• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

"Muszę wiedzieć, jak wyglądał ostatni dzień jego życia". Śmierć 12-latka na torach

Maciej Korolczuk
11 lipca 2022 (artykuł sprzed 1 roku) 
Poszli na wagony z nudów. Wygłupiali się. Jeden z nich zginął rażony prądem. Poszli na wagony z nudów. Wygłupiali się. Jeden z nich zginął rażony prądem.

Po wypadku poszła tam jeden raz. Nie odważyła się wejść na tory, szła poboczem, po nasypie i niewygodnym tłuczniu. Nie doszła, bo nie miała siły.



Stracił równowagę? Chciał się podciągnąć? Złapał odruchowo za drut? A może w ogóle go nie dotknął, tylko znalazł się zbyt blisko przewodów?

Tego już się nie dowiemy.

Wiadomo, że wcześniej się wygłupiali. Wymyślali zabawy, by zabić nudę. I to w ramach zabawy wspiął się na stojący na bocznicy kolejowej wagon. Chwilę później trzask, krzyk. A potem już nie żył.

Piątek, 18 marca



Tego dnia się pokłócili. Miała do niego pretensje, że spotyka się z nieodpowiednimi kolegami. Że wpadnie w kłopoty, zawali szkołę. Po co to komu? Wolała mieć nad tym kontrolę, wiedzieć, co i gdzie robi jej syn. Miała z nim dobry kontakt. Gdy wychodził, brał ze sobą telefon i mały portfel, w którym nosił legitymację szkolną i bilet na autobus.

Lampka ostrzegawcza pierwszy raz zapaliła się trzy miesiące wcześniej. Grudniowego popołudnia wrócił do domu w mokrym ubraniu. Zabroniła mu, ale poszedł z kolegą na łyżwy. Nie na lodowisko, a na zamarznięty staw. Lód się załamał, obaj wpadli do wody. Miał szczęście. Na co dzień chodził do sportowej klasy, był silny i wysportowany. Uratował siebie, wyciągnął też kolegę. Po powrocie przyznał, że miała rację.

Przyszła wiosna. Piątkowe popołudnie postanowił spędzić z kolegami. Gdy wychodził z domu, ona źle się czuła. Przechodziła COVID, leżała w łóżku z wysoką temperaturą. Akurat rozmawiała przez telefon z babcią. Widząc, że zbiera się do wyjścia, zawołała go i podała telefon, by się przywitał i chwilę z nią porozmawiał. Zawsze chciała, żeby miał dobry i regularny kontakt z dziadkami.

Po krótkiej rozmowie rzucił jeszcze w drzwiach: Przekaż dziadkom, że bardzo ich kocham. Z Bogiem, mamo!

To był ostatni raz, kiedy się widzieli.

Wypadek na torach w Letnicy przeszedł bez większego echa. Informacja o interwencji służb pojawiła się tylko na zamkniętym forum dyskusyjnym okolicznych mieszkańców. Wypadek na torach w Letnicy przeszedł bez większego echa. Informacja o interwencji służb pojawiła się tylko na zamkniętym forum dyskusyjnym okolicznych mieszkańców.

Nie chcę zobaczyć tam innej matki nad dzieckiem



Spotykamy się pod koniec czerwca. Nie w domu, bo tam emocje wciąż są żywe. Na początek prosi o chusteczki, bo pewnie znów poleją się łzy. W ręku trzyma różową filcową teczkę. W środku dokumenty. Niewyraźne zdjęcia, akta, protokół z sekcji zwłok.

Musiałam się z panem spotkać - mówi. Przeczytałam artykuł o płocie, jaki powstaje wzdłuż torów między Letnicą a Brzeźnem. Potem zajrzałam do komentarzy. Byłam załamana tym, co ludzie tam wypisywali. Że płot niepotrzebny, że teraz trzeba będzie chodzić dookoła, że kolejarze wymyślają. Ogólnie - że bez sensu.

A ja straciłam tam syna. Wraz z nim umarł kawałek mojego serca, skończyło się czyjeś życie. Ktoś narzeka, że nie będzie mógł chodzić po torach i skrócić sobie o kilka minut drogi na plażę? Nie darowałabym sobie do końca życia, gdybym - po tym, co mnie spotkało - zobaczyła tam inną matkę klęczącą nad swoim dzieckiem.

Sobota, 19 marca



Nie wrócił do domu, a od rana nie mogła się do niego dodzwonić. Telefon nie odpowiadał, tak jakby numer został zablokowany. Próbowała ona, próbowali inni synowie. Bez skutku.

Ponieważ jednak wyszedł z kolegą, u którego już wcześniej nocował, uznała że porozmawia z nim po powrocie.

A oni "poszli na wagony". Chcieli wykorzystać pierwsze tej wiosny ciepłe popołudnie. Początkowo bawili się w czwórkę. Wchodzili na górki, chcieli przewrócić toi-toia. Dwóch wróciło do domu. Dwaj zostali.

On wspiął się na wagon. Drugi - jak potem zeznał - wszedł za nim dopiero, gdy usłyszał krzyk. Na dachu zobaczył go klęczącego. Miał otwarte, przekrwione oczy. Odchylał się do tyłu. Na prawej ręce miał ślad po silnym oparzeniu.

Ten drugi nie był w stanie mu pomóc. Zwłaszcza że przy sobie nie miał telefonu. Szukał w kieszeni tracącego przytomność kolegi, ale w nerwach nie znalazł aparatu. W szoku poszedł na przystanek, skąd autobusem pojechał do kolegi, z którym się wcześniej bawili. Tam powiedział, co się stało.

Z nim i jego mamą wrócili na miejsce. Kobieta weszła na górę i gdy zorientowała się, co się stało, wezwała pomoc.

Na miejsce przyjechali policjanci, straż pożarna, lekarz. Gdy potwierdzono zgon, zjawił się prokurator i policyjny technik.

***

Telefon zadzwonił dopiero po godz. 20. Mam dla pani przykrą wiadomość, usłyszała w słuchawce.

Telefon od matki kolegi przejmuje policjant i dopytuje o adres zamieszkania. Po chwili zapowiada, że za chwilę będzie tam radiowóz.

Mijają kolejne długie minuty.

Pani syn spadł z wagonu i skręcił kark. Przykro mi - słyszy od policjanta, gdy ten przyjeżdża w końcu pod jej dom. Wcześniej razem z młodszym synem i dziadkami schodzi na dół i czeka przed budynkiem. Trzęsie się, ale nie wie, czy z powodu gorączki, zimna czy nerwów.

W szoku, nie wierząc w to, co słyszy, wraca na górę. Ciało syna zobaczy dopiero za kilka dni. W kaplicy, tuż przed pogrzebem.

To nie były żarty



O tym, co się stało na torach, wiedzą nieliczni. Wypadek przechodzi bez echa w mediach, jedyna wzmianka o interwencji na torach służb ratunkowych pojawia się na zamkniętym forum internetowym mieszkańców Letnicy.

Rusza postępowanie, które ma wyjaśnić "przyczyny i okoliczności zdarzenia". To sucha formułka, którą posługują się śledczy, a dla matki - ostatnie chwile życia jej syna. Chwile, które do dziś pozostają dla niej zagadką.

Zeznania świadków, a w zasadzie jedynego - kolegi - wnoszą niewiele. Nie widział samego wypadku, usłyszał tylko krzyk. Początkowo myślał, że jego kolega się wygłupia, "robi sobie jaja". Dopiero po chwili zorientował się, że to nie żarty.

Przełomu nie było też po przesłuchaniu dyżurnego ruchu.

Szybko reaguje szkoła. Zapewnia pomoc i wsparcie psychologów. System jest przeciążony, więc trzeba korzystać z opieki prywatnej. Wszystkie koszty bierze na siebie dyrekcja.

Prace nad wzniesieniem płotu mają być kontynuowane. Ogrodzenie ma poprawić bezpieczeństwo i zapobiec podobnym tragediom w przyszłości. Prace nad wzniesieniem płotu mają być kontynuowane. Ogrodzenie ma poprawić bezpieczeństwo i zapobiec podobnym tragediom w przyszłości.

Zawiniątko od bociana



Za miesiąc miała być Wielkanoc. Obiecałam mu, że razem kupimy nowego laptopa, wspomina. To miał być prezent na święta. Ten obraz wrócił do mnie w zakładzie pogrzebowym. Miałam wybrać mu komputer, a teraz zastanawiałam się, w jakiej trumnie go pochować. Nie dałam rady. Wybrałam tylko biały kolor, a resztę załatwiła moja przyjaciółka.

W kaplicy nie mogłam uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Tłumaczyłam sobie, że to tylko zły sen, że zaraz się obudzę, otworzę oczy i zobaczę go, jak śpi w swoim łóżku. Wróciły do mnie wszystkie obrazy z jego życia. Przypomniał mi się dzień porodu, jak go pierwszy raz wzięłam na ręce. Był takim małym zawiniątkiem, jakby go bocian Kajtek przyniósł. I tak na niego mówiłam. To był mój Kajtek.

***

Dziś wciąż wie niewiele. Czyta akta, szuka luki i chwili, którą przeoczyła. Ale nie może zrozumieć.

Nie widziała zapisu z kamer monitoringu zainstalowanego wzdłuż linii kolejowej. O jego istnieniu wie z zeznań dyżurnego ruchu. Śledczym mówił, że teren jest prawidłowo oznakowany i tabliczki ostrzegają postronne osoby, że wejście na obszar kolejowy jest zabronione.

Nie umie wytłumaczyć sobie, dlaczego policja potrzebowała kilku godzin, by powiadomić ją o tragedii, a potem wprowadziła ją w błąd, przekazując nieprawdziwą informację o przyczynach śmierci.

Nie rozumie, dlaczego w protokole oględzin i sekcji zwłok lekarze napisali o cechach śmierci nagłej, choć kolega syna zeznał, że on nie umarł od razu.

Nie mieści jej się w głowie, że nikt ze służb na kolei nie zauważył wcześniej, że po torach chodzą osoby postronne, że dzieci biegają po wagonach.

Nigdy nie pomyślała, by ostrzec syna przed zagrożeniem. Zagrożeniem, z którego nawet ona nie zdawała sobie sprawy, bo nigdy wcześniej chłopcy nie mówili, że chodzą się bawić na torach kolejowych.

Po wypadku poszła tam jeden raz. Początkowo nie odważyła się wejść na tory, szła poboczem, po nasypie i niewygodnym tłuczniu. Miejscami przedzierała się przez krzaki, bo bała się, że gdy przekroczy szyny, porazi ją prąd i osieroci czterech pozostałych synów. Chciała sprawdzić, czy teren jest rzeczywiście oznakowany. Na więcej nie miała siły.

Pierwszy i ostatni dzień życia



Dziś próbuje otrząsnąć się z szoku, bólu i rozrywającej tęsknoty. Nie jest w stanie jeszcze wrócić do pracy. Nie jest w stanie uporządkować rzeczy po zmarłym synu. Na szafce wciąż stoi jego hulajnoga. Ostatnio znalazła też jego ulubioną czapkę, która wiosną się gdzieś zapodziała, a teraz nagle odnalazła. Ma też jego telefon, zablokowany przez policjantów, być może skrywający odpowiedź na wszystkie pytania, jakie sobie zadaje.

Na cmentarz jeździ codziennie. Mogiła jest niewielka, póki co drewniana. Obsadzona kwiatami, które codziennie podlewa. Rozmawia z synem, chciałaby go przytulić. Znów zobaczyć, jak wyprowadza na spacer swoje ukochane psy. Pamięta, jak mówił, że chce zostać wolontariuszem w schronisku. Ale żeby pomagać zwierzętom, najpierw musiał skończyć 14 lat. Dziś to one wchodzą do jej łóżka. To do nich się przytula. To one koją jej ból.

Uznałam - mówi - że nie spocznę, dopóki nie dowiem się, co tam się stało. Wiem, jak wyglądał jego pierwszy dzień życia, i muszę wiedzieć, jak wyglądał ostatni.

***

W połowie czerwca, po przeanalizowaniu zebranego materiału i wysłuchaniu zeznań świadków, prokuratura umorzyła śledztwo, nie dopatrując się znamion przestępstwa. Śledczy uznali, że był to nieszczęśliwy wypadek.

W lipcu prace nad wzniesieniem płotu między Letnicą a Brzeźnem mają być kontynuowane.

30 czerwca od porażenia prądem z sieci trakcyjnej zginął we Wrzeszczu 21-latek. Chciał sobie zrobić selfie na wagonie kolejowym.

Opinie (331) ponad 50 zablokowanych

  • każda śmierć jest tragiczna

    natomiast osobiście zupełnie nie rozumiem rozczulania się nad ostatnimi chwilami i odtwarzaniem danej chwili, po prostu uważam, że to nie ma większego znaczenia. nie rozumiem też tych wszyskich zniczy przy drogach, szczególnie dla sprawców - ja uważam, że na przykład owinięcie się wokół drzewa z własnej winy to raczej powdów do wstydu niż upamiętniania.

    • 26 5

  • (5)

    Niezaprzeczalnie jest to ogromną tragedią dla tej kobiety, ale nie podoba mi się tu jedno - kobieta wiedziała, że syn spędza czas z nieodpowiednimi kolegami, że robią razem niezbyt odpowiedzialne rzeczy (wchodzenie na zamarznięte jezioro). 12 lat to jeszcze dziecko, ale już myślące dziecko, które powinno zdawać sobie sprawę (i zostać uświadomione przez rodziców czy szkołę) o możliwych konsekwencjach wejścia na wagon kolejowy i nie mówię tu o porażeniu prądem, ale o możliwości upadku z dużej wysokości, potrącenia przez pociąg, gdy chodzi się po torach itd. Nie rozumiem też jak koledzy wiedząc, że chłopcu stała się krzywda pojechali sobie do domu i dopiero wtedy kogoś zaalarmowali, ten czas może pozwolił by chłopakowi przeżyć. Tragedia, której można było uniknąć. Kontrola i zainteresowanie tym co robią dzieci jest potrzebna.

    • 59 3

    • (4)

      Z jednej strony masz rację, ale pamiętam jak miałam 12 lat, jak kłamałam na temat tego gdzie idę, z kim i co będę robić. Obwinianie za to rodziców to trochę dodatkowe znęcanie się nad nimi. Myślisz, że największych pretensji ta kobieta nie ma właśnie do siebie? Wyrzuty sumienia są tak ogromne, że podświadomie zrzucamy winę na wszystko inne, żeby móc unieść w ogóle ten ból i pretensje do samego siebie.

      • 9 5

      • (1)

        Po przeczytaniu artykułu odniosłam inne wrażenie - że właśnie pani obwinia wszystkich wokół. No ale cóż, nie mnie to oceniać, to moje subiektywne odczucia. Mnie rodzice uświadomili, że są sytuacje kiedy może stać mi się krzywda i czego lepiej nie robić, gdzie nie chodzić. Jako dzieciak też czasem ściemniałam, ale mimo tego zachowywałam rozsądek/umiar w robieniu nieodpowiedzialnych rzeczy. Kontrolny telefon, gdy dzieciak jest poza domem nie popsuje relacji, nie zajmie dużo czasu, nie kosztuje nic.

        • 17 0

        • Pani obwinia

          Gdyż obecnie znajduje się w fazie wyparcia. Tak działa ludzki umysł. Refleksje i żal do samego siebie przychodzą później.

          • 7 0

      • Niech rodzice przestaną znęcać się nad biednymi...

        ...SOKistami, którzy tego dnia mieli służbę. Takie obwinianie może i u nich i u ich rodzin i znajomych spowodować nieprzyjemne sytuacje. Może nawet traumę.

        • 4 1

      • A ja z wlasnego doswiadczenia wiem ze klamie sie jak ma sie rodzicow zabraniajacych. Klamiesz a robisz swoje. Jak ma sie rodzicow uczestniczacych np nie lubia znajomych dziecka ale chca ich pozmac, chwile pogadac z nimi, wyjsc do nich to klamanie przestaje miec sens. Mamie klamalam Bo o wszystko byl foch. Tacie nie. Byla tylko umowa ze jak cos woli odebrac mnie on niz miala by odebrac policja.

        • 4 0

  • 11 lipca (1)

    to straszne że doszło do takiej tragedii ale też jest i drugie dno : jak to możliwe jest monitoring oświetlenie ,płoty co jeszcze można zrobić to nie takie proste wejść na dach wagonu ot nierozważność kiedyś był taki Jaś co wlazł do trafostacji może w szkole i w domu trzeba przeprowadzać lekcje na temat zachowania człowieka w mieście bo cześć osób nie wie gdzie żyje

    • 17 2

    • tak właśnie jest

      Brak wyobraźni i edukacji to prosta droga do wypadku

      • 6 0

  • (8)

    Nie obwiniam. Ale ten kolega to powinien jak najszybciej wezwać pomoc prosząc pierwszą napotkaną osobę o zadzwonienie na 112 a nie jechać do domu i dopiero powiadamiać kogokolwiek o tej tragedii.

    • 32 6

    • Ciężko obwiniać dzieciaka za strach.

      • 9 6

    • Dokładnie

      • 6 3

    • Powinien, powinien itd.

      Wszyscy wielce mądrzy. Przecież ten kolega - rówieśnik był totalnie przerażony tym co się stało i zupełnie podświadomie starał się odciąć od tej sytuacji. Teraz powinien z nim popracować dobry psycholog dziecięcy, żeby to doświadczenie w jak najmniejszym stopniu odbiło się na jego psychice.

      • 13 8

    • Młody pewnie zmarł kilka chwil później. Kolega spanikował, trudno w tym wieku oczekiwać rozsądku. (3)

      Na pewnie nie powinno być tak, że w tym wieku łażą bez nadzoru całymi dniami sami. Co to znaczy, że dzieciak w wieku 12 lat bez informacji na całą noc znika i nocuje u kolegi? Z drugiej strony domyślam się jak trudno ogarnąć piątkę dzieci, może Pani nie ma na miejscu pomocy w postaci rodziny. Bardzo współczuję i życzę wyciszenia, tu i tak jesteśmy tylko na chwilę, on czeka tam, gdzie nie ma już cierpienia.

      • 4 2

      • (2)

        Bez przesady. Miał siłę iść do autobusu i jechać do kolegi, a nie mógł po drodze nikomu powiedzieć? Nie obwiniam ale to chyba logiczne skojarzenie. Wystarczyło kierowcy autobusu powiedzieć chociażby jeśli nawet nikogo nie spotkał po drodze. Po prostu bał się, że będzie miał problemy jak komuś powie gdzie byli. Niezły gagatek i może to właśnie on młodego namówił na te wagony. Nie byłbym też taki pewien czy młody zmarł kilka chwil później bo może leżał tam ileś godzin nieprzytomny.

        • 3 0

        • Nie odgadniesz myśli nastolatka..... Mógł być przerażony, że oskarżą go o śmierć kolegi i wolał iść po pomoc do ludzi, którym ufał - niż prosić przypadkowe osoby...... Na pewno też taki tragiczny wypadek to trauma, mógł się włączyć mechanizm wsparcia czy odwrotnie: pewność, że koledze i tak już nic nie pomoże i trzeba ratować własną skórę. Nauczka dla innych rodziców...... Urodzić, a potem jeszcze dobrze wychować i czuwać ograniczając niestety wolność dzieciakom.

          Pozostaje wierzyć prokuratorowi, że młody nie cierpiał i śmierć była szybka. Ale te myśli matce już na pewno nie pomogą. Teraz trzeba przetrwać żałobę i w mądry sposób skupić się na pozostałych synach.

          • 3 0

        • kierowca by nie uwierzył, myślałby, że wkręca go; ponadto ma plan odjazów...

          • 0 1

    • Dokładnie! Szybka pomoc mogła by chłopca uratować. Pewnie drugi kolega był w szoku.

      • 0 0

  • Dlatego dzieci należy edukować pokazywać przykłady niebezpieczeństw, najlepiej w szkole, uświadamiać, pokazując czym jest prąd,na YouTube jest wiele filmików

    • 16 1

  • " W szoku poszedł na przystanek, skąd autobusem pojechał do kolegi, z którym się wcześniej bawili. Tam powiedział, co się

    ..Przecież tam jest nowe osiedle(tuz przy torach) a gościu zwyczajnie poszedł na autobus..

    • 27 3

  • Wspiął się na wagon, wspiąłby się i na płot.

    • 24 2

  • maszynista (3)

    Płot tak i taki na 4 metry . Szkoda młodego chlopaka, całe życie jeszcze przed nim było.

    • 10 5

    • na 6 metrów proponuję (1)

      • 3 0

      • A na szczycie drut żyletkowy

        Oczywiście pod prądem.

        • 2 0

    • 25 metrów minimum

      • 3 0

  • Proszę się trzymać, jest Pani dzielna i silna ;)

    • 11 3

  • Wszedł na wagon, chodził po węglu, którym był wypełniony wagon, stracił równowagę i złapał się pierwszej rzeczy, która była w zasięgu. W tym wypadku sieci trakcyjnej.

    • 22 1

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane