• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Kaszubski Gwiazdor, holenderskie pierniki i cytrusy dla wszystkich. Święta w przedwojennej Gdyni

Piotr Weltrowski
24 grudnia 2023 
Opinie (54)
Gwiazdor w tradycyjnym kaszubskim stroju ze słomy. Zdjęcie z 1958 roku, kiedy tradycja Gwiżdży wciąż była stosunkowo żywa. Gwiazdor w tradycyjnym kaszubskim stroju ze słomy. Zdjęcie z 1958 roku, kiedy tradycja Gwiżdży wciąż była stosunkowo żywa.

Przed wojną Gdynia była nie tylko oknem Polski na świat, ale też ogromnym tyglem kulturowym, w którym lokalne, kaszubskie tradycje mieszały się z wpływami z kresów czy nowinkami przywożonymi przez statki zawijające do portu. Takie też - wielokulturowe i nieco inne - były wówczas w Gdyni święta Bożego Narodzenia.





Zanim Gdynia uzyskała prawa miejskie i stała się "oknem na świat II Rzeczpospolitej", była połączeniem rolniczej wsi i letniska. Żyła to w dużej mierze ludność Kaszubska, co też miało wpływ na sposób obchodzenia świąt.

Gwiazdor to nie wymysł PRL-u



W okresie międzywojennym wciąż żywe były tradycje związane z nieco innym świętowaniem świąt Bożego Narodzenia. Zresztą do dziś w Gdyni dość często można usłyszeć nie o Świętym Mikołaju, a o Gwiazdorze. I nie jest to bynajmniej relikt czasów PRL-u, jak niektórzy chcieliby to przedstawiać.

Tradycją, z której wywodzi się Gwiazdor, są bowiem Gwiżdże, czyli zwyczaj kolędowania przez korowód postaci przebranych m.in. za śmierć, babę, dziada, niedźwiedzia, kozę... czy właśnie Gwiazdora.

Kaszubskie Gwiżdże, rok 1968. Kaszubskie Gwiżdże, rok 1968.
Była to postać ubrana w baranicę i futrzaną czapę, na której znajdowała się gwiazda (stąd jej nazwa). Twarz miała ukrytą pod maską lub umazaną sadzą. Gwiazdor nosił ze sobą wór z podarkami i rózgę dla niegrzecznych dzieci.

- Kolędnicy robili niezwykły raban i hałas, krążąc po okolicznych domostwach i mogli wręcz przerażać ludzi nieobeznanych z tą tradycją. Masek, nazywanych "larwami", wykonywanymi własnoręcznie przez kolędników, nie powstydziłyby się współczesne zespoły metalowe - opowiada Michał Miegoń z Muzeum Miasta Gdyni.

Rózga, a raczej bat na niegrzeczne dzieci



Z kolędowaniem łączyło się oczywiście roznoszenie podarków, choć na niegrzeczne dzieci czekać mogła też rózga czy raczej korbacz.

- Na czele Gwiżdży stał Gwiazdor - do dziś konkurujący ze Świętym Mikołajem, jako symbol współczesnych rodzinnych świąt. Ubrany był w długi płaszcz ze słomy, czapkę i wspomnianą maskę z brodą ze zwierzęcego włosia. Miał też ze sobą tzw. korbacz, czyli bat, którym karał nieposłuszne dzieci i młodzież. Co ważne, strój gwiazdora wiązał się dla twórcy z dużym projektanckim obeznaniem - kunsztem było wykonanie go z tak trudnego materiału jak słoma, szczególnie, że docelowo służył on do wielokrotnego użytku - mówi Miegoń.


Warto tu zaznaczyć, że strój każdego z kolędników odnosił się do jakiejś wartości albo cechy, którą symbolizowała konkretna postać. Koń był symbolem witalności, bocian - płodności i dobrobytu rodziny, a np. niedźwiedź - dostatku i przebudzenia wiosny.

Na stole kutia z kresów i piernik z Holandii



Jak już wspomnieliśmy, Gdynia w okresie międzywojennym była wielkim tyglem kulturowym, co przekładało się na świąteczne zwyczaje. Także te kulinarne.

- Ci, którzy przybywali tu ze wschodu kraju, wnosili kulinarny koloryt takimi potrawami jak np. popularna do dziś na świątecznych stołach kutia. Wpływy te mieszały się z kaszubską kuchnią, ale obok tradycyjnych pomorskich potraw, takich jak zupa owocowa, pojawiały się np. niekoniecznie powszechne dania na Kaszubach, takie jak piernik - mówi Miegoń.
  • Przedwojenna pocztówka ze zbiorów gdyńskiego muzeum.
  • Przedwojenna pocztówka ze zbiorów gdyńskiego muzeum.
  • Przedwojenna pocztówka ze zbiorów gdyńskiego muzeum.
  • Przedwojenna pocztówka ze zbiorów gdyńskiego muzeum.
  • Przedwojenna pocztówka ze zbiorów gdyńskiego muzeum.
To zresztą ciekawa historia, bo piernik jest dziś powszechnie uznawany za polski przysmak, tymczasem pochodzi on z Holandii, a w Polsce pojawił się na początku nie w kontekście kulinarnym... a medycznym. Reklamowano je bowiem jako lek na przeziębienie oraz niestrawność.

- Na popularność pierników i innych słodkości miały wpływ pojawiające się w międzywojennej Gdyni sklepy kolonialne, oferujące towary niedostępne w innych miejscach, przywożone do miasta drogą morską z dalekich krajów - opowiada Miegoń.

Cytrusy dla wszystkich



Wielokulturowość, zarówno w kulinariach, jak i w świątecznych obyczajach, była wyznacznikiem międzywojennej Gdyni. Marynarze z obcych statków, zawijający do portu, czynnie uczestniczyli w życiu miasta i bratali się z mieszkańcami podczas świąt.

Działalność portu była czynnikiem, który dodawał koloryt świętom, z powodu łatwego dostępu do egzotycznych przypraw, ale też słodyczy. Do dziś zresztą wielu z nas święta kojarzą się z cytrusami na stole.

  • Święta w międzywojennej Gdyni.
  • Święta w międzywojennej Gdyni.
  • Święta w międzywojennej Gdyni.
Co ciekawe, w międzywojennej Gdyni cytrusy lądowały nie tylko na stołach zamożnych mieszkańców, których stać było na zakupy w sklepach kolonialnych.

- Najubożsi, zamieszkujący substandardowe osiedla, również mieli dostęp do cytrusów. Pomarańcze, które były niezbyt atrakcyjnie wizualnie, często miały lądować na wysypisku śmieci na Witominie, które było położone w dolinieMapka znajdującej się obecnie na końcu ul. Narcyzowej [mieszczą się tam teraz ogródki działkowe - przyp. red.]. Ci, którzy je tam mieli transportować, często dawali wcześniej znać o nadjeżdżającym transporcie, wobec czego owoce rozdzielali między siebie mieszkańcy - opowiada Miegoń.
W ten sposób cytrusy lądowały na świątecznych stołach mieszkańców Starej Warszawy (część dzisiejszego Obłuża), Budapesztu (obecne Działki Leśne) czy wzgórza Bernorda (dzisiejszy Grabówek i Leszczynki), a także dawnej "chińskiej dzielnicy" przy porcie, którą właśnie na Witomino przeniesiono.

Opinie wybrane

Wszystkie opinie (54)

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane