- 1 Wyprosił z autobusu dzieci z hulajnogami (870 opinii)
- 2 Wojskowa flota aut wyprzedała się na pniu (66 opinii)
- 3 Nielegalne śmietniska zmorą mieszkańców (66 opinii)
- 4 Pierwsze spotkanie trzech prezydentek (332 opinie)
- 5 Róże w Cisowej, głazy w Wielkim Kacku (10 opinii)
- 6 Wybory europosłów: głosuj, gdzie chcesz (106 opinii)
Prawnik "Wolva" gra na zwłokę. Sąd odrzuca wnioski
7 lipca 2015 (artykuł sprzed 8 lat)
Najnowszy artykuł na ten temat
Rocznica tragicznego wypadku. Miał być w więzieniu, prowadził po kokainie
We wtorek odbyła się apelacja dotycząca wyroku skazującego na 10 lat więzienia Artura W. ps. "Wolv", który pod koniec kwietnia, podczas przerwy w odbywaniu kary, spowodował wypadek, w którym zginęła kobieta, a dwie inne osoby zostały ranne. Obrońca mężczyzny robił wszystko, aby przedłużyć postępowanie, sąd odrzucił jednak jego wnioski. Wyrok zapadnie w piątek.
Szokujące w tej sprawie było m.in. to, że "Wolv" został we wrześniu 2014 roku skazany na 10 lat więzienia. Wyrok nie był jednak prawomocny, a mimo wagi czynów, za które został skazany, sąd zgodził się wypuścić go z aresztu. Wrócić miał tam... kilka dni po feralnym dniu wypadku.
Kilka tygodni później miała się odbyć apelacja w jego sprawie. Nie odbyła się jednak, bo "Wolv" na dzień przed rozprawą zwolnił swojego prawnika i sąd musiał dać czas nowemu obrońcy na zapoznanie się ze sprawą.
Dziś w końcu doszło do rozpatrzenia apelacji, nie obyło się jednak bez gry na zwłokę. Nowy obrońca Artura W. złożył aż trzy wnioski dowodowe. Chciał, aby sąd zwrócił się do aresztu z prośbą o opinię na temat tego, jak "Wolv" zachowuje się za kratami, chciał też, aby wyznaczono kuratora, który zbada sytuację rodzinną Artura W. (rzekomo urodziło mu się ostatnio dziecko, problem w tym, że nie ma żadnych dokumentów potwierdzających, że to jego dziecko), chciał wreszcie, aby sporządzono nową opinię na temat stanu zdrowia oraz stanu zdrowia psychicznego mężczyzny.
Oskarżyciel, Mariusz Marciniak z Prokuratury Apelacyjnej w Gdańsku, określił te wnioski bardzo dosadnie. - To bukiet zgniłych kwiatów rzucony na sędziowski stół - stwierdził, po czym zaapelował do sądu, aby ich nie uwzględniał, gdyż nie mają one żadnego związku ze sprawą i są jedynie próbą przedłużania postępowania.
Sędzia Anna Czaja ostatecznie zgodziła się z taką interpretacją i wszystkie wnioski odrzuciła. Zamknęła też przewód sądowy. W swojej mowie obrońca Artura W. zaapelował o unieważnienie wyroku pierwszej instancji, powołując się na rozbieżności w zebranych materiałach dowodowych i fakt, iż Artura W. pogrążają głównie zeznania poszkodowanych, którzy - w jego ocenie - nie muszą wcale mówić prawdy.
Na czym polegało przestępstwo, za które "Wolv" jest sądzony? Według prokuratury Artur W. popełnić miał je ze swoim znajomym - Krzysztofem P. Obaj działali niczym przestępcy z filmu "Dług" - wpędzili swoją główną ofiarę w spiralę wyimaginowanych długów, zastraszali ją i wymuszali od niej kolejne pieniądze i dobra.
Śledztwo w tej sprawie ruszyło 24 listopada 2010 roku, kiedy to do gdańskiego oddziału CBŚ zgłosił się przedsiębiorca budowlany Mariusz C. i powiadomił o wymuszeniu rozbójniczym, którego padł ofiarą.
Jak zeznał, latem 2008 roku poznał "Wolva", z którym kilkakrotnie spotkał się przy różnych okazjach. W listopadzie następnego roku Artur W. zaproponował mu spotkanie. Pojawił się na nim ze swoim znajomym. Gdy tylko Mariusz C. wysiadł z samochodu, natychmiast został uderzony, zmuszono go także, aby wsiadł do pojazdu napastników.
W samochodzie "Wolv" poinformował swoją ofiarę, że rzekomo wydała policji jego znajomego i musi zapewnić pieniądze na jego obrońcę. Przedsiębiorca - obawiając się o życie swoje i swojej rodziny - zapłacił napastnikom 47 tys. zł. Dzień później Artur W. znów zażądał pieniędzy, a także wydania mu samochodu należącego do Mariusza C.
Do kolejnych podobnych wymuszeń dochodziło aż do listopada 2010 roku, kiedy to Artur W. i Krzysztof P. wywieźli przedsiębiorcę do lasu, grozili mu pistoletem i oddali strzał w ziemię tuż przy jego nogach. Wypuścili go dopiero, gdy obiecał, że będzie im regularnie płacić "za ochronę". Pieniędzy przestępcy się jednak nie doczekali - przerażony Mariusz C. zdecydował się opowiedzieć o sprawie policji.
Warto zaznaczyć, że "Wolv" już przedtem miał bogatą kartotekę. Pierwszy raz trafił do więzienia w 1995 roku. Po ponad roku wyszedł na wolność, tylko po to jednak, aby w 1999 roku znów zostać prawomocnie skazanym, tym razem na osiem lat. Odsiadkę skończył w 2007 roku. Rok później doszło do wydarzeń, które obecnie ocenia sąd drugiej instancji.