• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Zaginieni w Peru kajakarze z Trójmiasta zostali zamordowani

Michał Sielski
9 lipca 2011 (artykuł sprzed 12 lat) 
aktualizacja: godz. 12:53 (9 lipca 2011)
Podróżnicy zginęli, bo miejscowi Indianie uwierzyli w legendę. Podróżnicy zginęli, bo miejscowi Indianie uwierzyli w legendę.

Akcja poszukiwawcza zaginionych kajakarzy z Trójmiasta Celiny Mróz i Jarosława Frąckiewicza zakończyła się tragiczną wiadomością. Kajakarze z Trójmiasta zostali zamordowani w jednej z peruwiańskich wiosek.



To była ostatnia podróż małżeństwa kajakarzy z Trójmiasta. To była ostatnia podróż małżeństwa kajakarzy z Trójmiasta.
O tym fakcie powiadomił nas z miejscowości Atalaya nad rzeką Ukajali w Peru Tomasz Surdel, prowadzący akcję poszukiwawczą. Małżeństwo polskich kajakarzy nie żyje.

- To byli bardzo doświadczeni i ostrożni kajakarze. Nie stracili życia w rwącej rzece, zginęli zabici przez mieszkańców wioski poniżej Atalaya. Policja peruwiańska już aresztowała morderców - informuje Michał Kochańczyk, przyjaciel kajakarzy, który współorganizował akcję poszukiwawczą.

Dlaczego zginęli? Wyjaśniają to miejscowe służby mundurowe, ale według wstępnych informacji powodem mogła być... plotka. U nas powstają miejskie legendy np. o porywaniu młodych kobiet z dyskotek i dzieci z supermarketów, by wyciąć im nerkę. Indianie mieli swoją legendę: w lasach kryli się biali i mordowali członków ich plemienia. Mieszkańcy Trójmiasta mogli paść ich ofiarą, gdy przy brzegu rozbili obóz.

Indianie w Peru są z reguły przyjaźnie nastawieni do cywilizacji, ale są bardzo ostrożni. Swoje terytorium zawsze patrolują uzbrojeni, bo boją się handlarzy narkotyków, którzy w przeszłości zmuszali ich do tego, by byli w dżungli przewodnikami dla przemytników kokainy.

Małżeństwo kajakarzy było doświadczonymi podróżnikami. Pływali w Egipcie, Indiach, Turcji, Kanadzie, Hiszpanii i Portugalii. Oboje byli na emeryturze. Jarosław Frąckiewicz był filozofem, wykładowcą Politechniki Gdańskiej. Celina Mróz, emerytowanym inżynierem budownictwa wodnego. Podczas wypraw wielokrotnie pomagali im... Indianie.

26 maja na ich blogu Włóczykije pojawił się ostatni wpis:
"Dzisiaj rozpoczynamy spływ na Ukajali. Zobaczymy, jak będzie nam szło. Jeżeli do osady Bolognesi dopłyniemy w ciągu tygodnia, to damy radę dotrzeć do Pucallpa w terminie. Celinka i Jarek"
We wtorek, 21 czerwca mieli wrócić z wyprawy i wylądować w Gdańsku.

Relacja Tomasza Surdela z Peru:

Pierwsza informacja jaką nas przywitała tutejsza policja to raport, w którym świadek zapewniał, że widział ich jakieś dwa tygodnie temu w Nueva Italia - indiańskiej wiosce znajdującej się dużo poniżej Bolognesi.

Jednak moja dziennikarska nieufność zwyciężyła i dość szybko zorientowałem się, że w raporty policyjne nie można zbytnio wierzyć. Dotarłem bowiem do świadka cytowanego w raporcie. A on stwierdził, że nic takiego policji nie mówił.(...) Wszyscy tylko "słyszeli że ktoś ich widział".

Szybko też przekonaliśmy się, że zapewnienia policji o tym, że poinformowano wszystkie wioski wzdłuż Ukajali są nieprawdziwe. Oni nawet nie mają technicznej możliwości, aby taką informację puścić. Co więcej kilku rozmówców sugerowało nam dlaczego policja od samego początku mówiła, że widziano Celinę i Jarka w Tahuania/Bolognesi. Po prostu dlatego, że właśnie tam kończy się jurysdykcja komisariatu w Atalaya. I mówiąc, że zaginieni dotarli do jej granic po prostu pozbywali się problemu.

Od samego początku, jeszcze w Pucallpie, a potem tutaj w Atalaya odwiedzaliśmy wszystkie rozgłośnie nadające w lokalnych językach. Prosząc o jakąkolwiek informację, zostawiając nasze numery telefonów. No i telefony się rozdzwoniły. Jeden z sterników łódek, które pływają po Ukayali, między Pucallpa i Atalaya, zgłosił się do nas mówiąc, że w wioskach wzdłuż rzeki mówi się, iż jakiś miesiąc wcześniej jacyś Indianie zabili dwójkę pishtacos-gringos. Pishtaco to taka wciąż w tym regionie żywa legenda o białym, który skrada się do wiosek, aby zabić Indian i wytopić z nich tłuszcz, który potem m.in. służy jako paliwo do samolotów.

Ktoś zgłosił się z podobną informacją do policji w Pucallpa. Była ona na tyle wiarygodna i precyzyjna, że w czwartek wieczorem z Pucallpy przyleciał policyjnym samolotem oddział "zielonych szwadronów", specjalnych jednostek policji wyszkolonych do walki w dżungli. Wraz z personelem lokalnej policji z Atalaya i żołnierzami Marynarki Wojennej wypłynęli, w trzy łodzie, w czwartkową noc. Nas poinformowano dopiero po fakcie, co potem tłumaczono, że ze względu na niebezpieczeństwo misji nie chciano nas zabierać. W sumie logiczne...

Wrócili z misji w piątek około 14. Wtedy nas już poinformowano i byliśmy świadkami ich przypłynięcia. Przywieźli trzech podejrzanych i worek rzeczy. Co było w tym worku widzicie na zdjęciach. Zatrzymani prawdopodobnie nie są bezpośrednimi sprawcami, ale świadkami. I przy okazji członkami rodziny sprawców, bo generalnie cała maleńka osada, w której doszło do tragedii zamieszkiwana jest przez jedną dużą rodzinę. Ich zeznania są spójne - wypadki potoczyły się następująco:

Freddy Ruiz Garcia, lat 29, odkrył wieczorem, że w zaroślach niedaleko jego chałupy Celina i Jarek rozbili namiot. Był pijany, poszedł ich przegonić. Gdy oni zwijali obozowisko wrócił do chałupy po strzelbę, jeszcze raz poszedł tam gdzie oni mieli namiot i zaczął strzelać. (...)

Kajak też zatopiono, część rzeczy wyrzucono do rzeki, inne rozdzielili między siebie. To co policja znalazła, znajdowało się w kilku chałupach. Marynarka Wojenne przeczesała brzegi poniżej osady, ale nic nie znaleziono. Ich zdaniem to normalne - tu mało co rzeka oddaje.

Celina i Jacek zostali najprawdopodobniej zamordowani 27 maja. Osada w której doszło do tragedii znajduje się o trzy godziny płyniecia łodzią motorową z Atalaya. Czyli jakiś cały dzień kajakowania. Można więc założyć, że zostali zabici tego samego dnia w którym raniutko wypłynęli z Atalaya. Nie jest bowiem prawdą, że nie spali w tym mieście. Policji się to nie udało, my jednak znaleźliśmy hotelik w którym nocowali z 26 na 27. Zresztą hotelik to duże słowo - to taka duża drewniana buda przy porcie, w której za grosze wynajmuje się pokoje, głównie tym co pracują na jednostkach pływających po rzece. Właścicielka i jej córka doskonale ich pamięta, bo pierwszy raz miała gości z zagranicy. Pokazała nam nawet miejsce w którym schowali kajak...

Jutro w Atalaya rozpocznie się od dawna organizowany zjazd indiańskich liderów z całego regionu. To co się wydarzyło będzie
oczywiście przedmiotem dyskusji. Ci z nich, z którymi mieliśmy już kontakt, są wstrząśnięci niemniej niż my. Liderzy Ashanika, czyli grupy etnicznej do której należeli zabójcy, już nas poprosili abyśmy się jutro z nimi spotkali.

Opinie (189) ponad 10 zablokowanych

  • (2)

    Opowieści Pana Frąckiewicza o Janie i Janinie pamiętam do teraz :)
    Wspaniały wykładowca!...

    • 8 3

    • Oj te opowieści były dobre... z wieloma grupami p. Frąckiewicz miał filozofię, także na uniwersytecie!

      • 0 0

    • Faktycznie! Zapomniałabym o Janie i Janinie :)!

      Dzięki niemu polubiłam filozofię...

      • 0 0

  • miałem z nim wyklady

    jeden z najbardziej pretensjonalnych kolesi, jakich miałem nieprzyjemność poznać. I co z tego , że zginął - musicie od razu robić z nich świętych? A co do indian - zaciukali ich zwyczajnie dla kasy, opowieści o balych porywających dzieci to tylko ich nędzne usprawiedliwienie przed sobą i światem.

    • 12 10

  • (2)

    Sporo tutaj wpisów, a to religia, zabobony, jakiś mit o białych ludziach itp. przyczyną morderstwa... a powód jest zapewne znacznie prostszy:

    Kasa, tak jest: strzelam, że za sprzedaż na czarnym rynku całego sprzętu zamordowanych (elektronika, kompasy, kamery, leki, gotówka) taki bandyta, mógłby w takim Peru do końca życia spokojnie się utrzymać.

    III Rzesza atakowała też dla ekonomii głównie, w Sudanie wojna też ma podłoże ekonomiczne, tak samo walki Hutu i Tutsi, piractwo na wodach przy Somalii itp. itd.

    A i taka mała uwaga do tych, którzy uważają Wojtka Cejrowskiego za faszystę... ręce opadają, jak to czytam...

    • 13 5

    • (1)

      ponoć większość ich rzeczy wylądowała w rzece, więc nie wiem co mogli sprzedać...

      • 0 0

      • Ponoć to ponoć tamto... rabunek i tyle, taki sam jak w średniowiecznej Europie - też napadali na kupców, podróżników, pielgrzymów itp. - tak dziś w krajach słabo rozwiniętych działa ten sam mechanizm - czytałem gdzieś wywiad z polskim kolarze-podróżnikiem - jeśli nie kłamał - wychodzi, że porywali/obrabowywali go kilkanaście razy jego w karierze

        • 2 0

  • [*] [*] [*]

    to bardzo smutna wiadomość.... też pamiętam Ich z Kolosów i radość z życia jaką miał Pan Jarek

    • 8 3

  • do całej tej tragicznej sytuacji nie pasuje słowo -Mądrość !...

    • 5 6

  • Straszne :( na zdjęciu są tacy uśmiechnięci, sympatyczni, gotowi na przygodę

    a musieli doświadczyć dramatu :(
    Współczucia dla rodzin.

    • 10 4

  • dzikie kraje (2)

    w takie dzikie kraje się po prostu nie jeździ!!!

    • 8 7

    • to przede wszystkim bardzo biedne kraje

      jak wiać na zdjęciach

      • 2 1

    • sb

      to sobie jedź do Egiptu na all inc, m-mongole....

      • 0 2

  • rozbili się namiotem tropicielowi z dżungli w ogródku

    ..no cóż - pech!

    • 8 0

  • A słońce Peru nie interweniuje? A sikorski niw bulgocze o przyzwoitości?

    Jaki kraj tacy politycy, tylko ich interes się liczy

    • 6 2

  • Od czasu 'wizyty mistrza bajeru' przestali nas lubić...Ale żeby aż tak? Widać, że i oni

    już się na nim poZNALI!

    • 8 2

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane