• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Ludzie pod młotek

Roman Daszczyński
14 lipca 2005 (artykuł sprzed 18 lat) 
Ponad siedemdziesiąt osób straciło wczoraj pracę w kościelnym wydawnictwie Stella Maris. Stało się to, kiedy komornik zlicytował na życzenie wierzycieli, maszyny drukarskie.

Ceny wywoławcze sprzętu były atrakcyjne, stanowiły zaledwie połowę rynkowej wartości. Do Gdańska przyjechało kilkunastu chętnych - niektórzy z odległych regionów, jeden nawet z Niemiec. Pod licytacyjny młotek poszło 30 maszyn poligraficznych. Od początku wiadomo było, że sprzedaż najważniejszej i najdroższej z nich - Heidelberg do druku w ośmiu kolorach - oznacza koniec działalności wydawniczej Stelli Maris.

Sprzedano 22 maszyny na łączną kwotę 2,4 mln zł.
Abp Tadeusz Gocłowski nie czuje się odpowiedzialny za problemy Stella Maris.

- Myśmy przez ostatnie trzy lata się zmagali, robiliśmy wszystko, żeby do tego nie dopuścić - powiedział gdański metropolita dziennikarzom. - Głupota, nieodpowiedzialność, przestępcze czyny nie tylko jednego kapłana, ale i innych ludzi, co z nim współdziałali. Plus niefrasobliwość banków, które udzielały kredytów, nie pytając biskupa o kondycję wydawnictwa.

Komornik Artur Zieliński nie ukrywał zadowolenia z efektów licytacji.

- Dwa miliony złotych to znacząca kwota - mówił Zieliński.
- Siedemdziesiąt osób idzie na bruk, nie robi to na panu wrażenia? - dopytywali dziennikarze.
- Robi, ale niestety nie mogę nic zmienić.

Wczoraj miały się odbyć jeszcze dwie inne licytacje kościelnego majątku. Wyposażenia gdańskiej rozgłośni katolickiego Radia Plus (łączna wycena - blisko 50 tys. zł) oraz 25 zabytkowych mebli i obrazów z siedziby kurii archidiecezjalnej. Nie było chętnych. Pojawiło się wprawdzie trzech mężczyzn, którzy obejrzeli obrazy i meble, ale zrezygnowali.

- Ceny są wygórowane, poczekamy - stwierdzili.

Jeśli dojdzie do kolejnej licytacji, radiowy sprzęt i zabytkowe meble będą wystawione na sprzedaż za połowę rynkowej wartości.

- Wszystko zależy od wierzyciela, czy zawnioskuje o jeszcze jedną licytację - wyjaśnia komornik Zieliński. - Równie dobrze może sam wziąć te meble za 75 proc. wartości.
Jarosław Szarmach, dyrektor wydawnictwa Stella Maris:
To dramat. Próby ratowania wydawnictwa trwały długo, wymagały dużego zaangażowania. Cóż mogę powiedzieć? Widocznie propozycje, jakie przygotowaliśmy, nie zadowalały wierzycieli. Stella Maris nie zniknie z rynku, musi oczywiście zrezygnować z działalności w dotychczasowym kształcie, ale mam nadzieję, że to jeszcze nie koniec. Zaraz po licytacji rozmawiałem z księdzem arcybiskupem. Wyraził żal z powodu konieczności zwolnienia z pracy tak wielu osób. Było mu przykro, że kościół stracił majątek, który dobrze służył przez lata i mógł jeszcze służyć, gdyby niektórym osobom zależało na ludziach, a nie tylko na pieniądzach.
Długi gdańskiej kurii wynoszą kilkadziesiąt milionów złotych i są pozostałością po finansowej aferze wydawnictwa Stella Maris, które działało od końca lat 80. Wydawnictwo prało pieniądze i zaciągało wysokie bankowe kredyty. Pieniądze "wyparowały". Śledztwo przeprowadzone przez Prokuraturę Apelacyjną w Gdańsku wykazało, że w aferę zamieszani byli m.in. pomorski baron SLD Jerzy J., były cenzor KW PZPR w Gdańsku i były kapelan arcybiskupa Gocłowskiego. Ponad dwadzieścia osób objęto prokuratorskimi zarzutami. Trwa jeden proces sądowy, szykują się dwa następne. Arcybiskup Gocłowski próbował ratować sytuację, ogłaszając w parafiach zbiórkę pieniędzy, ale dała ona zbyt mało środków.
Gazeta WyborczaRoman Daszczyński

Opinie (43)

  • Bolo jest bystry

    i ja się dziwię, że nie zrozumiał do tej pory tych mechanizmów czyli że "przekręty w Stella Maris robili cwaniacy z SLD". Myślę, że nikt przytomny nie chce bynajmniej bronić tego nieszczęsnego duchownego co za firmę był odpowiedzialny ani nawet chronić przed odpowiedzialnością samego arcybiskupa. Ich wina jest oczywista, sąd to wykazał i nadal będzie wykazywał.
    Natomiast pikanterii całej sprawie nadaje właśnie fakt, że wkoło kościelnej instytucji kręciło się towarzystwo nie jakiś tam dewotów czy bigotów tylko ateistycznie and/or materialistycznie uformowanych osobników, byłych działaczy PZPR and company czyli osobników ideologicznie wierze chcieściańskiej obcych. Co bynajmniej im nie przeszkadzało itd.
    Teraz to już pewnie zaczęli się modlć ale do Cimoszki aby, za Boga i ludu przyzwoleniem, został prezydentem, bo wtedy jeśli nie on osobiście to ktoś z jego wyborowej świty za nimi się dyskretnie wstawi. I jakoś to będzie ...

    • 0 0

  • Zuut,

    prawdę rzeczesz, chOOpie, oj prawdę - choć parszywa ona, ale PRAWDA.

    • 0 0

  • Baju droga

    miło mi, że się rozumiemy. Mimo wszystko jestem dobrej myśli i pozwolę sobie jeszcze dorzucić małe a propos :
    "Super Express" wytropił fakt niewręczenia Włodzimierzowi Cimoszewiczowi kwiatów z życzeniami imieninowymi od Jana Kulczyka. To, że marszałek bukietu nie przyjął, można zrozumieć. Ale to, że - jak twierdzi - żadnych kwiatów od Kulczyka się nie spodziewał, musi już dziwić.

    • 0 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane