- 1 Oślepiał śmigłowiec podczas derbów (171 opinii)
- 2 Coraz więcej domów pływających na wodzie (37 opinii)
- 3 Po karach na 1 mln zł twórcy Fali zabrali głos (229 opinii)
- 4 Kradli klocki LEGO. Hurtowo (9 opinii)
- 5 Reklamują nagrobki z samochodu bo mogą? (138 opinii)
- 6 MTM dokończy drogę rowerową na Rolniczej (102 opinie)
Do spotkania doszło 21 marca w "Karczmie Polskiej". Redaktor Janusz Trus twierdzi, że zaprosił tam swoich kolegów z pracy na obiad: Andrzeja Białoskórskiego, przez wiele lat zastępcę dyrektora ośrodka, obecnie szefa agencji producenckiej w TVG oraz Mirosława Nowaka, sekretarza programowego. W tym towarzystwie ludzi znanych i mniej znanych ze szklanego ekranu znalazł się także Jan P., ps. "Tygrys", i mecenas P. (syn dawnego szefa TVG), obrońca człowieka uznawanego za jednego z przywódców trójmiejskiego świata przestępczego.
Chociaż w gazetach nie ukazały się dotąd żadne publikacje - redaktor Janusz Trus zadysponował czasem antenowym publicznej telewizji, aby wygłosić oświadczenie o obiedzie z kolegami i szukaniu sensacji przez dziennikarzy. Mowa o jakimś obiedzie, dosiadaniu się osób trzecich i zainteresowaniu tym taktem prasy.
Relacje są rozbieżne. O ile kierownik Białoskórski dowiedział się przynajmniej dzień później (tak stwierdził w rozmowie, którą publikujemy w całości), że człowiekiem, który się "dosiadał" był "Tygrys", o tyle redaktor Trus odparł krótko: "nie znam takiej osoby", a o sprawie rozmawiać nie chcę.
- To jest moje ostatnie zajęcie stanowiska w sprawie, z którą nie mam nic wspólnego i przynajmniej nic nie wiem - powiedział "Głosowi" redaktor Trus. - I z szacunku do pańskiej gazety i na prośbę, nie ukrywam, dyrektora robię to, co robię. Bo ja w tej sprawie nie za bardzo mam dużo do powiedzenia.
W przesłanym nam oświadczeniu mowa o tym, że padł ofiarą własnej popularności. "Jedyną osobą, którą - poza moimi kolegami - znałem, był syn mojego pierwszego szefa w telewizji. Inne osoby, łącznie z personelem lokalu widziałem po raz pierwszy w życiu" - czytamy w oświadczeniu.
Pracownicy TVG opuścili restaurację zanim doszło w niej do bójki z funkcjonariuszami CBS. Po zajściu "Tygrys" został zatrzymany, a dwóch funkcjonariuszy z wstrząsnieniem mózgu trafiło do szpitala. Wszczęto dochodzenie, "Tygrys" też się leczy (tak wynika z zaświadczeń przedłożonych sądowi) a prokuratura domaga się jego aresztowania przez Sąd Okręgowy w Gdańsku, skoro sopocki tego nie uczynił.
- Potwierdzam, że w tej karczmie między innymi znajdowali się dziennikarze Telewizji Gdańsk, ale dobro prowadzonego postępowania nie zezwala mi na ujawnienie, czy siedzieli przy jednym stole z Janem P., czy nie - powiedział "Głosowi" Tadeusz Piaskowski, prokurator rejonowy w Sopocie. - Gdy zostaną przesłuchani będzie wiadomo więcej. Nie mogę też ujawnić źródła, skąd mamy pewność, że byli tam także dziennikarze.
Dyrektor Telewizji Gdańsk wie o obecności pracowników telewizji w tym lokalu, jednak zapewnia, że nic nie wie, aby spędzali tam czas wraz z "Tygrysem".
- Wiem, że był jakiś incydent i że moi pracownicy zobaczywszy, co się dzieje postanowili jak najszybciej opuścić lokal, a z tego, co mi wiadomo, na pewno z tym mężczyzną nie siedzieli - powiedział "Głosowi" Bogumił Osiński, dyrektor TVG. - To było prywatne spotkanie pracowników TVG, znajdowali się po godzinach pracy. A lokal jest miejscem publicznym.
- Byłem w tym lokalu i widziałem, że "Tygrys" siedział przy jednym stole z adwokatem P., a obok nich ludzie z gdańskiej telewizji - powiedział "Głosowi" jeden z konsumentów. - "Tygrys" wyraźnie brylował wśród ludzi znanych ze szklanego ekranu. I wszystko było w porządku, dopóki nie weszli do środka funkcjonariusze Centralnego Biura Śledczego. Wyraźnie nie spodobali się "Tygrysowi". No i się zaczęło...
Janusz Pieńkowski, dyrektor generalny "Trójki" TVP: - Dyrektor TVG pan Osiński zgłosił mi, że pan rozmawiał z nim o tej sprawie i ma przysłać mi notatkę służbową wyjaśniającą całą tę historię.
- Jeśli sprawa stanie się publiczna z pewnością zostaną podjęte działania, aby wyjaśnić wszelkie okoliczności takiego spotkania - powiedział "Głosowi" Andrzej Siwek, kierownik zespołu prasowego Telewizji Polskiej S.A.
Tomasz Posadzki, członek zarządu TVP S.A przypomina aferę sprzed lat z udziałem pracowników "Teleexpresu", gdzie jednoznacznie zachowanie dziennikarzy zostało ocenione nagannie. - Tak i tę sprawę będzie trzeba dokładnie wyjaśnić - powiedział Posadzki.
Opinie (59) 1 zablokowana
-
2003-04-07 09:10
gadka-szmatka
jak się uprzeć to ze wszystkiego da się aferę wykręcić- 0 0
-
2003-04-07 09:12
skądś się nam w końcu wzięła spiskowa teoria dziejów
co nie? ;P- 0 0
-
2003-04-07 09:18
"tę sprawę będzie trzeba dokładnie wyjaśnić "
ale najpierw można narobić szumu, najwyżej potem się odszczeka :P- 0 0
-
2003-04-07 09:25
Nie mozna juz
isc do zwykłej knajpy ? ;-)
- 0 0
-
2003-04-07 09:28
TRUSGATE.
No to mamy straszna afere. Proponuje zaczac od bilingow, potem przesluchac Nikosia.
- 0 0
-
2003-04-07 09:29
Ciekawe czym Królik się naraził
w końcu "Nie o to chodzi by złowić króiczka, ale by gonić Go".Stawiam na wędkarstwo z panem W.
- 0 0
-
2003-04-07 09:32
a galluxa tu nie ma ?
Padł pod ciężarem własnej popularności ?- 0 0
-
2003-04-07 09:37
Pan red. Janusz Trus
zadzialal blyskawicznie przewidujaco.
Po co dziennikarze maja co nie co wyweszyc i na swiatelko dzienne wywlec. Pan red.Trus pragnie zyc spokojnie, a co do jego prywatnych kontakow to dziennikarzom wara.- 0 0
-
2003-04-07 09:48
Tylko winny sie tłumaczy
Trus byl na obiadku, tygrys tez a CBS akurad wpadł na kawe. Jaki zbiek okolicznosci. Dla mnie to troche podelrzane.
- 0 0
-
2003-04-07 10:04
śmieszny facet
z tego Trusa.
Nigdy nie darzyłem go sympatią.
Szkoda że wykorzystuje tv publiczną do wygłaszania własnych oświadczeń - za to powinien polecieć. hehehe- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.