• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Kładka na Ołowiankę: różne oblicza

Michał Stąporek
29 lutego 2008 (artykuł sprzed 16 lat) 
aktualizacja: godz. 21:27 (29 lutego 2008)
Najnowszy artykuł na ten temat Liczniki czasu sposobem na "uciekającą kładkę"?
Ten smok nad Motławą - jak go nazwał jeden z żeglarzy - najprawopodobniej nie powstanie. Natomiast w tym samym miejscu zobaczymy o wiele lżejszą konstrukcję kładki. Jednak wciąż nie wiadomo kiedy. Ten smok nad Motławą - jak go nazwał jeden z żeglarzy - najprawopodobniej nie powstanie. Natomiast w tym samym miejscu zobaczymy o wiele lżejszą konstrukcję kładki. Jednak wciąż nie wiadomo kiedy.

Władze Gdańska poszły po rozum do głowy i zamówią nowy projekt kładki przez Motławę. Jej kształt zostanie wyłoniony w konkursie architektonicznym.



Kładka na Ołowiankę to:

Burza wokół kładki na Ołowiankę wybuchła, gdy wydawało się już, że nic nie stoi na przeszkodzie, by budowa wyczekiwanej przez wielu przeprawy wreszcie ruszyła. Zgodził się - pod pewnymi warunkami - wojewódzki konserwator zabytków, swoją zgodę dał także Urząd Morski w Gdyni. Część pieniędzy na budowę zaofiarował sponsor - Elektrociepłownie SA.

W grudniu ub.r. opublikowaliśmy rysunki kładki opracowane przez firmę Transprojekt Gdański. Ciężka, betonowa konstrukcja z rampami wychodzącymi na kilkadziesiąt metrów po obu stronach rzeki mało komu przypadła do gustu. Spośród 2,6 tys. osób które wzięły wtedy udział w naszej sondzie na ten temat, aż 75 proc. uznało, że projekt kładki im się nie podoba.

Na piątkowym spotkaniu poświęconym kładce, Dagna Czarnecka z Wydziału Programów Rozwojowych przekonywała, że rysunki pokazane w grudniu były wyłącznie poglądowe.

- To był bardzo wstępny projekt - zapewniała Dagna Czarnecka. - Miał pokazać umiejscowienie kładki i możliwe rozwiązania techniczne.

Dodała, że studium opracowano by sprawdzić, czy kładkę da w ogóle radę wybudować, ile to będzie kosztowało, ilu pieszych będzie z niej korzystało oraz określić jej wpływ na żeglugę po Motławie.

Transprojekt pokazał kilka rozwiązań posadowienia kładki na obu brzegach rzeki. Zarekomendował wersję, w której od strony Starego Miasta na brzeg schodzi rampa skierowana w kierunku Targu Rybnego, zaś na Ołowiance podjazd wiedzie aż za historyczny budynek dawnego klubu żeglarskiego. Ten wariant kosztuje ok. 16,5 mln zł. Wcześniej najczęściej mówiono o kwocie 12 mln zł.

Niezależnie jednak od wyboru wariantu, kilka rozwiązań nie zmienia się. Wiadomo, że kładka ma spiąć brzegi Motławy na wysokości ul. Rycerskiej. Pomiędzy lustrem wody a jej konstrukcją musi być 6,5-metrowy prześwit, który umożliwi żeglugę średniej wielkości jednostkom. Przed tymi większymi kładka będzie się otwierać.

- Szacujemy, że w sezonie letnim kładka będzie otwarta i zamknięta przez tyle samo czasu, a zmiany będą następować co pół godziny. Uznaliśmy, że otwieranie przed każdą większą jednostką byłoby zbyt czasochłonne, ponieważ mechanizm będzie potrzebował ok.3-4 minut na otwarcie lub zamknięcie konstrukcji - tłumaczyli projektanci. Poza sezonem kładka byłaby otwierana na żądanie.

Tyle propozycje Transprojektu. Co sądzą o nich urzędnicy odpowiedzialni za tę budowę? - Lokalizacja za zakrętem Motławy jest już przesądzona, natomiast dyskusyjny jest sposób zwodzenia kładki - tłumaczył Romuald Nietupski, dyrektor Zarządu Dróg i Zieleni w Gdańsku. - Oczekujemy konstrukcji lżejszej, bez podpór posadowionych w korycie Motławy, z taflą wsuwaną w konstrukcję. To wszystko jednak rozstrzygnie się w konkursie architektonicznym. O jego rozpisaniu zdecydował prezydent Gdańska, Paweł Adamowicz.

To dobra wiadomość, bo o ile budowa kładki w tym miejscu to dobry pomysł, o tyle zaprezentowany kształt (dziś nazywany tylko studium) był nie do zaakceptowania.

Jednak nawet mimo rezygnacji z nieefektowej propozycji Transprojektu są środowiska, którym budowa kładki jest nie w smak. To przede wszystkim przedstawiciele bractw żeglarskich i część miłośników gdańskich zabytków.

- Przede wszystkim domagam się, by zaprzestano wprowadzania ludzi w błąd używając nazwa kładka. To co widzimy na rysunkach to solidnych rozmiarów most, a nie żadna lekka konstrukcja - denerwował się Jerzy Kuliński z Jachtklubu Morskiego Neptun. Jego zdaniem nawet ustalenie dokładnych godzin otwierania i zamykania mostu-kładki nie pomogła by żeglarzom, bo "wiadomo jak z tym w Polsce jest. My i tak nie uwierzymy w te harmonogramy".

- Kładka na Ołowiankę to bzdura. Ona natychmiast będzie miała przydomek "złodziejska". Tam będą się czaić bandyci polujący na portfele. A eleganckie damy, które miałyby tędy chodzić do filharmonii niech przyjeżdżają lepiej mercedesami. Trzeba im dużego parkingu, a nie kładki! - denerwował sie inny z żeglarzy.

Jerzy Makieła, ze Stowarzyszenie Armatorów Jachtowych pytał: - Dlaczego nie prom? Dziwię się, ze konserwator zabytków zgodził się na taką budowę.

Sekundował mu Tomasz Korzeniowski z gdańskiego Towarzystwa Opieki nad Zabytkami: - Nad wojewódzkim konserwatorem zabytków, który wydał zgodę na tę inwestycję najwyraźniej w chwili słabości czy pod wpływem silnego lobby jest jeszcze generalny konserwator zabytków, czyli Minister Kultury. Nad nim z kolei są jeszcze organizacje międzynarodowe. I one na budowę kładki się nigdy nie zgodzą.

Na dalsze szczegóły w sprawie budowy kładki przyjdzie nam jeszcze poczekać.

Opinie (90) 10 zablokowanych

  • Precz z Kładką WOGÓLE!

    od wiosny uruchomić należy wahadłowy kameralny prom(darmowy)i po obserwacji całego sezonu zastanawiać się czy kopać tunel czy też prom i Most kamieniarski wystarczą po prostu co jest możliwe normalnie...

    • 0 0

  • do markooo

    zgadzam się z tobą w 100%, ale tak to jet jak ktoś nigdy nie projektował i sie na tym nie zna a potem bierze się za opisywanie tematów, których nie czuje. No cóż, już takich mamy dziennikarzy. pozdrowienia dla pana Stąporka

    • 0 0

  • a dlaczego nie trampolina albo mega proca?

    • 0 0

  • protest (1)

    Budowa kładki to bzdura do kwadratu.Lepiej te pieniądze przeznaczyć na przebudowę mostów Zielonego, Stągiewnego i Krowiego na zwodzone.
    A przez Motławę puścić porządny i regularnie pływający prom. Tłumy na koncertach Filharmonii świadczą, że ludzie daję sobie radę z dojazdem.Podobnie jak do pozamiejskich centrów handlowych.Tzw.Kładka sprawi ogromnie dużo kłopotów żeglarzom i białej flocie!
    Pomysł jednakże jest tak durny, ze z pewnością przejdzie. O mój Boże!.

    • 0 0

    • 100% słuszności w powyższej wypowiedzi

      • 0 0

  • ci żeglarze to malkontenci

    nie sluchajcie tych starych marundnych dziadkow ze stowarzyszen zeglarskich!!!

    • 0 0

  • Czemu nie kolejka linowa ?

    Bedzie mozna na tym zarobic sprzedajac bilety.

    • 0 0

  • Dlaczego Gdańsk tak bardzo odstaje (2)

    rozwojowo od takich miast jak Kraków, Wrocław Poznań?? Mówi się, że po Krakowie w Gdańsku jest najwięcej turystów a mimo to miasto oprócz kilku ulic wygląda obskurnie. Dystans do tych miast się powiększa. Młodzi jak wyjeżdżali za granicę tak wyjeżdżają i nikt nie wraca bo nie ma tutaj warunków do rozwoju i dobrej pracy. Jeszcze trochę i prześcignie nas Lublin i Bydgoszcz;]

    • 0 0

    • Drogi Bezdomny (1)

      Nie do końca znasz chyba te miasta które przywołujesz jako przykład dla naszego.Bo Poznań na przykład ma starówke w o wiele gorszym stanie od naszej -zejdź z rynku tam w boczną ulicę i popatrz w górę na ściany i dachy-mnie to uderzyło jak czekałem na taksówkę...

      • 0 0

      • przecież ten bezdomny nadaje z wioski za sopotem

        a poznan i kraków zna tylko z opowiadań sobie podobnych gdańsk zresztą też.

        • 0 0

  • brak priorytetów

    zamiast zająć się komunikacją, czystością i stadionem, to miasto ciągnie bzdetowe, niedopracowane koncepcje - chyba po to by ktoś mógł zarobić na projektach. na grunwaldzkiej, czy dolotówkach z obwodnicy nie powstał żaden tunel dla pieszych korki w godzinach szczytu, a tu takie bzdety

    • 0 0

  • TUNEL

    a moze by tak tunel szkalny zrobic ? i wtedy wszystkie szwaby by zoabaczyly ile to polacy potrafia smieci utopic :)

    • 0 0

  • Opinia Lecha Parella i Jarosława Zalesińskiego

    O jedną kładkę za daleko ?!
    08.02.2008
    Sprawa budowy kładki na Ołowiankę wchodzi w ostatnią fazę. Wygląda na to, że ta nieszczęsna pod każdym względem koncepcja zostanie jednak zrealizowana. To, że w ogóle doszła do takiego etapu, jest winą marnej jakości debaty publicznej. Musimy uderzyć się i we własne piersi - w przeszłości nie dość uważnie wsłuchiwaliśmy się w krytyczne głosy nielicznych przeciwników kładki. W ogóle - naszej metropolii zbyt rzadko spieramy się w ważnych kwestiach. Sprawy toczą się często siłą rozpędu. Trzeba zmasowanej akcji medialnej, nużącego tłuczenia dzień w dzień tego samego, żeby odnieść skutek i zwrócić uwagę na problem - piszą Lech Parell, szef działu opinie, i Jarosław Zalesiński, szef działu kutura "Polski Dziennika Bałtyckiego".

    Spraw tego rodzaju można wymienić multum, ale nie o to teraz chodzi. Skupmy się na kładce na Ołowiankę, bo najlepiej pokazuje ona, jak mając najlepsze intencje, można za wielkie pieniądze zrobić rzecz szkodliwą, a w najlepszym przypadku - zbędną.

    Kładka to pomysł Romana Peruckiego, dyrektora Polskiej Filharmonii Bałtyckiej, człowieka czynu, twórcy nowego oblicza gdańskiej filharmonii. To on w połowie lat 90. wymyślił, że dopiero co zamkniętą elektrownię-trucicielkę można zamienić w przybytek sztuki. Wychodził setki korytarzy, odbył tysiące rozmów z pukającymi się w czoło decydentami. Dziś filharmonia z jej świetną salą koncertową, której zazdroszczą nam w całej Polsce, jest miejscem, na które zapanowała prawdziwa moda. Chodzi się wręcz do filharmonii, a nie na koncerty! Ten wspaniały pomysł, tę wspaniałą realizację ma teraz zwieńczyć coś, co jest przeciwieństwem dokonanego dzieła.

    Historia kładki jest, niestety, niepotrzebnym przedłużeniem walki o budowę obecnej siedziby filharmonii. Jedno i drugie pokazuje, jak panujący bezwład można spożytkować albo dla dobrego, albo dla fatalnego celu. W kładkę również nikt na początku nie wierzył, jeszcze mniej niż w filharmonię. Ale kolejne spotkania, kolejne prezentacje, na których zaproszeni decydenci nie wnikali w jej sens, ale "nie mówili nie" ("bo to się i tak nie uda..."), niepostrzeżenie przybliżały realizację. Dziś jest więc już i sponsor, i wstępne projekty. Jest praktycznie przekonana opinia publiczna, której nie interesują szczegóły, ale cieszy się zawsze, jeśli cokolwiek się buduje. Co jednak budujemy za kwotę minimum 20 mln zł?

    Zacznijmy od tego, że jest rzeczą niebywałą, iż w mieście portowym próbuje się zamknąć mostem wejście do portu. To, że ten pomysł mógł zostać zgłoszony, a potem został oprotestowany tylko przez żeglarzy, jest wynikiem smutnego faktu, że przestaliśmy rozumieć, czym w Gdańsku jest Motława. Otóż dla naszych przodków jej istnienie było cudownym darem losu: nad oboma jej brzegami zbudowali nabrzeża, postawili dźwigi (np. Żuraw) i zarabiali na wykorzystaniu każdego ich metra ciężkie pieniądze, których inni im zazdrościli. My o tym zapomnieliśmy. Przede wszystkim: znamy tylko jeden brzeg Motławy, ten po stronie Żurawia. Rzeka ta jest dla większości z nas końcem atrakcyjnego Gdańska. Jest przeszkodą, problemem i kłopotem. Na jej drugiej stronie zaczynają się wciąż na wpół zburzone dzielnice latających noży.

    NASZA SONDA: Czy popierasz budowę kładki nad Motławą?

    Jednak nie zawsze tak było. Kiedyś Motława nie była końcem miasta, ale jego środkiem. Przy czym jeśli tereny Wyspy Spichrzów, Ołowianki, Siennej Grobli - tak samo jak obecnie Długie Pobrzeże, były bogatymi rejonami Gdańska, to działo się tak nie za sprawą jednego mostu czy nawet mostów. Tych bowiem, w dół rzeki, za Mostem Zielonym, nie było. O żywotności tych terenów zdecydowały zlokalizowane na nich funkcje. Najprościej mówiąc: jeśli były na Ołowiance nabrzeża i spichlerze, to znalazły się i towary do przechowywania w nich, i ludzie do pracy, i pieniądze. Nie trzeba było żadnego mostu, poza niewielkim mostkiem kamiennym (który odgradza tylko wąski kanałek, a nie blokuje przecież ruchu w całym porcie).

    Nie chodzi wcale o to, by dziś kurczowo trzymać się historii i naśladować przeszłą architekturę. Budować tylko tak, żeby się konserwator zabytków cieszył. Powinniśmy jednak umieć spojrzeć na nasze miasto jako na pewną całość, jaką kiedyś było, dopóki nie zostało okrutnie poszatkowane na nietrzymające się kupy dzielnice i osiedla. Powinniśmy te sztucznie oddzielone od siebie części łączyć, ale nie za pomocą jeszcze bardziej sztucznych zabiegów, takich jak rzeczona kładka.
    Fałsz tego rozwiązania polega nie tylko na tym, że szkodliwie ingeruje ono w naturalne życie tej części miasta. Nie spełni ono również pokładanych w nim nadziei. Nie ułatwi koncertowej publiczności docierania na Ołowiankę. Operacja otwarcia mostu, przepuszczenia jednostek pływających, a następnie zamknięcia musi trwać minimum 15-20 minut.

    A co jeśli melomani z biletami w kieszeni utkną za kwadrans dziewiętnasta po jego drugiej stronie? Czy godziny otwarcia mostu - a więc funkcjonowania portu - mają być uzależnione od liczby bisów i długości trwania koncertów? Kto będzie miał pierwszeństwo przejazdu: plażowicze, powracający tramwajem wodnym z Helu, czy melomani wychodzący z filharmonii? Ile razy ten most będzie w te i nazad chodził, gdy (trzeba mieć nadzieję) uruchomione zostaną kolejne wodne połączenia, np. z Sobieszewem? Nie mówiąc już o ruchu jachtów. Dziś jednorazowo jest ich w naszej marinie może sto. Ale za parę lat mogłoby ich być kilka razy więcej. Czy projektujący kładkę w ogóle myśleli kilka lat do przodu?

    Po drugie, nie potrzeba żadnego mostu, żeby na Ołowiance czy Siennej Grobli kłębił się latem i zimą tłum ludzi. Jeśli w okresie Jarmarku św. Dominika trudno się przecisnąć na Głównym Mieście, dzieje się tak nie dlatego, że ZKM wypuszcza więcej tramwajów. Ruch jest dlatego, że jest po co przychodzić. Można coś kupić, na coś popatrzeć, coś zjeść czy posłuchać plenerowego koncertu. O tym, że pojedyncze czy sporadyczne imprezy nie wygenerują życia, powiedziały już wystarczająco próby instalowania na Ołowiance imprez Festiwalu Gwiazd. Gdyby działo się tam więcej, były jakieś lokale, minigalerie, cokolwiek, co pozwoliłoby spędzić czas przed imprezą i po niej, ludzie trafiliby tam i bez kładki. Jeśli tego nie będzie - szkoda 20 mln dla konsumentów okazjonalnych imprez.

    Dziś na wyspę rzadko kto chodzi piechotą z Długiej czy Długiego Pobrzeża - to fakt. Ale dlaczego?! Bo droga prowadzi przez zrujnowaną Wyspę Spichrzów - obok odrapanych płotów i straszących pustką budynków na Stągiewnej. Z tym raczej trzeba coś najpierw zrobić! A nie budować od pieca. Jeśli będzie dochodziło się do filharmonii zagospodarowanymi uliczkami, pełnymi życia i gwaru, a nie przez chaszcze i po dziurawym asfalcie, nagle okaże się, że filharmonia jest bardzo, bardzo blisko. Z drugiej strony powinno się też uruchomić stałe połączenie promowe z Długiego Pobrzeża na Ołowiankę. To jest rozwiązanie i proste, i skuteczne, i tanie.

    Zaś te 20 milionów, jakie ma kosztować kładka, oddajmy lepiej w wyłączne władanie Peruckiemu. I niech zacznie on na Ołowiance urządzać nie mosty, tylko zalążek nowoczesnej dzielnicy sztuki i rozrywki, gdzie życie tętni całą dobę, a nowym mieszkańcom to nie przeszkadza.

    Lech Parell, Jarosław Zalesiński - POLSKA Dziennik Bałtycki

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane