- 1 Jesienią zamkną węzeł Gdańsk Południe (167 opinii)
- 2 Obława w Letnicy. Nowe fakty (89 opinii)
- 3 Śmierć na hulajnodze. Sprawa wraca do sądu (205 opinii)
- 4 Schody samoróbki zastąpi chodnik (40 opinii)
- 5 Promenada po remoncie hitem sezonu (125 opinii)
- 6 Szukał na targu sadzonek, znalazł amunicję (215 opinii)
Ken ju help mi? Pliss, pliss
Przygodę rozpoczęliśmy na gdańskim lotnisku. Wsiadamy do taksówki.
- Uuuulyca, hotel Kuracyjny Gdyyna, please - udając Anglików łamaną polszczyzną, wskazujemy kierunek jazdy.
- Okey - słyszymy od taksówkarza.
- How far away is it from here? (Jak daleko stąd jest do hotelu?) - pytamy.
- Yyyyy, eeee, Gud... Okey? - odpowiada kierowca.
Taksówkarz kombinuje
Okey to okey. Tylko dlaczego jedziemy jakby naokoło? Taksówkarz zdaje się wyczuwać naszą irytację. Odwraca się i stwierdza: - Gdynia biutiful... werrry biutiful. Rozradowany serwuje nam małe "tour de Trójmiasto". Przy płaceniu przekonujemy się, że nie było ono zupełnie "for free" (za darmo).
Żadnych problemów nie mamy w hotelu. Kłopoty wracają, gdy wybieramy się kolejką miejską do Gdańska. Pani w kasie na gdyńskim dworcu rozumie jedynie słowo "ticket" (bilet).
- Does anybody speak English out here? (Czy ktoś mówi tu po angielsku?) - szukamy pomocy. I nic.
Z problemami, ale docieramy do Gdańska. W Empiku kupujemy mapę.
Szkolimy język
W sklepie z kosmetykami Sephora robimy pachnące zakupy. W obu miejscach, jak się okazuje, możemy raczej podszkolić swój angielski. Obsługa włada nim "just perfect".
Po udanych zakupach zaglądamy do Muzeum Narodowego w Gdańsku. Pytamy, o czym jest wystawa. Bez skutku. Panie z muzeum dochodzą do wniosku, że może publikacja na temat wystawy rozwiąże problem, i wręczają nam książkę... po polsku.
Zmęczeni zwiedzaniem idziemy się posilić. O wskazanie miejsca prosimy przechodniów. Jedni wymachują rękami, inni miło się uśmiechają, ale trudno czegokolwiek się dowiedzieć. Po kilkunastu nieskutecznych próbach trafiamy na studenta. Poleca nam kilka "smacznych" lokali. W restauracji Cafe Ferber czujemy się jak w domu. Menu po angielsku, kelnerka sprawnie włada "naszym" językiem.
Wracamy do Gdyni. Z pełnymi brzuchami i pustą głową o pomoc prosimy strażników miejskich.
- Excuse me, can you help us, please? We"ve got lost. (Zgubiliśmy się) - pytamy.
Zakręcony strażnik
- Get lost? Got lost, gotten, geten, losten... - strażnik próbuje sobie przypomnieć znaczenie słowa.
Na słowo Sopot szeroko się uśmiecha. Chwyta nas za rękę i prowadzi na dworzec. O zgrozo, znowu musimy kupić bilet - pomyśleliśmy. Pomyłka. Pani w gdyńskiej kasie SKM zna angielski na tyle, by sprzedać bilety i wskazać drogę na peron.
Dobre bo polskie
Punkt kulminacyjny wycieczki to wieczorna impreza. W sopockim klubie Sfinks szybko dołącza do nas młody, sympatyczny Polak. Jego angielski jest lepszy niż nasz. Pijemy kilka drinków, jak zapewniał, z najlepszą wódką na świecie, bo polską.
W drodze powrotnej do hotelu suszy nas nieco. Wstępujemy do spożywczego. Sprzedawca nie rozumie praktycznie nic. Reaguje dopiero na "mineral water". - Mineral Wasser? - upewnia się po niemiecku. Ostatecznie dostajemy polską wodę.
Opinie (74) 1 zablokowana
-
2006-04-11 09:49
misiek
na całym swiecie turysci jezdza albo taksówkami albo komunikacja miejska lub na wyspach wypozyczonymi samochodami.Nie bardzo rozumiem co Cie tak dziwi.
Co do angielskiego to nie tylko u nas tak bywa,we francji nie kazdy rozmawia po angielsku a jeśli mowisz po angielsku to ktoś słucha z uwaga ale odpowiada Ci po francusku i z usmiechem mowi:
-mów do mnie w moim języku skoro jestes w moim kraju hihihihi, to tak na marginesie .- 0 0
-
2006-04-11 09:52
Locoski
co do znajomości języka ojczystego naszych politykierów już się nie wypowiadam - szkoda słuf jak np dla pOsła Fylypka
- 0 0
-
2006-04-11 09:57
Bolo
Przeszdzasz, mają podstawy czasem wystarczy kilka podstawowych słów jak drink, eat, fuck, sleep itd. Każdy może trochę lepiej lub.......
- 0 0
-
2006-04-11 10:04
ale
uważam ,że warto znac język obcy ,zawsze to latwiej i nigdy nie wiadomo co może nas spotkac będąc za granica.
- 0 0
-
2006-04-11 10:08
Lutki, Anki i Dyzie,
ktorzy nie widza roznicy miedzy jezykiem angielskim , bedacym aktualnie jezykiem komunikacji na swiecie , a jezykiem polskim - pozostaje jedynie frustracja i hasla w stylu : Polska dla burakow.
W Niemczech widac wyrazna roznice pokoleniowa . Mlodzi znaja dobrze angielski . Swoja droga , jak widze u naszych dzieciakow poziom w szkole i przypomne sobie moje 5 lat nauki anglika w Polsce , to nie dziwie sie , ze jestem taki cienias.- 0 0
-
2006-04-11 10:10
Do krytykujących "swoje"
Co za bzdury niektórzy wypisują. Należę do rzeczywiście starszego pokolenia. Po angielsku mówię tylko trochę słabiej niż po polsku. Taki układ życiowy specyficzna szkoła+ takież wyższe wykształcenie. Obracam się wśród ludzi zanających język angielski, sporo mlodych i mnie się wydaje, że wszyscy znają, ale, jak mówię, to może być specyfika środowiska. Kiedyś zaczepił mnaie na ulicy młody Amerykanin (chyba mormon) i chciał mnie nawracać (w każdym razie przekonać). Dostałam furii, oczywiście był to wybuch furii po angielsku. Nie zapomnę wyrazu twarzy tego Amerykanina. Wyrażąła całą gamę uczuć, którą można mniej więcej streścić w takim zdaniu: jak to jest możliwe, że osoba w tym wieku i tutaj tak świetnie mówi po angielsku. Co on sobie wyobrażał, że trafił do dzikusów, czy co?
- 0 0
-
2006-04-11 10:11
No, Locoski
Ty jak zwykle końkretnie!
drink&fuck - a new way of life!- 0 0
-
2006-04-11 10:20
a w berlinie automaty biletowe maja polska wersje jezykowa (jako jedna z pieciu jesli dobrze pamietam) i nie ma problemu, a u nas nawet automatow nie ma a jak juz gdzies sie trafia to bez wersji angielskiej - o innych jezykach nie wspomne
- 0 0
-
2006-04-11 10:52
ANKA POPIERAM W 100%!!!!!!!!!!!!!!!
- 0 0
-
2006-04-11 11:06
...A Z JAKIEJ RACJI -JADĄ TUTAJ TO CHOCIAŻ PODSTAW POLSKIEGO NIECH SIĘ UCZĄ .
- 0 0
Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.