- 1 Brak koalicji w Radzie Miasta w Gdyni (159 opinii)
- 2 Borawski i Lodzińska wiceprezydentami? (104 opinie)
- 3 Mieczysław Struk wybrany marszałkiem (111 opinii)
- 4 Podpalacz z Gdyni w rękach policji (65 opinii)
- 5 Sprawa zgubionego karabinu trafiła do Gdyni (126 opinii)
- 6 Światła na ostatniej zebrze na Grunwaldzkiej (119 opinii)
25 lat na 15 metrach kwadratowych
Pan Stanisław Walczyński przez 25 lat mieszkał na 15 m kw., bez prysznica, ze wspólną toaletą. W końcu przeprowadza się do nowego mieszkania. Nie było to jednak łatwe zadanie.
W marcu zeszłego roku opisaliśmy sytuację 79-letniego Stanisława Walczyńskiego, który przez blisko ćwierć wieku mieszkał przy ul. Bora Komorowskiego, na 15 m kw., bez łazienki i ze wspólną toaletą, która w zimie zamarzała. W końcu dostał od miasta mieszkanie przy ul. Ubocze . Choć nie obyło się bez problemów, już może się wprowadzać.
Problemy z przeprowadzką
O przydziale do mieszkania na Oruni pan Stanisław dowiedział się pod koniec grudnia. Choć mógł się wprowadzić od zaraz, pojawił się poważny problem.
- Pod koniec grudnia razem z panią Bernadetą przyjęliśmy mieszkanie. Niestety, nie było w nim licznika prądu, a w nowym budownictwie wszystko jest na energię, nawet kuchenka - mówi pan Stanisław. - Do tego zaczynały się przymrozki, a ja w swoim starym mieszkaniu palić w piecu nie mogę - właściciel tak przebudował system ogrzewania, że paląc w piecu, mógłbym zaczadzić studentki, które mieszkały nade mną.
W starym mieszkaniu pana Stanisława przy ul. Bora Komorowskiego w ciągu dnia temperatura sięga maksymalnie 15 stopni Celsjusza. Przy oknie spada do 12. Ile można żyć w takich warunkach?
- Ja tak żyłem prawie 25 lat. Jak można było palić w piecu, to temperatura dochodziła do 19 stopni. Ale odkąd podupadłem na zdrowiu, wnoszenie węgla czy rąbanie drzewa było ponad moje siły - dodaje.
Podobnie jak on żyła pani Bernadeta, koleżanka jeszcze z czasów wspólnej pracy w Polifarbie. Tyle że ona mieszkała w... piwnicy. Wytrzymała tam 20 lat, po czym wyprowadziła się do mieszkania komunalnego w Nowym Porcie, niewiele lepszego od piwnicy.
Niestety, podłączenie mieszkania do sieci energetycznej okazało się trudnym zadaniem. Starszego mężczyznę odsyłano co chwila od jednej osoby do drugiej.
- Chodziłem od jednej pani do drugiej, za każdym razem słyszałem co innego, raz, że podłączenie będzie za 7 dni roboczych, potem, że za 4, a jeszcze inna pani powiedziała mi, że za 14 - dodaje pan Stanisław. - Codziennie przyjeżdżałem do mieszkania na Orunię sprawdzać, czy jest prąd. Mimo zapewnień, że jest - nie było go.
Skontaktowaliśmy się we wtorek w tej sprawie z Energą Obrót SA.
- Według moich informacji licznik został zainstalowany 13 stycznia i prąd płynie - mówi Alina Geniusz-Siuchnińska.
Prąd popłynął kilka godzin po naszym zgłoszeniu.
- Tego samego dnia, kilka godzin po naszej rozmowie, dostałem telefon z Energi, że przepraszają za zwłokę i prąd już jest - dodaje mężczyzna. - Teraz możemy się wprowadzać.
Jak członek zakładowej Solidarności wywrócił ich życie do góry nogami
Pan Stanisław Walczyński w tym roku skończy 80 lat. Choć marzył, by być nauczycielem i w tym kierunku się wykształcił, rzeczywistość PRL-u okazała się brutalna. Z nauczycielskiej pensji w szkole na kaszubskiej wsi nie dało się wyżyć, a akurat gdyński oddział Polifarbu, czyli Zjednoczonych Zakładów Farb i Lakierów, szukał pracowników. Pensja była wysoka jak na tamte czasy i wynosiła trzykrotność pensji nauczycielskiej. Tam poznał panią Bernadetę. On pracował w mieszalni farb, ona w administracji. Razem z jej koleżanką zajmowali trzypokojowe mieszkanie zakładowe na Karwinach. Wspólna kuchnia, łazienka, żaden luksus, ale dało się godnie żyć. Do czasu, kiedy mieszkanie upatrzył sobie jeden z zakładowych działaczy.
- To mieszkanie spodobało się członkowi zarządu Solidarności z Polifarbu. Wypowiedziano nam mieszkanie. Interweniowałem, gdzie się dało, nawet w sądzie i prokuraturze. Nikogo to jednak nie obchodziło. W końcu raz, kiedy nikogo nie było w mieszkaniu, ktoś włamał się, spakował mnie i Bernadetę i rzeczy przywiózł tutaj. Mnie zakwaterowano na parterze, ją w piwnicy. I tak mieszkam tu od 25 lat, Bernadeta wytrzymała tu 20.
O mieszkanie, w którym można by żyć w godnych warunkach pan Stanisław walczył blisko 7 lat. Nie miałby szansy dostać go dla siebie, dlatego szukał takiego, w którym mógłby zamieszkać z koleżanką z czasów młodości. Udało się. Po naszym pierwszym artykule sprawy urzędowe przyśpieszyły. Od wtorku, kiedy w końcu podłączono prąd w nowym mieszkaniu, mogą się wprowadzać.
- Mój pokój będzie ten większy, to będzie moje królestwo - mówi pani Bernadeta Grzemska. - Już kupiłam karnisze. Myślę nad ładnymi zasłonami. Bardzo cieszę się na to mieszkanie. A ze Staszkiem się dogadam. Znamy się 40 lat, nie pobijemy się.
- Mi wystarczy krzesło, stół, jakaś szafa, wiadomo - kobietom trzeba więcej. Najważniejsze to to, że w cieple będę żyć - dodaje pan Stanisław. - Wkrótce znów idę do szpitala. Po wyjściu będę mógł dojść do siebie w ciepłym mieszkaniu. To luksus.
Opinie (259) ponad 10 zablokowanych
-
2016-01-22 06:33
Niech (2)
Mi dadza to mieszkanie w Porcie
- 79 8
-
2016-01-22 07:24
Dadzą dadzą, komuna zawsze dawała
po ryju
- 17 7
-
2016-01-22 06:58
80 tys
I twoje.
- 18 2
-
2016-01-22 07:20
Można..
dostać mieszkanie.. inni płaca 30% wartości.Więc jak to jest?
- 16 2
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.