• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Premiera książki 'Westerplatte 1939. Prawdziwa historia'.

Marek Gotard
28 września 2009 (artykuł sprzed 14 lat) 
Mariusz Wójtowicz-Podhorski Mariusz Wójtowicz-Podhorski

Rozmowa z Mariuszem Wójtowiczem-Podhorskim, autorem książki "Westerplatte 1939. Prawdziwa historia".



O tym, że przygotowuje Pan książkę o Westerplatte, wiadomo było od lat, ale ciągle odkładał Pan jej premierę. Udało się w okrągłą rocznicę wojny. Chodziło o podgrzanie atmosfery?

Mariusz Wójtowicz-Podhorski: Praca nad książką trwała cztery lata. To dzieło sztabu ludzi. Wykonaliśmy olbrzymią pracę badawczą. Dotarliśmy do dziesiątków nieznanych materiałów, m.in. wspomnień i rękopisów. Jacek Żebrowski z Łodzi od ponad 30 lat badający historię Westerplatte przekazał nam trzy pudła nieznanych do tej pory relacji obrońców, relacji niemieckich żołnierzy szturmujących Westerplatte, dokumenty, archiwalne zdjęcia i filmy. Zależało nam na stworzeniu nie pracy publicystycznej, lecz studium pokazującego wszystkie aspekty tego, co wydarzyło się na Westerplatte.

Co według pana, oprócz precyzyjnej analizy obrony Składnicy składa się na wyjątkowość tej książki?

Setki nie publikowanych zdjęć, plany ukazujące poszczególne wartownie w przekrojach, mapy opracowane na podstawie planu Składnicy z 1934 r. Interesujące są też materiały opisujące losy obrońców i placówki po kapitulacji, jak i dzieje Westerplatte po 7 września 1939 r. Kto na przykład wie, że m.in. obozowa kuchnia i mur w Stutthofie powstał z cegieł z muru Westerplatte? Moim zdaniem interesujące są też przypomniane losy parku – pomnika po 2003 roku. Wtedy, po dziesięcioleciach, zaczęło się tam znowu wiele dziać. Dzięki temu jest nadzieja, że miejsce symbol nie zostanie już więcej skazane na niepamięć. Mam nadzieję, że będzie wręcz odwrotnie, a Westerplatte odzyska kiedyś pełnię blasku i zgodnie z życzeniem już w większości nieżyjących Obrońców Westerplatte pokaże wygląd zbliżony do tego z 1939 roku i warunki, w jakich broniono polskiego garnizonu na Westerplatte.

Książka liczy prawie 700 stron. Po jej przeglądnięciu ma się wrażenie, że trudno będzie cokolwiek uzupełnić. Czy w takim razie można coś jeszcze do niej dopisać?

Do tej pory nikt "na poważnie" nie zagłębił się chociażby we wspomnienia płk. Stefana Fabiszewskiego, który dowodził Wojskową Składnicą Tranzytową przed mjr. Sucharskim. Po wojnie Fabiszewski prowadził swoje prywatne śledztwo dotyczące wydarzeń w Składnicy, które przyniosło masę sensacyjnych szczegółów. Mało kto zwrócił uwagę, że tak naprawdę nigdy nie padł rozkaz, by w wypadku wojny Westerplatte miało się bronić 12 godzin. To jeden z największych mitów dotyczących Westerplatte stawiający w zupełnie innym świetle obraz obrony Wojskowej Składnicy Tranzytowej. Nie można odrzucić tego, do czego dotarł po wojnie płk. Fabiszewski. Jest bowiem jednym z nielicznych niekwestionowanych i kompetentnych autorytetów do oceny obrony Składnicy, z którą związany był wiele lat i osobiście chyba najmocniej ze wszystkich komendantów placówki Westerplatte przysłużył się jej "nielegalnemu" ufortyfikowaniu.

Każdemu, kto zapoznał się z ówczesną taktyką wojskową, podręcznikami strategii czy regulaminami wojskowymi, na usta zaczynają się cisnąć przeróżne pytania. Atakującym Westerplatte niemieckim żołnierzom powiedziano, że na śniadanie wrócą na pancernik. Abwehra doskonale wiedziała co jest na Westerplatte, ale nie podzieliła się tymi informacjami z dowodzącymi atakiem lub najprawdopodobniej informacje te zostały zignorowane. Niezależnie od tego z wojskowego punktu widzenia Niemcy mogli mieć prawie pewność, że szybko zdobędą Składnicę. Co takiego wydarzyło się w Składnicy, że w nocy z 31 sierpnia na 1 września prawie wszystkie placówki na Westerplatte były nie obsadzone lub obsady zredukowane o połowę? Dlaczego mjr Sucharski nie reagował na sygnały, że w kanale portowym pływały motorówki obsadzone żołnierzami, że coś się dzieje niepokojącego za murem Składnicy, w porcie gdańskim i w Nowym Porcie? Dlaczego nie zrobił absolutnie nic, kiedy dowiedział się od płk. Wincentego Sobocińskiego, że 1 września o świecie Niemcy zaatakują Westerplatte? Gdyby nie doskonałe wyszkolenie żołnierzy, ich zgranie i podręcznikowe wręcz działanie w przypadku ataku, Niemcy rzeczywiście mogliby jeść śniadanie na Westerplatte. Chyba nieprzypadkowo gdańskie gazety 1 września pisały w nagłówkach, że Westerplatte poddało się po 10 minutach i została z niego kupka gruzu. A do druku gazety te były przygotowywane 31 sierpnia…

Znowu wracamy do Sucharskiego. Wolelibyśmy jednak uciec od ideologii.

Jestem jak najdalszy od ideologii. Wszystko, co znajduje się w książce, ma swoje potwierdzenie w dokumentach, relacjach, zeznaniach świadków, autoryzowanych wywiadach. A badacz ma prawo do stawiania pytań. Weźmy chociażby słynną już sprawę wywieszenia białej flagi przez obrońców, drugiego dnia walk. Niemcy ją dostrzegli. O tym jednak, że została wywieszona nie wiedziały broniące się wartownie i placówki. Nie trudno sobie wyobrazić co by się stało, gdyby niemieccy parlamentariusze zostaliby ostrzelani przez Polaków - niemiecka propaganda bezlitośnie wykorzystałaby ten fakt. Okazałoby się, że Polacy są zbrodniarzami, dzikusami nie szanującymi prawa wojennego. Co znajdujemy w relacjach polskiej i niemieckiej strony? Kpt. Franciszek Dąbrowski zauważa tę flagę, flaga zostaje zerwana, na rozkaz Dąbrowskiego w stronę Niemców pada długa seria z karabinu maszynowego oznaczająca "nie ruszajcie się, walczymy dalej", dla Polaków to sygnał "sytuacja bez zmian, bronimy się". Na to wszystko jest potwierdzenie w dokumentach.

Co w takim razie można dopisać jako suplement do książki?

Diabeł jak zawsze tkwi w szczegółach i mimo tak wnikliwej kwerendy ciągle wychodzą na jaw nowe fakty mające potwierdzenie w nieznanych do tej pory źródłach. Trudno będzie napisać coś nowego o samych walkach – w książce publikujemy 29 map szczegółowo pokazujących m.in. walki na Westerplatte. Jednak cały czas na jaw wychodzą detale, które warto i należy badać. Monografia dotycząca Westerplatte odpowiada na dziesiątki pytań, które w innych publikacjach dotyczących tematu nie były nawet postawione. Książka na pewno rozprawia się też z wieloma mitami definitywnie kończąc ich żywot.

Mariusz Wójtowicz-Podhorski jest szefem stowarzyszenia Grupa Rekonstrukcji Historycznej Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte. Badacz dziejów składnicy. Scenarzysta i pomysłodawca wydanego w 2004 komiksu: "Westerplatte. Załoga śmierci". Po raz pierwszy w tej formie przedstawiono nieznane epizody z siedmiu dni obrony składnicy. Kontrowersyjny wówczas komiks burzył dotychczasową historię obrony Westerplatte, zapoczątkował także dyskusję i odkrywanie kolejnych "białych plam" dotyczących tego miejsca. Wójtowicz-Podhorski jest także jednym z autorów nowej koncepcji zagospodarowania dawnego pola bitwy na Westerplatte.


Gdańsk oddaje Westerplatte Muzeum II Wojny Światowej

Dawne pole bitwy Westerplatte ma stać się jedną z atrakcji Gdańska, dlatego w poniedziałek, 28 września, została podpisana umowa dotycząca udostępnia przez miasto terenu Westerplatte Muzeum II Wojny Światowej. Dzięki temu placówka ta zacznie przygotowywać tam m.in. ścieżkę edukacyjną i pracować nad unowocześnieniem wystaw w tym miejscu.

Prezydent Gdańska powołał także radę konsultacyjną do sprawy pola bitwy Westerplatte, która ma koordynować działania muzeum II Wojny Światowej. Zaprosił do niej Wojewodę Pomorskiego, dyrektora Muzeum II Wojny Światowej, prezesa zarządu Portu Gdańskiego i komendanta Morskiego Oddziału Straży Granicznej.
opr. km

Opinie (199) ponad 20 zablokowanych

  • Recenzja książki w "Dzienniku Polskim"

    inaczej.html

    O Westerplatte inaczej

    Mariusz Wojtowicz-Podhorski sprawą obrony Westerplatte we wrześniu 1939 r. zajmuje się od wielu lat. Na własną rękę bada temat, poszukuje nowych źródeł, świadectw, pamiątek. Przeprowadza analizy i porównania, sprawdza wiarygodność relacji i opracowań. I to właśnie dzięki niemu (choć szlak przetarł wcześniej Mariusz Borowiak ze swoją książką "Westerplatte. W obronie prawdy") zbliżamy się do prawdy o siedmiodniowej obronie Polskiej Składnicy Tranzytowej w Gdańsku.
    Wszystko zaczęło się w 1980 r., gdy siedmioletni Wojtowicz-Podhorski odwiedził mauzoleum na Westerplatte. Jeden z żyjących jeszcze obrońców, Franciszek Bartoszak, pełniący wtedy funkcję przewodnika w wartowni nr 1, szepnął na ucho zafascynowanemu chłopcu: "Zapamiętaj, że to nie major Sucharski nami dowodził...". Tak rzucone ziarno zakiełkowało. Wojtowicz zainteresował się dziejami obrony, a im bardziej się w nie wgłębiał, tym więcej miał wątpliwości. Otóż z relacji części uczestników walk wynikało, że przez większą część czasu obroną Westerplatte dowodził nie mjr Henryk Sucharski, a jego zastępca kpt. Franciszek Dąbrowski. Świadkowie mówili o tym wprawdzie trochę półgębkiem, konspiracyjnie i z niejakim zażenowaniem, ale wystarczająco wyraźnie, by ich relacje traktować poważnie. Wojtowicz-Podhorski, który w międzyczasie rozpoczął studia historyczne na Uniwersytecie Gdańskim, poszedł tym tropem i rozpoczął weryfikację oficjalnej historii obrony gdańskiego półwyspu.

    Uważna analiza dotychczasowych źródeł, a także dotarcie do nowych, niemieckich i polskich, pozwoliła na rekonstrukcję wydarzeń mocno odbiegającą od oficjalnej wersji obecnej w podręcznikach i opracowaniach od ponad czterdziestu lat. Otóż po druzgoczącym nalocie niemieckich sztukasów na polską placówkę, nalocie, który spowodował duże straty, mjr Sucharski doznał załamania nerwowego, polecił wywiesić na koszarach białą flagę i podjął decyzję o kapitulacji. Poddaniu się zapobiegła interwencja Dąbrowskiego i innych oficerów, którzy opanowali sytuację i nakazali kontynuowanie oporu. Załamany Sucharski, którego faktycznie (choć nie formalnie) pozbawiono dowództwa, przez kolejne pięć dni krążąc po koszarach namawiał żołnierzy do zaprzestania walki... Po kapitulacji wtajemniczeni w sprawę oficerowie (większość żołnierzy i podoficerów walczących poza koszarami nie miała pojęcia o tych wypadkach) zawarli gentelmen's agreement, że sprawa pozostanie w tajemnicy do końca wojny. Niestety, Sucharski, na którym spoczywał obowiązek ujawnienia prawdy i oddania sprawiedliwości Dąbrowskiemu, zmarł tuż po zakończeniu działań wojennych, w dodatku we Włoszech. Oficjalna wersja o jego bohaterskim dowodzeniu, utrwalona jeszcze przez popularną książeczkę Melchiora Wańkowicza, weszła do historii. Pierwsze próby jej weryfikacji uczestnicy obrony podjęli po odwilży 1956 r., ale bez powodzenia. Trzeba było czekać czterdzieści lat, by badacze dokonali jej weryfikacji.
    Taką właśnie weryfikacją jest monografia Mariusza Wojtowicza-Podhorskiego pt. "Westerplatte 1939. Prawdziwa historia". Na prawie siedmiuset stronach autor, dzięki uporczywemu poszukiwaniu nowych źródeł, z zadziwiającą dokładnością odtworzył przebieg walk, wyjaśnił budzące wątpliwości epizody. Przedstawił też postaci, które w dotychczasowej historiografii Westerplatte pozostawały nieco w cieniu: kpt. Dąbrowskiego, lekarza kpt. Mieczysława Słabego, chor. Jana Gryczmana.
    Praca jest bogato udokumentowana, a towarzyszy jej prawie trzy tysiące przypisów, prawie siedemset często unikatowych fotografii i 28 map. Niektóre fotografie są wręcz kapitalne, jak choćby sceny z pokładu "Schleswiga Holsteina", prowadzącego ostrzał polskiej placówki, ponura mina dowódcy niemieckiej kompanii szturmowej, por. Schuga czy sceny po kapitulacji. Jakaż to odmiana pod czterech dyżurnych fotografiach z Westerplatte, publikowanych we wszystkich książkach o Składnicy i we wszystkich gazetach na kolejne rocznice Września!

    Mariusz Wojtowicz-Podhorski, Westerplatte 1939. Prawdziwa historia, Wydawnictwo AJ-Press, Gdańsk 2009

    PAWEŁ STACHNIK

    • 7 1

  • O autorze ze strony wydawnictwa AJ-Press

    Mariusz Wójtowicz-Podhorski - ur. w 1973 r. w Gdańsku. Wytrwały tropiciel zabytków, archiwaliów i pamiątek związanych m.in. z obroną Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte, a także miłośnik techniki wojskowej i historii II w.ś. Spadochroniarz, płetwonurek, motorowodniak; od 1992 r. zajmuje się czynnie strzelectwem bojowym. Wielokrotny uczestnik szkoleń powadzonych przez instruktorów wojskowych jednostek specjalnych zkraju i zagranicy. Organizator i uczestnik także wielu ekspedycji, w tym m.in. pierwszej polskiej wyprawy badawczej “Sophie X” na wrak pancernika “Schleswig-Holstein” (wrzesień 2008). Jedna z jego trekkingowych samotnych wypraw przez Saharę wyróżniona została w konkursie “Podróżnik Roku” Magazynu “Podróże”.

    Historyk obrony Westerplatte, uznany ekspert w tej dziedzinie. Tematowi obrony Westerplatte poświęcił wiele lat intensywnych badań, co zaowocowało m.in. pierwszą monografią bitwy o Westerplatte mającej objętość prawie 700 stron (“Westerplatte 1939. Prawdziwa historia”, wyd. 2009). Pomysłodawca i współautor (scenariusz) paradokumentalnego komiksu wojennego “Westerplatte. Załoga śmierci” (wyd. 2004) z serii Kroniki Epizodów Wojennych. Tom II KEW zatytułowany “Pierwsi w boju. Obrona Poczty Polskiej w Gdańsku” ukaże się 1 września 2010 r.

    . Na temat obrony Wojskowej Składnicy Tranzytowej opublikował wiele artykułów. Inicjator rewitalizacji Westerplatte oraz budowy nowoczesnego Muzeum Westerplatte, współzałożyciel i prezes działającego od 2003 r. Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte, zajmującego się ratowaniem, ochroną i rekonstrukcją zabytków oraz historycznych miejsc na terenie byłej WST, mającym na koncie wiele spektakularnych sukcesów, w tym m.in. zainicjowanie rozpoczęcia intensywnych prac zmierzających do nadania temu miejscu wyglądu z 1939 r., sprowadzenie do Polski zabytkowych armat wz. 02 i wz. 36 Bofors, czy odnalezienie przedwojennego serwisu porcelanowego z kasyna oficerskiego z Westerplatte. Pełnomocnik Wojewody Pomorskiego ds. rewitalizacji Westerplatte w l. 2006-2008. Kierownik Muzeum Westerplatte - oddziału Muzeum Historii Polski od listopada 2007 do października 2008.

    Za swoje zasługi w popularyzacji historii Westerplatte, ratowaniu tego miejsca-pamięci, a także krzewieniu postaw patriotycznych odznaczony został przez Prezydenta RP Lecha Kaczyńskiego Srebrnym Krzyżem Zasługi, przez Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego odznaką honorową Zasłużony dla Kultury Polskiej, przez Wojewodę Pomorskiego medalem “Sint Sua Praemia Laudi”, przez Stowarzyszenie Żołnierzy i Przyjaciół 4. pp z Kielc Odznaką Honorową 200-lecia 4. Pułku Piechoty.

    • 8 0

  • Podhorskiego sprostowanie... (1)

    http://www.dobroni.pl/rekonstrukcje,westerplatte-sprostowanie,3142

    Cenzura nadal działa. Mojemu sprostowaniu do ARTYKUŁU niejakiego dr Marszalca z Muzeum II w.ś. w Gdańsku (nieoficjalna strona http://www.muzeumIIws.pl), który ukazał się na łamach Gazety Wyborczej Trójmiasto, gdzie naruszone zostały moje dobra osobiste, wbrew prawu prasowemu odmówiono publikacji. Korzystam więc z łamów portalu 'Do broni'.

    Są różne recenzje. Obiektywne i pisane by zachęcić lub zniechęcić do danego dzieła. Są też recenzje pisane ze złości jak recenzja dr. Janusza Marszalca z Muzeum II Wojny Światowej opublikowana pod koniec października br. w Gazecie Wyborczej Trójmiasto, która jest niczym innym jak zbiorem wycieczek osobistych niegodnych naukowca.

    Czytając jego recenzję książki „Westerplatte 1939. Prawdziwa historia” poczułem się w roli Janusza Roszki, autora publikacji ukazujących prawdę o obronie Westerplatte, brutalnie zaatakowanego w 1993 r. na łamach prasy przez dyżurnych dziennikarzy i historyków. Marszalec kłamliwie zarzuca mi m.in. nie korzystanie z publikacji historyków naukowo zajmujących się osobą Sucharskiego. Zwrócę tu uwagę, że osoby te które ma na myśli Marszalec o sprawie załamania Sucharskiego i wywieszeniu przez niego białej flagi 2 września wiedzą od dawna, o czym świadczy ich korespondencja prowadzona z innymi historykami. Niemniej jednak nie jest to dla nich przeszkodą by publikować książki i artykuły z tezą iż Sucharski nie załamał się i miał prawo poddać Składnicę już po 12 godzinach, co jest oczywiście niezgodne z prawdą.

    Marszalec dużej wiedzy o Westerplatte i II w.ś. nie posiada, co jednak pozwala mu oceniać innych, a samemu popełniać tak kardynalne i akademickie błędy jak ten, gdy por. Grodeckiego opisuje jako „majora” w materiale związanym z wystawą na Westerplatte, czy też pisząc iż Wartownia Nr 1 to „jedyny zachowany obiekt Wojskowej Składnicy Tranzytowej”. Automatycznie podważa to rzetelność zawartych na wystawie informacji.

    Marszalec zarzuca mi, że opieram się na niewiarygodnych, niesprawdzonych relacjach „z drugiej ręki”. „Świadkami, którzy mogli być bezpośrednimi uczestnikami opisywanych przez siebie zdarzeń” nie są dla Marszalca np. chor. Gryczman, mat Rygielski i kilkudziesięciu innych westerplatczyków walczących na pierwszej linii obrony, których relacje i korespondencje wykorzystałem w książce publikując je jako pierwszy. Wielka w tym zasługa Jacka Żebrowskiego, wieloletniego badacza historii Westerplatte. Marszalec zbyt daleko uogólnia swoją krytykę mojego opisu postawy Sucharskiego opartej na relacjach bezpośrednich świadków wydarzeń celowo nie zauważając, że nie tworzę zbyt daleko idących uogólnień, a sprawy kontrowersyjne wymagające dalszych badań mają formę pytań lub hipotez, a nie kategorycznych twierdzeń. Marszalec stara się zdyskredytować moja książkę przedstawiając ją – widać tak mu wygodnie – jako traktującą jedynie o kontrowersjach wokół osoby Sucharskiego.

    Marszalec atakuje mnie także za to, że wybiórczo skorzystałem z relacji zawartych w zbiorze Z. Flisowskiego. Jest po raz kolejny w błędzie. To w książce „Westerplatte 1939. Prawdziwa historia” po raz pierwszy opisuję manipulacje związane z publikacją relacji obronców, gdy bez skrupułów wycinano czasem całe strony, albo nazwisko Dąbrowskiego zastępowano nazwiskiem Sucharskiego, tylko po to aby uwiarygodnić mit o rzekomej bohaterskiej postawie majora w czasie wszystkich 7 dni obrony. Po raz pierwszy relacje z książki Flisowskiego zostały zweryfikowane, zinterpretowane i wykorzystane. Także po raz pierwszy zostały zestawione materiały źródłowe polskie i niemieckie, dotychczas w książkach historyków skrzętnie pomijane jako niewygodne. Oczywiście wszystkie materiały z moich zbiorów, jak i Stowarzyszenia Rekonstrukcji Historycznej WST na Westerplatte są dostępne dla obiektywnych, rzetelnych i profesjonalnych historyków oraz badaczy. Ale dyżurni historycy z Muzeum II Wojny Światowej nie są tym zainteresowani. Co najwyżej przejęciem części lub nawet całości zbiorów Stowarzyszenia (mówię tu m.in. o zabytkowych armatach) czemu grzecznie dyrekcji muzeum odmówiłem. Stąd może ta frustracja i złość Marszalca oraz jego współpracowników? Marszalec woli traktować członków Stowarzyszenia jako zagrożenie i konkurencję, którą należy wszelkimi możliwymi środkami zwalczyć, a ich zbiory przejąć. Na razie efektem działań Muzeum jest mizerna wystawa na Westerplatte kosztująca miliony, a której efektem jest m.in. zniszczenie jedynego zachowanego przedpola polskiego stanowiska obronnego, czyli placówki „Fort”. Poza wszelkim komentarzem pozostawiam inne działania Muzeum, jak np. to, że jego dyrekcja odmówiła współpracy przy tablicy upamiętniającej M. Rejewskiego - jednego z trójki słynnych deszyfratorów 'Enigmy' tłumacząc to tym, że kolejna tablica (a są „aż” dwie w Polsce) byłaby deprecjacją osiągnięć i osoby słynnego matematyka...

    Mój adwersarz pomija skrzętnie fakt, że „Westerplatte 1939. Prawdziwa historia” nie jest publikacją o dowodzeniu obroną i kontrowersjami z tym związanymi o czym pisałem wyżej. Marszalec skupił się jedynie na tych fragmentach książki, które są wygodne dla poparcia jego tezy, iż książka jest napisana po to, by szkalować dobre imię Sucharskiego. Sprawa dowodzenia to jeden z wielu wątków książki, która przede wszystkim opisuje bohaterstwo polskich żołnierzy, a także po raz pierwszy sztukę wojenną i zasady prowadzenia walki na Westerplatte po stronie polskiej i niemieckiej w oparciu m.in. o przedwojenne regulaminy i instrukcje piechoty. Marszalec celowo pomija także załącznik „O krok od Termopil” ostatecznie obalający mit o rzekomych 12 godzinach obrony, który to załącznik opiera się na materiałach pozostawionych przez mjr. Fabiszewskiego, będącego komendantem Składnicy w latach 1934-38. Fabiszewski w latach 60-tych XX w. poświęcił wiele lat swojego życia prowadząc badania i swojego rodzaju „prywatne śledztwo”, które miało m.in. wykazać dlaczego obrona Składnicy trwała tak krótko przy możliwościach dalszej skutecznej obrony.

    Marszalec nie wie, bo nie czytał dokładnie recenzowanej książki (skupiając się jedynie li tylko na jednym jedynym przypisie w książce...), że zdecydowana większość relacji obrońców Westerplatte, a także niemieckich żołnierzy, to relacje spisywane od 1945 r., a nie w latach 70-tych czy 80-tych XX w. I są to relacje, które były przygotowane pod kątem mającej powstać prawie 30 lat temu książki J. Żebrowskiego, o którego napisanie o prawdziwej historii obrony Składnicy poprosili sami obrońcy, z których większością był mocno zaprzyjaźniony, a którą to książkę ostatecznie na prośbę p. Żebrowskiego i motywowany przez prof. Wieczorkiewicza napisałem ja.

    Dla Marszalca niewygodny jest także fakt, że Naczelny Wódz wzywał obronę Oksywia i Westerplatte do wytrwania na posterunku co wiązało się z walką do ostatniego naboju lub ostatniego żołnierza. Wiedzieli o tym żołnierze w trakcie walki. Fakt niewygodny, więc pominięty w recenzji mojej pracy, jak i wiele ważnych szczegółów, które po raz pierwszy zostały opublikowane rzucając nowe światło na obraz obrony Składnicy.

    Marszalec zarzuca mi także kradzież materiałów ikonograficznych z archiwów państwowych! Jak widać nie może przeboleć faktu, że zbiory Stowarzyszenia pozyskiwane w antykwariatach, aukcjach internetowych i kolekcjonwerów za prywatne pieniądze jego członków i sponsorów są najprawdopodobniej największe w Polsce. Ponad 700 zdjęć w książce, większość archiwalnych, nigdy nie publikowanych, mapy, plany, wizualizacje 3D obiektów – to efekt kilku lat pracy Stowarzyszenia. Marszalec insynuując mi kradzież, czy sam ma czyste sumienie? Bo nie kto inny tylko właśnie Marszalec w swoim artykule o Westerplatte w magazynie „30 dni” (nr 3/2009) bez skrupułów wykorzystał cudzy plan Westerplatte (autorstwa członka SRH WST), zasłaniając miejsce podpisu autora planu, który został opracowany na bazie materiałów będących własnością Stowarzyszenia, a także nie podając źródła skąd go pozyskał. Jak więc nazwać naukowca który kradnie?

    Marszalec atakuje mnie nawet za to, że na zdjęciu przy notce biograficznej jestem w fotochromowych okularach... Podobne absurdalne ataki przyjmowałem ze strony reżysera mającego powstać filmu, szkalującego polskich obrońców. I w podobny sposób po wojnie komunistyczna propaganda sterowana przez UB atakowała polskich patriotów przedstawiając ich z czapkami naciągniętymi na oczy lub ciemnych okularach. Marszalec woli unikać konfrontacji stawiając się po stronie tych którzy ograniczają swobodę badań historycznych, zwłaszcza nad historią najnowszą.

    Miarą sukcesu jest często liczba wrogów i ich tożsamość. Cieszy mnie więc to, że do grona moich przeciwników przystępuje Muzeum II W.Ś. Jak do tej pory byli to funkcjonariusze SB, nierzetelni historycy oraz ich wychowankowie, a także stronnictwa niemieckie, których serce bije dla Eriki S. Myślę, że pracownicy Muzeum II W.Ś. odnajdą się w którejś z tych grup.

    Mariusz Wójtowicz-Podhorski

    • 14 2

    • Recenzja książki

      "Westerplatte 1939. Prawdziwa historia

      „Westerplatte 1939. Prawdziwa historia” autorstwa Mariusza Wójtowicza-Podhorskiego to książka, na którą czekało od dawna środowisko miłośników historii II w.ś. Przygotowywana przez cztery lata, 664 stronicowa publikacja z niezwykłą dbałością o szczegóły pokazuje nie tylko obraz walk w ciągu siedmiu pierwszych dni września, ale i historię Wojskowej Składnicy Tranzytowej, a także powojenne losy półwyspu Westerplatte. Pod wieloma względami jest to niemal analityczne studium historyczno-wojskowe poświęcone obronie Wojskowej Składnicy Tranzytowej.
      Autor książki jest dobrze znany miłośnikom historii II w.ś., a w szczególności przedwojennego Wojska Polskiego. Od kilku lat intensywnie zajmuje się ratowaniem i ochroną zabytków Westerplatte, a także poszukiwaniem pamiątek związanych z obroną Składnicy. W dążeniu do zachowania legendy Obrońców i należytego upamiętnienia pola bitwy ma na tym polu szereg spektakularnych sukcesów. Jest również inicjatorem powołania Muzeum Westerplatte. Jego działania na rzecz zachowania złotej legendy Obrońców i należytego upamiętnienia pola bitwy odbijają się zazwyczaj dużym echem w mediach.
      Pierwszą publikacją autora był paradokumentalny komiks „Westerplatte. Załoga śmierci”. I tym razem jego „Westerplatte 1939. Prawdziwa historia” jest kolejnym niezwykle ciekawym przykładem skutecznego popularyzowania historii, w oparciu o szczegółowy i rzetelny warsztat wsparty bogatą bazą źródłową.
      W „Westerplatte 1939. Prawdziwa historia” ta właśnie szczegółowość wysuwa się na plan pierwszy. Mamy tu do czynienia z kompletną pracą, ukazującą m.in. na podstawie nieznanych wcześniej relacji, prywatnej korespondencji i pamiętników obrońców, niemieckich raportów wojskowych i dzienników okrętowych, obraz siedmiodniowych walk z dokładnością w zasadzie co do minuty. Na uwagę zasługuje analiza źródeł, w tym np. kilku relacji tej samej osoby dotyczącej jednego zdarzenia, ale spisanych w różnych okresach czasu. Dzięki niezwykłej szczegółowości, epizody znane wcześniej, jak i te odkryte przez autora, zyskały wreszcie precyzyjne umiejscowienie w czasie. Zwraca uwagę też niespotykana we wcześniejszych publikacjach dokładna analiza taktyki stron walk o Westerplatte zestawiana m.in. z przedwojennymi podręcznikami taktyki piechoty, czy wojskowymi instrukcjami.
      Książka ujawnia kilkadziesiąt nieznanych szerzej historii związanych z Westerplatte, jak choćby m.in. fakt zakupu półwyspu Westerplatte z rąk niemieckich przez Polaków po I w.ś. Poznajemy wreszcie kto i dlaczego strzelił na przedpolu Składnicy 1 IX o godz. 0430. Dowiadujemy się o nocnej walce z Niemcami w kasynie podoficerskim, czy próbie uratowania ciężko rannego strz. Ussa przez niemiecki patrol. Niezwykle istotny jest dla całości książki demontaż mitu o rzekomym rozkazie obrony mającej trwać tylko 12 godzin. Wspiera w tym autora załącznik z sensacyjną korespondencją płk. S. Fabiszewskiego, komendanta Składnicy w l. 1933-38, który po wojnie walczył z właśnie z tym mitem szkodzącym legendzie Obrońców. Prowadził on również prywatne dochodzenie mające ustalić dlaczego obrona Westerplatte trwała tak krótko (Składnica była przygotowywana do 3-4 tygodniowej walki).
      Mariusz Wójtowicz – Podhorski, znany jest z wieloletniego badania konfliktu pomiędzy dwoma najwyższymi oficerami, przebywającymi podczas obrony na terenie Wojskowej Składnicy Tranzytowej – mjr. Sucharskim i kpt. Dąbrowskim. Wątek ten nie jest jednak dla autora pierwszoplanowy. W publikacji Wójtowicza-Podhorskiego poznajemy innych bohaterów, którzy choć wcześniej znani, to ukazywani byli na drugim lub trzecim planie. W książce bez wątpienia na pierwszym planie jest doświadczony weteran, chor. Jan Gryczman, dzięki któremu tak naprawdę zaczęła się siedmiodniowa obrona, a nie klęska polskiego garnizonu w pierwszej godzinie wojny. Szczególną uwagę autor poświęca też bohaterskiemu lekarzowi kpt. Mieczysławowi Słabemu, zakatowanemu po wojnie przez Informację Wojskową.
      Obraz historii Westerplatte uzupełniony jest gigantyczną ilością aż 691 fotografii (!) archiwalnych, jak i współczesnych, aranżowanych specjalnie dla zilustrowania książki z udziałem grup rekonstrukcji historycznych. Jest to ilość dotychczas niespotykana w żadnej innej podobnej publikacji. Monografia składa się z przedmowy, dwunastu rozdziałów, załączników, dodatków, planów, kalendarium, bibliografii i indeksu nazwisk oraz nazw. W 27 dodatkach i załącznikach mamy ponadto efekt benedyktyńskiej kilkuletniej pracy autora, czyli m.in. szczegółowy spis nazwisk i stopni polskich żołnierzy oraz ich przydziały na stanowiska bojowe w dniach 1-7 IX 39 r., prawdopodobny przydział żołnierzy WST na Westerplatte na stanowiska bojowe rankiem 1 IX, wykazy polskich i niemieckich żołnierzy zabitych, ciężko i lekko rannych w trakcie walk o Westerplatte. Książkę uzupełniają szczegółowe dane oraz ilustracje uzbrojenia i sprzętu obydwu stron bitwy. Interesujące jest poglądowe porównanie sił zaangażowanych w walki o Westerplatte, czy załącznik „Westerplatte po wojnie – krajobraz po bitwie” opisujący dzieje Westerplatte od 1945 r. aż do dnia dzisiejszego.
      Książka zawiera ponadto 28 perfekcyjnie przygotowanych map, które zostały wykonane w oparciu o bardzo szczegółową mapę topograficzną z 1934 r. obejmująca m.in. położenie pojedynczych latarni, umocnień polowych, posterunków. Mapy obrazujące poszczególne etapy działań pokazują nie tylko przebieg natarć z udziałem poszczególnych plutonów, ale nawet ważne epizody np. z udziałem zaledwie dwóch żołnierzy (rozkręcenie toru przez Polaków). Ciekawostką jest też nigdy wcześniej nie publikowany plan współczesnego wyglądu Westerplatte nałożonego na plan z 1934 r. To czego wcześniej nie było w innych monografiach bitew to m.in. trójwymiarowe wizualizacje obiektów fortyfikacyjnych z dołączonymi planami i wykazem żołnierzy na danym stanowisku bojowym. Rzuty poziome i zdjęcia wykonane przez autora w miejscach niedostępnych zwiedzającemu Westerplatte znakomicie uzupełniają wizualizacje umożliwiając czytelnikowi „poruszanie się” po Składnicy w trakcie lektury książki.
      Publikacja opatrzona jest bardzo dokładnymi przypisami autora, których jest łącznie 2699! W przypisach autor umieścił często wyniki własnych badań, gdzie wielokrotnie podkreśla, że pojawiające się sprzeczności w różnych źródłach pozostawia do wyjaśnienia w przyszłości. Zastrzega, że być może ich rozwiązanie może się okazać już niemożliwe.
      Cennym uzupełnieniem jest kalendarium wydarzeń zaczynające się od 1919 r., a kończące na 2009 r. Książkę zamyka bibliografia z wykazem źródeł, książek, planów i map, opracowań, tytułów prasowych, audycji radiowych, materiałów filmowych, instrukcji wojskowych, która obejmuje aż 19 stron.
      Książka jest dobrze skonstruowana, więc dobrze się z niej korzysta i czyta, miejscami jak fascynującą paradokumentalną opowieść. Podkreślić należy w tym miejscu bardzo wysoki poziom edytorski wydawnictwa. Jedynymi grzechami publikacji jest swobodna miejscami interpretacja faktów, a także przedstawienie przez autora opinii mogących powodować ostrą polemikę.
      Tak czy inaczej, praca Podhorskiego, zwłaszcza ze względu na swoją szczegółowość, ma niewątpliwie wyjątkowy charakter. Absolutnie predestynujący ją do miana bezprecedensowej na współczesnym rynku wydawniczym. Ze względu jednak na wielość komentarzy oraz wysuwanie przez autora, do czego ma prawo, wielu hipotez, jest to jednak pozycja skierowana do świadomego i wyrobionego czytelnika, który ma już własny osąd i porusza się samodzielnie oraz z własną wiedzą po wielu z zamieszczonych w niej kwestiach dotyczących Westerplatte."

      Bartosz Gondek
      Marcin Tymiński

      Komandos nr 6(204) 2010

      • 5 0

  • Podhorski nie zakupił serwisu z Westerplatte :-) (1)

    Serwis został zakupiony - za kwotę uczciwą lecz nie oszałamiająco wysoką - przez biznesmena dr inż Waldemara Tlagę - wykładowcę wydziału Elektroniki PG...

    Moment przekazania uwieczniono w Panoramie...

    • 2 6

    • nihil novi

      o tym jest w książce i na stronie www.westerplatte.org
      ale to dzięki Podhorskiemu serwis nie wyjechał z Polski...

      • 8 0

  • o książce

    Czytam ta książkę i jest to chyba najlepsza pozycja od lat jaką napisano o epizodach z września 1939 roku, śmiało mozna powiedzieć że jest wręcz pasjonująca. Opisy wydarzeń niezwykle dokładne, a autor nie unika bolesnych i trudnych tematów. Nie gloryfikuje za wszelką cenę, oddaje honor tym komu się należy a wymienia też tych którzy zasługują na potępienie. Jeśli zdecyduje się napisać coś o innych epizodach "polskiego września" i zrobi to w tej formie biorę w ciemno.

    • 11 2

  • Przeprośmy pokojowy Naród Nazistowski, że przez nasz głupi upór sprowokowaliśmy ten konflikt (5)

    • 16 26

    • Prawda

      Niepotrzebnie atakowaliśmy tę radiostację w Gliwicach. Przepraszamy i prosimy o wybaczenie. Pan Profesor skołuje jakieś wiadro z popiołem do wysypania na głowę.

      • 1 0

    • PISanie ironicznych tekstow na trojmiasto.pl juz mamy jako tako opanowane (2)

      coraz lepiej nam to wychodzi,

      • 2 1

      • no to co? (1)

        • 0 0

        • Może podwyżka wtedy szefie?

          • 0 0

    • Nick

      sugeruje ironię ;)

      • 2 1

  • Gratulacje dla Autora

    Gratulacje dla autora i sztabu współpracowników za te piękną pozycję o Westerplatte.Nareszcie wychodzi na jaw prawdziwa historia tego miejsca.
    Ogromne dzięki,czekałem na to wydawnictwo wiele lat.
    Pozdrawiam.

    • 11 2

  • Westerplatte 1939. Prawdziwa historia

    19 września w Auli Politechniki Gdańskiej odbyła się promocja znakomitej pracy Mariusza Wójtowicza – Podhorskiego pod powyższym tytułem.

    Autor książki jest profesjonalnym historykiem po Uniwersytecie Gdańskim, niesłychanie energicznym i skutecznym w działaniu, obecnie dodatkowo studiującym historię wojskowości na Akademii Marynarki Wojennej.
    Od lat nazywany jest ,,ostatnim obrońcą Westerplatte”. To z jego inicjatywy powstało Stowarzyszenie Rekonstrukcji Historycznej Wojskowej Składnicy Tranzytowej na Westerplatte, które dokonało rzeczy wydawających się wprost niemożliwymi do osiągnięcia. To dzięki niemu podjęto decyzję o podjęciu działań w kierunku przywrócenia Westerplatte wyglądu maksymalnie możliwie zbliżonego do oryginalnego, bezmyślnie zniszczonemu w okresie powojennym. To dzięki niemu pozyskano z całej Europy działa, moździerze i karabiny maszynowe dokładnie takie, jakimi dysponowali obrońcy Westerplatte. To dzięki niemu odzyskano całą masę cennych pamiątek łącznie z oryginalnym serwisem z kasyna oficerskiego i podoficerskiego.

    Gdy wydawało się, że rewitalizacja Westerplatte jest na jak najlepszej drodze, przyszła zmiana rządu i tak zasłużonego człowieka po prostu wykopano, funkcję dyrektora mającego powstać muzeum powierzając osobie, której jedyną kompetencją są osobiste kontakty z urzędującym premierem.

    Co gorsza, zamierzenia nowej dyrekcji wskazują, że Westerplatte może ulec dalszemu zniszczeniu, całkowicie już zacierającego jego historyczno – obronny charakter.

    Spotkanie promocyjne zgromadziło nadspodziewanie dużo ludzi z całej Polski zapełniając dużą Aulę PG.

    Książka – owoc kilku lat ciężkiej pracy – jest może i najlepszą historyczną pracą o Wrześniu 1939, będąc wręcz rewelacją, definitywnie obalającą kilka fałszywych mitów i to w oparciu o konkretne dokumenty i zdjęcia.

    Przede wszystkim, jak to pokazuje praca autora, Westerplatte było od strony sztuki wojennej prawdziwym majstersztykiem, będąc znakomicie przygotowane do długiej obrony. A więc nie żadne szaleńcze ginięcie w beznadziejnej sytuacji, jak to się z lubością pisze nawet w naszych podręcznikach historii czy głupawej poezji, tylko wyjątkowo mądrze zorganizowaną obroną, która atakujących naraziła na znacznie większe straty, niż obrońców.

    Po drugie, to książka obala kłamstwo, że Westerplatte miało się bronić tylko 12 godzin. Nie tylko, że było przygotowane do znacznie dłuższej obrony, ale i każdego dnia radiową drogą przychodził rozkaz Naczelnego Wodza, że obrona ma być kontynuowana. Ta obrona miała dokładnie taki sam sens jak obrona Oksywia czy Helu, bo 7 września 1939 nikt jeszcze nie wiedział, że nasi ,,alianci” tak sromotnie zawiodą, a 17 września 1939 armia sowiecka uderzy na Polskę. Obrona Westerplatte uniemożliwiała też pełne wykorzystanie portu gdańskiego przez Krigsmarine przeciwko obrońcom Helu i Oksywia.

    Po trzecie, to książka bezdyskusyjnie udowadnia, że Westerplatte bronić się mogło znacznie dłużej, bo amunicji i żywności miało aż nadto i o kapitulacji zadecydowała tylko postawa mjr Sucharskiego, kreowanego po wojnie na narodowego bohatera. Autor delikatnie nie wspomina o tym, że według relacji ocalałych oficerów na Westerplatte miała wręcz próba buntu, gdy oprzytomniały wreszcie mjr Sucharski podjął decyzję o kapitulacji.

    Tymczasem już w końcu roku 1939 większość polskich oficerów znała prawdę, że prawdziwym dowódcą obrony Westerplatte był kapitan Franciszek Dąbrowski i mjr Sucharski, tak fetowany przez Niemców, a potem przez komunistów, w oficerskich jenieckich oflagach był po prostu z pogardą ignorowany, bo nie był w stanie sprostać etosowi polskiego oficera, a i po wojnie, w II Korpusie we Włoszech też nie traktowano jego z jakimś szacunkiem.

    Między mjr Sucharskim, a kapitanem Raginisem – obrońcą Wizny, czy płk Dąbkiem – obrońcą Oksywia, jest przepaść i rację ma pan Wójtowicz – Podhorski gdy pisze, że Sucharski powinien być pozbawiony Orderu Virtuti Militari, bo gdyby losy Września 1939 potoczyły się inaczej, za próbę kapitulacji w dniu 2 września i ostateczną kapitulację 7 września zgodnie z prawem stanąłby przed wojskowym sądem i został rozstrzelany.
    Reklama
    Reklama na www.iskry.pl

    Ta książka jest potrzebna, tak samo jak i potrzeba więcej podobnych prac, które definitywnie zaprzeczą bzdurnemu i wrednemu mitowi Polaka – szaleńca czy wręcz – przygłupa, który z lancą na koniu atakuje czołgi, jak to pokazał w ,,Lotnej” rzekomy syn zamordowanego w Katyniu polskiego rotmistrza.

    Potrzeba podobnych prac choćby o słynnej szarży pod Krojantami, która pozwoliła Armii ,,Pomorze” bezpiecznie się wycofać i wziąć udział w bitwie pod Kutnem, o bitwie pod Kockiem, której przebieg długo studiowali niemieccy sztabowcy, jako wzór wyjątkowo mądrego prowadzenia walki, czy o walkach polskich pancerniaków na znakomitych polskich czołgach 7tp, które biły czołgi niemieckie.

    Książka pana Wójtowicza – Podhorskiego nie jest bynajmniej jakimś oskarżeniem mjr Sucharskiego, bo autor i tak nie pisze wszystkiego. Natomiast pokazuje prawdę o mądrej walce polskiego żołnierza. Tą książkę powinien przeczytać każdy Polak.

    Pan Mariusz Wójtowicz – Podhorski z goryczą mówił o kłodach, jakie jego Stowarzyszeniu rzuca pod nogi urzędujący prezydent miasta Gdańska pan Paweł Adamowicz. Jednocześnie z wdzięcznością i uznaniem mówił o stałej pomocy ze strony prezydenta miasta Gdyni, pana Wojciecha Szczurka. W tym momencie z sali padły kolejne oskarżenia pod adresem pana Adamowicza: nagła odmowa sfinansowania budowy pomnika ku czci zamordowanych przez Niemców 60 – tysięcy Polaków na Pomorzu, jakieś ,,dziwne” problemy z Pocztą Polską w Gdańsku, pozostawieniu w zapomnienie słynnego miejsca kaźni Victoria Schule, brak stałej ekspozycji pokazującej męczeństwo Polonii Wolnego Miasta Gdańska, odmowa zamiany w izbę narodowej pamięci niedawno odkrytych lochów więzienia przy ulicy Kurkowej – miejsca torturowania i mordów ,,żołnierzy wyklętych” i niepodległościowej opozycji i cała masa innych zarzutów.

    Padły bardzo ostre słowa, których sens jest jednoznaczny:

    pan Paweł Adamowicz i jego otoczenie powinni NATYCHMIAST zmienić miejsce pracy, a najlepiej i – zamieszkania.
    Jeżeli na spotkaniu w Nowym Ratuszu w dniu 16 września przedstawicielka pana Adamowicza i pani wicemarszałek sejmiku wojewódzkiego po prostu bredzili, że jakoby prawo nie pozwala im na finansowanie budowy pomnika ku czci 60 – tysięcy wymordowanych przez Niemców Polaków na Pomorzu, to należy zadać proste pytanie: jakie to ,,krasnoludki” sfinansowały budowę pomnika członka Waffen – SS, Guntera Grassa, Pomnika Kindertransport, Muzeum Wolnego Miasta Gdańska, jakichś fontann i innych nieprzemyślanych inwestycji.

    Niżej podpisany 30 sierpnia podpisywał akt erekcyjny Społecznego Muzeum Westerplatte, powstającego dzięki panu Wójtowiczowi – Podhorskiemu, które ma szansę stać się zalążkiem MUZEUM WOJSKA POLSKIEGO w GDAŃSKU.

    Gdańsk jest jednym z nielicznych dużych miast w Polsce, które takiego muzeum nie posiada, mimo bardzo bogatej historii militarnej Pomorza Gdańskiego. Jest wielu kolekcjonerów, gotowych takiemu muzeum przekazać swoje zbiory i takie muzeum kiedyś powstanie, czy się to panu Adamowiczowi i S-ce podoba, czy też nie.
    Ale aktualnie, jak się wydaje, miastem rządzi opcja, której nie jest miła ,,Rota” – usunięta z ratuszowego carillonu, a sympatyczniejsi im są wsławieni wyjątkowym okrucieństwem Czarni Husarzy Mackensena, którzy wymordowali polską patriotyczną młodzież w Międzyrzeczu Podlaskim, niż pułkownik Mastalerz spod Krojant, specjalista od wykonywania niewykonalnych rozkazów.

    TYLKO, że czas tych panów wreszcie się kończy i nawet coraz więcej członków i sympatyków PO ma ich serdecznie dosyć.

    1 września 2009 o godzinie 04.45 pod pomnikiem na Westerplatte stał wiceprezes akademickiej korporacji Konwent ,,POLONIA” – kontynuatora tradycji wileńskich filomatów i filaretów, Aleksander Rekść – wnuk dwóch kawalerów Virtuti Militari: Ignacego Korkozowicza i Henryka Rekścia.

    Były gorsze czasy, ale to do takiej młodzieży należy nasza przyszłość. Za kilka lat o panu Adamowiczu nikt pamiętać nie będzie, bo - taka młodzież zwycięży.

    Waldemar Rekść
    (autor jest członkiem Związku ,,Solidarność” Polskich Kombatantów i Związku Przyjaciół Pomorza)

    • 11 3

  • ile za tą knige? (3)

    • 0 0

    • na promocji byla za 90 zl. bezposrednio w wydawnictwie aj-press 99 zl, a w ksiegarniach na pewno powyzej stowy.

      • 2 0

    • Gdzieś w treści postów /po odfiltrowaniu bełkotu galuxa i innych oszołomów/padła kwota 90 zł (1)

      Gdzieś w treści postów /po odfiltrowaniu bełkotu galuxa i innych oszołomów/padła kwota 90 zł

      • 6 1

      • to na promocji bo tak poza nią około 100 zł.

        • 1 1

  • Coś mi się wydaje, że autor tego "dzieła" (6)

    czeka z jej opublikowaniem, aż umrze ostatni obrońca Westerplatte. Wtedy można każdą "prawdę" wcisnąć w usta ludzi, których już nie ma.

    • 30 32

    • no comments (2)

      1. Książka już wyszła.
      2. Żyje jeszcze 4 Westerplatczyków.
      3. Z ostatnimi żyjącymi kontaktował się Autor książki - wystarczy przeczytać ostatni załącznik do książki pokazujący powojenne dzieje Westerplatte.
      4. Jak napisał Autor i jak mówił na promocji książki - większość zebranych niepublikowanych relacji od westerplatczyków pochodzi sprzed 30 i więcej lat. W książce są cytowane relacji np. z lat 50-tych XX w. Są to relacje, które Westerplatczycy przekazywali lub składali Jackowi Żebrowskiemu z Łodzi (aby ukazał prawdziwy obraz walk na Westerplatte, inny niż np. u Flisowskiego), a zostały następnie kilka lat temu przekazane Podhorskiemu do wykorzystania w jego książce.

      • 17 3

      • 4 Westerplatczyków

        Mamy zdjęcie i podpis, nawet nie trzeba czytać załącznika, jeśli ktoś nie ma książki.
        Co do książki to dyskusja między osobami , które jej nie przeczytały jest bez sensu. Banda krzykaczy dorwała się do komputerów i kłoci się nie wiedząc do końca o co. Najpierw przeczytajcie, a potem możecie się wypowiadać do woli.
        Pozdrawiam.

        • 10 1

      • no comments 2

        moja odpowiedź powyżej jest do postu z 2009-09-28 17:21 nick "Ewcia"

        A poza tym w ostatnim załączniku książki dotyczącym powojennych dziejów Westerplatte jest sporo o proniemieckiej działalności Adamowicza w Gdańsku, więc jutro jak tylko zacznie pracę Urząd Miasta można się spodziewać wysypu negatywnych komentarzy pod adresem Autora :)

        • 12 2

    • Wołoszański, Podhorski, Borowiak (1)

      To tacy pseudohistorycy. Nie szukają informacji źródłowych tylko powołują się na książki. Nie weryfikuja tych informacji.... Przecież w Gdańsku gazety już 1 września napisały, że Westerplatte padło. Można sie powołać na nie i napisać, że Westerplatte nie broniło się wogóle tylko PZPR to sobie ubzdurała. Tylko trzeba poczekać aż umrą wszyscy ze Składnicy...

      Nikt nie potwierdził informacji przezentowanych przez autora. Nie ma dowodów w postaci taśm audio czy filmowych ani nawet odręcznego pisma. Nawet rodziny zmarłych west. są zdziwione, nie mówiąc o żyjących.

      • 3 15

      • Zajrzyj do książki

        i powiedz nam, jaka jest proporcja przypisów odwołujących się do książek do tych z materiałami źródłowymi. Pewnie się zdziwsz.

        • 7 2

    • Opinia została zablokowana przez moderatora

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane