• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Trójmiejskie wejście na Annapurnę ćwierć wieku temu

Michał Kochańczyk
18 grudnia 2021 (artykuł sprzed 2 lat) 
Sława Terzeul na wierzchołku Annapurny z flagą obchodów tysiąclecia Gdańska. Sława Terzeul na wierzchołku Annapurny z flagą obchodów tysiąclecia Gdańska.

Dwadzieścia pięć lat temu himalaiści Klubu Wysokogórskiego "Trójmiasto" wytyczyli nową, trudną drogę na dziewiczej północno-zachodniej grani ośmiotysięcznika Annapurna (8090 m n.p.m.) w Himalajach. Reporterka Reutersa i zarazem ekspertka himalajska Elizabeth Hawley określiła wejście gdańskiej wyprawy jako największy sukces w Himalajach w 1996 r.



Na tysiąclecie Gdańska, obchodzone w 1997 r., została wyznaczona nowa, polska (i gdańska) droga na jeden z najwyższych szczytów świata. Droga jest trudna, ale logiczna i mimo że wiedzie niebezpieczną, śnieżną granią, jest ciekawą alternatywą dla kolejnych wypraw himalajskich z całego świata, pragnących zmierzyć się z północną ścianą Annapurny.

Dwa lata organizacji wyprawy na Annapurnę



Wyprawę na Annapurnę jesienią 1996 r. zorganizował Klub Wysokogórski "Trójmiasto". Była to trudna wyprawa. Samo dojście do położonej na wysokości 4100 m n.p.m. bazy w Północnym Sanktuarium Annapurny było bardzo skomplikowane.

Przeprawa przez rwącą rzekę Miristi Khola w drodze do północnego sanktuarium Annapurny. Na moście linowym Wojciech Litwin. Przeprawa przez rwącą rzekę Miristi Khola w drodze do północnego sanktuarium Annapurny. Na moście linowym Wojciech Litwin.
W czasie ośmiodniowego marszu trzeba było przedzierać się w nieustannym monsunowym deszczu przez himalajską dżunglę z odrażającymi pijawkami, przez niezliczone lodowate rwące potoki, wysokie przełęcze i usypujące się strome zbocza. Podczas przeprawy uczestnicy zbudowali trzy prowizoryczne mosty.

Zasadniczy bagaż wyprawy, ważący trzy i pół tony, dotarł do bazy helikopterem w dwóch rzutach, na początku września.

Wyjście w góry było zwieńczeniem ponaddwuletnich przygotowań, pokonywania biurokratycznych barier i wielu nerwowych dni.

Pogoda zmusza do wytyczenia nowej drogi na Annapurnę



Po kilku dniach działalności górskiej i w trakcie rekonesansów okazało się, że wejście na szczyt jakąkolwiek istniejącą drogą wspinaczkową na północnej ścianie będzie bardzo niebezpieczne. Śmiertelnym zagrożeniem były schodzące bardzo często olbrzymie lawiny, które były w stanie znieść każdy zespół ze ściany.

Lawina na północnej ścianie Annapurny Lawina na północnej ścianie Annapurny
W tej sytuacji wyprawa zdecydowała się wytyczyć nową drogę: najpierw podnóżem północnej ściany, następnie tzw. "Granią Kalafiorów" - ostrą, eksponowaną śnieżną granią, a dalej północno-zachodnią granią do podnóża bariery skalnej.

Później okazało się, że "Grań Kalafiorów" i bariera skalna były najtrudniejszymi etapami nowej drogi.

Na niebezpiecznej Grani Kalafiorów Na niebezpiecznej Grani Kalafiorów
We wrześniu było tylko kilka dni dobrej pogody. Mimo to udało się założyć trzy obozy i zaporęczować prawie całą "Grań Kalafiorów".

Później długotrwałe załamanie pogody, połączone z dwumetrowym opadem śniegu, zatrzymało akcję górską na równe dwa tygodnie.

Na Grani Kalafiorów. Na pierwszym planie Waldemar Soroka, z boku Jan Turowiecki. Na Grani Kalafiorów. Na pierwszym planie Waldemar Soroka, z boku Jan Turowiecki.
Pod koniec września czworo uczestników wyprawy zostało porwanych przez lawinę, szczęśliwie skończyło się niegroźnymi skaleczeniami i stratą sprzętu.

Przełom



Po siedmiu tygodniach pojawiło się kolejne wyzwanie. Drogę do szczytu przegradzała dwustumetrowa, pionowa bariera skalna, położona na wysokości 7500 m n.p.m. Na tej wysokości czuło się już zimę himalajską. Lodowaty, silny wiatr nie ułatwiał wspinaczki.

Obóz piąty na północno-zachodniej grani na wysokości 7100 m n.p.m. Obóz piąty na północno-zachodniej grani na wysokości 7100 m n.p.m.
Andrzej Marciniak dokonał wówczas prawdziwego cudu i po trzech dniach walki w skalnej ścianie, pod wieczór 19 października, doprowadził liny poręczowe do górnej krawędzi bariery skalnej.

Od tego momentu do pokonania zostały już tylko strome pola lodowo-śnieżne wiodące na szczyt Annapurny.

Atak szczytowy trwał 9 godzin



Następnego dnia (20 października) najlepsza dwójka wyprawy, czyli Andrzej MarciniakSława Terzeul (Ukrainiec z Odessy), wyruszyli o godz. 7 nad ranem. Startowali z obozu piątego na wysokości 7100 m n.p.m. z zamiarem ostatecznego ataku szczytowego.

Zobacz także:

Atak szczytowy jest jak pięć maratonów



Wyruszyli w fatalnej pogodzie, przy 25-stopniowym mrozie i huraganowym wichrze. Cały czas byli nękani przez bijące po twarzy drobne kawałki lodu i śniegu. Wspinali się bez butli tlenowych.

O godzinie 11 dotarli ponad barierę skalną, strome pola lodowe pokonali w imponującym stylu, mimo czasochłonnych odcinków wymagających sztywnej asekuracji. Tuż przed godz. 16 do bazy wyprawy dotarły poprzez eter słowa: "Jesteśmy na szczycie".

Andrzej Marciniak na wierzchołku Annapurny 8091 m n.p.m. Andrzej Marciniak na wierzchołku Annapurny 8091 m n.p.m.
Oprócz flag narodowych na wierzchołku Annapurny, jednego z najwyższych szczytów świata, zatrzepotała milenijna flaga Gdańska.

Pięć obozów, większość namiotów zniszczona



Ostatecznie wyprawa założyła pięć obozów i ponad dwa i pół kilometra lin poręczowych. Cały transport w górę odbywał się wyłącznie na plecach wszystkich uczestników wyprawy. Ekspedycja nie korzystała z pomocy Szerpów wysokościowych.

Północna ściana Annapurny z wyrysowaną drogą wspinaczki Północna ściana Annapurny z wyrysowaną drogą wspinaczki
Można śmiało powiedzieć, że zdobycie góry i przeprowadzenie nowej drogi jest zasługą ofiarnej pracy całego zespołu.

W trakcie zejścia i likwidacji obozów huraganowy wiatr zniszczył większość namiotów.

Doceniony wysiłek uczestników wyprawy na Annapurnę



Zespół działał w następującym składzie: Michał Kochańczyk - kierownik wyprawy, Waldemar Soroka - kierownik sportowy wyprawy, Andrzej Zieleniewski - lekarz wyprawy, Wojciech Litwin, Andrzej Marciniak, Waldemar Siciński, Jan Szulc, Krzysztof Tarasewicz, Sława Terzeul (Ukraina), Anthony Tonsing (USA), Jan TurowieckiMirosław Urbanowicz.

Zbiorowe zdjęcie uczestników wyprawy. W górnym rzędzie od lewej: Sulim Karsha Sherpa - kucharz wyprawy, Ang Sherpa - sirdair, Andrzej Marciniak, Waldemar Siciński, Jan Szulc, Krzysztof Tarasewicz i Andrzej Zieleniewski. W pierwszym rzędzie od lewej: Michał Kochańczyk Waldemar Soroka, Sława Terzeul, Jan Turowiecki, Mirosław Urbanowicz i Wojciech Litwin. Zbiorowe zdjęcie uczestników wyprawy. W górnym rzędzie od lewej: Sulim Karsha Sherpa - kucharz wyprawy, Ang Sherpa - sirdair, Andrzej Marciniak, Waldemar Siciński, Jan Szulc, Krzysztof Tarasewicz i Andrzej Zieleniewski. W pierwszym rzędzie od lewej: Michał Kochańczyk Waldemar Soroka, Sława Terzeul, Jan Turowiecki, Mirosław Urbanowicz i Wojciech Litwin.
Reporterka Reutersa i zarazem ekspertka himalajska Elizabeth Hawley określiła wejście gdańskiej wyprawy na Annapurnę jako największy sukces w Himalajach w 1996 r.

Osiągnięcie gdańskiej wyprawy docenił Polski Związek Alpinizmu i redakcja "Taternika", uznając ją za najlepsze przejście wysokogórskie 1996 r. Na tegorocznym festiwalu górskim w Zakopanem wyprawa dostała nagrodę specjalną - replikę czekana Zaruskiego i pamiątkowe dyplomy.
  • Dyplom redakcji "Taternika" dla wyprawy  za najlepsze przejście wysokogórskie przed dwudziestu pięciu laty.
  • Część uczestników wyprawy po dwudziestu pięciu latach od zakończenia wyprawy z nagrodą w postaci repliki czekana Mariusza Zaruskiego. Od lewej: Waldemar Siciński, Wojciech Litwin, Andrzej Zieleniewski, Waldemar Soroka i Michał Kochańczyk.
Michał Kochańczyk

Opinie (83) 3 zablokowane

  • (10)

    Brawa dla zdobywców!Pamiętajmy też o największym z największych Jerzym Kukuczce,piękne historia i jakże tragiczny finał.Ale dzięki niemu i innym naszym himalaistom w szarej epoce komuny o Polsce było głośno.Teraz już takich zdobywców nie ma,pełna komercja.

    • 27 7

    • Pamiętajmy też o największym Polaku w historii, królu Europy (7)

      Panu Tusku.

      • 3 5

      • Oczywiście,wrócił na białym koniu bo prawko zabrali))Ale faktycznie król emeryturki,30000 zeta z Brukselki piechotą nie chodzi.

        • 6 3

      • Pamiętamy (5)

        Tusk za młodu malował wysokie kominy. Może to nie to samo co wspinaczka w Himalajach, ale też wymaga sprawności i dużych cohones. Z kolei twój guru potrzebuje pomocy swych akolitów żeby wdrapać się na taboret, z którego wysokości przemawia do swych wyznawców.

        • 5 7

        • Przecież to bzdura. TW Oscar nigdy nie pracował na wysokościach (3)

          • 5 2

          • Spółdzielnia "Świetlik". (2)

            Zanim zanegujesz poczytaj, kto wraz z nim w niej wówczas pracował.

            • 4 2

            • On tam księgowym był ew pędzle kupował. (1)

              • 2 3

              • Kapował do ub

                • 1 3

        • badzo wielu tak pracowało

          wielu zrobiło z tego profesję.
          "Świetlik" to był już zmierzch tej "epoki".

          • 5 0

    • Ale gdzie było głośno? W kolejce za masłem i butami?

      • 0 1

    • He he

      Kukuczka byl oszustem, poczytaj o jego osiagnieciach, a potem zastanow sie nad wypisywaniem bzdru

      • 0 0

  • Pana Waldka znam i pozdrawiam (2)

    • 14 4

    • Dziękuję, również pozdrawiam.

      • 4 2

    • Przyłączam się do pozdrowień i gratulacji

      Annapurna nie jest trudna logistycznie - prawie wszędzie dookoła są drogi a wokół biegnie popularny szlak trekingowy (cały masyw jest w granicach Nepalu) - nie trzeba jak np. na K2 tydzień iść przez pustkowia aby w ogóle dotrzeć do podnóża góry.
      Oczywiście gratulacje za wejście:
      - nową drogą
      - w porze monsunów (zimą)
      - bez pomocy Szerpów wysokościowych
      - bez tlenu
      - bez kooperacji z innymi zespołami
      Dziś takie wejścia do rzadkość, dominuje turystyka gdzie płacisz i dostajesz zaporęczowany szlak, dwóch Szerpów do pomocy (jeden pcha a drugi ciągnie), wsparcie śmigłowców, tlen 24/h, oczywiście namioty, żarcie - a jedyne co niesiesz to jedną butlę z tlenem dzięki czemu nawet podstarzałe i otłuszczone miśki z korpo mają szansę :)

      • 2 2

  • Andrzej Marciniak (1)

    To był wspaniały, mądry, dobry i skromny człowiek

    • 32 3

    • I zawsze mówi dzień dobry.

      • 0 6

  • jaka z tego korzyść dla kogokolwiek? (4)

    paru facetów pojechało na wycieczkę za kasę sponsorów i tyle

    • 15 32

    • Nie wszyscy moga sie realizowac w murarce Albi (1)

      Niektorzy maja prace, ktora lubia. Niektorzy nawet o nich pisza, a inni to czytaja. Np. Ty

      • 3 4

      • To fajna praca jest , z pieniędzy podatników których się nikt o decyzję nie pytał. Awesome

        • 1 1

    • Nie wiem czy tak bym to ujął jak powyżej ale ... (1)

      ... też mam wątpliwości. Rozumiem, że wchodzili ci pierwsi, bo to było ciekawe od strony poznawczej. Kolejne jednak wejścia z narażeniem życia i to w zasadzie chyba tylko dla próżnej chwały, nie wzbudzają we mnie podziwu a powodują głębokie zastanowienie. Co do samej wspinaczki, to wydaje mi się ona fajnym sportem ale po co robić to tam, gdzie można łatwo stracić życie.

      • 3 4

      • Od strony poznawczej to jest zawsze ciekawe

        dla tego kto bezpośrednio doświadcza

        • 3 0

  • Dla Michala

    Pozdrowienia Michal, I jeszcze raz gratulacje.

    • 19 4

  • Nie wiem. Co w tym fajnego. (4)

    Ryzykować zdrowie i życie aby wejśc na góre.

    • 15 27

    • Wejdź, (2)

      to zobaczysz. Aha, nie da rady? No właśnie.

      • 8 2

      • ale po co?

        zimno, niebezpiecznie, jaki to ma senes?

        • 2 3

      • byłem na 3 tys.

        i co ? żadna frajda.

        • 0 2

    • bywa

      to co dla Ciebie jest sufitem dla innych jest podłogą....

      • 10 0

  • Prawdziwi bohaterowie pomagają w hospicjum (4)

    • 19 11

    • Co ma

      sport wyczynowy
      wspólnego z hospicjum? Takich rzeczy nie sposób porównać. Pomoc w hospicjum to raczej kwestia wrażliwości, chęci niesienia pomocy, ale czy bohaterstwo, odwaga? Ludzie są predystynowani do różnych celów. Jedni do zdobywania, inni do niesienia pomocy umierającym. Różnica polega na tym, że idąc na taki szczyt człowiek nie wie czy wróci. Oznacza to odwagę (albo szaleństwo). Osoba pomagająca w hospicjum, wie, że wróci do domu cała i zdrowa.

      • 7 7

    • dałeś mi do myślenia (2)

      • 1 1

      • Bohaterem to byli powstanczy warszawy (1)

        • 1 2

        • Michnik i bolek to bohaterowie!

          • 4 2

  • 1000 piw na tysiąclecie Gdańska, to był wyczyn, niestety nikt o tym nie pisze. (1)

    • 20 18

    • Nie wyczyn, tylko alkoholizm. Cóż to za przykład, a może jeszcze wyczyn w postaci 1000 wypalony papierosów. To jest coś czym można się chwalić?

      • 6 10

  • Wspaniałe osiągnięcia (1)

    Czekamy na nowe pokolenie jednocześnie ucząc się od poprzedniego :)

    • 8 2

    • Ale wszystko co najwyższe zostało już zdobyte

      Teraz można już tylko naśladować prawdziwych zdobywców. Chciałbym, żeby było mnie stać na komercyjne wejście na Everest i spojrzeć na świat z najwyższego miejsca na Ziemi. Nie dla wyczynu, tak po prostu dla własnej przyjemności, satysfakcji i wspomnień na starość.

      • 2 0

  • No i git moi drodzy I kochani (8)

    Trzeba mieć jaja żeby coś takiego zrobić, wielki szacun..

    • 52 10

    • Żona i dzieci zlęknione siedziały w domu, bo on musi coś udowadniać (7)

      • 5 14

      • Wez rozbieg i uderz w ścianę:)

        • 8 7

      • To druga strona tego medalu (5)

        Wiele żon himalaistów zostało wdowami, a dzieci sierotami. Czy było warto? Chyba nie...

        • 8 1

        • (3)

          Tak, lepiej siedzieć w domu i komentować :) Himalaiści na szczęście maja gdzieś Wasze zdanie i robia swoje :)

          • 9 6

          • Nie siedzę w domu podczas urlopu (2)

            Tylko chodzę po górach. Himalaistów podziwiam i zazdroszczę im doznań, ale życia bym jednak za nie nie oddał.

            • 3 0

            • Około 20 osób średnio ginie w Tatrach rok w rok. (1)

              Co o ich rodzinach napiszesz?

              • 2 2

              • Porównujesz ekstremalną wspinaczkę wysokogórską z wycieczkami po szlakach? Naprawdę? :)) Wiesz kto głównie ginie w Tatrach? Totalne cymbały, które schodzą ze szlaków, lekceważą warunki pogodowe albo lezą zimą w dresach i adidasach na Rysy - jak jeden "mundry" kilka lat temu (tego akurat uratowano). Acha - i giną też ratownicy TOPR, którzy niosą pomóc takim bezmózgom.

                • 4 0

        • Niekoniecznie

          "Its not tragic to die doing what you love"

          • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane