• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Proces syndyka Stoczni Gdańskiej

Dariusz Janowski
19 kwietnia 2002 (artykuł sprzed 22 lat) 
To nie były numizmaty

Rozpoczął się proces byłego syndyka Stoczni Gdańskiej, oskarżonego o dokonanie przestępstw gospodarczych przy sprzedaży "kolebki Solidarności". Drugim oskarżonym jest znany notariusz, który także złożył autograf pod umową.

Najpierw zarzuty. Zdaniem prokuratury, warszawski adwokat, Andrzej W. przy sprzedaży naraził stocznię na szkodę w wysokości 119 mln zł. Grozi mu do 10 lat więzienia. Do transakcji doszło we wrześniu 1998 roku. Wtedy odbyła się publiczna celebra podpisania umowy kupna-sprzedaży SG, na którą zaproszono również dziennikarzy. Pod dokumentem podpisali się: z jednej strony syndyk, z drugiej przedstawiciele Trójmiejskiej Korporacji Stoczniowej SA, firmy kontrolowanej przez Stocznię Gdynia, a więc de facto przez Janusza Szlantę. Wiarygodność umowy poświadczał notariusz Marek K. Może za to posiedzieć w celi nawet 3 lata.

Wkrótce wyszło na jaw, że TKS przekształcona potem w Stocznię Gdańską - Grupę Stocznia Gdynia, kupiła zakład z ponad 42 mln zł, zdeponowanymi na koncie przedsiębiorstwa. W rzeczywistości więc TKS zapłaciła za SG nie 115 mln, jak stało w umowie, a nieco ponad 72 mln zł. Okazało się, że kupujący za złotówki kupił złotówki, co jest niezgodne z prawem. Pieniądze nie są wartością samą w sobie, bo tę - z pieniędzy - mają jedynie numizmaty.

Na owe 42 mln zł składały się zblokowana na koncie kaucja gwarancyjna dla banku, który udzielił stoczni kredytu na budowę statku (25 mln) oraz gotówka (17 mln).
Andrzej W. nie przyznał się do winy. - Dzięki przejęciu tych 17 mln nabywca mógł spłacić długi oszacowane na ok. 18-21 mln zł.

A reszta, czyli 25 mln zł? - Tę kaucję też należało sprzedać, bowiem stocznię kupiła firma także produkująca statki, więc mogła w pełni przejąć zobowiązania Stoczni Gdańskiej.

"Głos" dotarł do artykułu Tadeusza Kohorewicza, jednego z najbardziej cenionych syndyków w Polsce, który we wrześniu 2001 roku na łamach "Gazety Sądowej" napisał: "W prawie upadłościowym nie znajdziemy żadnej wzmianki o sprzedaży przez syndyka pieniędzy. Jest to oczywiste, gdyż sprzedaż (likwidacja) ma służyć właśnie zdobyciu pieniędzy. Przyznać trzeba, że próba sprzedaży sumy pieniędzy potraktowanej jako ruchomość lub prawo materialne, kłóciłaby się po prostu ze zdrowym rozsądkiem, bo któż zapłaci za jeden złoty gotówki cenę wyższą niż jeden złoty? Byłaby to czynność pozorna nie mająca żadnego uzasadnienia ekonomicznego".

- I o tę sumę, czyli o 42 mln zł, syndyk pomniejszył wartość sprzedawanego zakładu - mówią w prokuraturze.

Andrzej W. zrobił coś jeszcze. Zdaniem oskarżenia, "pod pozorem sprzedaży" SG przekazał kupującemu 74 hektary postoczniowych gruntów, które nie nadawały się już na cele produkcyjne. Oczywiście w cenie zakupu, czyli 115 mln zł. Tymczasem, zdaniem prokuratury, ziemia ta warta jest od 115 do 160 mln zł.
Oskarżony: - Tereny zakładu stanowiły nierozerwalną całość. Wyodrębnienie części do osobnej sprzedaży kosztowałoby ok. 50 mln dolarów i zabrałoby 4 lata. Można to było zrobić szybciej i taniej, ale tylko w jeden sposób: zlikwidować stocznię i zwolnić wszystkich ludzi.
Głos WybrzeżaDariusz Janowski

Opinie (23)

  • prokuratorsko-sądowo-prawniczy bzdet

    Jeżeli ktoś stracił na tym szwindlu to ktoś zyskał.
    Jeżeli zyskał to musiał o to zabiegać. Sam syndyk to za mało. Dlaczego na ławie oskarzonych nie ma osób z grupy TKS?
    Takich pytań bez odpowiedzi jest więcej.
    Co ten proces ma na celu?
    Odzyskać kasę i tereny?
    Dojść prawdy i skazać wszystkich winnych szwindla?
    A komu na tym zależy?
    Może mnie i paru internautom.
    Ciekawe ile Skarb Państwa wyłożył na śledztwo i proces w wyniku którego ewentualnie ukarany zostanie syndyk-jeleń.
    O ile zostanie skazany. Tu też nie ma pewności.
    Bo jeżeli zostanie udowodniona mu wina to co z kasą i gruntami? Powinny wrócić do poprzedniego właściciela czyli Skarbu Państwa?
    Przecież ten proces nie jest o to. Proces jest o szwindle syndyka tak jakby innych w tym geszefcie nie było.
    Ciekawe kto postarał się o mocniejsze niż zwykle zaciśnięcie Temidzie opaski na oczach?
    Dlatego dla mnie śledztwo i proces jest zwykłym mydleniem oczu opini publicznej.

    • 0 0

  • Szwindle były zawsze

    W czasach PRL-u ukarano odsiadką dyrektora PGR-u za pokątne handlowanie z producentami pieczarek końskim nawozem. Ten dyrektor to przecież protoplasta dzisiejszego polskiego biznesmana. Skazany wyraził tylko swoje zdziwienie, że ma siedzieć za takie g... Gdyby to dziś doszło do rozprawy sądowej, to ukaranoby np. konie za "produkcję" nawozu, który nie spełnia norm Unii Europejskiej. Takie czasy. Dlatego nie dziw się panie Gallux przebiegiem procesu.

    • 0 0

  • to był dobry interes ?

    Skoro to był taki miodny interes czemu szukanie chętnego na Stocznię trwało tak długo ? Może chętni byli ale na tereny, nie na to by stocznia nadal funkcjonowała. A funkcjonuje. Syndyk powinien zapłacić kasą która była na kontach długi. Zapewne nie wszystkie ale zawsze coś. Tylko jak ma funkcjonować zakład bez grosza na koncie ? Tereny na pewno są atrakcyjne tylko kiedy będzie mozna je spieniężyć ? A utrzymać do tego czasu, płacić podatki trzeba już teraz.

    • 0 0

  • To filantrop! ten nasz syndyk. Twierdzi ze oszczedzil na wyodrebnieniu tych terenow postoczniowych.Ale jakos nie dziwi go ze 50 mln$ to dwa razy tyle co sama wartosc neruchomosci.

    • 0 0

  • bzdura

    A dla mnie ten proces i oskarżenia to bzdura. Gotówka jest majątkiem obrotowym spółki i jeżeli się sprzedaje całe przedsiębiorstwo to z gotówką.
    Wycena firmy obejmuje zawsze jej składniki trwałe i obrotowe (zapasy, należności, kasa).

    Gdy sprzedajecie samochód to co - spuszczacie benzyne czy może mówicie że tam jest 10 litrów i trzeba jeszcze dopłacić 33 zł., bo jak nie to zmywka ...

    A gdyby syndyk gotówą spłacił długi dzień przed sprzedażą Stoczni to co kwota sprzedaży za 119 mln byłaby OK?
    A jeżeli TKS dzień po kupnie stoczni za 119 mln spłaciłby gotówką długi to co?
    Różnica dwóch dni, sytuacja końcowa identyczna, a ludzie czepiają się że w drugim przypadku syndyk za tanio wziął.

    • 0 0

  • ty Artur..

    pisz wyraźniej.
    Jeżeli wszystko było OK to skąd ten proces?
    Kolejna pomyłka sądowa?
    Chyba sobie żarty stroisz albo ironizujesz?

    • 0 0

  • do aki artura ....

    "Andrzej W., syndyk masy upadłościowej Stoczni Gdańskiej, przyznał, że wiedział, iż kupująca zakład firma nie dysponuje sumą 115 mln zł, którą miała zapłacić za Stocznię. Proces w tej sprawie rozpoczął się wczoraj przed Sądem Rejonowym w Gdańsku. Andrzejowi W., oskarżonemu o narażenie zakładu na stratę nie mniejszą niż 119 mln zł, grozi kara 10 lat więzienia.
    W skład Korporacji wchodziły: Stocznia Gdynia, która jeszcze rok wcześniej była bankrutem, EVIP Progres, będący częścią firmy doradczej i finansowej, oraz jedna z osób związana z prezesem Stoczni Gdynia Januszem Szlantą. TKS miała kapitał założycielski w wysokości 400 tys. zł. Największe kontrowersje wzbudziła jednak cena, jaką zapłacono za Stocznię. TKS S.A. kupiła ją za kwotę ok. 115 mln zł. Tymczasem przedsiębiorstwo to warte było ok. 3,3 mld zł. W stoczniowej kasie znajdowało się wówczas ok. 42 mln zł, które przejął nabywca, a nie wierzyciele. Kolejnym nadużyciem był fakt, iż zgoda na sprzedaż Stoczni została wydana nie na podstawie uiszczonej zapłaty, ale jedynie na okazanych przez nabywcę gwarancjach bankowych. Opiewały one na kwotę ok. 73 mln zł. Dziś prokuratura utrzymuje, że faktyczna wartość sprzedaży majątku upadłej Stoczni została zaniżona o taką właśnie kwotę i w rzeczywistości TKS zapłaciła za nią ponad 72 mln zł, a nie 115 mln zł. Jeszcze bardziej tajemniczy los spotkał zagraniczne należności Stoczni, opiewające na sumę 181,3 mln zł. Pieniądze te zakład wygrał w procesie prowadzonym przeciwko jednemu z armatorów, który nie wywiązał się z umowy. Dziś nabywcy Stoczni dokonują parcelacji jej niezwykle atrakcyjnych terenów w centrum miasta. Grunty są dzielone, oczyszczane i przygotowywane do sprzedaży. Wszystkie te niejasności wskazują na to, że nabywcy mieli z góry przygotowany plan dotyczący przyszłego zagospodarowania Stoczni i jej bardzo atrakcyjnie położonych nieruchomości. "
    Wnioski pozostawiam czytelnikom.
    Hey aka. A paliwo w samochodzie? A słyszałaś żeby w samochodzie kupiec znalazł choć złotówkę? Ze o milionach nie wspomnę:)))))

    • 0 0

  • Coraz więcej galluxów :-)

    Nie wiadomo co podróbka a co oryginał ...

    • 0 0

  • oni wszyscy to probne orginaly

    • 0 0

  • pieniądze to paliwo biznesu

    Żeby sprzedać Stocznię bez pieniędzy trzeba było zatrzymać stocznię, zwolnić ludzi, spłacić gotówką część długów. Z uwagi na silne związki zawodowe i "kolebkę" syndyk spróbował sprzedać ją w ruchu. Jeśli była w ruchu, budowała statki, płaciła dostawcom i pensje pracownikom - musiała mieć coś na kontach.
    Inaczej się nie da.
    Teraz, jak to u nas bywa, ten co zrobił czego od niego oczekiwano jest sądzony.
    Tylko komuna wie że tak się nie robi, najważniejszy jest dupochron. A ludzie, stocznie, podatnicy, państwo niech zdychają. Najważniejsze że komuna ma rozpostarty dupochron. Tak działało, działa i będzie działać SLD.
    A prawica niech się brudzi.
    I tak wiadomo że to czerwoni dbają o ludzi ... :-))

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane