• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Adopcja kota trudna jak adopcja dziecka?

Marzena Klimowicz-Sikorska
14 kwietnia 2013 (artykuł sprzed 11 lat) 
Adoptując zwierzę ze schroniska czy od fundacji musimy liczyć się z tym, że oddając go w inne ręce trzeba zgłosić to danej organizacji. Na zdjęciu kot Rysiek. Adoptując zwierzę ze schroniska czy od fundacji musimy liczyć się z tym, że oddając go w inne ręce trzeba zgłosić to danej organizacji. Na zdjęciu kot Rysiek.

Adoptując zwierzę ze schroniska czy od fundacji musimy być świadomi, że do końca jego życia będzie ono pod skrzydłami tej organizacji. To oznacza m.in. kontrole, a w skrajnych przypadkach nawet możliwość odebrania go właścicielowi. Przekonał się o tym nasz redakcyjny kolega, który przygarnął kota, a następnie musiał go zwrócić.



Czy kiedykolwiek adoptowałeś(łaś) zwierzę ze schroniska lub z fundacji?

Ile dokładnie wałęsa się po Trójmieście bezpańskich zwierząt? Nie sposób zliczyć, bo wciąż przybywa nowych. Dzięki setkom wolontariuszy, którzy nieodpłatnie poświęcają swój czas, a nierzadko też własne pieniądze na sterylizację i opiekę nad nimi - liczba bezdomnych psów i kotów nie rośnie jednak szybko.

Wolontariusze nierzadko przygarniają je pod swój dach, karmią i leczą. Dzięki nim można też adoptować zdrowe zwierzęta. Trudno się więc dziwić, że mając niepokojące sygnały o losie swoich podopiecznych, chcą interweniować. Gdy jednak interwencja kończy się odebraniem zwierzęcia właścicielowi, warto zastanowić się czy ktoś jednak nie przesadza.

Schroniska dla zwierząt w Trójmieście.

Nasz redakcyjny kolega, pan Łukasz, w lipcu zeszłego roku adoptował niedowidzącego kota od stowarzyszenia Pomorskiego Kociego Domu Tymczasowego, który jest jedną z trójmiejskich komórek ogólnopolskiej fundacji Viva! W domu miał już jednego kota, też kalekę, z amputowaną jedną łapką.

- Pomyślałem, że dwa koty będą się lepiej rozwijać niż jeden. Poza tym kocham te zwierzęta. Stąd mój pomysł na adopcję. Wybrałem zwierzę, podpisałem dokumenty i zabrałem kota do domu. Niestety koty nie polubiły się, zaczęły się wojny. Na szczęście mój dobry kolega, choć miał już psa, zgodził się go wziąć do siebie - mówi pan Łukasz.

Kiedy koordynatorka PKDT zadzwoniła do niego z pytaniem o stan kota, okazało się, że Rysiek (tak miał na imię kot przed adopcją) jest już w nowym domu. Działanie bez wiedzy i zgody PKDT nie spodobało się władzom tej organizacji, która ostatecznie odebrała kota nowym właścicielom.

- Gdy zapytałam jak miewa się kot, pan Łukasz odpowiedział, że kota nie ma, że go oddał - mówi Marlena Pindras, koordynator PKDT w Gdańsku. - Na moje liczne prośby o wskazanie miejsca pobytu kota podczas rozmowy trwającej kilka minut odpowiadał, że to jego sprawa. Był cyniczny i bardzo nieuprzejmy. Powiedział, że nie powinno mnie nic obchodzić co się dzieje z kotem, czy go uśpił, wyrzucił czy zabił. Nie chciał ze mną rozmawiać, pomimo tego, że podpisał umowę adopcyjną, w której zobowiązał się, że jeśli kiedykolwiek będzie chciał zrezygnować z posiadania zwierzęcia, odda go fundacji lub w porozumieniu z przedstawicielem fundacji znajdzie mu nowych odpowiedzialnych opiekunów. Tak się nie stało.

- Zirytowałem się, kiedy ta pani zaczęła mnie naciskać na adres nowego miejsca pobytu kota. Nie mam obowiązku podawać takich danych - dodaje pan Łukasz.

Koordynatorce udało się skontaktować z nowym właścicielem Ryśka, gdy nasz redakcyjny kolega podał w końcu do niego namiary. - Rysiek nie może u tego pana mieszkać, bo nie dogaduje się z jego psem. Umówiliśmy się więc, że kota zabieram do siebie - dodaje Pindras.

Inaczej pamięta to pan Maciej, drugi właściciel Ryśka. - Nie było problemów między zwierzętami. Ale kiedy moja żona dowiedziała się, że trzeba będzie podpisywać jakieś dokumenty adopcyjne, stwierdziła, że to trochę przesada - mówi pan Maciej. - Do tego słyszeliśmy historię Łukasza, więc zrezygnowaliśmy z drugiego zwierzaka w domu.

W umowie adopcyjnej PKDT jest zapis, który mówi, że: (...)"Jeśli z jakiegokolwiek powodu zrezygnuję z posiadania zwierzęcia, odwiozę je do Fundacji Viva! lub w porozumieniu z przedstawicielem schroniska zapewnię mu opiekę, troskliwego i odpowiedzialnego opiekuna. (...)"

Pełna treść umowy adopcyjnej PKDT.(pdf)

Łukasz umowy jednak dokładnie nie przeczytał. - Skoro kot jest prawnie mój, mogę znaleźć mu dom na własną rękę. Dlaczego PKDT miałoby się w to wtrącać ? - pyta. - Po co straszenie mnie policją, karą 10 tys. zł, a nawet odebraniem kota? Przecież chciałem pomóc - przekonuje.

Okazuje się, że adoptowane zwierzę, choć formalnie należy do właściciela, do końca swoich dni jest pod opieką organizacji, która zgodziła się na jego adopcję. A to oznacza m.in. kontrole osobiste, telefony czy nawet odebranie czworonoga.

- Z adopcją zwierzęcia od fundacji czy stowarzyszenia jest trochę jak z adopcją dziecka - mówi Sabina Skaza, współzałożycielka PKDT, która teraz prowadzi w Gdyni hotel dla kotów. - Zwierzę adoptowane od takiej organizacji do końca swoich dni pozostaje pod jej opieką, choć formalnie należy do swojego właściciela. To nie nasz wymysł, ale taki jest światowy trend w opiece nad bezdomnymi zwierzętami. Takie metody jak straszenie policją, wysokimi karami itp., choć są dość ekstremalne, wynikają z tego, że ludzie często biorą zwierzęta i potem zakładają np. pseudohodowle, nie dbają o nie, handlują nimi, a to jest niedozwolone. W schronisku zwykle nie ma czasu na to, by tak kontrolować nowych właścicieli - adoptowanych zwierząt jest za dużo, w stosunku do wolontariuszy. W fundacji takiej jak PKDT jest trochę inaczej.

Potwierdzają to opiekunowie w gdańskim i gdyńskim schronisku dla zwierząt. - Nie mamy mocy przerobowych, żeby nasyłać kontrole na właścicieli adoptowanych od nas zwierząt, ale też nie wydajemy ich tak łatwo - mówi Katarzyna Zaleska, inspektor z gdańskiego schroniska "Promyk". - Każda adopcja poprzedzona jest długą rozmową, podczas której jesteśmy w stanie wywnioskować czy taka osoba nadaje się na właściciela kota czy psa, czy poradzi sobie z tą odpowiedzialnością. Potencjalny właściciel musi odwiedzić nasze schronisko kilka razy, wyprowadzić psa na spacer. I jeśli widzimy, że tworzy się więź - wydajemy zwierzę. Jeśli jednak dostajemy jakieś sygnały, że coś złego się dzieje, możemy odebrać zwierzę i zdarza się, że tak robimy. Na szczęście są to rzadkie przypadki.

W gdyńskim "Ciapkowie" nie odbiera się zwierząt, jeśli właściciel znalazł dla nich inny dom. - W umowie mamy punkt, w którym właściciel zobowiązuje się do poinformowania nas, jeśli zwierzę trafi w inne ręce. Jednak nie zdarzyło się jeszcze, żebyśmy odbierali czworonoga tylko dlatego, że właściciel nas nie poinformował, że znalazł mu nowy dom, bo z jakiegoś powodu musiał to zrobić. Grunt, żeby czworonogowi nie działa się krzywda. Na samym początku dajemy też właścicielom 14 dni na zwrot zwierzęcia, więc przez ten czas mogą sprawdzić czy podołają temu obowiązkowi - mówi Izabela Baranowska ze schroniska "Ciapkowo" w Gdyni. - To, że właściciel pupila znalazł mu nowy dom pokazuje, że jest odpowiedzialny. Nam też jest to na rękę, bo zwierzęta bardzo przeżywają ponowny powrót do schroniska. Zwłaszcza koty, które szybko wpadają w depresję i zapadają na kocie choroby.

Ostatecznie Rysiek wrócił do PKDT, do domu pani Marleny. Ma już 9 miesięcy i czeka na adopcję.

- Wystarczyłoby gdyby pan Łukasz na spokojnie powiedział mi, że kota mieć nie może. Bez problemu, nieodpłatnie i bez żadnych konsekwencji przyjęłabym go z powrotem i znalazłabym nowy dom, tak jak robimy w każdej takiej sytuacji - przekonuje Pindras.

Miejsca

Opinie (573) ponad 20 zablokowanych

  • prywata dziennikarska

    Adopcji zwierząt powinno być jak najwiecej. pani artykuł nie jest pozytywny. Widać też, że ma Pani mieszane uczucia co do arogancji kolegi z redakcji, ktory nie czytał umowy, ale pozwolił sobie na chamskie aroganckie zachowanie wobec ludzi , ktorzy odpowiadaja za zwierzęta. Czy tylko dlatego, ze jest się dzienikarzem? Pamietam, ze kiedys jeden dziennikarz jechał bez biletu i próbował wymusić an kontrolerze by go puścił bo jest dziennikarzem, po czym gdy ten nie ustapił obsmarował go w swojej gazecie. Sądzę, że dziennikarze powinni podwyższyć poziom etyki u przestać załatwiać prywatne porachunki

    • 17 1

  • koty (2)

    To są koty pani Pindy to co wam ludzie do nich. Niech je ma po co jej je zabieracie, ona je kocha i z trudem się z nimi rozstaje. Adoptując je od niej spodziewajcie się częstych najść, kontroli i podglądania. Nie znajdziecie spokoju i nie będziecie mieli możliwości cieszyć się kotkiem bo i tak wam go kiedyś odbierze żywego czy martwego. Od do końca wg tej umowy należeć będzie do niej. To prawie tak jak nabycie samochodu w lizing.

    • 4 14

    • Nie podniecaj się tak....

      Autorka tekstu bezczelnie przekoloryzowała sprawę, bo partner z redakcji jest niedajmutem w takim stopniu, że kotem nie potrafi się odpowiednio zaopiekować.
      A uczciwy człowiek nie ma się czego bać.
      Tylko dziadostwo Twojego pokroju się przejmuje tymi "wizytami".

      • 3 1

    • Nie było żadnych "najść" i "podglądania", tylko telefon, podczas którego opiekunka, która przekazała wyleczonego i odchowanego kota ze swojego domu, usłyszała, że nowy właściciel ma prawo go zabić. Jak widać, masz bardzo głębokie poczucie własności, i zwierzę to dla ciebie jak mebel lub samochód, ale tylko taki kupiony na własność, a nie w leasing.

      • 5 0

  • nie mam nic do napisania

    Ale chce byc na topie i zeby o mnie mowiono... niewazne co niewazne kto ale zeby mowiono.

    • 0 1

  • Przygarnianie (1)

    Przygarnianie to dla mnie najsłuszniejsza droga wiązanie się ze zwierzęciem, które ma być naszym przyjacielem. Kupowanie ma w sobie pewne znamię niewoli i przedmiotowego traktowania zwierzęcia. Kupujemy, kiedy chcemy czegoś ładnego, sprawnego, wydajnego, o sprawdzonych właściwościach, a przygarniamy, bo "dobrze mu z oczu patrzy", "bo taki bezbronny bidulek" itd. Zbyt duża chęć kontroli prowadzi do obłędu i zamienia ludzi w automaty, bo kontrola wymaga standaryzacji działań i odsuwa na bok instynkty. Po jakimś czasie taki zestandaryzowany człowiek zaczyna siebie oceniać swoimi miarami i popada w depresję, zwłaszcza, jeśli mu coś z wiekiem zaczyna szwankować.

    Jeśli wiec chcemy np. psa przewodnika, dla niewidomego, dobrze jest go kupić ze sprawdzonego źródła, żeby dał się dobrze wyszkolić i był łagodny, a jeśli czworonoga do którego chcemy sie czasem odezwać, to proponuje przygarnąć przybłędę i najwyżej zbadać go u weterynarza.

    • 2 0

    • Ale fundacja nie zajmuje się wychowywaniem ludzi i martwieniem się o ich depresję, tylko znajdywaniem jak najlepszego domu dla zwierzęcia.

      Ludzie są nieodpowiedzialni, np. jakieś studentki, które dla ozdoby WYNAJMOWANEGO mieszkania potrzebują kotka.

      • 1 1

  • A ja polecam bezbronnezwierzeta.pl (2)

    Kilkoro wolontariuszy współpracujących z fundacją VIVA. Jeżdżą na interwencje, ratują chore i/ lub poranione zwierzęta, leczą je, sterylizują i szukają dla nich domów stałych - własne mieszkania traktując jako domy tymczasowe. To ludzie naprawdę z powołania, walczą o życie i zdrowie każdego zwierzaka, nie biorąc za to ani grosza. Zerknijcie do nich na stronkę.

    • 14 7

    • popieram

      • 0 0

    • BZ to odłam PKDT. i jedni i drudzy robią dokładnie to samo :)

      • 2 0

  • Adopcja z Promyka

    Ale nie wszyscy pracownicy Promyka są tak regulaminowi,pozdrawiam zwłaszcza pana,który aktywnie prowadzi stronę Promyka,to dzięki niej mam teraz Larę( dawniej Hanę) i Bruna(dawniej Borysa)
    Niebawem wybieramy się do Promyka z wizytą :))

    • 0 0

  • Adopcja z Promyka

    Przygarnęłam z Promyka 2 psy w krótkim odstępie czasu i za każdym razem odbyło się to podczas JEDNEJ wizyty w schronisku.Może dlatego,że wiedziałam jakich psów szukam(duże,po kastracji/sterylizacji i w co najmniej średnim wieku - jeden z psów ma 11 lat), ale wydaje mi się,że to norma a nie wyjątek.Nikt mi nie mówił o kilku spacerach,zabrałam psa tylko na krótki spacer obok schroniska.Może pani z Promyka nigdy nie była obecna przy adopcji a sprawę zna tylko z przepisów???

    • 2 0

  • (6)

    Niech sobie trzymają te zwierzęta do końca świata w tej fundacji jak to taki problem.Ludzie chcą pomó,a tu takie schody.Nigdy stamtąd nie wezmę zwierzaka i odradzę to innym.Psa i kota można kupić,przygarnąć czy przywiezc od rodziny ze wsi-bez problemów z durną biurokracją

    • 16 11

    • mozna bo wieśniaki rozmnażają zwierzaki niestety. nic nie wiedzą o sterylizacji (1)

      • 3 2

      • sam jesteś wieśniak skoro innych tak nazywasz

        • 1 1

    • to nie bierz, przymusu nie ma, wolny wybór (3)

      Ktoś kiedyś w Polsce zbierał kocięta do adopcji, bez kontroli, dopóki sprawa się nie rypła, że karmi nimi węża.

      • 11 5

      • Wąż też musi jeść (1)

        • 4 3

        • daj wężowi swoje paluszki

          • 1 1

      • to opisał magazyn zwierzęcy, który kupiłam w tym miesiącu

        łącznie z historią zakatowanego kota przez kumpli policjantów, których sąd uniewinnił. To był felieton o egzekwowaniu prawa.
        Ale widzę, że minusujacy mają życzeniowy ogląd rzeczywistości.

        • 10 3

  • Nie róbmy sensacji

    Pan Łukasz powinien był powiadomić PKDT o przekazaniu kota innemu właścicielowi, mają prawo wiedzieć, co się dzieje z byłym podopiecznym. A nie potem odmawiać informacji nt. miejsca przebywania kota. Gdyby tak oddawali komuś kota i się nim nie interesowali, to byłoby nie w porządku, jest mnóstwo nieodpowiedzialnych i bezmyślnych ludzi. Zgadzam się z PKDT.

    • 13 1

  • Fundacja Viva!

    Spełnić warunki Vivy jest ciężko, ja co prawda nie zajmuje się kotami a szczurkami. Nie raz starałam się o adopcję jakiejś znajdki znajdującej się pod opieką fundacji Viva gryzonie, jednak zawsze miałam za dużo szczura na cm2 klatki. Klatkę mam nie małą sprawdzoną na daną liczebność stada, bo każda próba adopcji miała na celu uzupełnienie stada. Za pierwszym razem zdenerwowałam się,że nie mogę pomóc, a przecież chce! za drugim przyjęłam decyzję z pokorą, gdyż coś zrozumiałam. Fundacje działają inaczej niż schroniska mają swój statut, wytyczne które muszą spełniać. Dane zasady nie są widzimisiem jakiegoś wolontariusza, a odgórnymi zasadami,żeby dane zwierze miało dobrze, albo nawet najlepiej jak tylko się da. Trzeba do nich podchodzić trochę inaczej niż do schronisk, bo tylko Ci ludzie wiedzą jak ciężko tym zwierzakom się pomaga i ile wraca do DT, bo się nie sprawdziła u nowego właściciela. Zwierzaki przychodzą do mnie z innych źródeł, a to sklepowa wpadka, a to znalezione na śmietniku kocham je wszystkie i pomagam na swój sposób. A fundację staram się czasem wspomóc groszem, skoro inaczej nie mogę. U mnie się nie przelewa,a le na zwierzę dam zawsze, bo ono nie przyjdzie i nie poprosi.

    Fundacje działają inaczej, pamiętajmy że są to organizacje non-profit, nie ma co narzekać,że jest ciężko spełnić warunki. Jeśli nie da się w ten można zawsze pomóc w inny sposób.

    • 3 4

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane