• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Klub Gedania w prokuraturze

Katarzyna Włodkowska
23 czerwca 2008 (artykuł sprzed 15 lat) 
aktualizacja: godz. 22:35 (23 czerwca 2008)
Najnowszy artykuł na ten temat Gedania: poseł domaga się wywłaszczenia terenu

Prezydent Gdańska Paweł Adamowicz złożył zawiadomienie do prokuratury na klub sportowy Gedania S.A. Powód - podejrzenie wyprowadzenia majątku i narażenie Skarbu Państwa na stratę ponad dwóch milionów zł.



W maju 2005 Gedania (jednosekcyjny klub siatkówki kobiet, wtedy zarejestrowany jeszcze jako stowarzyszenie) otrzymał od miasta w wieczyste użytkowanie teren przy ul. Kościuszki we Wrzeszczu zobacz na mapie Gdańska. Grunt o pow. 2,7 ha razem z dwoma boiskami i halą sportową wart był wówczas 4,2 mln zł. Gedania otrzymała teren za jeden procent wartości pod warunkiem, że wykorzysta działkę na cele sportowe i wychowawcze.

Tymczasem w marcu 2007 klub przekształcił się w spółkę akcyjną z kapitałem zakładowym 2,2 mln zł. Wszystkie akcje zostały objęte wkładem niepieniężnym, czyli prawem wieczystym gruntu oraz nieruchomościami otrzymanymi do gminy. Dodatkowo zarząd klubu złożył do miasta wniosek o zmianę warunków zabudowy terenu, by umożliwić tam budowę mieszkań.

- Przekształcenie się w spółkę i przeniesienie majątku na poszczególnych akcjonariuszy [działaczy klubu - red.], to nic innego, jak wyprowadzenie majątku - ocenia Antoni Pawlak, rzecznik prezydenta Pawła Adamowicza. - Nie bez znaczenia jest fakt, że nasze obawy podzieliła Najwyższa Izba Kontroli, która również podała klub do prokuratury.

W sprawę od miesięcy zaangażowany jest Władysław Barwiński, prezes Gedanii 1922, autonomicznej sekcji piłkarskiej. 250 młodych zawodników klubu trenowało dotychczas właśnie na boisku przy ul. Kościuszki. Ze względu na plany inwestycyjne spółki obiekt ma zostać zrównany z ziemią, a na jego miejscu stanąć centrum rekreacyjno-sportowe.

- Cieszę się, że prezydent podjął stosowne kroki prawne - mówi Barwiński. - Mam nadzieję, że obiekt wróci do miasta.

Szef Prokuratury Rejonowej Gdańsk Wrzeszcz Witold Niesiołowski zapowiada, że śledztwo zajmie od dwóch do czterech miesięcy. - Po analizie dowodów zdecydujemy o ewentualnym postawieniu zarzutów lub umorzeniu sprawy - zapowiada. - Za niegospodarność grozi do pięciu lat więzienia.

Tymczasem Prokuratoria Generalna (urząd państwowy powołany do zapewnienia ochrony prawnej interesów Skarbu Państwa), na prośbę prezydenta Adamowicza złożyła wniosek do sądu o rozwiązanie umowy użytkowania wieczystego między miastem a Gedanią S.A. Co na to wszystko władze klubu?

- Dobrze, że do gry wchodzi prokuratura, bo to może w końcu zakończy spór - komentuje Bogdan Obszański, szef rady nadzorczej klubu. - Przekształcenie stowarzyszenia w spółkę akcyjną wymusiła na nas ustawa o sporcie kwalifikowanym. Inaczej nie moglibyśmy brać udziału w rozgrywkach pierwszoligowych. A mieszkania chcieliśmy wybudować, żeby zarobić na nową halę i boisko, bo gmina nam przecież nie pomoże.
Gazeta WyborczaKatarzyna Włodkowska

Opinie (65) 4 zablokowane

  • przykre... zabierzcie chlopakom klub pewnie dobry pomysl niech lepiej chleja i cpaja pod blokami

    • 0 0

  • za prezesury tego pana
    wyszkolo choćby Tomsię 0- dziś w "19" na igrzyska

    • 0 0

  • Brawo dla miasta (2)

    Ta osoba ktora pisała ze gedania nie wychowała reprezentanta to sie myli teraz na EURO jest nasz wychowanek . A na gre w siatkowkie to mozna grac na trawniku i na plazy tam lepsze wyniki robia amatorzy niz zawodniczki gedanii. A GEDANIA zawsze była pilkarska i tak musi zostac dla polaków którzy ja stworzyli . BRAWO PANIE PREZYDENCIE.

    • 0 0

    • Ty chyba nie wiesz co piszesz.
      Gedania jest 6 drużyną w kraju, a skurokopy ??
      Za 30 lat nie będą tak wysoko.

      • 0 0

    • W siatkówkę można grać na trawniku.
      W piłkę nożna zawsze gra się na trawniku.
      Moze przeniesc lechię do parku oliwskiego ??

      • 0 0

  • Panie Adamowicz, a co z boiskiem piłkarskim klubu OLIVIA

    słyszałem, że w majestacie prawa chce pan zabrać młodym piłkarzom. A właśnie to, które sami sobie wybudowali za własne pieniądze i prace wolontariuszy.

    • 0 0

  • dziewczyny Gedanii

    Wkoncu się doczekały swojego , może jeszcze skończy się że przestaną istnieć w lidze kobiet

    • 0 0

  • poznańska/piastowska UG

    to typowy przykład wyprowadzenia majątku

    • 0 0

  • Niezapomniany Mazurek
    Mecz zapowiadał się niezwykle ciężko. Miał przecież decydować o tytule mistrza Prus Wschodnich. Przeciwnikiem ,,Gedanii" była wyjątkowo w tym czasie silna wojskowa drużyna „HJindenburg-Allenstein, w której grał między innymi reprezentant Niemiec— słynny Groede. Zresztą Niemcy pościągali do tej drużyny wszystkich najlepszych piłkarzy z terenu Rzeszy, odbywających wtedy służbę wojskową. W dodatku mecz odbywał się na obcym boisku, w zniemczonym Olsztynie... Tam także, jak w całych Niemczech, butnie panoszył się "brunatny nacjonalizm i można było sobie wy­obrazić, jak hitlerowcy będą wyłazić ze skóry, żeby wygrać ze znienawidzonymi Polakami, uparcie wchodzącymi im stale w pa­radę. Nie! Za żadną cenę zespół gdańskich Polaków nie może zdo­być mistrzostwa niemieckich Prus!
    Wysiadali wrięc chłopcy na olsztyńskim dworcu skupieni, czujni, z mocno napiętymi nerwami. Wprawdzie kierownik ich drużyny, a zarazem serdeczny przyjaciel, Roman Wyrobek (znany dzisiaj gdański archiwista-fotografik) robił wszystko, aby nie myśleli o oczekującym ich meczu, wprawdzie oni sami jak mogli nadra­biali minami, ale mimo wszystko gdzieś w głębi serca czaiła się
    troska i niepewość o losy naj­ważniejszego dla nich w tym ro­ku pojedynku.
    Tymczasem już na peronie otoczyła ich spora grupa roze­śmianych i wyraźnie przyjaz­nych ludzi. Padają polskie sło­wa: „Witajcie... Jużeśmy się was nie mogli doczekać... Kochani, pokażcie aby szkopom, jak nasi grają... Pomożemy wam! Będzie­my z wami całym sercem i du­szą..."
    Nie ma końca uściskom i przyjaznym poklepywaniem. Wśród witających wodzi rej energiczny, pogodny redaktor „Gazety Olsztyńskiej" Seweryn Pieniężny. Opowiada on przyby­łym z Gdańska sportowcom, jak bardzo liczą na nich miejscowi Polacy, którzy przez tyle dziesiątków lat nie ugięli się pod napo­rem germanizacji.
    Nastrój w drużynie zmienia się radykalnie. „Gedania" znów, jak w setkach podobnych spotkań, znajduje silne oparcie moralne w tęskniących za każdym przejawem polskości rodakach. Po go­rącym powitaniu na dworcu sportowcy pojechali na specjalnie zorganizowane spotkanie z liczną Polonią olsztyńską. I tam jeszcze raz przekonali się, że stawką ich meczu będzie coś znacznie więk­szego niż zwykłe zwycięstwo sportowe. Wiedzieli wprawdzie, że nie mają dużych szans w walce z mistrzem Prus na jego boisku,ale w oczach miejscowych Polaków wyczytali nie tylko błagalną prośbę, ale i żarliwe pragnienie. I młodzi, i starsi, znający i nie znający się na sporcie chcieli tylko jednego: zwycięstwa Polaków nad Niemcami, zwycięstwa „Gedanii', które byłdby także ich zwy­cięstwem. Cała drużyna była wzruszona do łez. I nikt nie wstydził się tych łez. Spojrzeli po sobie ,i wiedzieli, że będą walczyć do upadłego, będą gryźć trawę, ale nie sprawią zawodu tym odłączo­nym od macierzy rodakom, którzy ciągle narażani na szykany i prześladowania tak dzielnie i dumnie demonstrowali swoje przy­wiązanie i wierność ojczyźnie. Żaden z chłopców nie myślał teraz o ewentualnej porażce. W ich oczach zaczęły się już pojawiać twarde błyski. Oho — pomyślał ich kierownik, Roman Wyro-bek — natną się jutro nasze Niemiaszki, oj, natną...
    Nazajutrz cała drużyna w bojowym nastroju wybiegła na bois­ko. Było ono położone na rozległym terenie pruskich koszar i z tego względu przytłaczającą większość widowni stanowił mur żoł­nierskich mundurów feldgrau, poprzetykany gęsto brunatnymi i czarnymi uniformami SA, SS i Hitlerjugend. Ale po lewej stro­nie można było dostrzec w tym murze sporą wyrwę, wypełnioną gęsto pstrokatymi cywilnymi ubraniami... Niemcy powitali spor­towców ,,Gedanii" zimno, bez oklasków, iza to „wyrwa" aż drgnęła i poruszyła się wybuchając na ich widok burzą entuzjastycznych braw i oklasków. Blisko dwa tysiące Polaków zjechało ze wszy­stkich zakątków Warmii i Mazur, aby dopomóc swoim w trudnej walce.
    Roman Wyrobek usiadł razem z rezerwowymi na ławeczce za polską bramką. Widział ironiczne uśmiechy Niemców, ich zarozu­miałe i pewne siebie miny. Czytał nieomal w ich myślach: Niech sobie pokrzyczą, my zrobimy to wtedy, kiedy nasi będą roznosili tę ich polską „Gedanię"...
    Słyszał, jak nawołują zachęcająco do swoich rozgrzewających się piłkarzy i domagają się przynajmniej pięciu do kółka. Chłopy były rzeczywiście rosłe i silne, ale to jeszcze nie wszystko; zo­baczy się w grze. Kierownik drużyny czuł, że udziela mu się od jego chłopców bojowy, wręcz husarski, nastrój. W takim nastroju musiał być Jagiełło pod Grunwaldem, kiedy puszczał do boju przeciwko krzyżackiej zarazie wyborowe hufce polskiego rycer­stwa...
    A bój właśnie się rozpoiczął. Nad boiskiem rozległ się głośny gwizdek sędziego.
    Polacy od razu natarli z ogromnym impetem. Wiedzą jednak, że samą szarżą niewiele wskórają. Muszą być spokojni i wyrachowa­ni. Muszą metodycznie, upartymi szturmami, rozpoznać najpierw słabe punkty przeciwnika i dopiero wtedy zadać decydujące ciosy. A poza tym trzeba pamiętać o własnej obranie, przecież „Hinden-burg" to czołowa drużyna Niemiec, w której grają wyborowi napastnicy. I rzeczywiście, coraz częściej zagrażają polskiej bramce. Odparli wszystkie szturmy gedanistów i teraz sami niebezpiecznie atakują. Ale „Gedania" walczy z niebywają determinacją. Mur ob­rony jest szczelny i niezawodny. Na niic zdają się wszelkie sztuczki i błyskawiczne zagrania przeciwników. Janek Potrykus, Bolek Szramke, Gerard Tischbein, Leon Keller, Witek Kurowski, bracia Fallow, Klemens Borus i pozostali zawsze w porę wyczuwają intencje napastników i mądrze zwalniają grę. Słusznie, w ten spo­sób wybiją Niemców z uderzenia.
    Roman Wyrobek zapala już chyba dziesiątego papierosa. Byle jego chłopcy wytrzymali do przerwy...
    Wytrzymali! Schodzą do szatni przy stanie 0:0 przy głośnym aplauzie polskiej części widowni, która wyraża swą wdzięczność. Ale gdańska drużyna nie jest zadowolona w pełni; chce przecież sprawić rodakom radośniejszy prezent. Ale jak?
    Podczas przerwy ustalono plan taktyczny na drugą połowę me­czu. Plan polega na tym, że przez kwadrans pozwalają się jeszcze Prusakom wyszumieć, a potem... albo, albo; pójdą na całego.
    Plan ten okazał się wyśmienity. Niezadowoleni z wyniku ki­bice niemieccy i tak podbechtali i rozjuszyli swoich, że tuż po przerwie zaatakowali oni „Gedanię" z prawdziwą furią teutońską. Ale Polacy byli na to przygotowani i bez trudu rozbijali wszyst­kie zaciekłe, lecz już nieskoordynowane i nerwowe ataki ,,Hin-denburga". Niemcy szybko wyczerpali się i jak gdyby zniechęcili. I teraz nadchodzi upragniony moment. Gedaniści przeprowadzają zaskakujący atak prawym skrzydłem, następuje idealnie mierzona centra, strzał z woleja i...
    Takiego wrzasku radości — wspomina po latach Roman Wy­robek — jaki wydało z siebie dwa tysiące Polaków, Olsztyn da­wno już nie słyszał. Sam skakałem do góry, ale doskonale widzia­łem, jak nad polską „wyrwą" w jednej niemal chwili pojawiło się kilkaset biało-czerwonych chorągiewek, które już do końca meczu poruszały się opętańczym rytmem tam i z powrotem, tam i z powrotem... Byłem tak zafascynowany tym pięknym wido­kiem, że dopiero po meczu uświadomiłem sobie, na jakie wielkie ryzyko narażali się miejscowi Polacy...
    I nas też uskrzydliły te chorągiewki — dorzuca długoletni przezes powojennej „Gedanii" Wincenty Kurowski, który jako mło­dy wówczas piłkarz uczestniczył w 'tym meczu. — Gramy teraz jak w prawdziwym transie, piłka jest nam posłuszna jak nigdy. „Hindenburg" całkowicie załamany i roztrzęsiony; robimy z nim, co chcemy... Nie pomagają tendencyjne interwencje sędziego — po kilku minutach strzelamy drugiego gola!
    Teraz już nawet rozzłoszczeni Niemcy biją brawo „Gedanii". Ale cóż to się dzieje na polskiej trybunie? Najpierw słychać jakby nieskładny pomruk, który narasta, potężnieje i wreszcie wybucha zgodnym „Jeszcze Polska nie zginęła, póki my żyjemy..." Polscy piłkarze jak struny wyciągają się na baczność i wielu pła­cze jak bobry. Skonsternowani przeciwnicy i sędzia, nolens volens, przyjmują także postawę zasadniczą. Hitlerowska widownia, całko­wicie zaskoczona milczy ponuro i do końca wysłuchuje polskiego hymnu, rozbrzmiewającego nad'starymi pruskimi koszarami. Ten, który je budował, założyciel państwa pruskiego, (zajadły Polakożer­ca Fryderyk II na pewno nie spodziewał się, że po dwustu latach tępieni przez niego i przez jego następców pradawni mieszkańcy tych ziem pozwolą sdbie na taki wybryk.
    Ledwo umilkły ostatnie dźwięki Mazurka i oto polska „wyrwa" chwieje się i pęka. Setki ludzi, wymachując chorągiewkami, wpa­dają na boisko, by osobiście i to natychmiast dziękować swoim piłkarzom.
    A Niemcy tylko na to czekają. Sędzia grozi, że przerwie i unie­ważni mecz. Trzeba byłoby wówczas powtarzać wszystko od po­czątku. Na szczęście widzowie polscy zrozumieli, jakie mogą być konsekwencje ich owacji i boisko momentalnie opuistoszało. Mecz został wznowiony i wynik nie uległ już zmianie. Niemcy byli wręcz zaszokowani, a gedaniści po tych przeżyciach także mieli dosyć gry. Po meczu triumfalnie zniesiono ich z boiska na ramio­nach, a każdy z dwóch tysięcy ^Polaków uważał za punkt honoru uścisnąć ręce dzielnych sportowców. Potężny tłum długo jeszcze oblegał szatnię. Spontaniczna radość i wdzięczność tych ludzi była dla „Gedanii" największą nagrodą.
    Potem na bankiecie pomeczowym, przemawiał wybitny działacz Związku Polaków w Niemczech redaktor Seweryn Pieniężny (za­męczony w trzy lata później w hitlerowskim obozie koncentracyj­nym). Powiedział wtedy: »Nikt dotychczas nie potrafił rozsławić polskości i podnieść nas na duchu w takim stopniu, jak to czyni „Gedania"^.
    Był wtedy rok 1937. „Gedania" obchodziła właśnie jubileusz swego XV-lećia istała u szczytu sławy oraz największych sporto­wych osiągnięć. Panowie spod znaku swastyki mieli już tego stanowczo dosyć. Polscy sportowcy i działacze z tego nieposłusz­nego i wyzywająco krnąbrnego klubu dawali im się we znaki bardziej od wielu innych polskich organizacji i stowarzyszeń pa­triotycznych. Faszystowscy władcy Gdańska rozpoczęli więc sys­tematyczną i zorganizowaną akcję, zmierzającą najpierw do ogra­niczenia, a potem do całkowitej likwidacji działalności polskiego klubu sportowego.
    Przez następne dwa lata bezbronna w zasadzie „Gedania" pod­dana została narastającym represjom i zaciekłym szykanom hitle­rowców. Bezbronna, ponieważ Komisariat Generalny RP zajęty innymi, ważniejszymi sprawami nie mógł przyjść z pomocą prze­śladowanemu klubowi.
    Prawem kaduka zabierano więc „Gedanii", bądź zamykano, ko­lejne 'obiekty sportowe, nie zezwalano na przeprowadzanie im­prez, mnożyły się napady bojówkarzy esesmańskich na lokal klu­bowy, a także na znanych działaczy itd., itd.
    Ale pełny rewanż za sportowe (i polityczne!) porażki mógł wziąć pan Forster dopiero we wrześniu 1939 roku. W tych tragicz­nych dla całego kraju dniach wielu członków „Gedanii" stanęło w obronie Wybrzeża i walczyło na Westerplatte, w obronie Poczty Gdańskiej i w szeregach Gdyńskich Kosynierów. Niektórzy zgi­nęli już w Szymankowie. Ale większość nie zdążyła nawet sięgnąć po broń. Śledzeni jeszcze przed wybuchem wojny już w pierw­szych jej godzinach zostali aresztowani przez Gestapo i osadzeni w słynnej Viictoriasćhule. Ginęli w Piaśniey i iStutthofie, mordo­wano ich w Sachsenhausen i Mauthausen. Przeżyli tylko nieliczni i ci już w maju 1945 roku ponownie wskrzesili do życia słynną przedwojenną „Gedanię".

    • 0 0

  • Ludzie od Adamowicza kazali budować mieszkaniówkę GEDANII - nie dajcie się wkręcić, bo prezes nie jest oszołomem

    są trzy pracownie architektoniczne, które robiły projekt konkursowy zabudowy tego terenu dla GEDANIA.

    Wszyscy wiedzieli, że Gmina postawiła warunek, że musi być tam zabudowa mieszkaniowa - wiem, że jedna z pracowni się o to pytałą i taką odpowiedź dostała.

    • 1 0

  • Szkoda, że nie było doniesień do prokuratury

    w wypadku nieruchomości poznańska/piastowska przez UG, bo moim zdaniem to typowy przykład wyprowadzenia majątku publicznego:((

    • 1 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane