• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Czy radny groził firmie ujawnieniem tajemnic handlowych?

Maciej Sandecki
20 kwietnia 2008 (artykuł sprzed 16 lat) 
aktualizacja: godz. 22:37 (20 kwietnia 2008)
Wiesław Kamiński, radny PiS, wciąż pracuje w PZU. Wiesław Kamiński, radny PiS, wciąż pracuje w PZU.

Kierownictwo PZU uważa, że gdański radny PiS Wiesław Kamiński groził ujawnieniem tajemnic handlowych firmy, jeśli odchodząc nie dostałby na rok zakazu konkurencji. - To nieporozumienie - mówi radny. W PZU, gdzie zatrudnił go Jaromir Netzel, miał zarobić w rok 465 tys. zł, z zakazem dostałby drugie tyle.



Radny do PZU trafił w marcu 2007 r. - Zadzwonił do mnie pan Netzel i zaproponował stanowisko dyrektora w biurze do spraw zakupów. Potrzebował człowieka, który zrobi porządek - mówi nam Wiesław Kamiński. - Nie znałem go wcześniej, ktoś mu mnie polecił, ale nie żaden polityk.

Kamiński był dyrektorem ds. zakupów zarówno w PZU SA, jak i PZU Życie. "Gazeta" dotarła do audytu, który na zlecenie nowego prezesa PZU Andrzeja Klesyka wykonała firma Ernst & Young. Wynika z niego, że były prezes Netzel hojnie wynagradzał swoich ludzi. Zgodnie z nim, w ciągu 10 miesięcy (od marca do grudnia) 2007 r., Wiesław Kamiński. zarobił w PZU 465 tys. zł (pensja plus premia w wysokości 70 tys. zł).

Jak wynika z audytu, jego poprzednik na tym stanowisku (także powołany przez prezesa Netzla), posiadający lepsze wykształcenie, zarabiał prawie połowę mniej. Nowe kierownictwo PZU kilka tygodni temu postanowiło zwolnić Kamińskiego i wystąpiło do gdańskiej rady miasta o wyrażenie zgody na rozwiązanie z nim umowy. Zgodnie z ustawą o samorządzie, pracodawca nie może zwolnić radnego bez zgody rady. W piśmie do rady władze PZU piszą, że Kamiński nie ma kwalifikacji do zajmowania tego stanowiska, zarabia więcej niż członkowie zarządu firmy, a innego, mniej płatnego stanowiska nie można mu zaproponować.

W piśmie pojawia się też zdanie, z którego wynika, że Wiesław Kamiński miał grozić obecnemu prezesowi PZU ujawnieniem tajemnic handlowych spółki, jeśli zostanie zwolniony. - To nieporozumienie - odpowiada Kamiński. - Chciałem, żeby w moim odwołaniu znalazł się zapis o zakazie konkurencji. Taki zapis obiecał mi ustnie prezes Netzel, kiedy mnie zatrudniał. Prezes Klesyk nie chciał się na to zgodzić, więc powiedziałem jedynie, że powinienem taki zakaz dostać, bo jestem w posiadaniu tajemnic handlowych firmy. Ale nie powiedziałem, że takie tajemnice ujawnię.

Dlaczego radny upierał się, aby zapisano mu na odchodnym roczny zakaz pracy u konkurencji? Bo PZU musiałoby mu wypłacić jeszcze całą, roczną pensję, a nie tylko dwumiesięczną odprawę. - Tak byłem umówiony - uważa Kamiński.

Pismo PZU trafiło kilka dni temu pod obrady komisji samorządu i ładu publicznego rady miasta. Tam radni PiS-u przegłosowali projekt uchwały, w którym rada nie wyraża PZU zgody na zwolnienie Kamińskiego.

- Ostatecznie zdecyduje o tym cała rada miasta - mówi Bogdan Oleszek z PO, przewodniczący gdańskiej rady. - Myślę, że większość radnych zagłosuje za wyrażeniem zgody na zwolnienie Kamińskiego.

Na razie Wiesław Kamiński nadal pracuje w PZU, ale teraz w biurze audytu wewnętrznego. - Przeniesiono mnie tam na trzy miesiące, ale fakt, że akurat do tego biura, świadczy, że jestem człowiekiem rzetelnym i uczciwym - mówi Kamiński. - Pismo PZU to tylko subiektywne stwierdzenia obecnego kierownictwa, niepoparte konkretnymi zarzutami. Że tyle zarabiałem? Takie są stawki w tej branży, a zarządy państwowych spółek, ze względu na ustawę kominową, często zarabiają mniej niż pracownicy.
Gazeta WyborczaMaciej Sandecki

Opinie (66) 9 zablokowanych

  • Wiesio (1)

    Wiesio w stanie wojennym sie ukrywał, chociaż go żadna milicja ani bezpieka nie poszukiwała. Grywał na gitarze zakazane piosenki. Anarchista co się bał chodzic na manifestacje. Znienacka stał się preziem rodzin katolickich czym zaskoczył znajomych. Widząc jego uśmiech i chęć władzy- zrozumieliśmy. Imał się wielu partii. Nie należał tylko do pzpr. Gdy się zapisał do Ligi Polskiej Rodzin, żona chodziła opłotkami. wszyscy jej współczuliśmy. Prawnik. Hmmmm...

    • 0 0

    • Życiorys podobny do młodego Kurskiego

      To chyba charakterystyczne dla całej opcji

      • 0 0

  • A mówią, że facjata nie świadczy o czlowieku

    Jak dla mnie facet ma wszystko na buźce wypisane.
    "Dość spojrzeć na Pana" - jak powiedział hr.Żorż do Dyzmy.

    • 0 0

  • Opinia została zablokowana przez moderatora

    • Mnie raczej przypomina Wildsteina, tylko włosów mniej i nieco grubszy

      • 0 0

  • słów brakuje (1)

    słów brakuje ile Ci nieszczęśnicy zarabiają, a na pewno Zarząd nie mniej niż pracownicy, jak napisano.Totalny absurd

    • 0 0

    • Kolego!

      Dzięki temu nasi "polityczni menedżerowie"* mogą się uwarażliwić na niedolę części społeczeństwa. Zarabiając 40-50 tys. zł miesięcznie mają dobry punkt odniesienia co to znaczy przeżyć za 1100-1200 zł misięcznie. Są wówczas zdeterminowani może nie tyle żeby poprawić byt bliźnich, ile żeby nie samemu nie znaleźć się w takiej sytuacji. Stąd karuzela stanowisk wśród krewnych i znajomych królika.

      *polityczny menedżer - osobnik który zostaje menedżerem nie z uwagi na szczególne uzdolnienia i wiedzę ale ze względu na znajomości

      • 0 0

  • zarząd obejmuje ustawa kominowa więc dostaje marne grosze

    a pan PiSiorek umówił sie pezecież z dawnym prezesem PiSiorkiem, że na odchodne dostanie pół bańki

    • 0 0

  • nagonka na PiS (1)

    nawet w naszym kraju podpisuje sie umowy , ktore zabezpieczają interesy firmy,a w zamian za to zwolnionemu pracownikowi płaci sie przez rok pełna pensje,jakakolwiek by nie byla.Panowie z PO o tym musza wiedziec,ale licza na to ze spoleczeństwo tego nie wie.Panie Kamiński dziekujemy Panu,ze nam Pan to usiadamia.Moze wiecej osob sie dowie,ze ma prawo do rocznej pensji po zwolnieniu,gdy nie moze pracowac dla konkurencji.

    • 0 0

    • Na pewno firmy ubezpieczeniowe stoją w kolejce, żeby zatrudnić takiego fachowca. Ja bym na miejscu PZU dał mu dożywotni zakaz pracy w konkurencji, oczywiście z zachowaniem pensji za nic nie robienie. Przecież jak będzie chciał być złośliwy i pójdzie do konkurencji to PZU i cała reszta pójdą z torbami, bo to w końcu fachowiec.

      • 0 0

  • klaudia (1)

    Słusznie napisałaś .Ale co niektóry na tym forum nie zna zasad i pienią się dla zwykłego pieniactwa.Ci co negatywnie sie wypowiadaja zwyczajnie , albo sa na emeryturze , albo zbyt młodzi aby wiedzieć o tak prostych sprawach:)

    • 0 0

    • albo nie są rodziną pana radnego

      • 0 0

  • Zaradny Wiesio

    Radny Poradny pan Wiesio to pewnie wielkiej klasy fachowiec tak jak reszta w stylu pana Mincewicza i podobnych panów z UM obecnych badż już za kratkami , niektórzy na zwolnieniu warunkowym przyjdzie czas na wielkiego pana A tylko kiedy hm

    • 0 0

  • A w moich czasach

    to by bylo nie dopomyslenia, przewodniczacy parti gierek by szybko z tym pozadek zrobil, a ten pan pracowal by wczynie spolecznym!!!

    • 0 0

  • Radny gdański - a praca i zarobki w PZU (1)

    Nie było by nic zdrożnego - że radny zatrudnił by się w PZU za takie pieniądze, gdyby to były płace z prywatnej kieszeni wółaściciela. Lecz to są pieniądze ludzi ze składek, które drożeją, a dbałość o klienta - płatnika utrzymującego PZU coraz coraz gorsza. Dyrektor ds. zakupó - to w takiej tylko biurowej i biurokratycznej instytucji feralne stanowisko. W strukturach firm poważnych takiego stanowiska nie ma. Bo co tam w PZU kupować: komputery, papier, długopisy itp. Interpretuję to wprost. Zdobywanie nowych klientów do ubezpieczeń to nie zakupy. To reklama, marketing. PZU w którym od 20 lat ubezpieczam samochód sobie - dla własnego pożytku interpretuje przepisy, żeby nie wypłacić należnego odszkodowania za szkodę, nie przez właściciela kierowcę spowodowaną. Ten który spowodował szkodę miał wysokie ubezpieczenie OC i Ac wyraził zgodę na sfinansowanie szkody, to PZU uznało, że ze względu na wiek samochodu mojego nie należy tej szkody oceniać ani zapłacić kosztów jej naprawy, lecz ustalili wg sobie znanych zasad, że zapłacą jako odszkodowanie kasacyjne i to w kwocie wg ich uznania. Więc musiałam nowe - lecz uszkodzone przez sprawcę drzwi zamontować - uzyskane ze złomowiska, bowiem same nowe drzwi kosztowały by prawie tyle co przyznana przez PZU kwota. PZU twierdzi, że jak samochód ma już pewien wiek metryczny, to odszkodowanie się nie należy, a ubezpieczenie trzeba płacić. Biurokracja i indolencja urzędnicza jest taka, że nie człowiek który utrzymuje urzędników się liczy, lecz przez nich samych stworzone zasady. Niedawno w b.m. skradziono mi lampę z samochodu. Zaraz rano zgłosiłam pod wskazany nr infolinii, podałam wszystkie dane żądane z dokumentów samochodu wraz z nr polisy AC. Kazano mi zadzwonić jednak do Gdańska na ul. Marynarki Polskiej i okazać te wszystkie - wcześniej podane dokumenty osobiście w celu sprawdzenia ich prawdziwości. Kłopot w tym, że tam w żąden sposób nie mogłam się dodzwonić. Po prostu nikt nie podnosił słuchawki. Chyba jak już dziesiąty raz dzwoniłam, to podniosła telefon pani i przełączyła mnie niby pod właściwy telefon. Okazało się, że to była osoba zajmująca się szkodami w budynkach. Ten Pan mnie przełączył - jak mówił - do kierownika likwidacji szkód, a tam proszę sobioe wyobrazić informacja automatyczna "abonent czasowo wyłączony" Zadzwoniłam znowu do Pana od szkód w budynkach, który jako jedyny w PZU odbierał telefony/ który stwierdził, że faktycznie tego Kierownika nie ma. Powiedział, że muszę sama przyjechać samochodem uszkodzonym do PZU i napewno wtedy załatwią formalności ze szkodą, ale także żeby sprawdzić, jeszcze raz te dane które podałam telefonicznie. Pod infolinią podano mi, że likwidaror szkód może najwcześniej przyjechać za tydzień na miejsce, gdzie samochód został "uziemniony" Tłum aczyłam, że nie mogę przyjechać osobiście i prosiłam, żeby ktoś mógł przyjechać wcześniej. Na Marynarki Polskiej też miałam ustalić, czy fakt kradzieży reflektora mam zgłosić policji, czy też nie. Zdesperowana czasem jaki bezużytecznie poświąciłam na tę sprawę, nic nie załatwiając i kosztami telefonów, i tym, że nie mogłam w żąden sposób rozmawiać telefonicznie z kompetentnym pracownikiem, kupiłam reflektor i dałam naprawić samochód na własny koszt, bo tak długo nie mogłam wyłączyć się z używania samochodu. Najpierw tydzień czekać na likwidatora, a następnie następny tydzień na naprawę. PZU w Gdańsku - ma za mało likwidatorów, żeby na bieżąco oceniać szkody. Tak mi powiedziano. Piszę o tym tak dokładnie, bo jesli PZU jest w stanie płacić tyle pieniędzy miesięcznie Dyrektorowi d/s zakupów abstrachując od tedo czy jest to radny czy inna osoba/ a nie ma pieniędzy na zatrudnienie odpowiedniej liczby likwidatorów szkód samochodowych i nie ma czasu ani pewnie pieniędzy żeby przyjechać pod dom, gdzie szkoda miała miejsce, to coś w naszej kapitalistycznej gospodarce coś nie gra, i to w Spółkach Skarbu Państwa. Chyba właściciel tej Spółki zapomniał kto jest dla kogo. Klient płaci, biorący zapłatę powinień jemu służyć. Jest odwrotnie: miałeś szkodę, zgłaszasz w dobrej wierze na infolinię, które nie jest bezpłatna ?ponisisz więc koszty/; zgłoszenia na infolinię nie jest ważne, nic nie daje, bo musisz pojechać mimo to do PZU, żeby sprawdzili te dane które podano i żądano na infolinii; jesteś ubezpieczony w tym PZU od 20 lat i wszystkie dane tam są i polisa także; tego nie można sprawdzić w dobie4 komputerów i on line lecz nadal jest zasada chyba, że każdy klient jest potencjalnym oszustem i że to klient w ramach opłaconej składki musi być świadczącym usługę dla PZU. Straszne. Sa różne rządy, jest coraz większe oddalenie się od klienta. Zgłosiłam zrezygnowanie z odszkodowania na infolinię, następnie zadzwonił do mnie pewien Pan z PZU w Gdańsku, chcący potwierdzić moją rezygnację z pokrycia przez PZU szkody. Wyjaśniłam - myśląc że wreszcie koniec koszmaru. Niestety - dwa dni temu odebrałam dwa listy polecone z PZU w tej sprawie, po pierwsze jakie dokumenty mam osobiście przynieść do PZU i po drugie, że PZU zgadza się na moją rezygnację z odszkodowania. Ani słowa przeproszenia za to, że nie mogłam się dodzwonić, ani słowa podziękowania za rezygnację z odszkodowania. Za to koszty które PZU za moje składki poniosło - "zjadły" może całe należne mi odszkodowanie. Bo telefon do mnie - który jak się okazuje nic nie znaczył poza tym, że ktoś stracił czas, zapłacił za koszty rozmowy; jeśli zarabia ten kroś kwotę zbliżoną do wspomnianego Pana Radnego, to kwota za 10 minut rozmowy jest znaczna; następnie napisanie dwóch listów na papierze firmowym -czas pisania, podpisywania przez kierownika, rejestrowania do wysyłki, sama wysyłka i koszty poleconych listów. Uw3ażam, że robiąc audyt wewnętrzny wszystki formalnie będzie się zgadzać, nie ważne jest, czy rozwiązano problem klientowi. Ja jeszcze musiałam udać się na pocztę, odstać w kolejce tj. ponieść kolejne koszty. Jeśli chodzi o wypłacanie odszkodowań za niezbyt nowe samochody, jak to jest możliwe, że przyjmując je do ubezpieczenia, nie wypłaca się należnego odszkodowania, który chce zapłacić sprawca ze swego ubezpieczenia i to drogiego i nowego samochodu. To nie tylko mi się przytrafiło, lecz innej osobie, której odpowiedziano, że PZU nie może ponosić straty, dlatego też nie może wypłacać wartości szkody, bo klient by się wzbogacił. A dlaczego klient ma ponosić stratę, z konieczności montując uszkodzone części pozyskane ze szrotu. Po prostu jest to dyktat i koniec, co najwyżej można zrezygnować z odzkodowania za szkodę, tak jak to zrobiłam w przypadku kradzieży reflektora. Nadmieniam, że mam 60% zniżki, bowiem nie miałam szkód spowodowanych z własnej winy. Czy coś nie stoi tu na głowie i czy znajdzie się jakiś RZąd który postawi funkcjonowanie PZU na nogi.

    • 0 0

    • naprawde myślisz, że ktoś to przeczyta?

      może jakby chociaż jakieś akapity były... jednak nie każdy pisać może a artykuły na trojmiasto.pl mogą być gorsze:)

      • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane