- 1 Obława w Letnicy. Nowe fakty (68 opinii)
- 2 Śmierć na hulajnodze. Sprawa wraca do sądu (143 opinie)
- 3 Jesienią zamkną węzeł Gdańsk Południe (39 opinii)
- 4 Promenada po remoncie hitem sezonu (99 opinii)
- 5 Duża podwyżka opłat za wodę w Sopocie (142 opinie)
- 6 Bałagan po wyborach musi sprzątać miasto (58 opinii)
Coś za coś, czyli budżet miasta jak bankomat
Niejedno z nas doświadczyło sytuacji, gdy małe dziecko próbuje naciągnąć rodzica na kolejny zakup. Gdy rodzic stara się potomkowi wytłumaczyć, że może niekoniecznie, za dużo, już wystarczy, pada czasem również argument, że na więcej nie ma już pieniędzy. Wtedy co rezolutniejsza latorośl potrafi błyskotliwie odpowiedzieć: - To wyjmij z bankomatu!
Niejednokrotnie miałem jednak wrażenie, że są mechanizmy, które nawet dorosłym utrudniają konfrontacje z realiami.
Pamiętam sytuację, gdy na posiedzeniu klubu radnych pan prezydent Wojciech Szczurek zapytał radnych Samorządności, co oni na to, by zorganizować latem w Gdyni pierwszy pokaz lotniczy firmowany przez Red Bulla. Oprócz zapowiedzi spektakularnej imprezy i wielkich atrakcji dla mieszkańców padła wtedy kwota 8 milionów złotych.
Pamiętam również poruszenie, które wtedy zapanowało w sali 112, bo ono właśnie skojarzyło mi się z dzieckiem, zapytanym czy chce lizaka. No, jasne, że chce! Każde by chciało. Chcecie pokaz lotniczy? Jasne! Chcecie basen olimpijski? Świetnie! Chcecie lotnisko za półdarmo? Oczywiście!
To są pytania, na które padnie zawsze odpowiedź twierdząca, ponieważ nie zawiera ono w sobie dylematu: "zamiast czego".
Gdyby zapytać radnych, czy chcą, by odbył się ów pokaz lotniczy (który docelowo kosztował prawie o połowę więcej) kosztem zdjęcia tej kwoty z puli wydatków na drogi w dzielnicach - nie wiem, jaka byłaby odpowiedź. Na pewno bardziej przemyślana.
Gdyby zapytano radnych, czy godzą się na podwyżkę cen płatnego parkowania, a za zwiększone przychody z niej powstanie np. nowy parking przesiadkowy, to i decyzja byłaby podejmowana z inną motywacją. Opener podobnie - kilka milionów złotych co roku to kwota duża albo niewielka (zależy jaki jest koszt alternatywny).
Rozmowa o priorytetach w Gdyni się nie odbywa
Gdy powstawał Infobox (a przypomnę, że ta decyzja zapadła za plecami radnych Samorządności, robiąc z nas niestety pośmiewisko, przeciwko czemu starałem się zaprotestować), okazało się, że ten projekt wyjściowo będzie kosztował około 6 milionów złotych (docelowo nieco więcej). Tylko, że trudno powiedzieć, czy to dużo czy mało, jeśli nie wiemy co było alternatywą. Jeśli ktoś ma tyle pieniędzy, że wystarcza mu na wszystko, nie ma takich dylematów, ale jeśli musi wybierać, to ten wybór powinien być jasno narysowany.
Nie powinno tak być, że nagle ktoś tknięty jakimś impulsem czy obrazkiem z wakacji wpada na pomysł, by postawić konstrukcje z kontenerów, bo taki stoi w niemieckim mieście, nie bacząc na koszty alternatywne. A potem jest ciąg dalszy, bo owa konstrukcja, po jej postawieniu, generuje koszty utrzymania. Gdy nie ma na to pomysłu, wciska się faktury za jej funkcjonowanie innej miejskiej jednostce, a ona ma sobie poradzić. Znów pytanie - kosztem czego.
Te same pieniądze można wydać tylko raz
To kusi, ale i tamto nęci. To fajne, i to spektakularne. Z tego ucieszą się mieszkańcy, to spodoba się turystom. Po prostu pójdziemy do giga bankomatu i on nam da pieniądze a potem kolejne i kolejne... Nie musimy niczego wybierać, rangować i z niczego rezygnować.
A PRZECIEŻ TO NIEPRAWDA, bo zawsze z czegoś rezygnujemy. Te wybory są dokonywane, tylko w jakiś dziwny sposób. Miasto woli na przykład czekać, aż PKP zrealizuje i sfinansuje bezkolizyjny przejazd przez tory na wysokości ul. Puckiej, choć mogłoby to zrobić samo, ale nie ma pieniędzy. To znaczy ma, ale zdecydowało się wydać na coś innego, ZAMIAST.
Teraz władze miasta mrugają zalotnie rzęsami i mówią: - Co zrobić? Czekamy na kolej... A przecież wszyscy wiedzieli, że jeśli coś o polskich kolejach wiadomo na pewno, to to, że inwestycje są zawsze gigantycznie opóźnione (pamiętamy doskonale duże opóźnienie przebudowy linii do Warszawy).
Każda decyzja ma swoje skutki. Robimy coś kosztem czegoś innego. Jeśli koncentrujemy się na jednym, z drugim możemy nie zdążyć (bo nie zawsze chodzi o kasę, czasem także o możliwości przerobowe). Jeśli coś uznajemy za priorytetowe, to czegoś innego w takim razie nie - i trzeba o tym jasno powiedzieć.
Dziś mieszkańcy nie umieliby powiedzieć, co z perspektywy miasta jest większym priorytetem: obwodnica Witomina, pływalnia olimpijska, lodowisko, bezkolizyjny przejazd przez tory, udrożnienie komunikacji z północnymi dzielnicami miasta. Zwłaszcza, że w większości tych tematów nie dzieje się nic.
Kiedyś, w czasach, gdy radni w Gdyni mieli jeszcze na coś wpływ, kierowana przeze mnie komisja gospodarki komunalnej ustaliła ranking dróg gminnych do zainwestowania. Co ciekawe, ustaliła go jednomyślnie mimo obecności radnych z różnych środowisk.
To stworzyło jasną sytuację dla urzędników, radnych i mieszkańców, co robimy najpierw, a co musi poczekać. To dało też jasny obraz sytuacji, na co nas stać, co robić w pierwszej a co w dalszej kolejności, a czego na tej liście na razie nie będzie.
Każda kołdra jest za krótka
Chodzi o to, by świadomie i jasno ustalić, co okryje, a co pozostanie poza nią.
Myśmy wtedy decyzje podjęli i mogli jej bronić i ją uzasadniać. Dziś radni Samorządności nie mają na nie wpływu, wiec niczego nie bronią, na ogół wybierają milczenie. Warto docenić radnego Ubycha, który jako jedyny, choć często karkołomnie i łapiąc się prawą ręką za lewe ucho, próbuje tłumaczyć niektóre decyzje - choć cudze.
Wiec może - ZAMIAST napinki i wielokrotnego ogłaszania "listów intencyjnych związanych z zamiarem zawarcia porozumienia w celu opracowania założeń do projektu", zamiast pokazywania 10 raz wizualizacji lodowiska czy opowiadania bajek o obwodnicy Witomina - stworzyć jasny ranking działań i wziąć za te decyzje odpowiedzialność?
Można by przy okazji wykonać taki eksperyment, by pozwolić podjąć je radnym? Tak, wiem, odważne i szalone, w sytuacji, gdy od lat przyzwyczaja się ich do tego, że nie mają nic do powiedzenia - ale może akurat trudne i budzące kontrowersje decyzje warto podejmować wraz z nimi, by umieli ich potem bronić i brać za nie odpowiedzialność?
Bo zawsze jest ZAMIAST - pytanie tylko, kto o tym uczciwie powie.
Poglądy wyrażone w felietonie są osobistymi opiniami autora.
O autorze
Zygmunt Zmuda Trzebiatowski
- W poprzednim życiu przez pięć kadencji radny miasta Gdyni, obecnie na odwyku samorządowym. Prawnik, felietonista, mikroprzedsiębiorca, mieszkaniec Chyloni. Kocha Gdynię, ale nie bezkrytycznie. Nieutrudzony w próbach podejmowania dialogu, niezależnie od przeszkód. Felietony Zygmunta Zmudy Trzebiatowskiego w Trojmiasto.pl