• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Oksywie oczami przedwojennych mieszkańców

Jakub Gilewicz
19 kwietnia 2015 (artykuł sprzed 9 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Wspomnienia przedwojennych Polaków z Gdańska
Franciszek i Romana wraz z córką Alicją w ogrodzie na Oksywiu. Franciszek i Romana wraz z córką Alicją w ogrodzie na Oksywiu.

- Bywało, że marynarze robili rozróby na Oksywiu i ludzie się bali. Kiedyś mój ojciec miał akcję, po której przyszedł marynarz i powiedział: Ja nie mam pretensji do tego pana, ale chciałbym go poznać, bo myślałem, że koń mnie kopnął. I od tego czasu był już spokój - opowiada córka lokalnego siłacza. W piątym odcinku cyklu Trójmiejskie opowieści wspomnieniami dzielą się 87-letnia Alicja i 98-letni Antoni Wichłacz, przedwojenni mieszkańcy Oksywia.



Alicja: Wypędzili nas na pole. Osobno stały kobiety i dzieci, osobno mężczyźni. Kiedy Niemcy weszli na Oksywie, wiedzieli o każdym Polaku. Przed wojną działał tu ich szpieg. Wszystkich wyłapali. W piwnicy naszego domu, gdzie chroniło się 98 osób, zostawili tylko kobietę z niemowlęciem, które przyszło na świat już podczas wojny. Razem z mamą i siostrą pozwolono nam wrócić do domu, podobnie jak innym kobietom i dzieciom. Mężczyzn zabrano do Wejherowa. Tam po kilku dniach Niemcy wygonili ich na plac, po czym z budynku wyszedł ktoś decyzyjny. Machnął ręką - ci na lewo, ci na prawo. Nie wiem, po której stronie stał ojciec, ale znalazł się w grupie, którą wypuścili. Druga poszła do Piaśnicy.

Nie pozwolono nam jednak długo mieszkać na Oksywiu. W październiku 1939 roku Niemcy nas wysiedlili. Znaleźliśmy się w transporcie, który ostatecznie miał trafić do obozu. Ale kiedy pociąg stanął na stacji w Tczewie, ojciec powiedział:

- Wysiadamy!
- Ale jak? Przecież wokół pełno wojska. Pilnują wagonów - odezwałyśmy się z mamą.
- Wysiadamy! - zadecydował i zaczął wyciągać nas, bo byliśmy ściśnięte w bydlęcym wagonie.

Drzwi były nieco uchylone, ruszyliśmy na drugą stronę peronu, gdzie stał pociąg do Torunia. Wsiedliśmy i szczęśliwie dojechaliśmy do miasta, a stamtąd dostaliśmy się do Ciechocinka. Dziadkowie mieli tu dom, do którego przyjeżdżałam z siostrą na wakacje. Miałam wtedy jedenaście lat, siostra rok więcej. Za nami szli rodzice. W rękach mieli po jednym tobołku, bo więcej nie można było zabrać.

Niemcy wysiedlili rodzinę Alicji w październiku 1939 r. Niemcy wysiedlili rodzinę Alicji w październiku 1939 r.
Alicja: Rodzice wrócili do Ciechocinka, skąd kilkanaście lat wcześniej wyruszyli w kierunku Gdyni. Ojciec pochodził z Nieszawy i był legionistą u Piłsudskiego. Kilka razy został ranny. Poza tym był przystojny, wysoki i bardzo silny. Mama miała na imię Romana i pochodziła z Ciechocinka. Była romantyczką. Kobietą czupurną, energiczną i o dobrym sercu. Co tu jeszcze można powiedzieć o mamie... Zięć niech się wypowie.

Antoni: Prawdziwa teściowa (śmieje się).

Alicja: Zakochała się w swoim Franciszku i przybyła z nim na Oksywie. To był 1924 rok. Zamieszkali w domu Kaszubki, pani Kreft. Niczym matka przygarnęła moją mamę, która jako młoda kobieta znalazła się nagle w nowym środowisku. To były czasy, kiedy ojciec ciężko pracował w Gdyni.

Antoni: Wybitny cieśla. Budował magazyny w porcie.

Alicja: Kaszubi bardzo go lubili. Ojciec miał taką słabość do wiązania dachów. Zawsze robił to jako kolega, za darmo. Do dziś stoi tu kilka domów, które pomagał budować. A kiedy dorobił się na pracy w porcie, postanowili z mamą otworzyć sklep w parterowym budynku, gdzie było też nasze mieszkanie: trzy pokoje z kuchnią i mała łazienka. Sklep mieścił się przy niewielkiej ulicy i było tam wszystko: i kiszona kapusta, i ogórki, i słodycze, i pieczywo. Towary przywozili gospodarze. Pieczywo na przykład dostarczali Wichłacze, a dokładnie rodzice i brat mojego przyszłego męża. Mieli piekarnię i ciastkarnię przy dzisiejszej ulicy pułkownika Dąbka zobacz na mapie Gdańska.

Oksywie. Na wzniesieniu widoczny kościół św. Michała Archanioła. Oksywie. Na wzniesieniu widoczny kościół św. Michała Archanioła.
Antoni: Ojciec rozwoził chleb do sklepów, a na okręty dostarczał bułki i ciastka. Na "Bałtyk", "Wicher", "Burzę" i "Błyskawicę". W piekarni stał piec opalany węglem, a ciasto robiło się ręcznie. Kiedyś mąka i zboże były inne. Dziś już nie ma takich bułek jak kiedyś.

Alicja: Nie były robione na ulepszaczach, używano tylko naturalnych składników. I te ciastka... U Wichłaczów były najlepsze. Kokosowe, stefanki, pączki...

Antoni: Pamiętam, że piekarze wstawali o czwartej rano i że szefował im brat, który fach zdobył jeszcze w Poznańskiem, bo nasza rodzina pochodzi właśnie z tamtych terenów. Rodzice poznali się w Niemczech. Ojciec Andrzej był w wojsku, a mama Józefa przyjeżdżała z Poznańskiego do pracy. Ślub wzięli w Oberhausen i mieli sześcioro dzieci: Marylę, Leokadię, Franciszka, Jana, Celinę i mnie. Urodziłem się w 1917 roku i byłem najmłodszy. Kiedy miałem trzy lata Niemcy chcieli, aby rodzice podpisali lojalkę. Ojciec z mamą nie podpisali i wciągu 24 godzin było panie Raus! z Niemiec.

Wyjechaliśmy więc do Polski, gdzie wówczas była straszna bieda. Pracy nie było. Ojciec udał się więc do Francji i przez dziesięć lat ciężko pracował w górnictwie. Francuzi nie byli przychylni Polakom. Pchali ich do pracy, aby wybierali węgiel z samego dołu. Przez lata ojciec przesyłał pieniądze i z tego żeśmy się utrzymywali, ale to nie były duże kwoty. Brat Franciszek uczył się w tym czasie na piekarza w Poniecu. W którymś roku jego pracodawca przeprowadził się do Gdyni i zabrał brata ze sobą. Wydzierżawił piekarnię na Oksywiu, ale coś mu nie poszło i w końcu to brat postanowił przejąć dzierżawę. Po czym ojciec wrócił z Francji i cała rodzina pod koniec lat dwudziestych była już na Oksywiu.

Koszt dzierżawy wynosił 300 zł miesięcznie - to był ładny grosz. Trzeba więc było zapracować i na nią i na podatki i utrzymać rodzinę. Brat i trzech czeladników pracowało w piekarni, a ojciec rozwoził. Mama zajmowała się domem i przygotowywała posiłki dla wszystkich, a ja, kiedy trzeba było, przez pierwsze lata jeździłem po wodę. Brałem konia, wóz, ładowałem puste beczki. Studnia była u góry, na Kępie Oksywskiej. Rzucało się wiadro i ręcznie wyciągało się je za pomocą sznura. Trudna sprawa, bo beczek było sporo i oczekujących ludzi wiele. Po wodę stało się w kolejce. Potem było już jednak lepiej z wodą.

A że brat był dobrym fachowcem, to w latach trzydziestych pobudował na Oksywiu piekarnię. Jak dla mnie była wtedy najnowocześniejsza w Gdyni. Pieca nie opalało się już węglem, ale wyposażony był w system przewodów chyba z gliceryną. Było tu też mieszkanie i sklep.

Alicja: Bardzo dobrze się na Oksywiu mieszkało. Pamiętam zboże na polach i spacery nad morzem. A w niedzielę była msza w kościele, pod który zajeżdżały bryczki na przykład z Pogórza. Niektórzy szli boso, nawet z Redy. Było też wojsko. A z kościoła - wedle zwyczaju - oksywiacy szli na sznapsa.

Widok na kościół od strony postoju. Widok na kościół od strony postoju.
Antoni: Kaszubi mieli też taki zwyczaj, że nie zamykali domów. Wystawiali tylko na widok miotłę. Jeśli stała miotła, nie wchodziło się na podwórko. Po czym niektórzy z tych, co przyjeżdżali do Gdyni, zaczęli to wykorzystywać i okradać Kaszubów.

Alicja: Bywało też, że marynarze robili rozróby na Oksywiu. Ludzie się bali. Kiedyś mój ojciec miał akcję, po której przyszedł marynarz i powiedział: Ja nie mam pretensji do tego pana, ale chciałbym go poznać, bo myślałem, że mnie koń kopnął. I od tego czasu był już spokój.

Antoni: Ojciec przyszłej żony to był najsilniejszy człowiek na Oksywiu. Do jego sklepu przychodzili marynarze, żeby siłować się na rękę. A on jedną ręką podnosił za szyjkę 50-kilogramowy worek soli i stawiał na blacie.

Alicja: Grywał też w bilard. I właśnie z tego powodu przypadkiem odkrył, co działo się w jednym z tutejszych lokali. Otworzył drzwi, a tam swastyka, niemiecka flaga, portret Hitlera i jakieś spotkanie.

Antoni: Do wojska zostałem powołany zimą 1939 roku. Szkolili mnie z fachowych spraw łącznościowych. Dwa czy trzy tygodnie przed wojną trafiłem na Hel.

Alicja: Obserwowaliśmy kolejne naloty. Widać było, jak spadały bomby. Woda wokół Helu aż się gotowała. Pamiętam też, jak pod koniec obrony Kępy Oksywskiej, do naszego domu, w którego piwnicy schroniło się 99 osób, przyszedł marynarz z karabinem maszynowym i chciał wejść na dach. Ojciec stanął w drzwiach i powiedział: Nie, proszę pana, tu jest tyle ludzi i niemowlę dopiero co urodziła kobieta. Ja nie pozwolę ich narażać. Marynarz znalazł stanowisko gdzie indziej. Kiedy później Niemcy brali go do niewoli, to mu rękę podali, że on taki dzielny. Myśleli, że nie wiadomo kto tu bronił, a to był jeden marynarz.

Antoni: Po kapitulacji Helu przetransportowali nas do Gdyni. Siedziało dwóch Niemców i sprawdzali: imię, nazwisko, gdzie urodzony. Powiedziałem, że w Oberhausen.

- O! Toś ty Niemiec jest - usłyszałem. Zaskoczyło ich, że urodzony w Niemczech i nie chce się przyznać, że jest Niemcem.

Później, jak wielu Polaków trafiłem do stoczni. Pracowałem przy silnikach.

Alicja: I przez to, że się nie przyznał, wylądował w obozie koncentracyjnym Majdanek. Mama męża opowiadała, że przychodzili do ich domu, żeby Antoni podpisał listę, bo chcieli do wojska brać, ale się nie zgadzał. Kiedy go namawiali, śmiał im się w oczy i do szału doprowadzał. W końcu zabrali go do obozu.

Antoni: To było po tym, jak wybuchła wojna niemiecko-rosyjska.

Alicja: Kiedy mąż opowiada o pewnych zdarzeniach, to jest nie do pojęcia, że można to przeżyć. Na przykład po kąpieli wyjść w pasiaku na mróz i stać na dworze kilka godzin przy temperaturze minus kilkunastu stopni.

Antoni: To prawda święta. Ileś godzin staliśmy na apelu.

Alicja: Wytrzymał dlatego, że był sportowcem.

Antoni: Przed wojną na boisku Marynarki Wojennej były zawody. 100 metrów, skok wzwyż, skok w dal - te dyscypliny były moje. Grałem też w klubie piłkarskim i rzucałem oszczepem, a granat potrafiłem przerzucić przez całe boisko.

Zaświadczenie, które pozwoliło rodzinie Alicji wrócić po wojnie na Oksywie. Zaświadczenie, które pozwoliło rodzinie Alicji wrócić po wojnie na Oksywie.
Alicja: Męża oswobodzono w 1945 roku w Czechach, bo aż tam więźniów zapędzili. Wrócił wychudzony i chory. Zdrowie odzyskiwał dzięki staraniom mamy. A my lata okupacji spędziliśmy w Ciechocinku. Choć pewnej nocy Niemcy wpadli do domu i zabrali siostrę. Miała wtedy z czternaście lat. Trafiła do fabryki amunicji pod Berlinem. Po jakimś czasie uciekła z niej i wróciła. Musiała się ukrywać. Kiedy w 1945 roku wkroczyli Rosjanie, ojciec uzyskał stosowny dokument, dzięki któremu mogliśmy opuścić miasto i wyjechać do Oksywia. Najpierw pojechali rodzice, a w kolejnym miesiącu ojciec zabrał mnie i siostrę. Dwa domy, które rodzice mieli na Kępie Oksywskiej były zburzone. Trzeci stał, ale był ograbiony. Zamieszkaliśmy w nim na dole.

Antoni: Przed naszym rodzinnym domem na fotelu siedział rosyjski wartownik z karabinem. Musieliśmy szukać innego domu na Oksywiu. Znaleźliśmy akurat niedaleko domu mojej przyszłej żony.

Alicja: Pobraliśmy się w kwietniu 1947, a w tym roku mieliśmy 68. rocznicę ślubu.

Poznaj historię oksywskiej świątyni, której patronuje Archanioł Michał


Trójmiejskie opowieści to cykl, w którym mieszkańcy prezentują stare fotografie z terenu Gdańska, Gdyni i Sopotu oraz wspominają związane ze zdjęciami historie. Jeśli chciał(a)byś podzielić się swoimi opowieściami i fotografiami, napisz na adres j.gilewicz@trojmiasto.pl

Miejsca

Opinie (111) ponad 10 zablokowanych

  • Łezka się kręci.... (33)

    Wychowywałem się i dorastałem na Oksywiu w latach 60-tych, Nie zapomnę zabaw w górkach pomiędzy dolnym i górnym Oksywiem. Pamiętam dobrze słynnego dyrektora podstawówki Rędziaka, sklepik Niezabitowskich i fryzjera Jajczyka. Dzisiaj mieszkam w Gdańsku ale raz na jakiś czas wybieram się na Oksywie aby pooddychać tamtym powietrzem i przypomnieć sobie oksywskie klimaty.

    • 122 3

    • I

      I panią Zajkowska od fizyki

      • 0 0

    • (1)

      Moja rodzina Kurr pochodzi z oksywia

      • 3 0

      • Moją wychowawczynią była pani Zenobia Kurr, wspaniała nauczycielka i wychowawca. Umiała utrzymać w klasie idealny spokój. W podstawówce opowiadała nam dużo o Gdyńskich Harcerzach, o Kaszubach, o prześladowaniach mieszkańcow Oksywia przez Niemców. Wspominam ją z wielkim szacunkiem. Spotkałam kiedyś inną jej uczennicę, którą uczyła aż do matury, także miała jak najlepszą opinię o Pani Kurr.

        • 0 0

    • Moja mama pracowała u fryzjera Jajczyka,miło zawsze wspominała tamte lata:)

      • 0 0

    • Oksywie..

      Ucześzczałam do szkoły podst nr 22..kierownikiem był Pan Wacław Rędziak ..byli wspaniali nauczyciele..och wszystkich prawie pamiętam..ale nie będę wyliczac..Na parterze były zakonnice..a na dole mieszkał wożny ..fajne Oksywie ..w kościółku komunia..birzmowanie..brałam ślub.nacmentarzu..bliscy...praca na poczcie..Do dzisiajżyję Oksywiem bywam często ..

      • 3 1

    • (3)

      Ja chodziłam do szkoły w latach 50-tych i miałam wspaniałą nauczycielkę, przedwojenną oksywiankę, panią Euzebię (?) Kurr. Była wymagająca, umiała utrzymać dyscyplinę, opowiadała nam o przedwojennej Gdyni i o poswięceniu harcerzy gdyńskich.
      Sklepik warzywniczy Niezabitowskich byl juz wówczas. Na gorkach bawilo sie wspaniale, a w sadzie przy plebani pasła się krowa.

      • 8 1

      • refleksja (2)

        Kurrowie (nauczyciele) mieszkali w kamienicy przy ul. Płk. Dąbka.
        On był chyba matematykiem?

        Nawet na emeryturze dostojnie spacerowali po Oksywiu.

        Cytat: "1931 r., przy ulicy Dickmana powstaje siedmioklasowa Szkoła Powszechna nr 5. Kierownikiem zostaje pan Mieczysław Ogrodowski. Nauczyciele, pracujący w szkole to: T.Deląg, P.Cieślawski, Rutkowiak, Z.Kurr i L.Kurr, Połochowski, Sochaczewski, Natanek.".

        Tu widać tablicę nagrobną tych nauczycieli:
        http://images31.fotosik.pl/151/60a052b66321430c.jpg

        • 5 0

        • (1)

          Rzeczywiście, Kurrowie mieli kamienicę przy ul. Płk. Dąbka. Być może pani Kurrowa miała na imię Zenobia, a nie Euzebia (dla mnie to bylo imię tak czy owak egzotyczne). Była niewysoka, zawsze elegancko ubrana, często kostium z białą bluzką, a czarny warkocz oplatał jej głowę koroną - bardzo mi się to podobało.

          • 3 0

          • korekta

            Nie "mieli" kamienicy, ale mieszkali w przedwojennej kamienicy P.
            Zawsze elegancko ubrani (czego dzisiaj już nie zobaczymy).
            Ona niższa, przy jego boku, na spacerze, dostojnym krokiem...

            • 6 0

    • Moja mama też wspomina Rędziaka (3)

      Taki pedagog w tych czasach by się raczej nie uchował :)

      • 18 1

      • Ale porządek był (2)

        Dzisiaj niewątpliwie by siedział za molestowanie, naruszanie nietykalności cielesnej, naruszanie dóbr osobistych i inne tym podobne zarzuty. Muszę jednak przyznać, że za jego "panowania" porządek był, a z tej szkoły wyniosłem wiedzę, która zaprowadziła mnie na uniwersytety i nauczyła życia. Patrząc w przeszłość, nie wiem do końca, co lepsze - wtedy młody człowiek ustępował miejsca kobietom i starszym, a dzisiaj...

        • 26 1

        • (1)

          W jakich latach i w której szkole był dyrektorem?

          • 0 0

          • Szkoła podstawowa nr 33, a dyrektorem był w latach 60tych. Mój tata i jego przyjaciele wiele o nim opowiadali:) Zwłaszcza o szafce z batami czy bambusami którymi po łapach dostawali jak któryś narozrabiał :)

            • 1 0

    • cytat

      W przeszłość uciekają tylko ci, którzy nie potrafią poradzić sobie z teraźniejszością.

      • 0 20

    • odpowiedź (2)

      Rędziak, to był przede wszystkim działacz PZPR...

      • 1 8

      • (1)

        Daj spokój....

        • 6 2

        • ???

          Towarzysz się odezwał?
          Prawda zabolała?

          • 1 6

    • (10)

      Ten Redziak to byl niezly psychol a w dzisiejszych czasach pewnie za swoje metody by siedzial.

      • 5 3

      • . (5)

        Przede wszystkim, aktywista PZPR.

        • 1 7

        • Prawda ale... (3)

          Ale z proboszczem był kumplem i wódeczkę nie raz razem popijali - takie były to czasy - nic nie było czarne albo białe.

          • 8 2

          • ? (2)

            Z Makowskim? Nieprawda...

            • 4 0

            • (1)

              Tez mnie sie nie chce wierzyć, by Rędziak pił wódeczkę z Edmundem ?

              • 3 0

              • .

                Nie pil.
                Internet przyjmie każdą obelgę...

                • 5 0

        • Ale potem się nawrócił,

          czy ktoś wie gdzie jest pochowany ? W której części cmentarza ?

          • 2 1

      • Był diabelsko skuteczny (1)

        Pamiętam, jak doszło do wojny pomiędzy chłopakami z dolnego i górnego Oksywia i "wojna" ta zaczynała być już niebezpieczna. Rędziak załatwił problem w jeden dzień. Wszystkie dziewczyny zostały wpuszczone ze szkoły do domu, a chłopaki klasami musieli ustawić się w kolejki do gabinetu dyrektora. Przy pomocy jego słynnych trzcinek bambusowych temat został załatwiony. Pamiętam największych oksywskich łobuzów, jak wychodzili z jego gabinetu z rykiem, trzymając się za tyłek. Tego dnia "wojna" się zakończyła. A dzisiaj - prokuratorzy, sądy, środki przekazu i.... nic by to nie dało poza paroma osadzonym. Rędziak to jednak kawał historii Oksywia, jakby go nie osądzać.

        • 27 0

        • Porządek trzymał, to fakt niezaprzeczalny, ale....

          Któregoś dnia, a było to gdzieś w 1980 roku, myślałem że mi wyrwie ucho, albo pukiel włosów z tylu znad karku. Byłem wtedy w 2, czy 3 klasie podstawówki. Nawet Kochana Pani Hellman tu nie pomogła.

          • 4 0

      • Bambusik powinien wrócić

        do dzisiejszych metod wychowawczych w szkole.

        • 10 0

      • To też jak sadze może być ciekawa historia, której niestety nie znam.

        • 4 1

    • zapytanie

      Czy chodziles moze do 22 w baraku? A wychowawczynia byla pani Stojczyk?Pozdrowienia...ja mieszkalem na Marchlewskiego...

      • 1 1

    • ja też

      Obok rodziny Jajczykow mieszkała moja chrzestna Zofia Grunwald z rodziną. Fajne czasy.

      • 3 1

    • (2)

      Ja tam pamietam i mile wapominam z Oksywia ;Paradis;.Reszta to lipa,oczywiscie poza kasynem.

      • 2 3

      • (1)

        to byly czasy, ech !!!! Tylko zal tamtych dni, jabola i smaku "murzynkow" i prawdziwej orenzady. I komu to przeszkadzalo. I ile "wiankow" poszlo sie tracic w gorkach................. Ech..............................

        • 0 1

        • Szczegolnie mila w tamtych czasach Jadzia z barakow byla

          • 4 0

  • Metropolie

    Są na świecie miasta duże; Londyn, Paryż i Obłuże :)

    • 2 0

  • To juz tylko historia (1)

    I nawet te wredne Niemce uznaly ze Oksywie to port Gotów i uznaly jego odrebnosc . Wioska Gdynia i Oksywie wraz z portem Marynarki Wojennej w przedwojennej Polsce stanowily chlube i dzisiaj juz tylko mozemy zazdroscic takiej historii uznanej przez Polakow i inne nacje

    • 11 1

    • Oksywie

      Oksywie to Port Gotów czyli Gotenhaffen????I to oddzielone od Gdyni? To jak, Twoim zdaniem nazywała się Gdynia za Hitlera?

      • 0 0

  • DYGRESJA (1)

    Dosyć ciekawą postacią w oksywskiej Marynarce Wojennej był... marynarz STANISŁAW RADWAN, zwany "żelazną szczęką"".

    W NAC macie jego zdjęcia:
    http://audiovis.nac.gov.pl/obraz/77301/6499b693efa743e8f6f29b21db52b15e/
    http://audiovis.nac.gov.pl/obraz/77295/3bd7a4d51ba71b54048b94a614f03f1e/

    Tu macie artykuł o nim:
    http://blogbiszopa.pl/2014/05/zelazna-szczeka/

    "Niemiecki oficer wolnym krokiem przechadzał się wąskim przejściem pośrodku sali polowego szpitala. Po obu stronach stały ciasno ustawione łóżka, na których leżeli ranni Polacy obrońcy Kępy Oksywskiej, która skapitulowała kilka dni wcześniej. Mimo otwartych okien w sali panował okropny zaduch. Większość rannych obojętnie wpatrywała się w sufit. Kilka osób się modliło, a kilku lżej rannych prowadziło cichą rozmowę.
    Marynarz leżący na jednym z łóżek wydał się oficerowi znajomy. Już gdzieś widział tego olbrzyma. Ale gdzie i kiedy?
    Podszedł bliżej i przyjrzał się twarzy olbrzyma.
    No tak! Teraz już prawie go poznał! To chyba ten sam, który kilka lat wcześniej na pokładzie niemieckiego krążownika Konigsberg pobił do nieprzytomności niezwyciężonego do tamtej pory Hansa chlubę załogi hitlerowskiego okrętu.
    Ale czy to aby na pewno on? Ano, trzeba to sprawdzić
    Oficer wyjął z kabury pistolet i warknął do marynarza:
    - Otwórz pysk!
    Polak otworzył usta. Niemiec wsadził mu między zęby lufę parabellum i rozkazał:
    - A teraz gryź ty polska świnio!
    Marynarz spojrzał mu prosto w oczy i powoli zacisnął szczęki. Rozległ się zgrzyt, po którym nastąpiło ciche chrupnięcie. Sekundę później ciężki kawałek metalu uderzył hitlerowca między oczy.
    Polski marynarz odgryzł lufę jego pistoletu i splunął mu nią w twarz."

    • 13 3

    • fantasta

      To Oksywie skapitulowalo???Kiedy, kto podpisał????Mat Radwan rzeczywiście był nadludzko silny. Ale nie nadlufowo....

      • 0 0

  • Piękna dzielnica z tradycjami. (4)

    Cicho, spokojnie i zielono, rewelacyjnie się tutaj mieszka.

    • 81 3

    • (1)

      Oksywie to najbardziej niebezpieczna dzielnica w gdyni, oczywiście dla przyjezdnych, łatwo tam stracić uzębienie, a tzw hotelowiec naprzeciwko byłej stoczni AMW, to już typowo spokojna okolica.

      • 1 3

      • Stocznia AMW

        Była stocznia AMW???A cóż to takiego?????

        • 1 0

    • szczególnie na Dickmana :) chyba piszesz o innym Oksywiu (1)

      • 8 6

      • na Dickmana jest spoko

        • 3 1

  • W tej części Oksywia jest taki dziwny klimat, tak bardzo chce się tam być. I gołębie. (10)

    Za każdym razem, gdy słyszę gruchanie gołębi mam wrażenie, że jestem właśnie na Oksywiu.
    I osada rybacka też jest cudna.

    • 52 2

    • Oksywie

      Piękne wspomnienia ..wzruszające..znam doskonale okolice..ze zdjeć..znam Rod..Państwa Halasińskich..pamiętam P.Halinę ..Państwo Wichlacz..Dom Panstwa Kretow..pamiętam kilu seniorow..z Oksywia..Znam obecną seniorke !00letnia ..Pani Elżbieta Szulc..Oksywie to inny klimat..ludzie ..wspaniali ..ale terażniejszość juz inna..ale klimat ten sam ..

      • 2 0

    • uprzejma uwaga (7)

      Właśnie w tę środę "Samorządność" uchwali nowy MPZP, w którym planuje się ekstremalnie gęstą zabudowę tej dzielnicy, oczywiście bez dróg i placów rekreacyjnych.

      Deweloperzy muszą zarobić: "- uchwalenia miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego części dzielnicy Oksywie w Gdyni, rejon ulic A. Dickmana, Płk. S. Dąbka i Zielonej,"

      • 5 2

      • (4)

        niedawno byłam na Dicmana i pomyślałam, że fajnie byłoby, gdyby powstały tam nowe osiedla

        • 2 4

        • . (3)

          Tak: beton bez ulic, bez placów zabaw, bez boisk.
          Typowa logika "Samorządności".

          • 3 3

          • (2)

            Zdecydowanie jest mi blizsza taka logika niż tych pajaców z PO oraz PiS - zwłaszcza tego radnego flei z Obluza

            • 1 3

            • . (1)

              ?
              Przecież z Obłuża radny jest z "Samorządności"!

              • 1 1

              • z PiSu też niestety :)

                • 0 1

      • (1)

        No i co w związku z tym? Niech budują, byle w odpowiednim klimacie. Dzielnice muszą się rozwijać. Jeśli nie będzie placów zabaw to po prostu odbiorca będą osoby bezdzietne bądź starsze. Sama chętnie bym tam zamieszkała jeśli ceny nie będą zaporowe.

        • 2 1

        • .

          Dlatego "słoiki" z Gdyni nigdy nie zrozumieją mentalności Oksywia.
          Nie twierdzę, że oksywianie mają rację, ale myślą zupełnie inaczej niż gdyńscy przybysze.

          • 5 0

    • to prawda, jest w tym miejscu "to coś" szczególnego.
      z resztą to nie jedyne miejsce w Gdyni z takim magicznym klimatem.

      • 14 1

  • Bardzo ciekawa historia...

    Znalazlem w niej jednak jeden drobny blad:
    ..."Do wojska zostałem powołany zimą 1939 roku"...
    Gdyby tak bylo, to nie mogloby to byc powolaniem do WP.

    • 0 2

  • '74

    O matulu, cóż za wspomnienia... Ja też pamiętam te wszystkie sytuacje: "w górki" chodziliśmy na sanki albo na tarzana. Na boisku przy bloku Płk. Dąbka 53 graliśmy w nogę i chłopaki, i dziewczyny... Monika grała wtedy w sukience i wołaliśmy do niej: "Lato w spódnicy". Nie było komputerów, to bawiliśmy się w ganianego po w piwnicach i w wykopusa, a w zimę na jednym z trzech boisk rodzice w czynie społecznym robili lodowisko, ech... A na dyskoteki chodziliśmy do "trzech bram" na Dolnym Oksywiu, a potem do byłego kina Marynarz. Pamiętam, że kiedyś jak mieliśmy religię w salce katachetycznej, to na długiej przerwie przed językiem polskim poszliśmy do mnie do domu i piliśmy wino, a potem wróciliśmy do salki trochę trąceni:) Zawsze w poniedziałek zbierałam wszystkie butelki w domu i szłam je sprzedać do punktu w Supersamie - wtedy własnie tak się zarabiało. Ech... można by wspominać i wspominać...

    • 8 0

  • rocznik 76 (1)

    Tata zakochany w morzu przyjechał do Gdyni ze Śląska. Poznał młodą blondynę - Kaszubkę i razem zamieszkali na Oksywiu Górnym, tuż przy SP 33. Niebawem, w 76 pojawiłam się ja. Życie na Oksywiu było niesamowite. Sama szkoła - malutka, a niesamowicie zapełniona, obowiązywał ruch jednostronny, chodziłam do zerówki "I", a później do pierwszej "G"Dla małego dzieciaka - taka zamknięta enklawa, w klasie prawie wszystkie dzieciaki to córki lub synowie marynarzy i lotników. W mojej była akurat tylko jedna dziewczynka z bloku "cywilnego", wydawało mi się, że ona jest taka biedna, aż gdzieś do 3 klasy nie miałam pojęcia, że tak żyje większość ludzi, a my - dzieci wojskowych mamy po prostu lepiej. Nie były jednak ważne te wszystkie zabawki, które miałam - klocki Lego, kolejka PIKO. Szalało się wtedy na dworze - latem koniecznie "w górkach", odgrywałam z koleżankami sceny z Gwiezdnych Wojen (które oglądaliśmy z klasą w kinie Grom) oraz później z Niekończącej się Opowieści, zima natomiast to szaleństwa na górce przy pętli 150. Jak tylko mogłam, to wyrywałam się z domu. Oczywiście jak wszystkie dzieci w Polsce - bawiliśmy się też w wojnę, zawsze były kłótnie o to która grupa ma należeć do Niemców, wszyscy chcieli być Polakami, najlepiej z Czterech Pancernych. Wchodziło się wtedy do śmietnika (nie było worków!) i jechało się czołgiem. Ile razy w tyłek dostałam po powrocie śmierdząc niebożebnie... Gdy pojawiali się sprzedawcy ziemniaków, to do okrzyki "kartofle" niezmiennie krzyczeliśmy "zgniłe i niedobre", wiosną robiło się wyprawy na pachtę na pobliskie działki, a później grzecznie na lekcję religii do salki katechetycznej przy Dąbka. To były czasy! Niestety, później rozwód rodziców, kilka przeprowadzek po całym Trójmieście, Oksywie nieustannie mnie jednak ciągnęło. W końcu wylądowałam na Obłużu, kupiłam działkę na Oksywiu (do mnie nie przychodzą jednak dzieciaki na pachtę, może już nie te czasu i im się nie chce, a może nie ma po co,bo głównie trawka). Później ślub, kolejne przeprowadzki i takie moje nieśmiałe do męża - zawsze marzyłam aby mieszkać na Oksywiu, to najbardziej niesamowite miejsce w Trójmieście. Spełniło się :) Niebawem, po wielu latach wracam tam na stałe, tym razem na Dickmana. Już się nie mogę doczekać! Mam tylko nadzieję, że Oksywie nie straci swojego uroku.Zastanawiam się czy bulwar,który już budują pozwoli na zachowanie plaży czy już tylko beton będzie, czy nadal będzie to półdzika plaża na której można w nocy posiedzieć przy ognisku czy w samotności poczekać na wschód słońca...

    • 19 1

    • Super opowiadanie. Jak bym widział siebie przed laty.

      Jestem co prawda z Przymorza, ale też z nostalgią wspominam tamte beztroskie chwile. Walki na papierowe rury ze śmietnika sklepu tekstylnego, wciśnięci w kartony znalezione na zapleczu sklepu z RTV udawaliśmy czołgi i nacieraliśmy na wrogów (dzieciaki z innego bloku) i tak jak napisałaś, czterej pancerni i złe niemce :D

      • 2 0

  • Moj dziadek Też może opowiedzieć o Babie dołach !!!! (2)

    proszę redakcję o kontakt. przeżył II WŚ

    • 13 1

    • nie bede gadał !

      • 4 0

    • Byłoby super!

      • 9 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane