Swoją pierwszą uprząż uszył z pasa do judo. Gdy na niej zawisał, słyszał strzelające w materiale nitki. Dziś jest czterokrotnym mistrzem Polski w technikach jaskiniowych. Jego najmłodsi kursanci mają po 5 lat. Ratując zawieszone na ścianie misie i słoniki uczą się podejmować pierwsze w życiu ważne decyzje.
Kiedy chcąc przeczekać burzę wisiał na ścianie jednej z gór na Kaukazie, pomyślał że jeśli przeżyje, to kończy ze wspinaniem.
- Najpierw zadrżały czekany. Bzyczały, jakby siedział w nich rój os. A później poczułem, jak od naelektryzowanych włosów podnosi mi się na głowie kask - opowiada
Artur Elwirski, instruktor wspinaczki skalnej Polskiego Związku Alpinizmu oraz instruktor wspinaczki sportowej.
- Wspinaliśmy się na ścianie wysokiej na 1700 metrów. Burza dopadła nas, kiedy szukaliśmy miejsca do rozbicia namiotu. Czekany wbiłem w ścianę, na nich zawiesiłem metalowy sprzęt, a sam ręce i nogi schowałem w śnieg licząc na to, że piorun nie trafi mnie, tylko gdzieś obok.Obietnicy, którą wtedy sobie złożył, nigdy nie dotrzymał. Bo jak sam mówi, w życiu każdego taternika zachodzą kryzysowe sytuacje. Z czasem jednak można się na nie uodpornić i zaakceptować ten rodzaj stresu.
- Zawsze się boję idąc w góry, ale jednak idę - przyznaje Elwirski.
- Paradoksalnie, gdy kończę wspinanie strach odchodzi, a przychodzi tęsknota, żeby tam wrócić i znowu się trochę pobać.Elwirski podkreśla jednak, że w tym co robi nie ma przypadku.
- We wspinaczce nigdy nie rzucałem się na cele, które były poza moimi możliwościami - uważa taternik.
- Nie podchodzę do wspinaczki w stylu: uda mi się to super, nie uda się to będę walczył o życie. Do każdego osiągnięcia podchodzę małymi kroczkami.Zdaniem Artura, we wspinaczce może zdarzyć się wiele sytuacji, gdy wystarczy mały błąd i nieszczęście gotowe. Sam, na początku swojej kariery grotołaza, miał okazję w takiej się znaleźć.
- Wszedłem w poziomy korytarzyk, który później zaczął się pochylać w dół - opowiada.
- Czołgałem się w nim głową do przodu, aż w pewnym momencie natrafiłem na studzienkę wypełnioną wodą. Nie mogłem się cofnąć, zsuwałem się, twarz praktycznie miałem już w jeziorku. Przekręciłem się na plecy i w górze zobaczyłem kominek którym udało mi się wyślizgnąć. Gdyby jednak nie on, byłoby to moje ostatnie w życiu wejście do jaskini. Wtedy jeszcze nie znałem reguły, że do korytarza którego nie znamy, nigdy nie wchodzimy głową, ale nogami.Początki nie były jednak tylko ryzykowne, ale i bardzo twórcze. W sklepach brakowało profesjonalnego sprzętu do wspinaczki, więc Elwirski kombinował sam.
- Swoją pierwszą uprzęż uszyłem z pasa od judo - śmieje się taternik.
- Nie miała dwóch ton wytrzymałości, więc słyszałem, jak te niteczki w pasie strzelają i trzeszczą, kiedy na niej siadałem. Liny nie posiadały żadnych atestów i rozciągały się jak guma od majtek, karabinki były budowlane albo strażackie. I tak się to toczyło.Przygoda gdańszczanina miała swój początek w liceum. Artur Elwirski z rodziną pojechał w Góry Stołowe i w nich się zakochał. Później eksplorował bunkry i ruiny zamków. Czegoś mu jednak brakowało. Więc zaczął szperać w jaskiniach, najpierw poziomych. Na czuja, ucząc się na własnych błędach kompletował sprzęt. Później były skałki. W wieku 18 lat zasmakował wspinaczki, następnie zrobił kurs skałkowy, tatrzański, w końcu instruktorski. Mija 20 lat jak uprawia ten sport. Wielokrotnie startował w zawodach, jest m.in. czterokrotnym mistrzem Polski w technikach jaskiniowych.
We wspinaczce bardziej jednak skłania się ku przygodzie, niż osiągnięciom. Woli robić drogi długie, wielodniowe. Wspinał się w Andach, Alpach, na Kaukazie i w Pamirze. Od 20 lat jest ratownikiem wysokościowym w PCK, uczy także wspinaczki innych. Jego uczniowie mają od 5 lat wzwyż.
- Dzieci posiadają taką naturalną potrzebę wchodzenia na coś. Realizują się na ściance, dochodzą do słonika, sówki, zdobywają i ratują pluszowe zwierzątka zawieszone w połowie drogi. 10 latki już nie ratują zwierzątek,maja inne priorytety. A 50 latki idą po butelkę piwa zawieszoną na ścianie - ze śmiechem żartuje Artur.
Elwirski stara się swoim uczniom pokazać, że ze wspinaczki można czerpać przyjemność. Że może być ona i często jest - formą tańca na ścianie. A przede wszystkim dobrą odskocznią od problemów życia codziennego.
- Wspinaczka kształtuje w ludziach nie tylko odpowiedzialność za partnera z którym idą po ścianie, ale buduje zaufanie, uczy podejmowania decyzji - wylicza instruktor.
- A przede wszystkich daje możliwość patrzenia z dystansem na to, co nas otacza. Bo jeśli pewnego dnia w górach staję przed problemem być albo nie być, to później widok w łazience krzywo położonych kafli nie zatruwa mi życia. Człowiek nie przejmuje się błahostkami.Lubisz się wspinać? Zobacz
ścianki do wspinaczki w TrójmieścieCzytaj także:
Trójmiasto zdobyło Aconcaguę