• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Rocznica katastrofy autobusu w Kokoszkach

Maciej Naskręt
2 maja 2013 (artykuł sprzed 11 lat) 
Wrak autobusu w zajezdni PKS Gdańsk po katastrofie drogowej 2 maja 1994 r. Wrak autobusu w zajezdni PKS Gdańsk po katastrofie drogowej 2 maja 1994 r.

Mija kolejna rocznica katastrofy autobusu PKS w Kokoszkach zobacz na mapie Gdańska, w której zginęły 32 osoby, a 43 zostały ranne. Rozmawiamy z dowódcą tamtej akcji ratowniczej, st. bryg. Edmundem Kwidzińskim, który był jednym z pierwszych strażaków na miejscu tragicznego zdarzenia.



Maciej Naskręt: Do katastrofy autokaru w Kokoszkach doszło wieczorem, ok. godz. 19. Jak z pana perspektywy wyglądał 2 maja do chwili tego tragicznego zdarzenia?

St. bryg. Edmund Kwidziński: była piękna pogoda, świeciło słońce i było ciepło. Braliśmy udział w zawodach strażackich jednostek ochotniczych straży pożarnych z powiatu kartuskiego w miejscowości Dzierżążno. Zawody trwały do wieczora. Zanim doszło do wypadku w gdańskich Kokoszkach zostaliśmy wezwani jeszcze do zdarzenia drogowego w Glinczu. Pojechałem tam jeszcze wtedy ze swoim ówczesnym dowódcą jednostki. Te zdarzenie na szczęście okazało się niewielkie. W akcji w Glinczu uczestniczyli też strażacy z OSP Żukowo.

Gdy byliście w Glinczu dotarła do waszej jednostki informacja o wypadku w Kokoszkach?

Tak, od dyżurnego otrzymaliśmy drogą radiową meldunek o wypadku autokaru pod Leźnem, którym podróżowały prawdopodobnie dzieci. Odebraliśmy polecenie, by natychmiast się tam udać. Na miejsce wyruszyły: nasz wóz bojowy PSP i wóz z OSP Żukowo. Ja natomiast, z moim dowódcą, pojechaliśmy samochodem operacyjnym.

Do wypadku doszło w Gdańsku, 200 metrów za granicą powiatu kartuskiego.

Tak, ale u nas w straży pożarnej granice się nie liczą. Mijając wiadukt kolejowy w Leźnie zauważyliśmy, że jest już sznur samochodów w kierunku Gdańska. Dalej wjeżdża się do niedużego lasu. Gdy z niego wyjechaliśmy, ujrzeliśmy tłum ludzi zgromadzonych wokół wbitego w drzewo na ok. 4 metry autobusu. Wiedzieliśmy już wtedy z jaką tragedią przyszło nam się zmierzyć.

Rozmiar katastrofy was przytłoczył?

Jesteśmy w tej służbie, by ratować zdrowie i życie ludzkie. Nie roztrząsamy w trakcie akcji rozmiarów tragedii, udzielamy pomocy. Uruchamia się w nas wielka wola pomocy. Wtedy w Kokoszkach w pierwszej kolejności ruszyliśmy do środka autobusu, by uwolnić zakleszczone w autobusie osoby. Część z nich znajdowała się między siedzeniami, innych uwięziła rozłupana na drzewie konstrukcja autobusu. Najbardziej w wypadku ucierpieli ci, którzy stali w przejściu wewnątrz autokaru - między siedzeniami.

Na miejsce wtedy zaczęły zjeżdżać się kolejne służby ratownicze - straż, pogotowie, policja.

Były tam też ciała ofiar.

Niestety tak. Lekarze wielokrotnie oceniali, którym osobom niestety nie można już pomóc. Poleciłem moim strażakom układać ciała na poboczu. To był bardzo przykry widok.

Państwową Straż Pożarną powołano do życia w 1992 r., wcześniej byliście służbą, która zajmowała się wyłącznie walką z pożarami. Mierzyliście się z nowym zadaniem, czyli ratownictwem drogowym.

Akcja ratunkowa była trudna. Przypomnę, że na tamte czasy do dyspozycji w całym powiecie kartuskim mieliśmy jeden nożyco-rozpierak - urządzenie do rozpierania lub przecinania konstrukcji pojazdów. W tamtej akcji wielu osobom uratowały one życie.

Czy ciała wszystkich osób udało się wydobyć wyłącznie z użyciem nożyco-rozpieraka?

Nie. Musieliśmy wtedy zaczepić tył wraku autobusu do dwóch naszych wozów bojowych i odciągnąć 15-20 cm autokar do tyłu, by ten oderwał się od drzewa. Wtedy mieliśmy dostęp do pozostałych ofiar.

Kiedy przyszedł ten najtrudniejszy moment w akcji ratowniczej?

Jak już wcześniej wspomniałem, ciała układaliśmy jedno przy drugim na poboczu. Ładnie je ułożyliśmy... eh... [cisza]. Na końcu akcji, po przeliczeniu, okazało się, że na miejscu zginęło aż... 25 osób. W sumie jednak w całej katastrofie śmierć poniosły 32 osoby, siedmiu pasażerów zmarło w czasie drogi do szpitala lub już w szpitalu.

Jak poradziliście sobie psychicznie z rozmiarem tej katastrofy?

Było bardzo ciężko. Wydarzenie przytłoczyło nas - strażaków - mimo że mieliśmy już styczność z wypadkami ze skutkiem śmiertelnym. Nie zapewniano w tamtym czasie pomocy psychologa, jak jest to teraz. Takie to były po prostu czasy. Każdy musiał sobie sam radzić z katastrofą.

Czy po kokoszkowskiej katastrofie odrobiliśmy lekcje, czy jesteśmy przygotowani na zdarzenia o podobnych rozmiarach?

Sądzę, że tak. Po katastrofie w Kokoszkach władze lokalne i krajowe zaczęły dostrzegać potrzebę zakupu kolejnych zestawów narzędzi do ratownictwa drogowego. Sprzętu i pojazdów zaczęło przybywać. Dzisiaj sprawnie, nie tylko gasimy pożary, ale i udzielamy pomocy na drodze i w wodzie. Mitem staje się powoli syrena wyjąca trzy razy na zbiórkę ochotników-strażaków do pożaru w remizie. Zastępują ją teraz SMS-y wysyłane do ochotników.

Mija 19 lat od chwili katastrofy, a my mamy już 32 zestawy ratownictwa drogowego - m.in. rozpieracze, nożyce, rozpieracze kolumnowe, folie. Wypadek samochodowy nie jest już dla nas technicznym problemem.

Czy jest coś, co pozostało w Panu z katastrofy w Kokoszkach?

Tak, to ogromna wola niesienia pomocy.

Kulisy katastrofy, która wydarzyła się 2 maja 1994 r.

Autosan H9-21. Tej marki autokar rozbił się w Kokoszkach. Autosan H9-21. Tej marki autokar rozbił się w Kokoszkach.
Do katastrofy doszło ok. godziny 19. Autobus PKS, relacji Zwory - Gdańsk przez Kartuzy, na prostym odcinku drogi krajowej nr 7 - ul. Kartuska w Kokoszkach zobacz na mapie Gdańska - był wyprzedzany przez samochód marki Jelcz. W tym czasie doszło do nagłego spadku ciśnienia w prawej przedniej oponie. Kierowca stracił panowanie nad nad autokarem i uderzył z prędkością ok. 60 km/h w drzewo stojące na poboczu.

W katastrofie autobusu zginęły 32 osoby, a 43 były ranne.

Autobus - Autosan H9-21 - był w chwili wypadku przepełniony. W jego wnętrzu przebywało, zamiast 51 pasażerów, jakich maksymalnie mógł zabrać, czyli 39 na miejscach siedzących i 12 na stojących, 75 osób, w tym kierowca.

Jak ustalili biegli - w momencie uderzenia o drzewo, w jedenastoletnim pojeździe pękły łączenia poszczególnych elementów konstrukcyjnych, co pogorszyło sytuację pasażerów. Na miejscu stwierdzono 25 zgonów, przed przybyciem do trójmiejskich szpitali zmarły dwie osoby, kolejne trzy podczas nadchodzącej nocy. Po tygodniu ostateczny bilans wzrósł do 32 zabitych i 43 rannych - wielu wyszło z wypadku z ciężkimi obrażeniami.

Kierowca autobusu przeżył katastrofę. Ostatecznie Sąd Rejonowy w Gdańsku 23 stycznia 1999 r. skazał go na dwa lata więzienia w zawieszeniu na cztery. Natomiast mistrz stacji obsługi PKS usłyszał karę roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata, a zastępca dyrektora gdańskiego PKS-u na 10 miesięcy, również w zawieszeniu na dwa lata.

Feralne drzewo ścięto na początku lutego 2008 roku.

Opinie (329) ponad 10 zablokowanych

  • Pamietam ten wypadek ,lae jego przypominanie to jak ze smoleńskiem niewiem czemu ma słuzyc?

    Choc tutaj tez winnych praktycznie nie ukarano kary śmiesznie niskie! A sprawcy nic sie nie stało !!

    • 0 1

  • Smutny dzień (3)

    2 maja to dzień, który na zawsze mnie zmienił. Straciłem w tej katastrofie trzy bliskie mni osoby... Ból, wspomnienia nadal są żywe, choć minęło 19 lat. Bolą niektóre komentarze wypisywane pod niniejszym artykułem. Przeczytajcie dokładnie to, co napisał Pan Edmund Kwidziński, co przeżył, jakie pozytywne odruchy ta tragedia w nim wyzwoliła. Nic nie da rozpisywanie się o przeciążeniu pojazdu i podobnych rzeczach. Może wystarczy na chwilę pobyć duchowo z tymi, którzy stracili najbliższych, pomodlić się za osoby, które zginęły. Nie do opisania są emocje i uczucia, które towarzyszą, kiedy stoi się nad trzema grobami bliskich osób, których już nie ma. Pamiętajmy dzisiaj szczególnie o tych 32 osobach, których odejście na zawsze zmieniło życie ich bliskich.

    • 62 0

    • smutny dzień

      Jak tobie Arku tak i mnie ten dzień wywrócił życie do góry nogami,zginęli najbliżsi mi ludzie,syn cudem ocalał.Do dziś trudno zapanować nad emocjami,gdyż jesteśmy tylko ludżmi.
      Dzisiaj zapalmy im znicze i powspominajmy.

      • 5 0

    • w tym wypadku też zginęły 3 osoby z mojej rodziny .... :-(

      • 5 0

    • Arku ale zobacz inna rzecz... jednostkowanie katastrof, bo normalnie nie ma winnych ale...jakby to

      byl samolot to byla by beka

      • 0 13

  • Kierowca miał dobre serce, brał ludzi do wozu mimo braku miejsca a że opony nie były takie jak dzisiaj to jedna wystrzeliła... (1)

    Pamiętam jak to się stało, Ludzie prywatnymi samochodami zwozili ofiary do szpitali, pewnie dzięki temu niektórzy ranni się uratowali...

    • 11 2

    • Przestań się podszywać trolu jeden!!!

      • 0 4

  • No i " Dostał po Zaworach...".

    Vide tablica za oknem.
    Tyle Narodu w jednym wypadku, szok.

    • 1 1

  • 19 czy 24 rocznica? Odgrzewając materiał poprawmy co trzeba.

    • 3 1

  • W PKSie (9)

    pracuje taka baba, jeździ przez Kolbudy - przez tą dopiero możemy spodziewać się tragedii. Telefon przy uchu, córeczka obok i rozmowy o tym co na obiad. Skargi wysyłane na nią nic nie dają.

    • 202 3

    • zacznijcie od siebie a potem wymagajcie od innych KONFIDENCI (1)

      ciekawe czy jak widzisz kierowcę sam.osob.czasami z dzieckiem to też piszesz skargi albo dzwonisz na policję

      • 0 16

      • no pewnie że tak! kto to widział dzieci wozić?! niech same łażą!!

        • 6 0

    • e kolbudy...to normalne... nikt normalny tam nie mieszka (2)

      • 40 23

      • normalni ludzie nie kupują domów po wiochach tylko siedzą z kumplami na Orunii, we Wrzeszczu czy Przymorzu...

        ...blisko monopol, pani Jadzia zawsze ma odpowiedni towar i sprzeda akonto następnego zasiłku.

        • 16 8

      • nieprawda jest jeden-mój teść -bardzo normalny człowiek

        miły ,sympatyczny...

        • 20 2

    • Telefon przy uchu.

      To nie skargi mają być skuteczne. Bezpośrednia reakcja pasażera w autobusie jest skuteczniejsza.

      • 11 0

    • Nagrać ją podczas rozmow podczas jazdy i wysłać na Komendę i do PKSu i do internetu (2)

      pewnie rodzina jakiegoś z PKS skoro skargi nic nie dają

      • 50 0

      • To już "Gryf" monopolista, a nie PKS (1)

        robi, co chce, przewoźnik komercyjny, pierwszy w województwie, możemy mu skoczyć...

        • 21 0

        • Za to policja może wlepiać mandaty aż się nauczy... albo straci prawko. Lepiej parę opóźnionych kursów niż tragedia!

          • 20 2

  • (4)

    Moze odrobiona lekcja przez straz a drzewa dalej przy drodze rosna....

    • 11 21

    • Drzewa rosną i będą rosły. (1)

      Nikt ci nie każe w nie wjeżdżać. Dla aut jest jezdnia.

      • 14 7

      • fizyka kazała autobusowi wjechać wiec w sumie bredzisz...

        • 0 1

    • Taaa wyciąć wszystkie drzewa

      Proponuję jazdę po polskich drogach nocą gdy powycinają drzewa - hahaha powodzenia w trafieniu w zakręty :P

      • 7 1

    • Może ci jeszcze przy drodze powinniśmy zostawić kilometrowy pas wolny z każdej strony? Jak ci drzewa przeszkadzają to na pustynię jeździć choć w niektórych miejscach jeszcze góry stoją więc byłby problem.A wystarczy myśleć za kierownicą.Potrafisz zaparkować między 2 autami a nie potrafisz utrzymać się na sporo większym pasie ruchu? Co z ciebie za kierowca???

      • 4 2

  • Pytanie do brygadiera!!!

    Co Pan robił konkretnie w tej akcji??????????
    Byłem tam i dowodziłem ale jakoś Pana nie widziałem!!!
    Może siedział pan w tym samochodzie operacyjnym??
    Nawet godziny zdarzenia się pomyliły!!!

    • 5 1

  • Dyrektor dostał pajde bo stwierdzono uchybienia

    w serwisowaniu autobusów. To samo dzieje sie dzis w gaicie. Przemęczeni kierowcy niesprawne autobusy. Wszystko sie kręci dopóki któryś nie złamie sie ba pół lub kierowca nie zaśnie. Wtedy znów bedzie pomnik przy drodze i lament... I pytania czemu czemu. Nawet rozpierak w każdym wozie sp nie pomoże.

    • 7 0

  • 24 lata mija ......

    • 1 4

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane