• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Czytelnik: Wolę komunikację i rower od auta

Maciej
30 stycznia 2018 (artykuł sprzed 6 lat) 
Zadowoleni z komunikacji miejskiej przekonują, że jest ona lepszym rozwiązaniem, nie tylko w dniach, kiedy panują trudne warunki atmosferyczne. Zadowoleni z komunikacji miejskiej przekonują, że jest ona lepszym rozwiązaniem, nie tylko w dniach, kiedy panują trudne warunki atmosferyczne.

W niedzielę opublikowaliśmy list zagorzałego kierowcy, który opisywał swoje nienastrajające optymizmem wrażenia z eksperymentu, jakim była jazda tramwajem po Gdańsku. Opowieść wywołała gorącą dyskusję. Jeden z czytelników postanowił użyć tego samego schematu wypowiedzi, aby przekonać wszystkich do zgoła przeciwnych wniosków. Oto jego list.



Przeczytaj niedzielny artykuł opisujący bolączki komunikacji miejskiej

Co ma największy wpływ na to, w jaki sposób dojeżdżasz do pracy?

Odpowiedź czytelnika wykazującego wyższość komunikacji miejskiej i jazdy rowerem nad przemieszczaniem się samochodem

Czy dorosły człowiek, który musi być o stałych porach w stałych miejscach i przyzwyczaił się do sprawnego przemieszczania się po mieście rowerem i komunikacją publiczną jest w stanie bez większego problemu przesiąść się do samochodu? Na pewno nie każdy.

Mam na imię Maciej i mam 30 lat. Jestem pracownikiem biurowym i ojcem dwójki dzieci w wieku ok. 2 i 4 lat. Zarabiam nieźle, a każdego dnia do pracy, przedszkola i żłobka dojeżdżam rowerem, zimą łącząc go z kolejką PKM, czasem z tramwajem. Nie narzekam. Lubię to, pomimo że czasem zdarzy się trochę zmoknąć albo zmęczyć.

Do pracy zawsze jadę tyle samo czasu - ok. 30-35 minut, więc wiem, że zdążę odebrać dzieci ze żłobka i przedszkola (przyczepka i fotelik pozwalają wozić dwójkę dzieci rowerem), na co potrzebuję dodatkowych 20-30 minut. Raz jest lepiej, raz gorzej. W każdym razie jazda rowerem daje mi dużo frajdy, czego nie powiem o jeździe samochodem.

W awaryjnych sytuacjach, kiedy zmuszony jestem zrezygnować z roweru, zazwyczaj... staram się wybrać komunikację szynową. Wolę dojść na przystanek, kupić bilet i pojechać nawet z dwiema przesiadkami - na pociąg i tramwaj, niż spóźnić się po odbiór dzieci po południu. Może jestem dziwakiem, ale myślę, że wielu z nas robi podobnie.

Szansa dla samochodu



Ostatnio postanowiłem dać szansę dojazdom samochodem. Próbowałem to polubić i nawet przeszło mi przez myśl, że mógłbym kupić drugi samochód specjalnie na dojazdy do pracy. Siedziałbym w cieple, słuchał muzyki i nie przejmował się pogodą - same plusy. Dodam tylko, że zanim urodziły mi się dzieci, jakieś pięć lat temu, dojeżdżałem przez rok do pracy samochodem.

Jednak do rzeczy. Na początku tygodnia przed Bożym Narodzeniem lekko bolało mnie gardło, więc postanowiłem rano wsiąść w samochód, żeby się nie przeziębić. Ponieważ wyjechałem z domu ok. 7:00 udało mi się do pracy dojechać ciut szybciej niż zwykle - w 20 minut. Pomyślałem, że dzięki temu będę mógł wyjść wcześniej i nie trafię w popołudniowe korki. Nic bardziej mylnego. To był pierwszy strzał w kolano.

Pole position nie ma znaczenia



Na wyjeździe z Olivia Business Center zameldowałem się chwilę po 15:30. Wyjechałem z miejsca parkingowego, a moim oczom ukazał się sznurek samochodów czekający do wyjazdu na al. Grunwaldzką. Jeszcze wtedy miałem dobry humor.

Natłok samochodów nie zwiastował dobrze, ale przecież ci wszyscy kierowcy nie mogli jechać dokładnie w tym samym kierunku co ja. Jak się chwilę później okazało - mogli. Po upływie 15 minut dojechałem do skrzyżowania z ul. Abrahama podjeżdżając w żółwim tempie na pierwszym albo maksymalnie drugim biegu. Żadna walka o najlepszą "pozycję startową" nie miała sensu - w korku każdy musi odstać swoje.

Uwięzienie i tłok



Każdy dojeżdżający codziennie samochodem wydaje się wręcz instynktownie znać alternatywne drogi omijające korki. Pomyślałem, że i ja skręcę w bok z al. Grunwaldzkiej, a na pewno ominę największe skupisko samochodów. Wspomniałem już o dobrym humorze? Nieaktualne. Ledwo skręciłem, a przede mną wyrósł sznur samochodów, które poruszały się jeszcze wolniej.

Pomyślałem, że może jak dojadę do szerokiej, dwupasmowej al. Żołnierzy Wyklętych zrobi się trochę luźniej. Na bank. Mocno się pomyliłem, tam korek był tak samo gęsty. Na całe szczęście dziećmi tego dnia zajmowała się babcia, bo w tym momencie wiedziałem już, że nie zdążyłbym odebrać ich przed 17 (o tej godzinie zamykają żłobek i przedszkole). O tyle dobrze.

Masa samochodów, smród spalin, ciągłe skupienie uwagi na podjeżdżaniu o kilka metrów, świadomość utknięcia bez możliwości wyjścia i zostawienia samochodu - to była kumulacja. Przyznajcie sami, to niezbyt komfortowa podróż - spędziłem w korku już prawie pół godziny i byłem dopiero w połowie trasy, a komunikacją miejską byłbym już prawie w domu. A kolega z pracy mówił - jak jedziesz samochodem, to zrób sobie kawę i kup kanapkę na drogę. Kanapkę i kawę? Po co? Wyśmiałem go, a potem żałowałem.

Nawigacja do śmietnika



Wisienką na torcie tej farsy była nawigacja samochodowa pokazująca bieżący czas potrzebny na pokonanie trasy. Od wyjazdu z biura do mniej-więcej połowy drogi non-stop pokazywała szacowany czas przejazdu na poziomie 35 minut. Alternatywna "szybsza trasa" okazała się tak samo wolna, albo wręcz gorsza. Ostatecznie do domu jechałem godzinę i dziesięć minut. Gdybym miał jeszcze odebrać dzieci, trasa zajęłaby mi ponad półtorej godziny.

Mijały kolejne minuty mojej samochodowej katorgi, a ja próbowałem znaleźć jakiekolwiek pozytywy. Znalazłem. Przynajmniej było ciepło i radio jeszcze grało. Marne to pocieszenie, bo wciąż byłem daleko od domu.

Mój wzrok wlepiony był w światła stopu samochodu przede mną. Marzyłem o mecie. Po kolejnych 35 minutach dojechałem do swojego garażu. Nie zdawałem sobie sprawy, że człowieka tak może boleć głowa z powodu powrotu z pracy do domu. Serio.

Współczuję niemającym wyboru



Być może dramatyzuję, być może wyolbrzymiam zupełnie normalną sytuację z korkami w mieście. Być może, ale codziennie dojeżdżając do pracy rowerem lub PKM-ką nie zauważa się takich problemów - wychodzi się z domu o tej samej godzinie i wraca o tej samej.

Zapewne jedni z was nazwą mnie dziwakiem albo niedzielnym kierowcą, drudzy zaproponują zjedzenie popularnego "batona na gwiazdorzenie", a jeszcze innym moja historia coś przypomni. Może też miałem pecha, a na co dzień wygląda to całkiem inaczej?

Przejechałem się tak trzy dni z rzędu, przeżyłem to jakoś, ale strasznie współczuję wszystkim, którzy nie mają wyboru i muszą codziennie jeździć samochodem w tych korkach. Natomiast zupełnie nie rozumiem ludzi, którzy mając wybór codziennie decydują się na samochód.
Maciej

Co Cię gryzie - artykuł czytelnika to rubryka redagowana przez czytelników, zawierająca ich spostrzeżenia na temat otaczającej nas trójmiejskiej rzeczywistości. Wbrew nazwie nie wszystkie refleksje mają charakter narzekania. Jeśli coś cię gryzie opisz to i zobacz co inni myślą o sprawie. A my z radością nagrodzimy najciekawsze teksty biletami do kina lub na inne imprezy odbywające się w Trójmieście.

Opinie (621) ponad 20 zablokowanych

  • Nie planujesz, to wąchasz cudze pachy albo w korkach spaliny wdychasz. (7)

    Jak się cieszę, że nie mam takich problemów. O ile w tej dyskusji jestem za zbiorkomem, to nieodmiennie dziwią mnie problemy dorosłych ludzi wynikające z braku umiejętności myślenia przyczynowo-skutkowego. O co mi chodzi? Otóż mam 32 lata, zawód dający ok. 4K na rękę, nieużywane od lat prawo jazdy i święty spokój w temacie dojazdów do pracy. Ato dlatego, że do pracy dojeżdżać nie muszę. Nie mam dzieci, nie mam 30-lat kredytu na apartament pod śmietniskiem, razem z moją drugą połówką pracujemy w tej samej części miasta. Kiedy trzeba było zmienić miejsce zatrudnienia, uzgodniliśmy, że oboje zmienimy, żeby móc pracować blisko miejsca zamieszkania. W ten sposób już 3 razy zmienialiśmy mieszkanie - tak, wynajmujemy, nie, tłumaczenie, że po tylu latach płacenia za najem mielibyśmy swoje pod śmietniskiem, nas nie przekonuje. Ja do pracy, idąc pieszo, mam 15 min., ona 8 min. Nie mamy dzieci, to i po pracy możemy się spotkać w pół drogi i iść coś zjeść na mieście, zamiast kombinowania jak zdążyć odebrać dzieciaka z przedszkola w innej części miasta. Nie mamy kredytu na karku, więc jak będzie trzeba przenieść się po raz 4., no to się przeniesiemy. Prawa jazdy mamy oboje nieużywane od lat, bo w Trójmieście wszędzie, gdzie warto, da się dojechać SKM i rowerem. Dlatego samochód sprzedany i nie musimy uczestniczyć w walkach o miejsce do parkowania.
    Kiedyś, na samym początku, dojeżdżałem do pracy tramwajem 40 min., po przerzuceniu się na samochód w jedna stronę było szybciej, ale w druga czas powrotu wydłużał się nawet do 1,5h. Kiedy policzyłem sobie, że w ten sposób w ciągu roku straciłem miesiąc życia na jeżdżenie tam i z powrotem, powiedziałem sobie - nigdy więcej. Od tej pory jestem trochę szczęśliwszym człowiekiem. Ale to dzięki temu, że zdałem sobie sprawę z tego, że żeby mieć w miarę wygodne życie, z pewnych rzeczy trzeba zrezygnować - w moim przypadku były to dzieci, kredyt, samochód. Nie żałuję.

    • 12 13

    • każdy jest architektem własnego życia (1)

      ale to jeszcze nie znaczy, że z tytułu posiadania dzieci należy przyjmować bezkrytycznie wszelkie niedogodności infrastruktury. Każdy człowiek w pewnym stopniu dąży do konformizmu i wybiera najdogodniejszy dla siebie środek transportu, od nikogo nie można wymagać męczeństwa czy zmiany przyzwyczajeń w imię poprawy wskaźników czy jakiejś tam chwilowej mody na transport zrównoważony. Komunikacja jest dla ludzi a nie na odwrót. Planowanie całego życia rodzinnego i zawodowego pod kątem komunikacji brzmi mocno absurdalnie.

      • 1 0

      • Pełna zgoda.

        Nie chodziło mi o bezkrytyczne przyjmowanie niedogodności infrastruktury ani o planowanie życia pod kątem komunikacji. Zwracam jedynie uwagę, że dorośli ludzie posiadają zdolność do urządzenia sobie życia w ten sposób, żeby nie musieli tracić go na stanie w korkach czy wąchanie nieprzyjemnych zapachów w zbiorkomie. Gdybym chciał mieć dzieci, samochód i kredyt na mieszkanie, to po pierwsze zastanowiłbym się od czego zacząć. Myślę, że dostosowanie miejsca zamieszkani pod kątem bliskości do pracy i infrastruktury edukacyjnej, medycznej, kulturalnej itp. nie jest zadaniem przekraczającym możliwości nawet średnio rozgarniętego człowieka. Gdybym miał bezpieczne stanowisko w pracy, dającej dochód na tyle wysoki, że głupotą byłoby ją zmieniać, to dostosowałbym miejsce zamieszkania do miejsca pracy. W przeciwnym przypadku szukałbym pracy w zależności od miejsca zamieszkania. Dopiero potem decydowałbym się na powiększenie rodziny.
        Dziwi mnie tylko oczekiwanie, że miasto i jego mieszkańcy powinno w jakiś szczególny sposób uprzywilejowywać osoby, które wzięły kredyt na mieszkania pobudowane w polach, spłodziły dzieci i nagle zorientowały się, że znaczną część życia tracą na staniu w korkach albo w autobusach i tramwajach.

        • 0 0

    • Jest w ameryce poludniowej takie plemie, gdzie czlowiek jest uznawany za doroslego dopiero kiedy ma dzieci. A z dorosloscia wiaze sie tam wiele przywilejow.

      • 1 0

    • Dzieci to szczęście (2)

      Dzieci to szczęście.
      Każdy, kto dojrzeje kiedyś to zrozumie.

      • 3 3

      • Dla jednych tak, dla innych nie. (1)

        W żaden sposób nie chciałbym, żeby mój komentarz został odczytany jako antydziecięcy. Po prostu zwracam uwagę, ze dorosły człowiek potrafi podjąć decyzje typu - życie bardziej wygodne, ale bez problemów związanych z koniecznością połączenia miejsca zamieszkania z miejscem pracy oraz z przedszkolem, szkołą albo zajęciami pozalekcyjnymi, albo życie mniej wygodne, ale za to z dzieciakami w domu i latami spłacania kredytu na M3 pod obwodnicą.

        • 3 5

        • Konsumcjonizm

          Konsumcjonizm w pełnej krasie.

          Wygoda, wygoda, wygoda...

          Gdyby Twoi rodzice też tak myśleli nie miałbyś szczęścia cieszyć się życiem.

          Pozdrawiam

          • 2 2

    • W sumie wychodzi na to, że nic nie masz... Ok twój wybór
      Żyjesz jak chcesz choć to nie moja bajka
      Ps. Nie każdy na kredyt kupuje mieszkanie pod smietniskiem... choć i tych ludzi nie wypada obrażać- każdy żyje jak chce i może...
      Jak dalej świadomie i z wyboru będziesz tak żył za 10-20 lat to szacunek

      • 4 0

  • Komunikacja zbiorowa (4)

    Dobra dla bezrobotnych, emerytów i życiowych nieudaczników

    • 28 19

    • emmy

      A kim Ty jesteś. właścicielem starego grata bo z reguły takie samochody jeżdzą po naszych ulicach. Pana udajesz ale do takiego grata napewno by nie wsiadł jeden z tych nieudaczników co jeżdzi komunikacją miejską.

      • 0 1

    • (1)

      Trzeba być totalnym burakiem aby napisać taki idiotyzm.
      Ale niczego innego nie spodziewałam się po społeczeństwie post-chłopskim.

      • 10 13

      • Jak to post-chłopskim? Przecież u nas każden jeden to potomek szlachty, co to w samochodzie równa jest wojewodzie. A że najpopularniejszy jest u nas ten sam herb, którym się pieczętuje Davos Seaworth... ;)

        • 1 4

    • - przesadziłeś...

      ...ale coś w tym jest...

      • 7 4

  • I 70% europejczyków na zachodzie robi podobnie !! Ale w kraju buraków to jest niedopomyslenia! (23)

    Dal nich 20 letni złom jest synonimem luksusu!

    • 28 32

    • (20)

      Dokładnie. Auto jest dla Polaków symbolem luksusu w ich miałkich i pozbawionych sensu życiach. Uważają że komuś zaimponują jeżdżąc swoimi gratami. Ludzie na całym świecie poruszają się komunikacją miejską i do pracy, i na zakupy itp. i korona im z głowy nie spadła. Nie ma w tym żadnego wstydu, wręcz przeciwnie - w Londynie jeździ się w garniakach autobusami i metrem, a w Holandii w garsonce na rowerze do pracy.
      Polacy mają niesłychane kompleksy, że traktują blachosmrodki jak przedłużenie swojego penisa.

      • 15 8

      • Zbierałam na auto 3 lata resztę pożyczyłam (12)

        Nie mam blachosmroda tylko muszę dojeżdżać do pracy 30km. Innej pracy mieć nie będę miała bo taki mam zawód. Penisa nie mam bo jestem kobietą. Auto to nie synonim luksusu tylko konieczność bo o 4 rano nie mam autobusu ani żadnej innej możliwości dojazdu. Wbij sobie to do łba że takich jak ja jest około 80%

        • 17 8

        • (4)

          Gdyby było tak jak mówisz, czyli że Polacy wybierają auto "z konieczności" to nie byłoby takiego hejtu pod tym listem. Zwyczajnie koleś napisał o swoich doświadczenia, a już dzielni kursanci blachosmrodków się obudzili. Spójrzmy sobie w oczy -Polacy kochają auta i będą nimi jeździć nimi nawet do kibla. Nie z "konieczności" ale z wyboru.

          • 5 4

          • Wybór, piękne hasło (3)

            Tylko czemu cyklistów tak boli d*pa o cudze wybory? To skutek uboczny ucisku siodełka?

            • 4 5

            • Jakoś nie widzę tu lamentu cyklistów, tylko puszczanie piany u blachosmrodziarzy pod tym listem. Więc jako kogoś bolą cudze wybory to akurat ciebie. Zostawiasz komentarz dosłownie po każdym artykułem na trójmiasto.pl

              • 1 0

            • (1)

              Bo jesteście rakiem w mieście. Kolizje, potrącenia, korki, smród, zawalone chodniki to w 99% wina kierowcow

              • 7 5

              • trafiłeś w punkt

                raka trzeba zwalczyć

                • 3 2

        • Jakby było 80% to korki byłyby o 4 a nie 7:30, więc nie wciskaj kitu.
          Jesteś raczej wyjątkiem niż regułą i są na to dane statystyczne.

          • 4 1

        • (2)

          80% osób poruszających się po Gdańsku to osoby, które mieszkają 30 km od miasta? Nie rozśmieszaj mnie.
          U mnie sąsiad z klatki obok jedzie samochodem nawet po bułki. O takich tu mowa. Ja mówię o ludziach mieszkających w mieście, anie na wypizdowie.
          BTW może warto się przeprowadzić do miasta, jeśli jest taka możliwość?

          • 10 2

          • A ludzie na wypiz*owie niech płacą za wjazd centrum i wrzeszcza. 10 zł za wjazd i 9 zl za godzinę parkowania. Skończy się pie*rzenie o złej komunikacji. Za coś drogi trzeba remontować i dać przestrzeń ludziom.

            • 5 4

          • A co tego od "pedalarskim", dziecko odejdź już od kompa. Ew idź na siłkę jeśli nie masz się gdzie wyżyć :)))))).

            • 1 2

        • Tacy jak ja

          80% chyba nie jedzie o 4 :) jestes w mniejszosci, a nie większości

          • 5 1

        • Daj spokój (1)

          Studenciakom będziesz tłumaczyć zawiłości życia dorosłych ludzi. To jak opowiadanie świni o gwiazdach.

          • 10 11

          • Dorośli ludzie nie marnują czasu na forum, a ty tu cały dzień się uzewnętrzniasz. Oj, słabo u ciebie z dorosłością

            • 1 4

      • Dla mnie samochód nie jest symbolem luksusu (1)

        Tylko sposobem szybkiego przemieszczania się z miejsca na miejsce. Czemu pedalarstwo tak fetyszyzuje samochody?

        • 13 7

        • bo smród leci z d....rury i ludzie chorują na raka przez to

          • 2 2

      • (2)

        Jak byłem w MEdiolanie to nie wyobrażałem sobie jazdy smaochodem po tym mieście mając do wyboru rozbudowane metro. No własnie... a u nas ? Jakb było u nas metro to pewnie też wiecej ludzi by jeździło komunikacją. Tylko nie mówce o tramwaju bo to nie to samo

        • 6 1

        • (1)

          Gdańsk jest zbyt małym miastem na metro. Koszta są ogromne. Lepiej rozwijać SKM i PKM.
          Trzeba w tę stronę iść, czyli naciskać władze miasta aby tę komunikacje poprawić, a nie "winceeej dróg dla samochodów".

          • 4 3

          • ale miasto gdańsk nie chce pkm

            • 0 0

      • Daleko nam do Europy

        porównując naszą komunikację miejską, a w szczególności jej wadliwość :) jak już oceniać to obiektywnie.

        • 8 1

      • Polacy przesiedli się z pługów i traktorów, to myślą że auto synonim luksusu. Głupi naród

        • 9 8

    • Nie złom luksusem a sposób dotarcia do celu. Myśl szerzej.

      • 1 0

    • dokladnie i pelno nazistow.

      synow szmalcwonikow ;)

      • 4 1

  • Po prostu taniej i szybciej! (4)

    Od 4 lat mieszkam w Gdańsku na Przeróbce. Pracuje przy Wałach Jagiellońskich. Przez pierwszy rok dojeżdzałem do pracy samochodem (starym golfem III w gazie). Miesięcznie na gaz wdawałem ok. 300 zł. Wiec rocznie 3600 + 700 OC. Suma 4300 zł. Po roku fura padła i przerzuciłem się na rower. Rocznie utrzymanie roweru kosztuje mnie ok. 300 zł (wymiana dętki, wymiana bateri w oświetleniu, myjnia, naprawa hamulcy, etc.). Aktualnie jestem tak uzależniony od roweru, że jeżdzę nim cały rok, nawet jak jest ulewa, mróz, czy zamieć śnieżna. Problem korków zupelnie mnie nie dotyczy, a do tego oszczęczam sporo kasy, na wakacyjne wycieczki rowerowe :) Zaraziłem się tym stylem życia. Jestem przekonany, że liczba zimowych rowerzystów w Trójmiescie bedzie tylko rosła.

    • 8 3

    • Nie wiem czy to reprezentatywne

      Mieszkasz i pracujesz w takim miejscu, że i piechotą dałbyś radę. Tymczasem codzienność dla wielu mieszkańców Trojm

      • 1 1

    • Witam w klubie :]

      • 1 0

    • Brawo,

      • 0 0

    • hamulców

      • 0 1

  • paniusia...

    Pan biznesmen z Oliva Biznes Center..jakie to delikatne, rozhisteryzowane, dzieciuch z ciebie i tyle..feministka zostań najlepiej...

    • 1 2

  • I pewnie nosi brodę i ma ajfona (8)

    i pije latte przed wejściem do biura.

    • 253 60

    • Do tego ma zaczeske na bok, okularki zerówki i na tylku rureczki, koniecznie musztardowe, koniecznie lekko przykrótkie, do mokasynkow w szpic..do tego płaszczyk, damski szaliczek i oto jest rezydent Starbucksa..

      • 4 0

    • I ma dwójkę dzieci, z którymi spędza aktywnie czas (4)

      Fajny tata

      • 29 10

      • i bierze 500 + (1)

        • 20 2

        • płaci podatki to bierze 500+

          Program głupi i szkodliwy, ale póki trzeba na niego płacić (i spłacać kredyty zaciągana na jego potrzeby) nie widzę powodu, aby nie brać.

          ZUS też jest idiotyczny (to piramida finansowa taka sama jak Amber Gold, tyle że tu państwo będzie dopłacać póki nie zbankrutuje). Muszę płacić, krytykuję, ale jak w przyszłości cokolwiek będą chcieli dać - wezmę.

          • 4 0

      • I dzieci tez maja brody (1)

        I pija latte ale bezglutenowe bo sa alergikami po mamie.

        • 58 2

        • i biorą zasiłek w mopsie

          • 11 2

    • Wielki pan

      • 1 1

    • I w pracy robi tak jak z tym artykułem

      Copy-paste-edit

      • 13 1

  • Janusz i Krystynka

    My jeździm tylko tramwajom i kolejkom.

    • 0 1

  • Ale ściema

    Zamieszkaj chłopaku w pod krzakiem, będziesz jeszcze bardziej eko

    • 3 2

  • brawo nareszcie z sensem a nie jakiś bzdury kretyna co nie jechał nigdy zatłoczonym (2)

    tramwajem :)

    • 6 9

    • miłego smrodku (1)

      • 1 3

      • Propozycja dla redakcji

        Smród towarzyszy biedzie i kiepskiej higienie w zajezdni. Może zrobicie jakiś reportaż z garażu czy tramwajowej zajezdni, jak czyszczone są wnętrza pojazdów. A szczególnie ich siedzenia. Chętnie poznalibyśmy najnowsze (bo stare są zatrważające) badania Sanepidu co do składu mikrobiologicznego "tego" na czym siadamy, czy czego się trzymamy.

        • 2 1

  • Jasne (3)

    Dojeżdżam do żłobka rowerem i co? I biorę 2 latka na kierownicę? Czy pakuje w torbę z Ikei?

    • 13 2

    • sporo wątpliwości

      Pewnie zostawia dwulatka w przyczepie, żeby z przedszkola zabrać czterolatka. Ja nigdy bym przed sklepem nie uwiązał nawet na minutę swojego psa.

      • 1 1

    • to 2 latek zawozi ojca rowerem do pracy i po żłobku go odbiera o 16.

      • 1 1

    • pod pachę albo kurierem a może jak już chodzi to sam wraca.

      Da się? - da. Po co auto.

      • 2 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane