• Kino
  • Mapa
  • Ogłoszenia
  • Forum
  • Komunikacja
  • Raport

Niedociągnięcia w Teatrze Szekspirowskim

Anita
10 listopada 2014 (artykuł sprzed 9 lat) 
Najnowszy artykuł na ten temat Kłopotliwa elewacja Teatru Szekspirowskiego
Gdański Teatr Szekspirowski jest chlubą całego regionu. Warto jednak pomyśleć nad udogodnieniami, które ułatwią widzom odbiór wydarzeń kulturalnych. Gdański Teatr Szekspirowski jest chlubą całego regionu. Warto jednak pomyśleć nad udogodnieniami, które ułatwią widzom odbiór wydarzeń kulturalnych.

Choć jestem miłośniczką Teatru Szekspirowskiego, to pierwsza wizyta w nim mnie rozczarowała - pisze nasza czytelniczka, pani Anita. Jej zdaniem teatr nie jest dziś przyjazny publiczności.



Nie ma problemu z oznakowaniem foteli na głównej widowni, ale widzowie korzystający z balkonów muszą mocno wytężać wzrok. Nie ma problemu z oznakowaniem foteli na głównej widowni, ale widzowie korzystający z balkonów muszą mocno wytężać wzrok.

Czy w Gdańskim Teatrze Szekspirowskim należy dokonać poprawek?

Od wielu lat byłam fanką budowy Teatru Szekspirowskiego w Gdańsku. O projekcie usłyszałam po raz pierwszy w 1993 roku i od razu mnie zafascynował. Potem sprawa ucichła na wiele lat, ale gdy budowa ruszyła, konsekwentnie trzymałam za nią kciuki.

Gdy gmach już powstał, zakochałam się w jego architekturze. Wiele osób narzeka, że budynek teatru pasuje do Głównego Miasta jak pięść do nosa. Nie zgadzam się z tą opinią. Wydaje mi się, że wygłaszają ją ludzie, dla których każdy budynek w historycznym centrum Gdańska powinien mieć formę kamieniczki i elewację z czerwonych cegieł.

Tymczasem moim zdaniem architektura teatru w inteligentny sposób nawiązuje do architektonicznego dziedzictwa Gdańska. Lubicie cegły? Bardzo proszę - są cegły, ale żeby nie było banalnie to czarne, a nie czerwone. Najważniejszy budynek w mieście to Bazylika Mariacka? Oczywiście, więc składamy jej hołd - przyporami, które przypominają te w centralnym kościele miasta. Gdańsk nie ma dawnych murów, z których można podziwiać panoramę miasta? To dajmy gdańszczanom możliwość spacerowania po murze teatru, niech spojrzą na swoje miasto z nowej perspektywy.

W przeciwieństwie też do wielu osób krytykujących tę budowę, mam świadomość jej rzeczywistych kosztów. Czytelnicy Trojmiasto.pl często narzekają, że Gdańsk wydał gigantyczne pieniądze na budowę teatru. Mało kto wie, że miejski wkład w budowę wyniósł niespełna dwa razy tyle (15 mln zł), co na utworzenie działającej przez kilka tygodni strefy kibica z kiełbaskami i piwem podczas Euro 2012 (9 mln zł).

Ten przydługi wstęp napisałam po to, by pokazać, że jestem bardzo pozytywnie nastawiona do tego teatru. Jednak moja pierwsza w nim wizyta mocno mnie rozczarowała.

Oto dlaczego.

Po wejściu do teatru zwykle zaczynamy poszukiwanie szatni.
Ponieważ nie ma widocznych oznaczeń prowadzących do niej, o pomoc prosimy kogoś z licznego personelu. Otrzymujemy informację, że szatnie znajdują się w podziemiach. Prowadzą do nich wąskie drzwi oraz równie wąskie, kilkukrotnie zakręcające i dość strome schody.

O ile przed spektaklem dotarcie do szatni to tylko kwestia gimnastyki, o tyle po przedstawieniu to już gimnastyka połączona cierpliwością. Gdy ponad 500 widzów stara się dotrzeć jednocześnie do położonej w tak niedogodnym miejscu szatni, kolejka ciągnie się przez całe wąskie schody i kończy w foyer budynku.

Po wizycie w szatni idziemy na swoje miejsce. Podobnie jak z szatnią, nie mamy pojęcia jak do niego dotrzeć. Budynek ma skomplikowaną budowę, z foyer wychodzi kilka par schodów, ale oznaczeń brak. Pomocą służą pracownicy, ale ich praca jest syzyfowa. Gdy odprowadzą na miejsce jedną parę widzów, wracają by pomóc kolejnym gościom. Czy nie prościej byłoby zamontować czytelne oznaczenie w korytarzach?

Nie lepiej jest z oznaczeniem miejsc na widowni. Szukający swoich miejsc widzowie i pomagający im pracownicy teatru, wykonują dziwny taniec, polegający na spacerowaniu między siedziskami i schylaniu się na wysokość kolan, bo tam właśnie zamontowano oznaczenia. Są one estetyczne, ale tak dyskretne, że praktycznie niezauważalne.

Mam wrażenie, że kierownictwo teatru zdaje sobie sprawę z tych niedogodności. Świadczą o tym choćby strzałki z kolorowej taśmy klejącej, które umieszczono na podłodze teatralnych korytarzy. Podobnie odbieram oznaczenie kawiarni czy toalety za pomocą białych kartek formatu A4 z wydrukowanymi napisami.

Gdyby taka sytuacja miała miejsce tuż przed otwarciem budynku - nie miałabym pretensji. Jednak oficjalne otwarcie odbyło się pod koniec września (Tradycja, piękno i chaos na otwarciu Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego). Potem jeszcze w teatrze prezentowano kilka spektakli w ramach Festiwalu Szekspirowskiego, kilka w ramach Tygodnia Brytyjskiego, teraz zaś gościmy artystów Teatru Narodowego. Było więc wystarczająco dużo czasu, by te wszystkie niedociągnięcia poprawić (z wyjątkiem przebudowy schodów do szatni).

Trwająca tak długo prowizorka w budynku zaprojektowanym przez cenionego architekta ma prawo więc drażnić - i to nie tylko poczucie estetyki.

Odpowiedź na list naszej czytelniczki z Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego:

Szanowna Pani Anito,
w imieniu Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego dziękuję za szczere słowa - zarówno te bardzo pochlebne dla teatru, jak i te krytyczne. W odpowiedzi na Pani uwagi chciałabym poinformować, że wszystkie oznaczenia w budynku GTS są dziełem naszego architekta i zostały w całości przez niego zaakceptowane. Zdajemy sobie jednak sprawę z niedogodności, jakie powoduje ich niewielki rozmiar i w najbliższym czasie zostaną one wymienione na większe oraz będą lepiej rozmieszczone.

Miejsca na galeriach, ich układ oraz oznaczenia, również wpisują się w przemyślaną koncepcję autora projektu teatru, jednak, jak w każdym nowym obiekcie, tak i w GTS niektóre rozwiązania będą modyfikowane, by poprawić ich funkcjonalność oraz komfort widzów. Takie zmiany wymagają jednak czasu.

Przy 500 czy 600 widzach - a do przyjęcia tylu osób przystosowana jest zarówno widownia GTS jaki i szatnie - każda szatnia przeżywa "oblężenie" i widzowie muszą chwilę poczekać na swoje okrycie. Poprzez sprawną pracę naszej obsługi widowni i szatni staramy się oczywiście ten czas oczekiwania zminimalizować. Przepraszamy za ewentualne niedogodności.

Magdalena Hajdysz
Rzecznik prasowy GTS
Anita

Miejsca

Opinie (159) 4 zablokowane

  • Przestańcie narzekać i cieszcie się (1)

    Byłam na "Ślubach Panieńskich" i wróciłam zachwycona zarówno sztuką jak i teatrem. Wspaniałe miejsce i będę tam stałym bywalcem. Ja wszystko widziałam i wszystko słyszałam .W każdym teatrze są lepsze i gorsze miejsca. Wszystko zależy od szczęścia kto przed nami siedzi czy filigranowa osóbka, czy ktoś wysoki a bujną czupryną lub w kapeluszu. Mnie głowa nie rozbolała od zapachu lakieru.... Po prostu pachnie świeżością. Płaszcz odebrałam bez problemu..Kolejka być musi skoro wszyscy wychodzą jednocześnie... tak jak w każdej innej placówce. Największym problemem jest zdobycie biletu, bo szybko się rozchodzą.
    Pozdrawiam i do zobaczenia na " Kotce"

    • 3 16

    • ja to się cieszę byle czym...

      Ktoś mówił: pan
      to ma w głowie pstro.
      No to co,
      że mam.
      Ktoś mówił mi:
      czas spoważnieć by.
      Już ten wiek ,
      żeby mieć
      trochę trosk,
      bo:

      Ja to się cieszę byle czym
      (byle co go cieszy),
      ja to się cieszę byle czym
      (byle co go cieszy).
      To może być
      fakt, że kwitnie mak,
      i hak, co chciałbym wbić, lecz jak?

      • 8 0

  • Zgadzam się zarówno z zachwytem nad bryłą (i z zewnątrz i wewnątrz), (1)

    jak i z krytyką rozwiązań komunikacyjnych. Jeśli oznaczenie strony wejścia na galerie nie może być wyraźniejsze, to może postawić przy schodach chociaż tabliczki z rozpiską przejść (w celu najpierw wybrania odpowiednich schodów, a potem odpowiedniego kierunku na górze)?
    Jeśli chodzi o brak oznaczeń szatni i toalet, to oczywiście jest to problem tylko podczas pierwszej wizyty.

    Przypominając o kwestii oparć (które byłyby niezgodne z pierwotnymi podyktowanymi historią założeniami), to może warto pomyśleć o tym, aby były one instalowane w przypadku przedstawień dłuższych niż 3-4 kwadranse? Po niemal 3 godzinach spektaklu wyszedłem cały połamany, a z kręgosłupem normalnie nie mam problemów. Może nawiercić za każdym siedzeniem 2 otwory, wzmocnić je metalowymi wkładami i przed sztuką wsuwać tak jakieś choćby niewielkie oparcia jako opcję?

    • 10 1

    • pomysłowy Dobromir ... ;)

      • 1 0

  • Trzeba było się śpieszyć przed rozpoczęciem wyborów samorządowych. Niedoróbki są wszędzie: w teatrze, ETC, tunelu pod Martwą Wisłą, a nawet w nowych tramwajach PESY. Szybko byle przed wyborami i pokazać na ostatnią chwilę ile to dla miasta się robi. Jak tak to nie pokazują się na ulicy, nie rozmawiają z obywatelami. Teraz kiedy wybory zbliżają się wielkimi krokami to wszędzie ich widać.
    Prawdę mówiąc jeśli chodzi o ETC to wystarczyło to podziemne muzeum co było. Po co nam taki wielki gmach, którego koszty budowy były gigantyczne. Nie wspomnę o utrzymaniu takiego sarkofagu i administracji tam urzędujących

    • 9 1

  • To wszystko prawda

    Z wielkim optymizmem postanowiłem podejść do GTS dzięki niedzielnemu spektaklowi Teatru Narodowego. MIłą nieskodzianką było wejście z dość ponurej zewnętrznej czarnej bryły do "jaśnieoświeconego" wnętrza głównego holu, wyłożonego białym marmurem. Dalej mimo pozytywnego nastawienia było coraz gorzej. Przykro mi ale wszystkie wcześniejsze wpisy muszę potwierdzić. Liczne błędy projektowe nie mogą być tłumaczone autorytetem głównego architekta. Niezwykłym dyletanctwem wykazał się zespół zatwerdzający projekt teatru a inspektorzy nadzoru inwestorskiego przegapili takie sprawy jak np. bardzo głośno gwiżdżącą wentylację widowni , przeszkadzającą w odbiorze przedstawienia, nie mówiąc o bezpiecznej ewakuacji w razie pożaru. Inną kwestią jest akustyka obiektu; o ile jest ona świetna w przestrzeni faktycznie zaprojektowanej sceny, o tyle jest nieporozunieniem wystawianie szuki jak " Śluby panieńskie" na przestrzeni przeznaczonej dla widowni (poziom 0). Tam dźwięki powinny być skutecznie tłumione by nie nie rozprzestrzeniać hałasu z widowni, dlatego głosy aktorów, jeśli nie mówią podniesionym głosem lub frontem do widza, są w ogóle nie słyszalne. Normy budowlane przewidują ok. 3-letnią gwarancję i rękojmię na wykonane dzieło budowlane i dotyczy to zarówo Wykonawcy jak i Autora projektu, dlatego jestem przekonany, że fundacja będąca Inwestorem Teatru podejmie a może podjęła już stowowne kroki w celu doprowadzenia obiektu do stanu zgodnego z jego funkcją, przeznaczeniem i bezpieczeństwem.

    • 17 0

  • (2)

    Kilka rad dla tych, którzy się do TS wybierają. Jeśli nie ma biletów na parter - lepiej zrezygnować. Jeśli traficie na pierwszy rząd na balkonach warto zabrać swoje poduszki, to nie jest zabronione,dzięki temu dopasujecie wysokość oglądania sceny - nad albo pod rurą bariery. Kupować bilety na miejsca za sobą. Dzięki temu partnerka oprze się o wasze nogi. Na boczne balkony warto kupić bilety podwójne: do przerwy na prawą a po przerwie na lewą stronę, dzięki temu wyrównacie kark i kręgosłup. Nie siadać na I poziomie naprzeciw sceny - stanowiska obsługi technicznej nie są w kabinie za szybą, jak w porządnym teatrze, szum wentylatorów licznych komputerów zagłuszy wam tekst sztuki. I nie miejcie pretensji do projektanta,że myślał ponadczasowo. Widz jest tam tylko płacącym wypełniaczem przestrzeni. Akustyka nawiązuje do spalonej hali widowiskowej Stoczni Gdańskiej. Do nas dotarło 11 % tekstu, reszty się domyśliliśmy. Reagowaliśmy wzorując się na widzach z pierwszych rzędów, fakt ze z opóźnieniem. Nas tam już nie zobaczą.

    • 25 1

    • gratuluję dowcipnego stylu!

      jak wyżej
      Szkoda, że to wszystko prawda! Wczoraj siedząc na parterze też niewiele słyszałam i już myślałam, że mi się słuch pogorszył (po 40-tce to możliwe), ale na przerwie usłyszałam, że większość tak miała, niestety. Próbowałam się dopatrzeć mikrofonów - ale ani aktorzy nie mieli, ani nigdzie nie zwisały, jak w niektórych teatrach. Może dlatego tak słabo słychać nawet blisko sceny?

      • 8 0

    • ratuj się kto może

      Ja po przerwie przesiadłem się z I balkonu na zauważone wolne miejsce na parterze. Było nieco lepiej, bo krzesła miały oparcia a szczeliny między widzami przede mną dały możliwość zobaczenia aktorów.

      • 5 0

  • Napiszę po chłopsku bo elegancko napisali poprzednicy (1)

    Kupowałem bilet 04.11.2014 i jedyne które pozostały były na 2 piętrze, w sektorze C. Zapłaciłem 55zł za sztukę, a sztuki były dwie. Nie kupowałem biletów tańszych, nie chciałem oszczędzać. Po prostu takie bilety były dostępne. Byłem zadowolony, że mogę uczestniczyć w otwarciu ważnego dla miasta obiektu, że przyjechał Teatr Narodowy, że będzie przyjemny wieczór. Zaprosiłem koleżankę. Wszystko zapowiadało się znakomicie.
    12.11 przybyliśmy. Szatnia w kazamatach - ok, nie ma problemu. Wyprawa na górę w korytarzach szerokości 1m - ok. Obsługa rozprowadzająca ok. Wchodzimy na nasze piętro, siadamy, i widzimy 1/4 sceny. To nie jest K. ok!!! Wybraliśmy się do teatru, a nie na słuchowisko radiowe!!! Notabene mnóstwo ludzi narzekało, że słabo słyszy aktorów. Po prostu krew mnie zalała bo nie widziałem co mam zrobić co powiedzieć mojej towarzyszce. Większość ludzi zaczęła się przesiadać, kombinować, przeszkadzać sobie nawzajem. Poczułem się jak frajer, totalna zapchajdziura. Po prostu mnie oszukano że idę do teatru - a nie że na słuchowisko ze słabym nagłośnieniem. Dawno się tak nie wstydziłem.
    Dziękuję za to, że za 110zł poczułem się jak śmieć.
    W kawiarni tego obiektu wysokiej kultury rozrzucone katalogi IKEA czyli szczytu tanizny i powszechności. Na siedzeniach poduszki a'la ikea. O co tu chodzi?

    • 20 1

    • Poczułem się jak frajer,

      Chyba nas wszystkich wystrychnięto na dudka.

      • 4 0

  • Jak do tego doszło? Warto przeczytać tekst z 2009 r. Tomasza Korzeniowskiego (4)

    Szekspirowska fikcja za 80 mln

    Data dodania: 2009-05-25 22:20:56 Ostatnia aktualizacja: 2009-06-02 12:51:18 Tomasz Korzeniowski, Dziennik Bałtycki

    Od kilkunastu lat trójmiejskie media informują nas o inicjatywie odbudowy tzw. teatru "elżbietańskiego" nazywanego też "szekspirowskim". "Gazeta Wyborcza" z 23 grudnia 1991 roku poinformowała, że założona wówczas Fundacja Theatrum Gedanense za główny statutowy cel przyjęła odbudowę teatru w formie architektonicznej z początku XVII wieku, a przedsięwzięcie to stało się przedmiotem rozmowy prezydenta RP Lecha Wałęsy z królową brytyjską Elżbietą. W lipcu 1994 roku znany krytyk teatralny Andrzej Żurowski na łamach "Wiadomości Kulturalnych" relacjonuje przyjęcie dla kilkuset gości zorganizowane w St. James's Palace w Londynie przez patrona odbudowy teatru Karola Księcia Walii. Po raz kolejny padają tam publiczne zapewnienia, że celem przedsięwzięcia jest rekonstrukcja "unikatowej budowli teatralnej" uwiecznionej na rycinie Petera Willera z XVII w. Prezentowana jest jej makieta. Dwustu gości dokonuje wpłat na ten cel od 150 do 1000 funtów. Jeden z cytowanych Brytyjczyków związany z odtworzeniem w Londynie słynnego teatru Globe stwierdził "Posiadacie niewiarygodną historyczną dokumentację budowli. Nam brak dla Globe precyzyjnych przekazów z epoki". Autentyczne pozostałości gdańskiej budowli udało się odkryć archeologom w 2000 roku. Jak stwierdził w swojej analizie dr Marcin Gawlicki, budynek wzniesiony był na planie zbliżonym do kwadratu, a długość jego elewacji wynosiła ok. 20 m. I tak też miał być odbudowany. I oto, nieoczekiwanie w 2005 roku inicjatorzy przedsięwzięcia zmienili zdanie. Pomimo wielu lat informowania międzynarodowej opinii publicznej i zbierania funduszy na rekonstrukcję niewielkiej budowli, zorganizowano międzynarodowy konkurs architektoniczny.

    Co dziwniejsze, organizatorzy konkursu i Fundacja Theatrum Gedanense zrezygnowali z realizacji projektów, które zwyciężyły w rywalizacji. Wystąpili natomiast do prezesa Urzędu Zamówień Publicznych o zgodę na realizację projektu włoskiego architekta Renato Rizziego. Jego projekt musiał zostać wykluczony z konkursu za złamanie regulaminu i wielokrotne przekroczenie planowanych gabarytów przyszłego teatru. Tym jednak wzbudził zachwyt jurorów, którzy przyznali mu nagrodę specjalną. Nielegalność tej decyzji potwierdził wyrok Zespołu Arbitrów Urzędu Zamówień Publicznych z dnia 15 lutego 2005 r. Mimo wszystko Włochowi udzielono zamówienia z wolnej ręki. Tak więc po radykalnych zmianach projektowych, od 2005 roku nie można już mówić ani o odbudowie, ani o rekonstrukcji dawnego teatru "elżbietańskiego". Teraz władze wraz z fundacją chcą zbudować coś zupełnie innego, niż wcześniej oficjalnie planowano. Co ciekawe, większość ze znanych osobistości zaangażowanych w przedsięwzięcie nie zdaje sobie z tego sprawy. Przynajmniej tak to z boku wygląda. Dotychczas inwestycja uzasadniana była teorią filologa, prof. Jerzego Limona. Przed laty ogłosił on, że niewielki budynek gdańskiej Szkoły Fechtunku z ok. 1610 r. był w rzeczywistości pierwszym na terenie Polski teatrem publicznym. Tymczasem to nieprawda, a historyczne źródła wyraźnie temu przeczą. Zainteresowanych odsyłam do sfinansowanej przez Miasto Gdańsk oraz Urząd Marszałkowski publikacji naukowej Jerzego Mariana Michalaka ("Gdański Rocznik Kulturalny" nr 19, Gdańsk 2000) ujawniającej nieznane wcześniej dokumenty odkryte przez autora w Archiwum Państwowym w Gdańsku. Budowla znana z siedemnastowiecznej ryciny Petera Willera, uznawana za teatr publiczny z czasów Szekspira, w istocie została wniesiona od postaw w latach 1634-35, a więc 19 lat po śmierci słynnego dramaturga. Była to sala ćwiczeń szermierczych i dla takich celów ją zbudowano. Tak więc ogromna inwestycja budowlana za 80 mln zł, o nazwie Gdański Teatr Szekspirowski, po prostu nie ma uzasadnienia historycznego, nie mówiąc już o miejscu tej budowy. W obecnie zaprojektowanej, kolosalnej formie przyszły budynek naruszy wartości zabytkowe historycznego centrum Gdańska. Przede wszystkim zasłoni całkowicie cenne gdańskie zabytki. Zarówno przechodnie jak i turyści przejeżdżający ul. Podwale Przedmiejskie nie zobaczą już ważnej części sylwety Głównego Miasta. Zniknie ono za długą na 131 metrów ścianą z klinkieru.

    Bulwersujący jest fakt, że pozwolenie Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Gdańsku dotyczące tej inwestycji zostało wydane wbrew wytycznym wydanym przez ten sam urząd w 2004 r. Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego w zeszłorocznej decyzji z wymowną ostrożnością stwierdza, że planowane zamierzenie budowlane "nie pozostaje w rażącej sprzeczności" z wytycznymi konserwatorskimi. Tak więc sprzeczność z przepisami istnieje. Czy jednak rzeczywiście nie jest ona rażąca? Skalę tej sprzeczności dobitnie określają wspomniane wytyczne konserwatorskie, w których czytamy, że "nową architekturę poprzez właściwy dobór gabarytów (...) należy harmonijnie wtopić w zabytkową strukturę miasta" oraz że "należy dążyć - poprzez odpowiednie ukształtowanie bryły oraz linię zabudowy - do takiego ukształtowania budynku, aby nie spowodować zdominowania przez nią historycznego otoczenia". A przecież teatr Rizziego jest kilkunastokrotnie większy od którejkolwiek z sąsiadujących budowli Głównego Miasta. Złudzeń nie pozostawiają liczby. Wg obliczeń dr. Marcina Gawlickiego siedemnastowieczna Szkoła Fechtunku miała ok. 600 m kw. powierzchni. Kolos Rizziego jest ponad siedemnastokrotnie większy, gdyż ma 10 600 m kw. Jeśli teatr Rizziego musi koniecznie powstać w aktualnie forsowanej monstrualnej formie, to niech go budują z daleka od skarbu kultury, jakim jest zabytkowe centrum Gdańska. Muszę tu dodać, że nigdy nie proponowałem przeniesienia budynku Rizziego na Wyspę Spichrzów, gdzie miałby rzekomo lepiej wyglądać. Informacja taka opublikowana przez "Gazetę Wyborczą Trójmiasto" z 7-8 lutego 2009 r. jest nieprawdziwa. Rekonstrukcja spichlerzy na północnym cyplu wyspy jest konieczna choćby ze względów symbolicznych, a nadanie im funkcji kulturalnych będzie sukcesem miasta i regionu.

    Tomasz Korzeniowski jest prezesem gdańskiego oddziału Towarzystwa Opieki nad Zabytkami i konserwatorem zabytków w bazylice Mariackiej w Gdańsku. Deklaruje się jako przeciwnik budowy Gdańskiego Teatru Szekspirowskiego w takim kształcie, jak zamierza to zrobić Fundacja Theatrum Gedanense. Towarzystwo, którym kieruje, zaskarżyło decyzję wojewódzkiego konserwatora zabytków dopuszczającą budowę teatru, jednak w ostatni piątek Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie tę skargę oddalił. Wmurowanie kamienia węgielnego pod budowę gmachu ma się odbyć we wrześniu. Uświetni je widowisko Andrzeja Wajdy oparte na utworach Szekspira.

    Źródło: Dziennik Bałtycki, Tomasz Korzeniowski Szekspirowska fikcja za 80 mln

    • 10 0

    • Ja sprawę widzę nieco inaczej

      Wszystko co teraz mamy, jest dziełem prof. Limona.
      Ma fioła na punkcie Szekspira i tyle, dla jednych to pozytyw dla innych nie, typowy objaw jak gust.
      Okazała się skuteczny w swej wizji i tu nie ma żadnej dyskusji.
      Jest jednak coś co należy rozpatrywać w innej kwestii, nie moralności czy finansów a kłamstwa.
      Jakby nie patrzeć na całość od początku do finalnego otwarcia teatru, cały czas kłamstwo, fałsz i mistyfikacje towarzyszą temu tworowi.
      Mistyfikacją było tworzenie legendy o grupie teatralnej z ekipy Szekspira będącej w Gdańsku a zwłaszcza o ich tutejszych występach. Fałszem było posługiwanie się dla urealnienia legendy, podawaniem że przedstawienia odbywały sie w Sali Fechtunku. Fałsz tu polegał na tym, raz iz Salę fechtunku wybudowano w 20 lat po śmierci Szekspira i 30 lat po rzekomej wizycie angielskiej trupy teatralnej, dwa że Sal tego typu było więcej a ta rzekoma mieściła się przy ul. Zbytki a więc w sumie niedaleko miejsca teatru ale po drugiej stronie i był to obiekt mniejszy niż ten uwieczniony na rycinie Willera, tak chętnie pokazywany na ulotkach związanych z budową teatru.
      Kłamstwem natomiast można nazwać same już działania wokół spraw związanych z projektem teatru. Kłamstwem i manipulacja było dopuszczenie, nawet poza konkursem projektu Rizziego i danie mu choć poza konkursem, nagrody specjalnej. Kłamstwem było samo określenie warunków, gdyż te przypomnę były ściśle związane z miejscem gdzie teatr miał powstać. Innymi słowy działka przekazana w gestię Theatrum Gedanensis miał ściśle określoną wielkość i właśnie to ograniczało wielkość nadesłanych projektów.
      Jako jedyny tego warunku nie spełnił Renato Rizzi, gdyż jego projekt wykraczał poza teren działki i zajmował obszary i tereny nie należące do Fundacji prof. Limona. By teatr ten mógł w ogóle powstać, zostały specjalnie dla niego zmienione plany miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego, by spełnić fanaberię Limona i Rizziego. Kłamstwem zatem były późniejsze wystąpienia prasowe p. Limona, który dopuściwszy się unieważnienia konkursu, oskarżał wszystkich z p. Korzeniowskim na czele o utrudnianie powstania tego wiekopomnego dzieła. Trzeba tu tez podkreślić współsprawstwo istnenia obecnego budynku, wobec obecnego prezydenta miasta, bowiem gdyby nie jego wstawiennictwo za projektem Rizziego który określił następującymi słowami - Ten projekt mnie emocjonuje, a nawet podnieca - powiedział Adamowicz. - Jest celny, piękny i współgra z przeszłością Gdańska. (za gazeta.trojmiasto z dn 11.02.2005) . Gdyby zatem nie zaangażowanie Adamowicza, najpewniej realizowany byłby projekt jednej z dwu pracowni które rzeczywiście wygrały konkurs.

      • 10 0

    • Istotnym dla powyższego artykułu jest odpowiedź prof. Limona, bo powtarza ona kłamstwa jakie od początku towarzyszyły (1)

      Prof. Jerzy Limon: fakty, donosy i przekłamania o Teatrze Szekspirowskim.
      - Projekt teatru szekspirowskiego w Gdańsku stał się przedmiotem bezpardonowych ataków ze strony niewielkiej grupy ludzi. Poziom tych ataków nie pozwalał na podjęcie merytorycznej dyskusji, a podjęte przeze mnie próby porozumienia spełzły na niczym, gdyż zostały niecnie wykorzystane jako okazja do kolejnego pokazania się w mediach. Miara przebrała się jednak, kiedy nasi adwersarze zaczęli torpedować projekt podczas procedur administracyjnych, podając nieprawdziwe informacje do Ministerstwa, a także, ostatnio, w sądzie administracyjnym. Pomimo przegranej rozprawy sądowej nadal w błąd wprowadzają opinię publiczną. Dlatego postanowiłem skorzystać z zaproszenia "Polski Dziennika Bałtyckiego" i naświetlić tło całej sprawy.

      Fakty

      Niezwykły rozdział w dziejach kultury Gdańska zaczyna się ok. 1600 r., kiedy zawitali tu po raz pierwszy aktorzy angielscy. To właśnie Anglicy przez ponad pół wieku nadawali ton życiu teatralnemu w Gdańsku. Jeszcze za życia Szekspira grano tu jego sztuki. W sumie mamy 25 udokumentowanych wizyt. Ok. 1611 r., dowiadujemy się, że aktorzy występowali w gdańskiej Szkole Fechtunku. I od tego czasu regularnie tam występują. Najważniejsze źródło ikonograficzne to rycina Petera Willera z ok. 1660 r. Z innych dokumentów dowiadujemy się, że Szkołę rozebrano i w tym samym miejscu w 1741 r. wzniesiono nowy, znacznie większy teatr, zwany Komoedienhaus, który odnaleźć można na wielu późniejszych mapach. Rozebrano go na pocz. XIX w., a okolicę szczelnie zabudowano; tuż obok postawiono synagogę, a także jakąś fabryczkę, widoczną na zdjęciu lotniczym sprzed wojny. Jerzy Michalak opublikował dokumenty świadczące o tym, że obiekt widoczny na rycinie Willera powstał w 1635 r., a jego architektem był słynny Jacob van dem Block (interpretacja owych źródeł przez Michalaka budzi jednak wiele obiekcji). Znaczyć by to mogło, że pierwsza Szkoła Fechtunku z 1611 nie musiała koniecznie stać w tym samym miejscu. Choć mogła. W każdym razie Anglicy, również i po1635 r., praktycznie w każdej suplice proszą o zgodę na występy właśnie w Szkole Fechtunku, czyli tej widocznej na rycinie Willera. Nie ulega zatem najmniejszej wątpliwości, że obszar za murami Głównego Miasta przez blisko dwieście lat związany był z działalnością teatralną, a od samego początku ważną rolę odegrali w nim aktorzy angielscy. Do tej tradycji nawiązujemy.
      W 1991 r. powstała Fundacja Theatrum Gedanense, która za cel postawiła sobie budowę teatru w historycznym miejscu, dziś mocno zaniedbanym (dawna zabudowa zniknęła pod bombami w 1945). W ciągu lat działalności udało się pozyskać przychylność władz, a co najważniejsze - mieszkańców. Od 1993 r. Fundacja zaczęła organizować Gdańskie Dni Szekspirowskie, przekształcone później w Festiwal. W ciągu 12 edycji pokazano dotąd ponad sto inscenizacji z kilkudziesięciu krajów. Inicjatywę budowy teatru popiera nie tylko środowisko artystyczne, ale i naukowe, w tym i wiele ogólnopolskich towarzystw, oraz - najważniejsze - młodzież (w działaniach edukacyjnych każdego roku bierze udział kilka tysięcy młodych ludzi). Wzbudza ogromne zainteresowanie w kraju i za granicą. Stanowi znakomitą wizytówkę miasta.
      W 2004 r. ogłosiliśmy międzynarodowy konkurs architektoniczny. Zgłosiło się kilkadziesiąt zespołów z wielu krajów. Do jury zaprosiliśmy wybitnych twórców z kraju i zagranicy, w tym Andrzeja Wajdę i Gaetano Pesce. Ekspertyzę konserwatorską zapewnił dr Marcin Gawlicki, doświadczony, wieloletni Konserwator Wojewódzki w Gdańsku (odkrywca fundamentów teatru!). Jury było jednomyślne: za najbardziej oryginalny, ba, wybitny w skali światowej, uznano projekt autorstwa prof. Renato Rizziego z Wenecji. Jest to przykład nowego podejścia do "rekonstrukcji": Rizzi zaprojektował rodzaj architektonicznej "szkatuły" na precjoza, z otwieranym wiekiem (czyli dachem), pod którym umieścił "skarb" - drewniany, delikatny teatr w tradycji XVII wieku. Projekt jednych zachwyca, innych mniej; jeszcze inni go krytykują. Jak zawsze, gdy mamy do czynienia z dziełem nietuzinkowym, wykraczającym poza szablony myślowe i estetyczne.

      Donosy i przekłamania

      Po zakończeniu konkursu wszczęliśmy dalsze procedury administracyjne. Miasto dodało nam gruntu (ze znaczną bonifikatą), zmieniono także plan zagospodarowania przestrzennego, uzgodniony z Konserwatorem Wojewódzkim i wyłożony do publicznego oglądu. Każdy mógł się z nim zapoznać i zgłosić swoje uwagi, a nawet protesty. Nikt nie zaprotestował, a był czas ku temu, więc - po odbyciu wielu publicznych prezentacji i dyskusji - ruszyliśmy dalej z pracami projektowymi. Warto też podkreślić, że od początku nie nastawialiśmy się na wierną rekonstrukcję: w drewnianym teatrze bez zaplecza technicznego, sanitarnego, świateł i techniki, bez garderób itd. nikt nie chciałby grać, nie mówiąc już o tym, że z konieczności byłby to teatr sezonowy. Dzisiejszy teatr to bardzo skomplikowana budowla, tym bardziej, że oprócz sceny elżbietańskiej będzie w nim także scena włoska, tzw. pudełkowa oraz scena "centralna", którą widzowie otaczają ze wszystkich stron. Takiego teatru nie ma nigdzie na świecie, zarówno pod względem niezwykłej genezy, jak i nadanego mu kształtu architektonicznego i rozwiązania funkcjonalnego. Miasto będzie z niego dumne. Będzie ważnym centrum działań artystycznych i edukacyjnych. Wielką atrakcją turystyczną, a jednym z magnesów bez wątpienia będzie otwierany dach.
      Gotowy projekt budowlany uzyskał tzw. uzgodnienie z Konserwatorem Wojewódzkim. I wtedy w jego urzędzie zarejestrował się jako strona w procedurze administracyjnej Gdański Oddział Towarzystwa Opieki nad Zabytkami, który od tej pory stara się storpedować naszą inicjatywę, a naszym głównym prześladowcą stał się jego prezes, mgr Tomasz Korzeniowski. Jego zarzuty sprowadzić można do tego, że nasz teatr jest gabarytowo za duży i zasłaniać będzie fragment murów. Przypomnę: projekt został wykonany po zatwierdzeniu planu zagospodarowania przestrzennego, a Konserwator Wojewódzki nie stwierdził żadnych naruszeń gabarytowych czy innych. Skargę do Ministerstwa Kultury odrzucono jako bezzasadną. Skargę do Sądu Administracyjnego też odrzucono. Gabaryty teatru nie wynikają z kaprysu architekta, lecz z wymogów technicznych i funkcjonalnych teatru. Natomiast Szkoła Fechtunku, o wymiarach całkowicie zgodnych z historycznymi, jest umieszczona wewnątrz architektonicznej "szkatuły".
      W tym czasie pan Korzeniowski usiłuje stworzyć front społeczny i medialny, który wspomógłby go w działaniach. Na próżno: z autorytetów naukowych chyba nikt go nie poparł, a do nagonki dołączył tylko "Nasz Dziennik" i tygodnik "Nie". Ale opinia publiczna jest stale wprowadzana w błąd. Nie dowie się od pana Korzeniowskiego, że jest właścicielem firmy konserwatorskiej, która oferuje swoje usługi inwestorom. A jest to sytuacja z gruntu dwuznaczna. Dzięki atakom na teatr, pojawia się w mediach (wg naszych obliczeń blisko 30 razy!). Gra rolę bojownika o dobro miasta. Sieje strach, podważa kompetencje urzędników i włodarzy miasta, co rusz składa donosy w prokuraturze.
      W 2008 r. powstała instytucja kultury, Gdański Teatr Szekspirowski, wspierana przez oba samorządy. Wygraliśmy konkurs na dofinansowanie europejskie (ponad 50 mln!), archeolodzy kończą badania, architekci projekt wykonawczy, Andrzej Wajda z setką swoich aktorów szykuje wielkie wydarzenie szekspirowskie na Długim Targu w dniu wmurowania kamienia węgielnego, otworzyliśmy Teatr w Oknie, Festiwal Szekspirowski rośnie z roku na rok, ruszyły nowe programy edukacyjne dla nauczycieli i młodzieży. Nasz prześladowca czasu nie marnuje. Nie wystarcza mu, że zaskarżył nas do Ministerstwa, a potem podał Ministerstwo do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego, pisze jeszcze donosy, w tym także osobiście do członków komitetu obradującego w Gdańsku w sprawie wpisania niektórych obiektów na listę UNESCO. Bardzo chciał wziąć udział w obradach, ale go nie dopuszczono; pozostały więc tylko donosy na nas, na urzędników i na władze Gdańska. Sporządził ilustracje - fotomontaże, które przesyła do mediów, do Ministerstwa, a nawet do sądu. Jak wykazała specjalistyczna ekspertyza, jest to niezdarna, a przy tym tendencyjna ikonograficzna manipulacja: dla uzyskania pożądanego efektu podniósł nasz teatr o ok. osiem metrów nad ziemię, by pokazać, jak bardzo zasłania zrekonstruowane po wojnie mury. W skardze przesłanej do Ministerstwa, a potem, po jej odrzuceniu, do sądu (WSA) w Warszawie, podaje fałszywe dane dotyczące lokalizacji teatru i jego gabarytów. Pisze, m.in., że teatr jest oddalony o sześć metrów od murów, podczas gdy metrów jest - bagatela - trzydzieści (powstanie tam ulica, chodniki, każdy może do woli podziwiać mury, a także - z tarasów teatru - panoramę Gdańska).

      Przyszłość

      Wśród osób tworzących wspomniany komitet jest prof. dr hab. Aleksander Bohm, najwyższej klasy specjalista od architektury krajobrazu. To również do niego Korzeniowski składa donos, licząc na poparcie niepodważalnego autorytetu. Tak się składa, że Profesor jest autorem ekspertyzy dotyczącej tego wszystkiego, o co się nas oskarża. W rzeczowym, naukowym wywodzie prof. Bohm zbija po kolei wszystkie punkty skargi Korzeniowskiego, po czym stwierdza jednoznacznie, że nie ma ona żadnych podstaw merytorycznych, a nasz projekt to "propozycja udana z punktu widzenia wartości krajobrazu kulturowego". Osobna ekspertyza udowadnia przekłamania ilustracji spreparowanej przez Korzeniowskiego. Zarzuty natury prawnej Sąd odrzucił jako bezzasadne. Ale nasz prześladowca nie daje za wygraną. Pisze kolejne donosy i pomówienia. A my robimy swoje. Bo Gdańska przywłaszczać nie można

      Za Nasze Miasto z dn 27.05.2009

      • 0 2

      • Generalnie prof. Limon posługuje się argumentami w typie - a U Was biją Murzynów.

        • 1 0

    • TEATR SZEKSPIROWSKI

      Od dnia 8 Listopada 2014 roku , kiedy na własne oczy zobaczyłam TO CUDO - Teatr Szekspirowski w Gdańsku nie mogę się pozbierać ze ZŁOŚCI . Tyle zabytkowych obiektów kultury materialnej czeka w Gdańsku na RATOWANIE , a na ZESZPECENIE MIASTA wydaje się miliony ! Mam propozycje do WŁADZ - sprowadzić z USA fachowców , którzy za następne miliony , bezkolizyjnie , dynamitem usuną TEN OBIEKT , NIKOMU I NICZEMU NIE SŁUŻY . Ciesze się , że zamieszczono tekst Pana Tomasza Korzeniowskiego , może " po nitce do kłębka " zostanie wyjaśniona ZAGADKA ?

      • 4 0

  • miejsca

    miejsca na widowni mają dużo do zyczenia. Bardzo słaba widoczność, gimnastyka między barierkami i słupkami. Z tych miejs przy scianach bocznych zero widoczności. No i twardo, tylko ostatni rząd z mozliwiością oparcia się o ścianę. Po spektaktu byłam nieźle połamana

    • 8 0

  • He, he, he

    " W odpowiedzi na Pani uwagi chciałabym poinformować, że wszystkie oznaczenia w budynku GTS są dziełem naszego architekta i zostały w całości przez niego zaakceptowane."

    To chyba normalne, że ktoś akceptuje swoje własne pomysły. Zleceniodawca powinien ostatecznie zaakceptować lub odrzucić pomysły architekta. Wychodzi na to, że ten architekt mógł sobie wymyślić cokolwiek a dyrektorstwo GTS nie miało by nic przeciwko.

    • 9 0

  • ale to nie chodziło

    o funkcjonalność ale żeby wydać kasę, publiczność kosztuje do każdego przedstawienia trzeba dopłacać ,a utrzymanie przez jakś czas budynku da się ścierpieć ,a potem zrobi się tam centrum innowacyjnej hodowli pieczarek ( to po to ten otwierany dach). Zbyt na pieczarki gwarantowany bez dotacji , a na spektakle bez dotacji ilu chętnych będzie?

    • 3 0

alert Portal trojmiasto.pl nie ponosi odpowiedzialności za treść opinii.

Najczęściej czytane