• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Na Motławie robi się ciasno i niebezpiecznie

16 sierpnia 2017 (artykuł sprzed 6 lat) 

Katamaran przepływa o kilka metrów obok manewrującego jachtu. Na wodzie to dosłownie "o włos".

Kładka na Ołowiankę jest oznakowana niezgodnie z przepisami, a jej obsługa nie zna zasad związanych z ruchem statków na wodzie - twierdzi pan Adam, który jest żeglarzem. Jego zdaniem ruch na Motławie znacznie wzrósł, a czasu na minięcie się jednostek jest mniej, co może doprowadzić do poważnego wypadku. Ze względów bezpieczeństwa należy też wprowadzić zakaz wpływania za kładkę największych, przestarzałych jednostek.



Czy uruchomienie kładki zmniejszyło bezpieczeństwo na Motławie?

Oto spostrzeżenia pana Adama:

W tym roku mam wątpliwą przyjemność obserwowania oraz słuchania na kanale UKF tego, co dzieje się na Motławie po wybudowaniu kładki łączącej wyspę Ołowiankę z ul. Wartką. Swoje obserwacje prowadzę jako człowiek posiadający doświadczenie zawodowe oraz stosowne uprawnienia żeglugowe, dlatego wydaje mi się, że nie jestem całkowitym ignorantem w kwestii w której się tutaj wypowiadam, choć nie uważam się też za eksperta.

Po Motławie pływają statki "Żeglugi Gdańskiej" oraz dwa przerobione na "galeony" kutry rybackie. Wszystkie te jednostki pochodzą z lat 50 - 60. ubiegłego wieku i niedługo śmiało będą mogły konkurować pod względem zaawansowania technicznego i manewrowości z "Sołdkiem", z tą różnicą, że statek-muzeum nie zabiera na pokład kilkuset ludzi i nie pływa po wąskiej i coraz bardziej zapchanej rzece.

Od jakiegoś czasu do wyżej wymienionych jednostek dołączyły łodzie solarne, łódki i "samochodziki" z małymi silnikami spalinowymi, wynajmowane osobom bez doświadczenia, patentu i obycia na wodzie, a także mały katamaran pasażerski, odrestaurowany kuter rybacki i kilka łodzi motorowych na wynajem. Oczywiście nie należy zapominać o jachtach turystycznych i sportowych wpływających na Motławę i do mariny przy ul. Szafarnia, a także o dziesiątkach kajaków czasem pływających w dużych zorganizowanych grupach.

Dobrze, że takich atrakcji i możliwości spędzania czasu na wodzie przybywa, to jest normą w prawie każdym mieście położonym nad wodą. Rzeka powinna tętnić życiem i takich atrakcji z pewnością będzie przybywać w kolejnych latach.

Jednak w czasach "sprzed kładki" ruch tych wszystkich jednostek pływających rozkładał się w ciągu dnia równomiernie. Kapitanowie dużych statków trzymali się oczywiście rozkładu rejsów, ale były one tak zaplanowane, że statki najczęściej mijały się na szerokim kanale portowym. Czasem, gdy ze względu na ruch w porcie, któryś ze statków "złapał" kilkuminutowe opóźnienie, nie miało to większych konsekwencji.

Teraz, gdy funkcjonuje kładka, ruch łodzi, jachtów i statków kumuluje się w 30 minutowym oknie czasowym, powodując zagrożenie osób przebywających, pracujących i wypoczywających na wodzie. Kilkuminutowe opóźnienie w rejsie może wzrosnąć do godzinnego z powodu zamknięcia kładki. Dlatego kapitanowie z Żeglugi Gdańskiej, czasem zachowują się jak kapitan statku "Danuta" i próbują za wszelką cenę zdążyć przepłynąć za kładkę. Nie pochwalam i nie tłumaczę takiego zachowania, ale też rozumiem jaką uciążliwością w prowadzeniu działalności żeglugowej jest kładka na Ołowiankę.

Niebezpieczny manewr kapitana statku "Danuta"


Są godziny w ciągu dnia, że w czasie 30 minut otwarcia kładki dla żeglugi z Motławy wypływają dwa statki typu "Danuta" (ten drugi to tramwaj F6), jeden "galeon", duży katamaran (Opal lub Onyx) płynący do Helu i statek do Sopotu (czasem jest to też duży katamaran). W tym samym oknie czasowym na Motławę wpływa statek z Westerplatte i drugi "galeon" . Czyli w ciągu 30 minut na odcinku ok. 1 kilometra manewruje 6 statków o długości powyżej 30 metrów.

Podaję tę długość statków nie bez powodu. Główna przystań "Żeglugi Gdańskiej" zlokalizowana jest przy "Zielonym Moście", gdzie szerokość Motławy, po renowacji nabrzeża przy Wyspie Spichrzów, wynosi ok. 35 metrów. W tym miejscu statki obracają się, a rezultaty tych manewrów, bez trudu można rozpoznać po śladach z charakterystycznej niebieskiej farby na drewnianym nabrzeżu Wyspy Spichrzów. Można też znaleźć łatwo właścicieli uszkodzonych przez statki "Żeglugi", jachtów i łodzi, którzy nieopatrznie zacumowali na przeznaczonym do tego miejscu przy "Zielonym Moście". Statki te manewrując, zajmują całą szerokość Motławy, a ruch wody i fale wytwarzane przez śruby napędowe przy manewrach, bez trudu mogą wywrócić kajak lub małą łódkę.

Poza dużymi statkami w tym 30 minutowym oknie czasowym odbywa się ruch innych jednostek i jachtów. Jednocześnie na rzece o szerokości ok. 35-40 metrów manewruje co najmniej kilkanaście jednostek, których sternicy czy kapitanowie prezentują różny, nie zawsze najwyższy poziom umiejętności. Tak naprawdę nikt nad tym nie panuje i tylko dzięki zdroworozsądkowemu podejściu do żeglugi, umiejętnościom i czasem szczęściu sterników i kapitanów nie doszło jeszcze do tragedii na Motławie. Podkreślam słowo "jeszcze", bo niestety moje obserwacje, prowadzą do przekonania, że jest to tylko kwestią czasu.

Jeśli dojdzie do wypadku, to moim zdaniem, w dużej mierze przyczyni się do tego kładka i jej obsługa. Dlaczego tak twierdzę?

Po pierwsze. Kładka od samego początku jej funkcjonowania jest oznakowana niezgodnie z obowiązującymi przepisami. Żeglarze znający przepisy morskie czy śródlądowe po prostu nie stosują się do oznakowania, które zostało zamontowane na nabrzeżu i w domyśle miało regulować ruch statków, bo dla nich sygnalizatory przy kładce są niezrozumiałe i ich nie rozpoznają jako znaki nawigacyjne. Podobnie, jak znaki drogowe są określone w kodeksie drogowym, tak znaki nawigacyjne, są określone w odpowiednich rozporządzeniach ministra i tylko do tych znaków żeglarze, kapitanowie i sternicy mają obowiązek się stosować. To co zostało zamontowane przy kładce, nie figuruje w żadnym rozporządzeniu, ustawie, czy przepisach portowych. Podobno ma to zostać zmienione, miejmy nadzieję, że jeszcze przed końcem sezonu letniego, chociaż to dodatkowe koszty dla miasta.

Po drugie. Miasto Gdańsk na obsługę kładki rozpisało przetarg. Wygrała oczywiście najtańsza oferta i jak to z najtańszymi ofertami bywa, nie była ona najlepsza. Za 35 tys. zł miesięcznie (jeśli dobrze pamiętam z mediów), otrzymaliśmy obsługę, która nie tylko nie zna żadnych zasad i przepisów związanych z ruchem statków na wodzie, ale nie zna żadnego języka obcego, a niektórzy z nich (sądząc po tym jak się wypowiadają przez UKF) mają również problem z językiem polskim. Co już samo w sobie, przy międzynarodowym ruchu turystycznym na Motławie stwarza zagrożenie dla żeglarzy. Brak umiejętności komunikowania się obsługi kładki i przekazania nawet najprostszych poleceń czy komunikatów poprzez UKF czy przez głośniki chociażby w języku angielskim (język powszechnie stosowany w żegludze), zakrawa na ponury żart. Słyszałem jak obsługa kładki próbowała zatrzymać przed kładką jacht z banderą niemiecką, krzycząc przez radio UKF "Halt! Halt!". Obsługa nie potrafiła prawidłowo wywołać jachtu nazwą lub numerem rejestracyjnym. Efekt był taki, że jacht przepłynął pod zamykającą się kładką.

Dlaczego "czepiam się", pewnie nisko opłacanej obsługi?

  • Od razu po uruchomieniu kładka na Ołowiankę stała się atrakcją turystyczną.
  • Mieszkańcy i turyści lubią nie tylko chodzić po kładce na Ołowiankę, ale także ją fotografować.
  • Tak prezentuje się kładka na Ołowiankę nocą.
Dlatego, że od załóg, kapitanów i sterników, wymaga się znajomości przepisów, zdawania egzaminów i  kursów, posiadania patentów itp., a także przestrzegania zasad korespondencji radiowej (UKF). Od obsługi mostu zwodzonego, która z założenia ma wpływ na organizację ruchu i bezpieczeństwo na wąskiej rzece, nie wymaga się niczego. Nawet znajomości zasad korespondencji radiowej, bo przykładowo zwrot nadany w eter do sternika jachtu "jaja sobie robisz", nie mieści się w żadnych zasadach korespondencji radiowej.

Przytoczę tu kilka sytuacji, których byłem świadkiem w przeciągu ostatnich dwóch miesięcy.

Na wodzie obowiązuje zasada, że w pierwszej kolejności ruszają jednostki wypływające, w tym wypadku, z Motławy. Obsługa kładki dopiero od niedawna poznała tę zasadę, a i tak stosuje ją wybiórczo, bo ilekroć do kładki od strony portu podpływają katamarany "Żeglugi Gdańskiej", obsługa kładki wpuszcza na Motławę w pierwszej kolejności te duże jednostki. Nawet gdy na wysokości filharmonii na otwarcie kładki oczekuje już kilka jednostek. Powoduje to dodatkowe zagrożenie kolizją małych jednostek z manewrującym dużym katamaranem.

Innym razem, pomimo że z Motławy wypływał duży Katamaran, obsługa włączyła zielone światło dla obu kierunków wiedząc, że żadna inna jednostka nie wyminie się pod kładką z katamaranem bez kolizji.

Byłem też świadkiem, gdy od strony portu w rejonie stacji benzynowej Lotosu oczekiwało na otwarcie kładki ok. 10 jednostek różnej wielkości i nie było już miejsca na torze wodnym, a obsługa kładki w pierwszej kolejności "wypuściła" z Motławy katamaran "Opal" , który odcumował od brzegu, tuż przed jej pełnym otwarciem i praktycznie zablokował możliwość rozładowania "korka" statków od strony portu. Działanie takie jest sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem i z przepisami żeglugowymi, które nakazują statkom zacumowanym do nabrzeża, przepuszczenie jednostek będących "na wodzie". Ale tych zasad, jak i wielu innych, nie zna obsługa kładki na Ołowiankę, a w tym wypadku również kapitan katamaranu. Nieprzestrzeganie tych zasad prawie doprowadziło do kolizji "Opala" z jednym z oczekujących przed kładką jachtów. Do zderzenia brakowało ok. 4 metrów. Na wodzie to dosłownie "o włos".

Takich zdarzeń i przykładów można wymieniać więcej, ale ten list miałby kilkanaście stron. Przypadek statku "Danuta", uwieczniony na filmie, też nie jest do końca jednoznaczny. Bo jak twierdzą niektórzy kapitan "Danuty" przez radio UKF wzywał obsługę kładki i informował, że dopływa do kładki i prosił o wstrzymanie zamykania o minutę. Niestety obsługa kładki w takich wypadkach nie reaguje na wezwania radiowe, nie odbiera również telefonu.

Dlaczego o tym wszystkim piszę? Bo od czasu uruchomienia kładki na Motławie zrobiło się niebezpiecznie jak nigdy dotąd. Niestety kładki nie da się już zdemontować, dlatego moim zdaniem jedynym sposobem na poprawę bezpieczeństwa na Motławie jest wprowadzenie zakazu wpływania na Motławę, poza kładkę na Ołowiankę, jednostek o długości powyżej 30 metrów. Zakaz taki mógłby wprowadzić Urząd Morski pod którego zarządem są wody Motławy do "Zielonego Mostu".

Zakaz taki spowodowałby dwie rzeczy. Po pierwsze - wzrosłoby bezpieczeństwo na Motławie na odcinku od "Zielonego Mostu" do kładki na "Ołowiankę". Po drugie - może skłoniło by to armatorów największych jednostek, do zakupu nowych, zwrotnych, sprawnych, nowoczesnych i trochę mniejszych jednostek. Podobnych do tych jakie pływają np. w Amsterdamie czy Antwerpii, a nie za Uralem.

I to jest cel tego listu - zapoczątkować dyskusję, nie nad harmonogramem otwarcia kładki (10 min w tą w czy w tamtą), bo to kwestia mało istotna, ale nad bezpieczeństwem żeglugi na Motławie. Bezpieczeństwem osób korzystających z wypoczynku na wodzie i przyszłości żeglugi pasażerskiej w Gdańsku.

Zdaje sobie sprawę, że proponowane rozwiązanie uderzy finansowo głównie w "Żeglugę Gdańską", ale bezpieczeństwo ludzi jest ważniejsze od dochodów nawet największej spółki żeglugowej. Firma ta niejako sama jest sobie winna jeśli przez blisko 30 lat nie modernizowała swojej floty i nie wprowadzała nowych statków. Dlatego trudno dalej ją faworyzować w dostępie choćby do nabrzeży. Dziś firma ta wynajmuje agencję ochrony by przeganiała jachty i łodzie chcące zacumować (np. na zakupy czy obiad) przy nabrzeżach od ul. Wartkiej do Długiego Pobrzeża. Nie tak powinno wyglądać miasto otwarte dla żeglarzy i wodniaków.

Co Cię gryzie - artykuł czytelnika to rubryka redagowana przez czytelników, zawierająca ich spostrzeżenia na temat otaczającej nas trójmiejskiej rzeczywistości. Wbrew nazwie nie wszystkie refleksje mają charakter narzekania. Jeśli coś cię gryzie opisz to i zobacz co inni myślą o sprawie. A my z radością nagrodzimy najciekawsze teksty biletami do kina lub na inne imprezy odbywające się w Trójmieście.

Opinie (376) ponad 10 zablokowanych

  • Chyba artykuł miał odebrać klientów żegludze

    • 3 4

  • Pogonić z Motławy skutery wodne. Mięśniaki wpływają na Motławę tylko po to aby dzięki swoim móżdżkom popisywać się i stwarzać zagrożenie dla innych użytkowników wodnych. Przy okazji hałas silników skuterów jest nie do zniesienia. Nie każdy musi chodzić na spacery wzdłuż Motławy ze stoperami w uszach. Chcą się popisywać niech robią to na wodach zatoki a nie w mieście. Nikt praktycznie nie chcę oglądać ich dzikich zachowań . Policja za mało interweniuje wobec użytkowników Motławy. Sternicy łodzi motorowych nie zważają na przepisy o zachowaniu prędkości czują się jakby ta woda tylko do nich należała. Policjanci Błaszczaka powinni w końcu zacząć reagować na ten dziki zachód a nie pływać wyłącznie turystycznie. Kontrolerzy Kapitanatu Gdańsk również zapomnieli o swoich obowiązkach.

    • 6 2

  • Dla czego nie ma łagodnych podjazdów na schodach przy kładce ? Panie Prezydencie Adamowicz dla czego miasto nie jest przyjazne dla niepełno sprawnych na wózkach i niemowląt w wózkach. Projektant tego odcinka powinien zostać z tego bubla rozliczony. W ogóle w mieście jest wiele miejsc gdzie przy schodach brakuje podjazdów. To jest zastanawiające ?

    • 3 3

  • Mam takie pomysły na polepszenie sytuacji:

    1. sterowanie przez obsługę via UKF ( lub megafon na zewnatrz) ruchem statków
    2. Kajaki, VW Garbusy z napędem tylko pod niezwodzoną częścią mostu

    PS> "kapitana "Danuty" bym sie nie czepiał, gdyz z pewnościa przechodził już pod opuszczonym mostem. Gdyby nie to szedł by bliżej prawej strony, bo tam przęsło opadłoby najpóźniej

    • 3 2

  • Problem jest tez przed 7 rano , podnosi sie kładka na rzadanie i zaraz nie opuszcza, i tym sposobem jadąc rowerem rano do pracy niestety nie korzystam juz z kładki bo coraz cześciej jest podniesiona , opuszczają ja o 6,55 ? Po co ? Czemu nie wcześniej ? ;(

    • 4 3

  • Obsługa kładki je ho, ho.

    Jest ich dwóch. W weekendy zastępuje ich właściciel firmy z żoną. Oszczędność maksymalna. A ci dwaj to spece. Gadają w wielu językach ale ze starszymi turystkami i jakoś to idzie.

    • 3 0

  • Dobrze mówi. Polać mu

    • 1 1

  • Zegluga gdanska won za kladke

    Wywalic te krypy zlomiaste za kladke i bedzie ok - motlawa by nabrala blasku z pieknymi malymi jachtami a nie te 3 kupy zlomu ktore trzymaja sie na farbie olejnej

    • 2 9

  • Od autora listu (2)

    przeczytałem chyba większość komentarzy pod moim tekstem (dzięki 3M za publikację) i nabrałem ochoty na odpisanie kilku osobom. Nie jestem "nowobogackim" , nie mam jachtu ani łódki,NIE REPREZENTUJE NICZYICH INTERESÓW, i nie napisałem tego tekstu na zamówienie ale pływałem (zawodowo) po kanałach i rzekach Europy, więc jako takie porównanie mam.
    Do używających wobec mnie różnych epitetów - to skomentuje to tak : jak brakuje argumentów w dyskusji, to najlepiej oponenta obrzucić g..em, może się coś przyklei. Spodziewałem się u niektórych takiej reakcji, więc mnie nie zaskoczyliście.
    Co do reklamowanych tu "bezpiecznych" , zmodernizowanych i zwrotnych "galeonach" - zdaje się że jeden z nich w ostatnich dniach złamał latarnie uliczną na Długim Pobrzeżu. Być może błąd kapitana, a być może przyczyna techniczna, nie ja będę dociekał.
    Argument, że armatorzy płacą podatki, jest śmieszny, bo inni korzystający z Motławy też je płacą, a armatorzy nie są największymi płatnikami w regionie, szczególnie, że np w ŻG zatrudnia się na sezon głównie emerytów lub studentów by nie płacić np ZUS-u.
    Co do stanu technicznego statków ŻG miałem kiedyś okazję, krótko na nich popracować, stąd znam ich możliwości manewrowe i stan techniczny. Więc nie przekonują mnie argumenty o ich zmodernizowaniu, bo nadal są to "kłody drewna z silnikiem".
    Co do wieku katamaranów (opal) 36 lat pływania, robi jednak swoje,
    Statek Danuta i Małgorzata 1966 (61 lat pływania!!!! ) rok produkcji i najmłodszy Elżbieta 1967r
    Od nowości, ze względu na małe zanurzenie i małą moc, silnika sprawiały trudności w manewrowaniu (taka konstrukcja i projekt), każdy kto się nimi przepłynie poczuje to szczególnie przy dobijaniu do kei. Po dołożeniu sterów strumieniowych nieco sytuacja się poprawiła, piszę "nieco" bo stery te mają zbyt małą moc jak na tak ciężki statek. Tak, że i tak statek na ogół (szczególnie jak wieje wiatr) uderza silnie o nabrzeże ( widać jak zniszczone jest nabrzeże ŻG przy Zielonym Moście - drewniane belki same się nie rozpadły).
    W swoim tekście nie twierdzę, że statki ŻG należy zezłomować, a jedynie przenieść ich przystań po za kładkę. Rozwoju "małego" ruchu na wodzie nie da się zatrzymać i będzie on coraz większy, dlatego by zwiększyć bezpieczeństwo już teraz należy przemyśleć działania, które pozwolą na współistnienie na Motławie żeglugi pasażerskiej i innego "planktonu" (jak mówią niektórzy).
    Ja zaproponowałem wprowadzenie zakazu wpływania na Motławę (po za kładkę) jednostek o długości powyżej 30m. Nic nie stoi na przeszkodzie by jednostki większe odpływały z nabrzeży z przed kładki.
    Ale może ktoś ma inną konstruktywną propozycje.
    Mój list miał wywołać własnie taką dyskusję.

    • 11 4

    • do autora

      A pan Adam sam się zwolnił z ŻG czy został zwolniony. Jeśli to drugie, to rodzi się pytanie dlaczego i stawia w innym świetle całą publikację.

      • 1 1

    • Ja generalnie zgadzam się z Pana diagnozą obecnego stanu, ale nie zgodzę się z tym aby wyrzucać jakąkolwiek żeglugę za Pobrzeże. Remedium na zagrożenia o których Pan pisze jest likwidacja kładki a nie likwidacja (części) żeglugi na Motławie. Mając na względzie fakt, że miłościwie nam panującybplanuje kolejny mostek spod Żurawia na Wyspę Spichrzów oraz to że flota pod Żurawiem przeszkadza planom tej kładki i innym planom deweloperskim, proszę się nie dziwić sugestiom że artykuł jest na zamówienie. Pozdrawiam.

      • 3 0

  • I jeszcze jedno

    Statek muzeum "SOŁDEK" pływał 31 lat - CZYLI MNIEJ NIŻ KATAMARAN OPAL I 2 RAZY MNIEJ NIŻ STATKI "Danuta", "Małgorzata" i "Elżbieta"

    od kilku lat statki ŻG zostały przerejestrowane z rejestru morskiego na śródlądowy. Gdy statek zarejestrowany jest jako śródlądowy, nie musi przechodzić kosztownych i bardzo szczegółowych przeglądów PRS (Państwowy Rejestr Statków). Zostało to zrobione tylko ze względu na koszty, czy także (albo głównie) ze względu, na to że PRS-u mogły by te statki nie przejść ?

    • 7 4

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane