- 1 Odnaleziono ciało zaginionego nurka (86 opinii)
- 2 Neptun jak nowy. Zobacz, jak go myto (40 opinii)
- 3 Tak organizowano Rajd Monte Carlo w Gdańsku (11 opinii)
- 4 Lasy w Gdyni bez ludzi. "Chronimy dziki" (300 opinii)
- 5 Z bastionu Żubr zniknęły lunety (49 opinii)
- 6 Pod prąd uciekał przed policją (276 opinii)
Trójmiejskie wejście na Annapurnę ćwierć wieku temu
Dwadzieścia pięć lat temu himalaiści Klubu Wysokogórskiego "Trójmiasto" wytyczyli nową, trudną drogę na dziewiczej północno-zachodniej grani ośmiotysięcznika Annapurna (8090 m n.p.m.) w Himalajach. Reporterka Reutersa i zarazem ekspertka himalajska Elizabeth Hawley określiła wejście gdańskiej wyprawy jako największy sukces w Himalajach w 1996 r.
Na tysiąclecie Gdańska, obchodzone w 1997 r., została wyznaczona nowa, polska (i gdańska) droga na jeden z najwyższych szczytów świata. Droga jest trudna, ale logiczna i mimo że wiedzie niebezpieczną, śnieżną granią, jest ciekawą alternatywą dla kolejnych wypraw himalajskich z całego świata, pragnących zmierzyć się z północną ścianą Annapurny.
Dwa lata organizacji wyprawy na Annapurnę
Wyprawę na Annapurnę jesienią 1996 r. zorganizował Klub Wysokogórski "Trójmiasto". Była to trudna wyprawa. Samo dojście do położonej na wysokości 4100 m n.p.m. bazy w Północnym Sanktuarium Annapurny było bardzo skomplikowane.
W czasie ośmiodniowego marszu trzeba było przedzierać się w nieustannym monsunowym deszczu przez himalajską dżunglę z odrażającymi pijawkami, przez niezliczone lodowate rwące potoki, wysokie przełęcze i usypujące się strome zbocza. Podczas przeprawy uczestnicy zbudowali trzy prowizoryczne mosty.
Zasadniczy bagaż wyprawy, ważący trzy i pół tony, dotarł do bazy helikopterem w dwóch rzutach, na początku września.
Wyjście w góry było zwieńczeniem ponaddwuletnich przygotowań, pokonywania biurokratycznych barier i wielu nerwowych dni.
Pogoda zmusza do wytyczenia nowej drogi na Annapurnę
Po kilku dniach działalności górskiej i w trakcie rekonesansów okazało się, że wejście na szczyt jakąkolwiek istniejącą drogą wspinaczkową na północnej ścianie będzie bardzo niebezpieczne. Śmiertelnym zagrożeniem były schodzące bardzo często olbrzymie lawiny, które były w stanie znieść każdy zespół ze ściany.
W tej sytuacji wyprawa zdecydowała się wytyczyć nową drogę: najpierw podnóżem północnej ściany, następnie tzw. "Granią Kalafiorów" - ostrą, eksponowaną śnieżną granią, a dalej północno-zachodnią granią do podnóża bariery skalnej.
Później okazało się, że "Grań Kalafiorów" i bariera skalna były najtrudniejszymi etapami nowej drogi.
We wrześniu było tylko kilka dni dobrej pogody. Mimo to udało się założyć trzy obozy i zaporęczować prawie całą "Grań Kalafiorów".
Później długotrwałe załamanie pogody, połączone z dwumetrowym opadem śniegu, zatrzymało akcję górską na równe dwa tygodnie.
Pod koniec września czworo uczestników wyprawy zostało porwanych przez lawinę, szczęśliwie skończyło się niegroźnymi skaleczeniami i stratą sprzętu.
Przełom
Po siedmiu tygodniach pojawiło się kolejne wyzwanie. Drogę do szczytu przegradzała dwustumetrowa, pionowa bariera skalna, położona na wysokości 7500 m n.p.m. Na tej wysokości czuło się już zimę himalajską. Lodowaty, silny wiatr nie ułatwiał wspinaczki.
Andrzej Marciniak dokonał wówczas prawdziwego cudu i po trzech dniach walki w skalnej ścianie, pod wieczór 19 października, doprowadził liny poręczowe do górnej krawędzi bariery skalnej.
Od tego momentu do pokonania zostały już tylko strome pola lodowo-śnieżne wiodące na szczyt Annapurny.
Atak szczytowy trwał 9 godzin
Następnego dnia (20 października) najlepsza dwójka wyprawy, czyli Andrzej Marciniak i Sława Terzeul (Ukrainiec z Odessy), wyruszyli o godz. 7 nad ranem. Startowali z obozu piątego na wysokości 7100 m n.p.m. z zamiarem ostatecznego ataku szczytowego.
Zobacz także:
Atak szczytowy jest jak pięć maratonów
Wyruszyli w fatalnej pogodzie, przy 25-stopniowym mrozie i huraganowym wichrze. Cały czas byli nękani przez bijące po twarzy drobne kawałki lodu i śniegu. Wspinali się bez butli tlenowych.
O godzinie 11 dotarli ponad barierę skalną, strome pola lodowe pokonali w imponującym stylu, mimo czasochłonnych odcinków wymagających sztywnej asekuracji. Tuż przed godz. 16 do bazy wyprawy dotarły poprzez eter słowa: "Jesteśmy na szczycie".
Oprócz flag narodowych na wierzchołku Annapurny, jednego z najwyższych szczytów świata, zatrzepotała milenijna flaga Gdańska.
Pięć obozów, większość namiotów zniszczona
Ostatecznie wyprawa założyła pięć obozów i ponad dwa i pół kilometra lin poręczowych. Cały transport w górę odbywał się wyłącznie na plecach wszystkich uczestników wyprawy. Ekspedycja nie korzystała z pomocy Szerpów wysokościowych.
Można śmiało powiedzieć, że zdobycie góry i przeprowadzenie nowej drogi jest zasługą ofiarnej pracy całego zespołu.
W trakcie zejścia i likwidacji obozów huraganowy wiatr zniszczył większość namiotów.
Doceniony wysiłek uczestników wyprawy na Annapurnę
Zespół działał w następującym składzie: Michał Kochańczyk - kierownik wyprawy, Waldemar Soroka - kierownik sportowy wyprawy, Andrzej Zieleniewski - lekarz wyprawy, Wojciech Litwin, Andrzej Marciniak, Waldemar Siciński, Jan Szulc, Krzysztof Tarasewicz, Sława Terzeul (Ukraina), Anthony Tonsing (USA), Jan Turowiecki i Mirosław Urbanowicz.
Reporterka Reutersa i zarazem ekspertka himalajska Elizabeth Hawley określiła wejście gdańskiej wyprawy na Annapurnę jako największy sukces w Himalajach w 1996 r.
Osiągnięcie gdańskiej wyprawy docenił Polski Związek Alpinizmu i redakcja "Taternika", uznając ją za najlepsze przejście wysokogórskie 1996 r. Na tegorocznym festiwalu górskim w Zakopanem wyprawa dostała nagrodę specjalną - replikę czekana Zaruskiego i pamiątkowe dyplomy.
Opinie wybrane
-
2021-12-18 09:43
1000 piw na tysiąclecie Gdańska, to był wyczyn, niestety nikt o tym nie pisze. (1)
- 20 18
-
2021-12-18 09:51
Nie wyczyn, tylko alkoholizm. Cóż to za przykład, a może jeszcze wyczyn w postaci 1000 wypalony papierosów. To jest coś czym można się chwalić?
- 6 10
-
2021-12-19 12:50
To ci dopiero NEWS .sprzed 25 lat odgrzewany kotlet (2)
Pewnie Michał Kochanczyk zadbał o odświerzenia tego sukcesu sprzed 25 lat zdjęcia fajne ale to już było
- 4 16
-
2021-12-20 16:08
odświeŻenie
- 1 0
-
2021-12-19 15:16
ty byś odświeŻył wiedzę...
ze szkoły podstawowej...
Może i było, ale raczej już nie będzie.
A na pewno, nieprędko. Ludzie jacyś nie tacy...- 5 0
-
2021-12-18 10:17
No i git moi drodzy I kochani (8)
Trzeba mieć jaja żeby coś takiego zrobić, wielki szacun..
- 52 10
-
2021-12-18 12:06
Żona i dzieci zlęknione siedziały w domu, bo on musi coś udowadniać (7)
- 5 14
-
2021-12-18 13:03
To druga strona tego medalu (5)
Wiele żon himalaistów zostało wdowami, a dzieci sierotami. Czy było warto? Chyba nie...
- 8 1
-
2021-12-20 11:22
Niekoniecznie
"Its not tragic to die doing what you love"
- 0 0
-
2021-12-18 14:14
(3)
Tak, lepiej siedzieć w domu i komentować :) Himalaiści na szczęście maja gdzieś Wasze zdanie i robia swoje :)
- 9 6
-
2021-12-18 23:51
Nie siedzę w domu podczas urlopu (2)
Tylko chodzę po górach. Himalaistów podziwiam i zazdroszczę im doznań, ale życia bym jednak za nie nie oddał.
- 3 0
-
2021-12-19 10:51
Około 20 osób średnio ginie w Tatrach rok w rok. (1)
Co o ich rodzinach napiszesz?
- 2 2
-
2021-12-19 13:30
Porównujesz ekstremalną wspinaczkę wysokogórską z wycieczkami po szlakach? Naprawdę? :)) Wiesz kto głównie ginie w Tatrach? Totalne cymbały, które schodzą ze szlaków, lekceważą warunki pogodowe albo lezą zimą w dresach i adidasach na Rysy - jak jeden "mundry" kilka lat temu (tego akurat uratowano). Acha - i giną też ratownicy TOPR, którzy niosą pomóc takim bezmózgom.
- 4 0
-
2021-12-18 12:49
Wez rozbieg i uderz w ścianę:)
- 8 7
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.