• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Za chlebem do Szwecji

O.K.
13 maja 2004 (artykuł sprzed 20 lat) 
Jeśli jesteś pracownikiem służby zdrowia lub interesuje cię praca sezonowa w rolnictwie czy gastronomii, masz szansę znaleźć ją w Szwecji. Podczas międzynarodowej konferencji "Perspektywy rozwoju swobody przepływu osób pomiędzy regionem pomorskim a Skandynawią po 1 maja 2004" w Gdańsku omówiono m.in. doświadczenia Wojewódzkiego Urzędu Pracy związane z migracją zarobkową mieszkańców Pomorza.

Podczas konferencji omówiono też nowe zadania Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Gdańsku - w zakresie usług Systemu Międzynarodowej Wymiany Ofert Pracy - EURES.

- Informacje na temat Systemu Międzynarodowej Wymiany Ofert Pracy oraz możliwości podjęcia zatrudnienia w krajach Unii Europejskiej i Europejskiego Obszaru Gospodarczego - czyli państw UE oraz Norwegii, Islandii, Szwajcarii i Liechtensteinu - są dostępne na stronach internetowych: www.europa.eu.int/eures - poinformowała Barbara Kolańska-Siła, krajowy koordynator EURES. - W Szwecji największe szanse na pracę mają pracownicy służby zdrowia: lekarze i pielęgniarki, a w sezonie szukają chętnych do rolnictwa i gastronomii - wyjaśniła Iwona Malmur, dyrektor Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Gdańsku. - Dużą liczbą ofert pracy dysponują organizacje pozarządowe, kontakty do nich można znaleźć na naszej stronie internetowej www.wup.gdansk.pl.

Do tej pory z ofert pracy w krajach UE skorzystało już ok. 10 tys. Pomorzan. Nowych ofert spodziewamy się trzy razy tyle - ok. 30 tysięcy. Życie pokazuje, że - na szczęście - Europa jest skazana na nas, bo jej społeczeństwa się starzeją.
Głos WybrzeżaO.K.

Opinie (53)

  • Przez setki lat Irlandia była dostarczycielem emigrantów do USA. Ten kraj był zawsze zacofany i miał wysoki przyrost naturalny. Polska wprawdzie z takim przyrostem już się pożegnała, ale nie ma perspektyw na koniec zacofania. W tej sytuacji jest skazana na eksport ludzi, takie są prawa ekonomiczne od zarania dziejów, nie ma się co na emigrantów obrażać i moralizować. Jakby wszyscy zawsze siedzieli całe życie na miejscu urodzenia to świat by wyglądał całkiem inaczej. W Ameryce rządziliby Indianie, w Australii Aborygeni, na N.Zelandii Maorysi. Nawet w Starym Testamencie patriarchowie zasuwali bez przerwy z miejsca na miejsce, przekraczając nierzadko granice państwowe.
    W Niemczech studia są bezpłatne i czasami spotyka się ubolewające komentarze o wybitnych młodych naukowcach którzy emigrują do USA. Nawet stworzono dla takich naukowców specjalny program stypendialny aby skłonić ich do powrotu. (To lepsze niż samo tylko wyzywanie od zdrajców).
    Natomiast trudno uważać to za sukces, kiedy po 15 lat reform kraj jest bardziej eksporterem pracowników niż atrakcyjnych towarów.

    • 0 0

  • Gallux

    czytajac twoje wypowiedzi strasznie dziwi mnie fakt, jak wiedzac tak malo ja ty o siwecie i o zyciu mozna komentowac po kilka razy ten sma tekst? Zgroza!!!!!!!!!!!!!!

    • 0 0

  • a mnie dziwi ile mozna komentarzy napisac na temat jednej osoby i to nienajlepiej znanej
    no cóż jednak, skoro jest on całym twoim swiatem to faktycznie na inny temat możesz nie miec zbyt wiele do powiedzenia...

    • 0 0

  • do kolegi Galuxa......

    Racja na Zachodzie placi sie za studia, szczegolnie medyczne. Ja jednak uwazam, ze w Polsce NIGDY nie bylo studiow za darmo. Ja osobiscie ( i wszyscy inni) zaplacilem znacznie WYZSZA CENE za moje studia niz na Zachodzie. Policz: nieposiadanie paszportu, brak swobod obywatelskich, brak jedzenia, kartki na buty, upokazanie w stosunku do Czlonkow PZPR, kolejki w sklepach ipt.itd.
    .
    PRAWDOPODOBNIE ZAPLACILEM WIECEJ NIZ GDYBYM STUDIOWAL NA OXFORDZIE !
    .
    Nic nie jesetm dluzny Panstwu Polskiemu ! Odwrotnie to Panstwo Polskie jest mi dluzne !
    .

    • 0 0

  • Mnie już od dawna dziwiło, czemu Akademie Medyczne przyjmują tylu studentów, skoro nasza służba zdrowia leży i kwiczy.

    Czy lekarze (i ogólnie wszelkiej maści specjaliści z wyższym, i nie tylko, wykształceniem) wyuczeni w Polsce okradają naród, wyjeżdżając? Przecież ci ludzie nie wzięli się z powietrza. Mieli dziadków, rodziców, którzy płacili podatki i w ten sposób, choć niebezpośrednio, opłacali "czesne", a dodatkowo wydawali spore kwoty na utrzymanie studiujacego dziecka.

    Z drugiej strony, podzialam obawy Nemo. Co innego prawo do swobodnej migracji, a co innego polityka państwa ukierunkowana na namawianie do emigracji. Państwo nie od jest państwem, żeby w nim był aż taki burdel. Nie po to rząd i administracja biorą pensje z pieniędzy podatników, nie po to się rozwija przed oficjelami czerwone dywany, żeby potem ta kasta "lepszych" ludzi umywała ręce od wszystkiego, i zamiast stwarzać warunki do rozwoju ludziom w kraju, namawiała ich na emigrację.

    • 0 0

  • klakier z publiką,

    rację masz Waść, całkowicie się pod tym podpisuję.

    • 0 0

  • Zaraz, zaraz

    ale przecież UE wpompuje w naszą gospodarke 19,5 mld Euro.
    Za trzy cztery lata lekarze z USA będą stali w kolejkach przed naszymi urzędami pracy aby załapać się do roboty w szpitalu w Kostrzyniu czy Bebelkach. Tutaj będzie raj prawdziwy. Wszyscy nasi rodacy wrócą z emigracji i 60-milionowa dumna społeczność wskaze nowe kierunki rozwoju w Europie.
    To oczywiście żarty ale nasze Państwo niebezpiecznie "promuje" emigrację jako sposób na załatwienie problemu bezrobocia i zacofania gospodarczego.
    Lepiej byc nikim za granica niż nic nie robić tutaj - to błędna dewiza - tutaj trzeba się rozwijać...

    • 0 0

  • mama

    przestań krakać i zamknij ryja

    • 0 0

  • A tak przy okazji, bo znowuż wypłynął temat "studia płatne/darmowe".

    Jeśli za studia miałoby się płacić bezpośrednio (czesne), to prosze ja bardzo, ale oddajcie mi moje podatki. Jak na razie, zapowiada się, że opłaty bezpośrednie za studia zostaną wprowadzone przy jednoczesnym zachowaniu tych niebezpośrednich. Będziemy dwa razy płacić za to samo.

    Płatne, niepłatne, trudna sprawa. Osobiście jestem za studiami bez czesnego na państwowych uczelniach. Dlaczego?

    Postuluje się wprowadzenie czesnego, ale za to w ramach rekompensaty, stypendia dla najlepszych studentów. W gruncie rzeczy obecnie jedynie najlepsi mogą studiować na uczelniach państwowych, to znaczy, mogą wybierać między niepublicznymi a państwowymi studiami dziennymi.

    Praktyka jest taka, że większość osób, które studiują na niepublicznych nie mogło i nie dostało się na państwowe. Tą 'większością" ryzykuję, danych statystycznym nie mam, ale znam środowiska i tu, i tam, mam porównanie, pewnych prawidłowości nie da się nie zauważyć.

    Uwaga, nie sugeruję że na niepublicznych czy zaocznych studiują jakieś głupki. Powtarzam, nie sugeruję tego, żeby nie było - czesto wybór łączy się np. z dogodnym z punktu widzenia osoby parcującej czy/i dzieciatej trybem studiowania, sa także wyjątkowo dobre szkoły niepubliczne (wyższe). Chodzi mi o to, że osoba zdolna może wybrać, czy pójdzie na niepubliczną, czy zda egzamin i dostanie się na państwową. Osoby mierne płacą i studiują. (Tu dochodzi kolejne zagadnienie, szkół wyższych z egzaminami wstępnymi selekcją, oraz takich, gdzie pakują studentów jak do wora i nikogo broń Bożesz nie wyrzucą, bo student=czesne=zysk uczelni. Oraz temat egzaminów wstępnych, które według mnie są konieczne, i niedobrze, że sa likwidowane.

    Utrzymanie studiów niepłatnych bezpośrednio traktuję w kategorii pomocy dla zdolnych.

    Powód drugi Klakiera: samo istnienie uczelni wyższej jest dobrem. Uczelnia to także placówka badawcza, zajmuje się także badaniami oraz archiwizacją wiedzy. A niech tam, wolę zapłacić ten podatek i mieć pewność, że jadnak jakiś postęp cywilizacyjny będzie.

    Powód trzeci Klakiera jest demagogiczny, a co: krzywię się na myśl, że za wprowadzeniem czesnego najgłośniej oręduja tacy, co to pokończyli te studia za darmo.

    Reasumując: jeśli już studia płatne, to ręce precz od (częsci) mojego podatku.

    • 0 0

  • "Jestem młodą osobą, ale dotychczas zdołałem zdobyć trochę interesujących doświadczeń życiowych. Otóż zająłem się nieco nauką i po roku ciężkiej pracy ze zdziwieniem zaobserwowałem, iż cytują mnie w „Polityce” i chcą drukować moje prace ekonomiczne we „Wprost”.

    Ciekawe jednak, czy redakcja domyśliła się, iż na zdjęciu młodej osóbki, bezlitośnie atakującej trudne tematy ekonomiczne, trzeba było za pomocą grafiki komputerowej zatuszować długie dready? Polscy i niemieccy koledzy po przeczytaniu moich artykułów jednogłośnie stwierdzili, iż skoro moje wypowiedzi drukuje się w opiniotwórczych tygodnikach i różnych kwartalnikach ekonomicznych, przedstawiając mnie jako eksperta, to chyba polska nauka znajduje się w stanie całkowitego upadku. Trudno mi się z nimi nie zgodzić – ja też się temu dziwię.

    Mam 24 lata, brak doświadczenia praktycznego, dyplom francuskiego i licencjat niemieckiego uniwersytetu w kieszeni i wielkie zdziwienie w oczach, gdy przyszło mi się zmierzyć z polską rzeczywistością. Są to wrażenia na gorąco: jestem po wystąpieniu w Instytucie Nauk Ekonomicznych PAN, gdzie prezentując tezy mojego artykułu ekonomicznego, odkryłem rzeczywistość polskiej nauki. Swoje prace naukowe tworzyłem bowiem motywowany głównie uczuciem litości, nie mogąc się pogodzić z nieporządkiem wokół mnie, całkowicie odmiennym od tego, co spotkałem podczas pobytu w innych krajach. Już przy próbie publikacji swych prac trafiłem na bagno układów, mur oporu, zawiści i oskarżeń autorstwa osób, które najczęściej nigdy w życiu nie widziały mnie osobiście. Po prostu – stos kłód na samym wstępie bezceremonialnie rzuconych pod nogi.

    Jeśli myślicie, że polska nauka jest na normalnym, światowym poziomie, to jesteście w kolosalnym błędzie. Prac na światowym poziomie, czerpiących garściami z różnorakich źródeł jest naprawdę bardzo niewiele. Nieliczni innowacyjni naukowcy w Polsce często są miłośnikami nauki, hobbystami zazwyczaj niezbyt głęboko dłubiącymi swój temat i występującymi z częstotliwością około jeden na 40 innych „naukowców”, będących odtwórczymi rzemieślnikami. Ci prawdziwi miłośnicy swoich tematów poświęcają rodziny i przyjaciół dla nauki, a często ich nawet przez to tracą, jeśli uda im się zbytnio odciąć od świata i zapaść w naukowe zagadnienia.

    Na szersze zmierzenie się z tematem (takie na średnim światowym poziomie) nie mają czasu, musząc zarobić na utrzymanie. Zresztą nie ma po co się wysilać – inni „naukowcy” nie grzebią w książkach wcale, a nic-nie-piszących naukowców-rencistów umysłowych jest bez liku (nie wyłączając tych z prestiżowych uczelni, np. warszawskiej SGH). Wystarczy być na średnim polskim poziomie, a studentom kazać wkuwać podręczniki innych, które też często są zaskakująco mało twórcze i innowacyjne, swoimi koncepcjami tkwiąc jeszcze w siermiężnej komunie. Wszak innowacyjność wymaga sporego wysiłku – w bardzo wąskiej branży jest to konieczność przewertowania kilkunastu prac innych naukowców, najczęściej angielskojęzycznych. W szerszej branży oznacza to nawet kilkaset woluminów. Tych liczących się polskich profesorów, mogących być porównywanymi z przeciętnymi wykładowcami na np. niemieckich uniwersytetach, jest bardzo niewielu i zgromadzeni są oni np. w Polskiej Akademii Nauk. Ci „porządni” naukowcy często publikują np. po angielsku i nie w Polsce, cały motłoch naokoło kwitując milczeniem. "

    ADAM FULARZ 2004-05-07

    klakier - to pierwsza strona artykulu madrego czlowieka - wiecej znajdziesz na onecie, jak przeczytasz to moze zmienisz zdanie na temat uczelni panstwowej jako dobra samego w sobie

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane