: Przy takim kopaniu to o San Marino się boję.

        S: Chociaż ty to Ukrainę miło wspominasz.

        K: Głódź był moim actimelkiem (śmiech).

        T: Widzimy się jak umówione.

        K: Jak zwykle. Dzięki!

        (Chwilę po odejściu Kwaśniewskiego).

        T: Patrz go, jaki kijek opalony.

        S: Ale Jola zmarzła. Cienki kożuszek taki.

        Zabezpieczając się przed ewentualnymi zarzutami natury prawnej, informujemy, iż wszystkie rozmowy zostały przez nas zarejestrowane i będą zrozumiałe nawet dla głuchoniemych biegłych. Co zaś się tyczy zarzutów natury etycznej powyższe rozmowy, choć miały charakter prywatny, padły w miejscu publicznym. A że je usłyszeliśmy dzięki wyjątkowo czułym uszom, cóż Nieetyczne to było wypuszczanie Kwaśniewskiej na mecz w cienkim kożuszku!



        ROBERT JARUGA

        • 3 9

        • portal Trójmiasto promuje Nie Urbana

          • 2 0

      • (1)

        Kogo obgadywali politycy podczas meczu PolskaUkraina?



        Postanowiliśmy dobrać się władzy do d*py. Ale jak to zrobić, skoro d*pę tę chroni gruba moczochłonna pielucha?

        Otóż, drodzy Państwo, istnieje na świecie wynalazek, za który należy się Nagroda Nobla we wszystkich kategoriach kardioidalny mikrofon kierunkowy Yukon DSAS. Co za cholera siedzi w środku tego 40-centymetrowego urządzenia, diabli raczą wiedzieć, niemniej dzięki działaniu w zakresie częstotliwości 500-10000 Hz, czułości na częstotliwości 1000 Hz wynoszącym 20+5 mV/Pa i wzmocnieniu dźwięku do 66dB da się usłyszeć przez ten mikrofon pierdnięcie myszy z odległości 50 m. Firma Yukon, znana niegdyś z produkowania przyrządów optycznych i nasłuchowych na potrzeby wojska, po upadku Związku Radzieckiego przekształciła się w spółkę międzynarodową i udostępniła swe technologie na rynku cywilnym. Korzystają z niej służby specjalne wielu krajów, muzycy operowi, ornitolodzy chcący odróżnić trele lecącego pochwodzioba żółtodziobego od czarnodziobego I my.



        Historii naszych wycieczek za kulisy władzy nie będziemy opisywać, bo nie starczyłoby miejsca. Z ultraczułym mikrofonem siadaliśmy już i na trybunie sejmowej, i w sejmowych korytarzach, zwiedzaliśmy z nim knajpy i ministerstwa za każdym razem z nagrań wychodziła jednak bezbarwna pulpa, której wielogodzinny odsłuch przynosił mizerne rezultaty. Lepiej było wypatrywać okazji do naprawdę ładnego strzału. Taka nadarzyła się 22 marca podczas niesławnego meczu piłkarskiego PolskaUkraina.



        Od czasów upadku kariery Zbigniewa Chlebowskiego i jego słynnych pokątnych hazardowych rozmów na cmentarzach, trudno być pewnym, komu i gdzie przyjdzie ochota na podsłuchiwanie władzy. Ostatnim miejscem, na którym poważny polityk spodziewałby się chyba obecności wścibskiego mikrofonu jest dokładnie przeczesana przez BOR, odgrodzona od plebsu barierkami i rzędami krzeseł trybuna VIP na liczącym 55 tys. gardeł Stadionie Narodowym.



        Udaliśmy się nań za ciężkie pieniądze kupiony od koników za prawie 600 zł bilet do sektora G37 (tuż nad lożą VIP) przygarnął red. Jaruga, a sektora D20 (340 zł, tuż obok loży VIP) red. Marszał. Z przepustkami dla mediów, które mogliśmy załatwić, nie dostalibyśmy się tak blisko władzy, ale za to nie mielibyśmy problemów z wniesieniem sprzętu. Kontrola licznych ochroniarzy była nieprzyjemna, ale na szczęście niezbyt dokładna na wydarzenia tego typu nie można wnosić urządzeń rejestrujących dźwięk i obraz, ale nam udało się przemycić sprzęt (w tym podręczny wzmacniacz, przedwzmacniacz, dyktafon i reduktor szumów) w butach typu śniegowce, w których red. Marszał wyglądał jak nastolatka, a red. Jaruga jak transseksualista, który rozmyślił się zaraz po operacji zmiany płci.

        Ciekawe urządzenia pospinane kablami wzbudzały szerokie zainteresowanie pijanej publiczności i puszczonych samopas bachorów, ale na szczęście nie stadionowych stewardów i chodzących dwójkami patroli policji.

        Gdy już odegrano Mazurka Dąbrowskiego, gawiedź posadziła d*py, a sędzia zagwizdał i 22 facetów zaczęło się pocić, podzieliliśmy łupy w stadionowej windzie. Pierwszy dostępu do licznie zgromadzonych gwiazd spróbował Jaruga.

        Loża prezydencka, w której zasiadł Bronisław Komorowski z Wiktorem Janukowyczem i nieco na krzywy ryj prezydent Węgier Janos Ader, była niestety poza zasięgiem pracy urządzenia. Mimo najszczerszych chęci nie dało się nagrać ich reakcji na dwie szybko stracone przez Polaków bramki. Było to szczególnie intrygujące, bo gdy cały stadion krzyczał kurka! i ja pitolę!, Komorowski posługiwać się musiał dobrą miną do dramatycznej gry.

        Po lewej stronie od loży prezydenckiej, w sektorze V01 zgromadzili się nie mniej ważni goście: Donald Tusk, Grzegorz Schetyna, Aleksander Kwaśniewski z żoną, Lech Wałęsa, Bogdan Borusewicz, Jerzy Buzek, a także byli piłkarze i obecni działacze PZPN: Zbigniew Boniek, Roman Kosecki (poseł PO) oraz Marek Koźmiński.

        Dostęp do nich od strony Marszała był wręcz wymarzony. Funkcjonariusze BOR tracili czujność, wgapiając się w sytuację na boisku, a jeśli już się rozglądali, to w górę, czy aby nikt nie planuje zrzucić worka kartofli na piękny umysł premiera.

        Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, dobrze wycelowany mikrofon kardioidalny doskonale sprawdził się w warunkach stadionowych. Bez przeszkód docierały do niego dźwięki oddalone o ok. 20 m (trzeba zaznaczyć, że na trybunach VIP-ów jest dużo ciszej niż na pozostałych), a jego immanentną cechą jest niemal całkowite odcinanie nawet najgłośniejszych dźwięków dochodzących pod kątem 90 stopni z boku oraz z tyłu).

        W ciągu 20 minut pierwszej oraz 45 minut drugiej połowy udało nam się zarejestrować następujące dialogi. Ich ocenę pozostawiamy Czytelnikom.



        Po ok. 35 minutach pierwszej połowy LECH WAŁĘSA znika na zapleczu loży. GRZEGORZ SCHETYNA rozmawia z DONALDEM TUSKIEM:

        S: - Ale czapkę przyodział. I wciąż z tym tabletem. W szpitalu nago zdjęcia, klata w Miami, jakieś małpie cyrki

        T: - Technologia nie dla każdego. Jak ta z Poznania od teatru, y no, kija papieża

        S: - No, wrąbała się po uszy. Posuną ją, nie ma siły.

        T: - Tym bardziej, że on nie aż taki kij. Na moje kapował, ale teraz czyszczą.

        S: - Czyszczą. A Lecha z gejami za murem powinni posadzić na trybunie.

        T: - To by przeskoczył (śmiech).

        S: - A potem zakaz stadionowy

        T: - I co on, bidul, będzie robił? Żonkę męczyć, bo już dosyć Ameryki.



        Operator telewizyjny pokazuje DONALDA TUSKA na stadionowym telebimie. Kibice zaczynają gwizdać. Ponownie GRZEGORZ SCHETYNA zwraca się do Tuska.

        S: - Gwizdajcie, debile, gwizdajcie

        T: - Cicho, mogą nas jeszcze pokazywać. Tamto (stadionowy telebim przyp. red.) niekoniecznie gra, co w telewizji

        S: - To po cholerę kamerzysta prowokuje?

        T: - A co, ma mecz pokazywać? (śmiech). A debile swoją drogą (śmiech). Kanclerzem Niemiec bym był. Po nogach by całowali. A i w piłkę lepiej.



        ROMAN KOSECKI (wiceprezes PZPN i poseł PO) do GRZEGORZA SCHETYNY o ZBIGNIEWIE BOŃKU, prezesie PZPN.

        K: - O, rudy idzie kurka, nie dość że rudy, to jeszcze jakiś dzisiaj rozczochrany.

        S: - Ale przy Lato to on jest królowa brytyjska.

        K: - Ja tam Lato lubiłem. W interesach zawsze się wywiązywał.

        S: - Solidny, mówisz?

        K: - Jego robota to Euro. Muchowa tylko do zdjęć, minki robić. Ale on niemedialny był. To go

        S: - Ale co nabrał, to nikt mu nie zabierze. Daj, Boże, każdemu takie. Daj, Boże.



        DONALD TUSK do ROMANA KOSECKIEGO, którego syn Jakub wszedł na boisko w drugiej połowie.

        T: - E, widzę synek po tatusiu odziedziczył. Zapieprza jak chiński skuterek.

        K: - Ja w jego wieku byłem młodszy (śmiech).

        T: - Widział (niewyraźny fragment). Ale się nie podniesiemy. 3:1 i będzie koniec. Albo czwartą wbiją. Zero grania

        (Do Tuska podchodzi asystent, wręcza mu telefon. Tusk znika w kuluarach. Po kilku minutach wraca do Koseckiego).

        T: - Związane ręce mam. Grzesiu będzie startował, obiecuje, pogra, we mnie nie uderzy.

        K: - Się rozumie.

        T: - Bo jak walnie, to i jemu się po łbie dostanie. Nie mogę, wiesz, teatrzyk musi odegrany zostać.

        K: - A ty czemu kwitów nie każesz wyciągnąć?

        T: - Ostatni do tego jestem. Od n*********nia to bokserzy są. Zresztą atmosfery nie ma, nastroju, rozumiesz

        K: - Bo na ciebie nic nie ma. Zresztą spokojny jesteś.

        T: - Nie ma, nie ma Każdy swoje za kołnierzem ma. Ale za długo siedzę, żeby z byle kijkiem wyskakiwać.

        K: - I słusznie. Na spokojnie jedziemy, na spokoju.



        BOGDAN BORUSEWICZ do MARKA KOŹMIŃSKIEGO, wiceprezesa ds. zagranicznych PZPN, chwilę po akcji niewykorzystanej przez Ludovica Obraniaka, spolszczonego Francuza.

        B: - Matko Boska

        K: Pan się cieszy, że w piłkę trafił (śmiech).

        B: A, to ten Francuzik W białym mu dobrze (śmiech).

        K: Ale nie w formie zupełnie.

        B: Dobrze, że żabojad z boiska do okopu nie ucieka (śmiech).



        JOLANTA KWAŚNIEWSKA, mijając się w przejściu z LECHEM WAŁĘSĄ.

        K: A skąd pan takie ciepłe dostał (Wałęsa trzymał w ręku kubek z gorącym napojem przyp. red.)?

        W: A tam dają, za szkłem.

        K: Ziąb okrutny.

        W: - Przynajmniej piciu przynoszą, a tam (w zwykłych sektorach przyp. red.) stój pani w kolejce jak do czyśćca.

        K: (Śmiech) Niech pan koniecznie ucałuje ode mnie małżonkę.

        W: A pani męża. Godzinę już siedzi, rękę podał, ale słowem się nie odezwie.



        ALEKSANDER KWAŚNIEWSKI do DONALDA TUSKA i GRZEGORZA SCHETYNY tuż przed końcowym gwizdkiem.

        K: - Dziękujemy, gra marna, cięgi zbieramy, ale miło było.

        S: Od Ukraińców dostać, straszny wstyd.

        T: Przy takim kopaniu to o San Marino się boję.

        S: Chociaż ty to Ukrainę miło wspominasz.

        K: Głódź był moim actimelkiem (śmiech).

        T: Widzimy się jak umówione.

        K: Jak zwykle. Dzięki!

        (Chwilę po odejściu Kwaśniewskiego).

        T: Patrz go, jaki kijek opalony.

        S: Ale Jola zmarzła. Cienki kożuszek taki.

        Zabezpieczając się przed ewentualnymi zarzutami natury prawnej, informujemy, iż wszystkie rozmowy zostały przez nas zarejestrowane i będą zrozumiałe nawet dla głuchoniemych biegłych. Co zaś się tyczy zarzutów natury etycznej powyższe rozmowy, choć miały charakter prywatny, padły w miejscu publicznym. A że je usłyszeliśmy dzięki wyjątkowo czułym uszom, cóż Nieetyczne to było wypuszczanie Kwaśniewskiej na mecz w cienkim kożuszku!



        ROBERT JARUGA

        • 5 10

        • Widzę, że autor jako bozyszcze ma Zbigniewa Ziobro.

          On też ponoć w młodym wieku lubił nagrywać innych.
          Proponuje poszukać starszych kolegów z SB.
          Oni pokarzą inne techniki operacyjne.

          • 4 0

      • Pozdrowienia z Cedrów Małych!!!!

        Do całego trójmiasta dojazd rewelacyjny, a jak krecik zakończy pracę będzie miodzio.

        • 8 0

    • Partia mówi. Partia pijarzy, partia za pensję o bzdurach gwarzy,

      vide galeria Mokwy ( kino Atlantyk) z czarną wiszącą na jednym gwoździu szmatą, opustoszały, więdnący budynek niegdysiejszego banku, stojący u zbiegu ulic 3 Maja i 10 Lutego, willa, strasząca oczodołami powyrywanych ościeżnic - na ul. Śląskiej, szklane, kiczowate pudełka przyczepiane do modernistycznej kamienicy, które łamią wykwintny styl śródmieścia.

      • 6 0

    • raczej rzyć

      • 5 0

  • Uuuuurrraaa!!! (1)

    Czyli opcja niemiecka ;)

    • 5 3

    • do szkoly

      jak już to austriacka

      • 2 0

  • haha

    prawie dwa lata 1,5 km super

    • 2 0

  • Ciekawe jaką gwarancję dał STRABAG na Łokietka

    w Sopocie, po deszczu woda stoi zamiast być gdzieś odprowadzona chodniki są tragiczne. Wszystko jest krzywe, szpary nierówne a pod krawężnikami po deszczu stoją kałuże że aż strach żeby nie zostać ochlapanym. W stronę Ergo Areny są 3 progi zwalniające, nie wiedzieć czemu ale każy jest inny. Wstyd panowie ze Strabaga, wstyd!

    • 1 5

  • 79 tygodni

    Do tych, co się czepiają terminu wykonania prac. Posłuchajcie matoły, 79 tygodni to czas maksymalny wykonania robót! Równie dobrze mogą skończyć po 40 tygodniach.

    • 5 1

  • trzeba tak robić żeby wygrać (2)

    • 8 2

    • 2% na gwarancje hehe to jest dobre ;d teraz się nie dziwię stanem dróg w pl

      • 1 0

    • Ja jepie....

      1500 metrów robić w 79 tygodni :O

      to powinno zająć jakieś nie wiem 6-8 miesięcy MAX ???!!! tosz to nie 15km żeby przeszło rok z tym walczyć...

      • 4 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane