Wyrok o 12 miesięcy wyższy niż domagała się prokuratura orzekł gdański sąd w sprawie Mariusza W., kierowcy TIR-a, który stracił panowanie nad pojazdem i staranował trolejbus. W wypadku zginęły dwie osoby, a kilka innych zostało rannych.
4,5 roku więzienia to sprawiedliwy wyrok?

Od początku procesu nie poczuwał się jednak do winy. Twierdził, że myślał, iż pojazd jest w pełni sprawny. Regularnie robił przeglądy, a wszystkie dokumenty zgadzały się. Między wierszami sugerował, że ktoś mógł - bez jego wiedzy - uszkodzić hamulce.
Najpierw prokuratura, a teraz sąd nie dały jednak wiary jego tłumaczeniom. - Stan faktyczny w tej sprawie był oczywisty i bezsporny - stwierdził sędzia Marcin Kokoszczyński uzasadniając wyrok.
Zdaniem sądu - co miały potwierdzić wszystkie opinie biegłych - Mariusz W. musiał mieć świadomość tego, że układ hamulcowy w jego samochodzie jest niesprawny. Biegli jednogłośnie stwierdzili bowiem, że uszkodzenia te powstawały w dłuższym okresie czasu, a część elementów była po prostu celowo zdemontowana, prawdopodobnie ze względu na oszczędności wynikające z unikania pełnych napraw.
Wykluczyli oni także to, że niektóre części układu hamulcowego pojazdu mogły zostać np. skradzione podczas postoju ciężarówki na parkingu. Wskazali zarazem na to, że uszkodzenia te nie tylko były widoczne gołym okiem, ale i musiały być odczuwalne podczas jazdy.
Sąd w zasadzie przychylił się do wszystkich uwag i wniosków prokuratury, sam wyrok wydał jednak wyższy niż domagał się oskarżyciel. Uzasadnił to w ten sposób, że Mariusz W. - mimo oczywistych zdaniem sędziego dowodów - upierał się, że nic nie wiedział o uszkodzonych hamulcach.
Dlatego też sąd nie wziął pod uwagę jego "szczerej skruchy" jako okoliczności łagodzącej. Niemniej podkreślił, że kierowca - gdy już stracił panowanie nad pojazdem - robił wszystko, aby zminimalizować szkody: trąbił, dawał sygnały świetlne i starał się hamować biegami, a już po samym wypadku, samemu będąc rannym, próbował pomagać innym rannym.
Mariusz W. musi też zapłacić 150 tys. zł nawiązki dla najdotkliwiej poszkodowanych w wypadku oraz dla rodzin ofiar zdarzenia. Dodatkowo musi też pokryć część kosztów sądowych i zapłacić z tego tytułu 10 tys. zł.
Wyrok nie jest prawomocny. Obrońca kierowcy już zapowiedział, że wniesie apelację. Prokuratura z kolei z wyroku jest zadowolona i określa go jako "adekwatny do przewinienia".