Minister finansów chce nakazać samorządom radykalną redukcje ich deficytu. Prezydenci Krakowa, Poznania i Wrocławia protestują, bo uważają, że doprowadzi to do zapaści inwestycyjnej miast. Gdańsk twierdzi, że ten problem go nie dotyczy, ale decyzję ministra nazywa uzurpatorstwem.
to nic złego, samorządy powinny bardziej oszczędzać
17%
nadgorliwość w respektowaniu unijnych przepisów
8%
to efekt zbyt dużego długu państwa i szukania oszczędności u innych, a nie u siebie
75%
Minister
Jacek Rostowski chce, aby deficyt budżetów samorządowych, czyli różnica między dochodami a wydatkami w każdym roku, był w najbliższych latach ostro redukowany. W przyszłym roku miałby wynieść 4 proc., w 2013 roku - 3 proc., w 2014 roku - 2 proc., a w 2015 roku już tylko 1 proc. Chodzi o to, by dług samorządów jak najmniej zwiększał deficyt finansów publicznych całego państwa.
Jego pomysł ostro skrytykowali na specjalnej konferencji prezydenci Krakowa
Jacek Majchrowski, Poznania
Ryszard Grobelny, Wrocławia
Rafał Dutkiewicz oraz
Andrzej Płonka, wiceprezes Związku Powiatów Polskich.
Według nich tak niskie progi deficytu mocno ograniczą możliwości inwestycyjne samorządów, bo nie będą one mogły - tak jak dotychczas - korzystać z bankowych kredytów. A to z kolei zamknie im drogę do korzystania z pieniędzy w ramach programów unijnych, bo żeby je dostać, trzeba najpierw sfinansować inwestycję.
Dlaczego
Paweł Adamowicz nie dołączył do protestu swoich kolegów z większych miast? Czy Gdańska nie dotyczy zagrożenie, którego obawiają się prezydenci stolic Małopolski, Wielkopolski i Dolnego Ślaska?
- Rozporządzenie ministra finansów dotyczy także nas, ale nasze zobowiązania dłużne obejmują kredyty, pożyczki i obligacje - wyjaśnia
Teresa Blacharska, skarbnik Gdańska.
-Nie zawarliśmy umów leasingu finansowego i innych umów nienazwanych, które zgodnie z rozporządzeniem wchodzą do długu publicznego - dodaje.
W uproszczeniu można więc powiedzieć, że minister finansów łaskawszym okiem spojrzał na taki dług, jaki przede wszystkim zaciąga Gdańsk.
Emisja obligacji, na co często stawia Gdańsk, to sposób na tańsze niż kredyt pozyskanie gotówki na inwestycję. W ubiegłym roku Gdańsk wyemitował obligacje na 130 mln zł, które kupiły banki Pekao SA i Nordea. Dzięki temu udało się spłacić pięć najdroższych kredytów z marżą 2-2,6 proc. Przy obligacjach skarbnik wynegocjowała cenę od 0,31 do 0,45 proc. To 2 mln zł oszczędności rocznie.
Inne miasta nie mają tyle szczęścia. Skarbnik Wrocławia,
Marcin Urban twierdzi, że gdyby wymóg ministerstwa obowiązywał od 2008 czy 2009 roku, to Wrocław mógłby zapomnieć o przygotowaniu się do
Euro 2012.
W tegorocznym budżecie Gdańsk zaplanował dochody w wysokości 2 mld 208 mln zł, a wydatki w wysokości 2 mld 673 mln zł. To oznacza deficyt na poziomie ponad 364 mln zł, który ma zostać pokryty kredytami.
Choć można powiedzieć, że Gdańskowi się "upiekło", to jego skarbnik nie kryje krytycznego stanowiska wobec pomysłu ministra Rostowskiego.
- Przepis o tak istotnym znaczeniu dla samorządów nie powinien był wprowadzana rozporządzeniem ministra lecz ustawą. Nie powinno się takich przepisów wprowadzać bez szerokich konsultacji. Powinna się odbyć dyskusja. To co się dzieje to niechlujstwo i uzurpatorstwo ze strony ministra - kwituje Teresa Blacharska.