• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Tragiczna historia jednego rejsu

23 listopada 2010 (artykuł sprzed 13 lat) 
ORP Jastrząb na zdjęciu jeszcze pod banderą amerykańską jako S-25, w latach swojej świetności. ORP Jastrząb na zdjęciu jeszcze pod banderą amerykańską jako S-25, w latach swojej świetności.

W porcie wojennym na Oksywiu swoją bazę ma 3 Flotylla Okrętów - najsilniejszy związek taktyczny Polskiej Marynarki Wojennej. W jego skład wchodzi również Dywizjon Okrętów Podwodnych, wśród których znajdują się m.in. Orzeł, Sęp i Sokół. Ich poprzednicy brali udział w działaniach II wojny światowej. Był jeszcze jeden okręt podwodny, o którym mało się mówi. Dowodził nim obecny patron 3 FO, kmdr Bolesław Romanowski, a statek to ORP Jastrząb.



Ceremonia przejęcia okrętu przez polską załogę. Ceremonia przejęcia okrętu przez polską załogę.
Dowódca przy peryskopie. Dowódca przy peryskopie.
Kmdr Bolesław Romanowski. Kmdr Bolesław Romanowski.
S-25 w stoczni w Bostonie. S-25 w stoczni w Bostonie.
S-25 zanim jeszcze stał się Jastrzębiem. S-25 zanim jeszcze stał się Jastrzębiem.
Na mocy zawartych pod koniec lat 30. umów, Brytyjczycy zobowiązywali się w razie wybuchu konfliktu zbrojnego wydzierżawić Polakom kilka okrętów wojennych w dobrym stanie oraz z kompletnym wyposażeniem. Otrzymaliśmy niszczyciele Piorun i Garland oraz okręt podwodny Sokół. Kolejną jednostką, która miała podnieść polską banderę, był okręt podwodny S-25, otrzymany przez Brytyjczyków od Amerykanów w ramach umowy leand-lease. O ile jednak poprzednie jednostki były nowe lub po generalnym remoncie, to przyszły polski Jastrząb był już dość wiekowy. Zwodowano go bowiem w roku 1922 r. i pod koniec 1941 był już jednym z najstarszych swej flotylli. Choć Polacy nigdy nie pływali na tego typu jednostkach, górę wzięły względy polityczne i prestiżowe - polska flota w tym czasie liczyła jedynie dwa okręty podwodne, z czego Wilk pamiętał jeszcze okres międzywojenny i był w nieustannym remoncie.

Polska załoga pod dowództwem kpt. mar. Bolesława Romanowskiego udała się więc do Stanów Zjednoczonych po swój okręt. Podczas jego przejmowania zdarzały się pełne humoru wydarzenia gdy na przykład polscy marynarze podczas szkolenia słyszeli następujące zdanie: "żeby zaszrikować serenem, trza odkryć walwy na pipach, wpierw walw generalski, potem dusić operatora" co znaczyło po prostu "żeby zagwizdać syreną, trzeba otworzyć zawory na rurach, wpierw zawór główny, potem nacisnąć manipulator".

Nie dało się nie zauważyć, że okręt lata świetności miał już za sobą. Samo zanurzenie trwało blisko 2 minuty, co w warunkach bojowych, gdy liczyła się każda sekunda, skazywało załogę na pewną śmierć. Niepokój załogi i oficera broni podwodnej ppor. mar Andrzeja Guzowskiego budziły też aparaty torpedowe, które trzeba było otwierać ręcznie, co znacznie wydłużało czas ich bojowego przygotowania, jak również same torpedy, które trzymane zbyt długo w zatopionych aparatach przepuszczały do wnętrza wodę.

Mimo wszystko polskiej załodze udało się wykonać serię udanych ataków podwodnych na poligonie morskim. Po zakończonym rozpoczęto przygotowania do podniesienia na okręcie polskiej bandery. Także tu pojawił się problem, bo Anglicy chcieli, by na okręcie podniesiona została brytyjska bandera, względnie brytyjska i polska, a dopiero po przybyciu do Anglii wyłącznie polska. Polacy odmówili, tym bardziej, że swoje przybycie na podniesienie bandery zapowiedziały liczne delegacje Polonii amerykańskiej. Dopiero 12 listopada 1941 r., na 2 godziny przed wyznaczonym terminem przejęcia okrętu, ustalono, że dawny USS S-25 stanie się polskim OPR Jastrząb.

Z chrztem okrętu wiąże się również zabawna historia - początkowo matką chrzestną miała być żona polskiego konsula pani Strakacz, jednakże podczas jednego z przyjęć kpt. Romanowski, w luźnej rozmowie, "pożalił" się, że - ku wielkiemu smutkowi załóg - matkami chrzestnymi zostają głownie dojrzałe matrony. Uwaga dotarła do pani Strakaczowej w efekcie czego matką chrzestną Jastrzębia została młodziutka i piękna córka polskiego konsula - Aneta.

Po wszystkich uroczystościach nadszedł czas na powrót do Anglii. Rejs okazał się próbą wytrzymałości dla okrętu i załogi, bowiem natrafiono na niezwykle silny sztorm, który uszkodził liczne instalacje, zerwał częściowo pokład i uszkodził kiosk. Mimo tego Jastrząb w porcie zameldował się jedynie z godzinnym opóźnieniem. Co ciekawe, towarzyszący mu identyczny okręt przejęty przez Brytyjczyków spóźnił się o 5 dni.

Po przybyciu do Wielkiej Brytanii okręt od razu trafił na pięciomiesięczny remont do stoczni - odtąd mógł się zanurzyć już w 45 sekund. W swój pierwszy patrol bojowy Jastrząb wyruszył w kwietniu 1942 roku. Nikt się nie spodziewał, że zakończy się on tak tragicznie...

Jastrząb popłynął w rejon trasy konwojów płynących ze sprzętem wojennym z Anglii do ZSRR. Początkowo Polacy napotykali liczne nieprzyjacielskie samoloty, które zmuszały okręt do alarmowych zanurzeń. Podczas jednego z tych manewrów na Jastrzębiu zacięły się stery, a okręt opadł 40 stóp poniżej dopuszczalnej głębokości zanurzenia. Awarie zdawały się prześladować okręt - uszkodzeniu uległ m.in. jeden z silników, stery dziobowe i ster głębokości, szwankowała wentylacja. Pomimo tego zdecydowano się kontynuować patrol. Wydawało się, że poświęcenie Polaków zostanie nagrodzone, gdy 2 maja w niewielkiej odległości wykryto niemieckiego U-boota. Niestety pech znów dal o sobie znać: zanim przygotowano torpedy, niemiecki okręt odszedł na bezpieczną odległość nieświadom swego szczęścia.

Niedługo po tym wydarzeniu znów wydawało się, że łowy mogą być jednak udane gdyż podsłuch zameldował o wykryciu szumów śrub. Po przejściu na głębokość peryskopową dowódca zauważył dwa okręty, w których rozpoznał amerykańskie i brytyjskie jednostki. Przygotowania do wystrzelenia żółtej racy dymnej, która była znakiem rozpoznawczym alianckich okrętów podwodnych zostały przerwane przez gwałtowne zanurzenie się okrętu (znowu dało o sobie znać awaria steru). Po wyważeniu i podniesieniu okrętu Polacy z przerażeniem stwierdzili, że alianci ruszyli do ataku - nie pomogły już wystrzelone świece. Na Jastrzębia spadł grad bomb głębinowych, które powiększyły tylko skalę zniszczeń na okręcie. Wobec licznych przecieków i uszkodzenia baterii, z których dodatkowo zaczął ulatniać się chlor, kpt. Romanowski postanowił się wynurzyć. Wtedy też rozegrała się najstraszniejsza część dramatu - do polskich i angielskich marynarzy, którzy pojawili się w kiosku alianckie okręty otworzyły zmasowany ogień maszynowy. Pokład w błyskawicznym tempie zapełnił się zabitymi i rannymi. Dowódca okrętu, ciężko ranny w obie nogi wymachując polską banderą zdołał przerwać ogień.

Rezultaty ostrzału były tragiczne - zginęło 5 marynarzy a 16, w tym 4 oficerów, było ciężko rannych. ORP Jastrząb był już praktycznie pływającym wrakiem - woda wdzierała się do kolejnych pomieszczeń, w innych szalały pożary. Wobec tego zdecydowano się na ewakuację załogi i zatopienie okrętu. Akcja ratownicza przeprowadzona została sprawnie przez sprawców tego nieszczęścia - norweski niszczyciel "St. Albans" i brytyjski trałowiec HMS "Seagull". Okręty te stanowiły eskortę konwoju PQ-15, który z racji napotkania na swej trasie gór lodowych zmuszony był do zmiany kursu i wejścia w sektor patrolowany przez polski okręt. Załoga Jastrzębia wraz z wspomnianym konwojem odbyła rejs do Murmańska, z którego do Anglii wróciła na pokładzie OPR Garland. Po powrocie Polacy udekorowani zostali Krzyżami Walecznych i obsadzili nowy, pełnowartościowy okręt - ORP Dzik, który swymi działaniami wraz z bliźniaczym Sokołem uzyskał miano "straszliwych bliźniaków".

Historia ORP Jastrząb, który pod polską banderą służył niecały rok, doskonale ukazuje determinację Polaków w dążeniu do walki z nieprzyjacielem. Jak to trafnie ujął jeden z brytyjskich wyższych oficerów " oni [Polacy] są straszliwymi wojownikami. Pokazać im jakiegoś Niemca, to gorzej niż pokazać głodnemu psu kość. Jednakże są oni najbardziej czarującymi ludźmi, jeśli spotkać ich na własnych okrętach lub gdziekolwiek indziej."

Opinie (91) 9 zablokowanych

  • Z chrzestem????

    Panie, weź Pan przeczytaj jeszcze raz swoją pracę doktorską, bo może być zaskoczenie, gdy wróci od recenzenta :)

    • 16 0

  • "Statek"? (1)

    Mam nadzieję, że wstępny akapit artykułu to dzieło redakcji. Bo jeśli doktorant badający dzieje PMW pisze "statek", to ręce opadają.

    • 11 1

    • Pewnie redakcja stwierdziła, że dwa razy blisko siebie "okręt" źle zabrzmi. ;) A tu jednak ważniejsza jest precyzja wypowiedzi niż styl...

      • 2 1

  • Pewne braki w artykule.

    • 2 2

  • Doktoranci od siedmiu boleści (5)

    Badaczami są teraz pasjonaci-historycy, a nie doktoranci-przepisywacze książek nosa od ekranu własnego kompa nie wychylający.

    Poniżej fragment recenzji książki "Westerplatte - Oksywie - Hel" autorstwa Piotra Derdeja, też doktoranta (recenzja ze strony: http://www.dobroni.pl./rekonstrukcje,ksiazka-piotra-derdeja-pt-westerplatte-oksywie-hel-1939,2590)

    "(...) 1. Zacznę od „wiedzy” autora z zakresu geografii:
    - str. 16 – omawiając sprawy obrony polskiego wybrzeża, autor pisze o „sprawach bałkańskich” – no rzeczywiście, między Bałtykiem a Bałkanami jest taka sama różnica jak między Słowacją a Słowenią, „piciem w Szczawnicy a szczaniem w piwnicy” czy wreszcie „węglem kamiennym a kamieniem węgielnym”, czyli według autora nie ma żadnej różnicy!
    - str. 45 – „Na Kępie Oksywskiej, trudno dostępnej wyspie, położonej nieco na północ od Gdyni” – po przeczytaniu tych słów zapomniałem przez chwilę, gdzie ja właściwie jestem;
    - str. 49 – „Półwysep Helski liczy około 70 km długości” – autor z pewnością odmierzył tę długość przy pomocy niezalegalizowanej linijki, wykonanej z rozciągliwego materiału o nazwie „Haribo”;
    - str. 61 – „Latem 1939 r. wybrał się ze swoimi dziećmi nad polskie morze, a w drodze powrotnej z Gdyni musiał przejechać pociągiem przez terytorium Wolnego Miasta Gdańska, gdyż innej drogi do centrum Polski nie było” – rozumiem, że nie każdy słyszał o magistrali kolejowej przez Kościerzynę, i jak widać, autor książki również nic o tym nie wie;
    - str. 84 – „niemiecki pancernik w zasadzie tylko przeszkadzał w atakach, gdyż jego pociski czyniły więcej szkody w niemieckim Gdańsku niż na Westerplatte, nad którym po prostu w większości przelatywały, trafiając w miasto”, i drugi „kwiatek” w tym samym stylu:
    - str. 90 – „Wsparcie artyleryjskie pancernika „Schleswig-Holstein” też okazało się zdecydowanie niewystarczające, gdyż jego pociski przelatywały nad terytorium polskim i wybuchały głównie w niemieckim Gdańsku”, i jeszcze jedna „odsłona” tej kwestii:
    - str. 172 – „na Westerplatte „Schleswig-Holstein” nie był w stanie strzelać celnie, ponieważ był za blisko i jego pociski przenosiły się ponad pozycjami polskimi, rażąc pozycje niemieckie” – starałem się wyobrazić sobie, jakim cudem „Schleswig-Holstein” ostrzeliwał Gdańsk, strzelając ponad terenem Westerplatte, stojąc w kanale portowym? A może pociski z niemieckiego pancernika wystrzelone w kierunku Westerplatte, okrążały kulę ziemską i wybuchały w Gdańsku?! Czy ktoś potrafi to jakoś sensownie wyjaśnić? Autor nawet nie zadał sobie trudu, aby spojrzeć na „Plan sytuacji bojowej na Westerplatte”, który sam zresztą zamieścił na stronach 198-199! Gdyby to zrobił, nie pisałby takich głupot!
    2. „Co autor chciał przez to powiedzieć?” – cytaty utrzymane w tym właśnie „klimacie”:
    - str. 80 – „Niemcy ginęli jak muchy” – przypuszczam w związku z tym, że Niemcy albo ginęli pod razami tzw. „mucholejki” albo przyklejali się do lepu na muchy;
    - str. 98 – „Niemcy chcieli złamać ducha obrońców i wykończyć ich nerwowo” – rzeczywiście, większość obrońców była na Niemców strasznie „wkurnerwiona”;
    - str. 112 – „trzeźwy Prusak ze starej szkoły wilhelmińskiej, kontradm. Józef Unrug” – z tym trzeba się zgodzić, bo admirał Unrug faktycznie nie nadużywał alkoholu;
    - str. 113 – „nie najlepiej współgrał z pruskim dowódcą Polskiej Marynarki Wojennej” – a ja cały czas byłem przekonany, że to Polak dowodził Polską Marynarką Wojenną, widocznie według autora książki, żyłem sobie w nieświadomości;
    - str. 125 – „Józef Unrug na Helu to co innego, z nim będzie trudno, bo to stary, pruski kolega i fachman w wojennym rzemiośle” – ciekawe o jakich kolegach Unruga mowa?
    - str. 145 – „Wiedzieli, że jego obroną dowodzi stary lis z pruskiej szkoły wojennej – Józef Unrug. Niemieccy oficerowie znali go doskonale, częstokroć osobiście, sprzed dwudziestu laty, kiedy on też nosił pruski mundur i był wysokim oficerem w Kriegsmarine.” – rzeczywiście, natura nie poskąpiła Unrugowi wzrostu, był wysokim człowiekiem, ale że służył w Kriegsmarine!? Jak On mógł!?
    - str. 171 – „Na początku wojny Hitler był jeszcze dość trzeźwym politykiem i strategiem” – no tak, a później już ciągle tylko chlał na umór."

    • 14 3

    • Czytalem (2)

      to , straszne ze takie buble pisane przez doktoranta sie drukuje , same bzdury to straszne jakich mamy polglowkow z tytulem doktorant , tragedie !!

      • 6 1

      • faktycznie Hardkor :) (1)

        Tego Derdeja gdzieś sprzedają? poczytałbym sobie czasem dla śmiechu

        • 1 0

        • tak, sprzedają

          Bellona to wydała w serii "słynne bitwy" czy coś takiego. Kupiłem, przeczytałem i osłabłem - dramat... Lepiej bym zrobił, gdybym wydał te 23zł na flaszkę...

          • 3 0

    • P.S. (1)

      To jeszcze dopiszę, że "Dziennik Bałtycki" tę książkę umieścił na liście swoich bestsellerów w 2009 r. i polecał gorąco swoim czytelnikom! :)

      • 2 0

      • litości...................!!!!!!

        • 1 0

  • Lotnictwo morskie

    Jesli juz rozmawiamy o strategii obronnej 39 roku, to podstawowym błędem był brak lotnictwa morskiego. Silne lotnictwo załatwiło by problem braku okrętów.Należało rozbudować flotę w kierunku torpedowców i trałowców w celu zaminowania obronnego akwenu i posiadać silne lotnictwo morskie.Polska MW i tak nie miała najmniejszych szans na walkę z jakimkolwiek przeciwnikiem na Bałtyku . nie licząc Estonii.

    • 4 0

  • (2)

    Słusznie ktos powyzej zauwazyl, ze polityka uzbrojenia naszej armii byla w tamtych czasach tragiczna. Polska chyba zachlysnela sie morzem. Wydano ogromne jak na mozliwosci kraju pieniadze na nasza flote nawodna i podwodna. Np. drogi okret Orzeł przeznaczony do operowania na duzych akwenach nijak sie mial do wojny obronnej w zatoce gdanskiej. Polska flota we wrzesniu praktycznie nie odegrala zadnej znaczacej roli, o dzialaniaach ofensywnych nie bylo mowy, zostala zatopiona, internowana lub uciekla.

    Kompletnie zaniedbano lotnictwo, czolgi, artylerie przeciwpancerna, baterie i umocnienia nadbrzezne, wojskowy transport samochodowy. Bron zwyklych zolnierzy czyli karabiny, pistolety maszynowe, ckmy - bylo ich za malo lub przestarzale. Niestety w planowaniu perspektywicznym nigdy nie bylismy dobrzy i chyba do dzisiaj nic sie nie zmienilo pod tym wzgledem. Ze wzgledu na specyfike obecnych konfliktow znaczenie uzyskuja smiglowce bojowe zalogowe i bezzalogowe - a u nas zainwestowano kupe szmalu w F16. Duzo by pisac...

    • 5 0

    • Obecna

      nie jest lepsza a nawet gorsza , nasi przyjaciele nas roluja ile sie da a nasz rzad kupuje kazdy zlom co dadza jankesi , tragedia z polska armia !!

      • 3 0

    • polska nie kupuje za biedna

      polska dostaje okrety ktore zostaly wycofane z innych armi. nie znaczy to ze one sa odpowiednie do strategi polskiej, prawde mowiac ze nie. ale jest to uzbrojene gratis bo polskie nie stac zakupic odpowiedni sprzet, prawde mowiac polska generalicja to nie ma pojecia co polsce potrzeba nie maja za duzej wiedzy tak jak ich popprzednicy.widac w jakich operecjach biora udzial to wielki pic na wode, wielka propaganda wielkosc. polsce wcale nie sa potrzebne lodzie podwodne ani fregaty amerykanskie , polska potrzebuje stawiacze min tralowce kanonierki scigacze szybkie przybrzezne jednoostki, do kontrolowania wod terytorialnych , polityka miedzy wojenna marynarki wojennej to wogole katastrofa . wszystkie okrety polskie w sumie to szybko uciekly i bylo to najwiekszym sukcesem ,

      • 0 0

  • Panie Lipka!

    Weź Pan ten swój doktorat i podetrzyj nim sobie tyłek, bo nic nie wart jest. Od kiedy to morskie jednostki wojenne nazywamy "statkami"? Weź się doucz, nieuku!

    • 12 0

  • Z

    nasza armia obecnie jest to samo , polska armia to dno to samo MW i lotnictwo !!

    • 3 0

  • Bardzo ciekawy artykuł.

    Naprawdę dziękuję za tak ciekawy artykuł. Choćby był z ksiązki, to co? Nie każdy ma taką książkę, bardzo ciekawie się czytało.
    Pozdrawiam

    • 2 1

  • ło jezys ! to naprawde rynce opadajOm !

    Do obiadu' prowadze magazyn części zamiennych do sprzętu AGD , natomiast po poludniu i nieraz na nocke siedze na portierni - mam b.dużo czasu ,mogę poświęcić go na przepisywanie artykułów bądż książek .Chciałbym zaciągnąć jezyka od osób kompetentnych ;- czy potem już środowisko w jakim się obracam powinno zwracać się do mnie p. doktór ?

    • 4 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane