Franciszek Jamroż i
Dariusz Śmiałkowski - byli prezydenci Gdańska - idą do więzienia na 3 lata. Decyzja jest nieodwołalna. Pieniądze z łapówki, którą wzięli, zostały wydane. Pytanie, przez kogo?
Oskarżeni o korupcję kilka lat temu, wczoraj zostali prawomocnie skazani przez Sąd Apelacyjny w Gdańsku. Sędzia
Kazimierz Klugiewicz: -
To, że obaj przyjęli korzyść majątkową w wysokości prawie 50 tysięcy marek niemieckich, nie ulega wątpliwości.Zaważyły zeznania dwóch innych oskarżonych w tej sprawie:
Romana Grzeni i
Janusza Tazbira. Obaj (skazani prawomocnie już wcześniej) zeznali - sami siebie obciążając udziałem w przestępstwie - że Jamroż i Śmiałkowski zabiegali o łapówkę, zaś oni pośredniczyli między prezydentami a łapówkodawcami, to jest niemiecką firmą ISPO.
Według sądu, wyznania Grzeni i Tazbira są prawdziwe: przyznali się, że sami wzięli łapówki (po 10 tysięcy marek), opisali mechanizm procerderu i role poszczególnych osób. Ważną misję podjął Roman Grzenia, wówczas radny, który 20 maja 1994 roku pojechał do Niemiec, żeby "wydusić od ISPO pieniądze dla prezydentów". I udało mu się: w sumie wydusił Grzenia ponad 48 tysięcy marek.
Jamroż od początku afery nie przyznaje się do winy, ale nikt mu nie wierzy - w grudniu ub.r. taki sam wyrok wydał gdański Sąd Okręgowy. Sędzia Klugiewicz tłumaczył wczoraj, skąd ta niewiara.
- Najpierw zaprzeczał, że ma nielegalne konto w Szwajcarii, by wreszcie ulec pod ciężarem oczywistych dowodów. To oznacza, że jest człowiekiem niewiarygodnym.- To było przestępstwo popełnione w białych rękawiczkach - mówiła w grudniu sędzia
Małogorzata Domagała.
Kara więzienia to nie koniec represji pod adresem Jamroża i Śmiałkowskiego. Zapłacą jeszcze po 20 tysięcy złotych grzywny. Inną zupełnie opłatą - po 4,4 tysiąca - są koszty postępowania w Sądzie Apelacyjnym.
Z sądzonych w Gdańsku (Janusza Tazbira skazał sąd w Bydgoszczy) trzech łapówkarzy tylko Roman Grzenia wyraził skruchę.
- To sprawiedliwy wyrok - wyznał w grudniu. -
Mam nadzieję, że po ukaraniu będę mógł rozpocząć nowe życie i patrzeć ludziom w oczy.Ten ostatni był także członkiem Rady Nadzorczej Gdańskiego Przedsiębiorstwa Energetyki Cieplnej, a od
GPEC wszystko się zaczęło. W 1993 roku firma zaplanowała docieplenie części bloków mieszkalnych w Gdańsku. Wybór padł na Stogi, bo tam GPEC doznało największych strat ciepła. Jakimś sposobem Grzenia nawiązał kontakt z niemiecką firmą ISPO GmbH, która zajmowała się rozwiązywaniem takich problemów. Radny energicznie lansował niemiecką metodę docieplania. Przekonał do niej prezydentów Gdańska. Z inspiracji Jamroża, w grudniu 1993 roku doszło do pierwszego spotkania przedstawiciela ISPO w Polsce z wiceprezydentem Śmiałkowskim. To wtedy ten ostatni zażądał od Niemców 15-20 proc. "gratyfikacji za podpisanie kontraktu". Zbliżały się wybory samorządowe, pieniądze były podobno potrzebne na kampanię. Filia niemieckiej ISPO - ISPO Bydgoszcz skontaktowała się z centralą. Ta przystała na 10 proc. Korzystając z tych samych łączy, ściślej za pośrednictwem Grzeni, który wyjechał do Niemiec, prezydent przekazał kontrahentom zza Odry numer swojego nielegalnego konta w Schweizerischer Bankverein w Genewie, gdzie miała wpłynąć gotówka.
Skrupulatni Niemcy zabrali się do liczenia i 30 maja 1994 roku prezydent Gdańska wszedł w posiadanie 48 tys. 318 marek 49 fenigów niemieckich - dokładnie równowartość 10 proc. od sumy kontraktu, 9,8 miliarda ówczesnych złotówek.
Prokuratura wpadła na trop transakcji po upływie kadencji w 1994 roku. Były już prezydent trafił do aresztu w lipcu 1996 roku, tego samego dnia, w którym pieniądze zniknęły z konta. Do korzystania z jego zasobów były upoważnione trzy osoby: Jamroż, jego córka Małgorzata i znana gdańska dziennikarka Jolanta G.-A., ówczesna konkubina prezydenta. Prokuraturze nie udało się oficjalnie ustalić, kto pobrał gotówkę ani też kto ją "skonsumował", ale kilka osób wie, kto to taki...